Przeżyliśmy kolejny polityczny szczyt, w którego centrum, na chwilę znalazła się Warszawa. Prezydent Obama odleciał na kolejny szczyt…
Będziemy teraz prowadzić długie i gorące spory na temat: – co dał nam ten szczyt, a co dało to intensywne szczytowanie całej Europie i Ameryce.
Oto mój wkład w dyskusję w postaci wspomnień podobnego szczytowania sprzed 2 lat …
Intensywne szczytowanie
Prezydent USA w ciągu tygodniowej wizyty zaliczył dwa szczyty i odwiedził jeszcze inne kraje w tym Monarchię Brytyjską. To wielka sztuka. Jego dyplomacja potrafiła zgromadzić w jednym miejscu tak wielu przywódców, tylu aż państw, że może to przejść do historii jako Szczyt Szczytów. Mało wiem o efektach spotkanie w ramach G-8. Tam była elita świata całego i to, co w istocie uzgodniła, a co podała do publicznej wiadomości, to w dużej mierze sfera domysłów i różnych kalkulacji. Nasz szczyt natomiast był nagłośniony w stosunku odwrotnie proporcjonalnym do efektów, jakie miał przynieść. Chyba był jednak sporym sukcesem skoro wszyscy lub prawie wszyscy uczestnicy spotkania na naszym, warszawskim szczycie wywieźli z niego coś dla siebie. To przecież miłe spotkać Wuja Sama, który pięknie się uśmiecha, mówi bardzo poprawnymi formułkami, wskazuje wspólne kierunki działań i obiecuje wspierać. No i można sobie z nim zrobić ważne zdjęcie. Jedynie L. Wałęsa nie chciał takiego zdjęcia mimo, że zna wartość takiej fotografii. Sam przecież nominował kiedyś posłów i senatorów do kontraktowego Sejmu poprzez zrobienie sobie zdjęcia z kandydatem. To wystarczyło, aby wygrać wybory. Czy teraz wystarczy??? Wtedy jeszcze jedno zdjęcie robiło zawrotną karierę. Było to zdjęcie sławnego kowboja, który zamiast gwiazdy szeryfa miał wpięty w kamizelkę znak Solidarności. Teraz nawet J. Kaczyński będzie operował zdjęciem, na którym podaje rękę Prezydentowi RP. Cały świat widział ten cud mniemany. Mniemany, bo już w parę godzin po zdarzeniu odwołany słowami:To była wyjątkowa sytuacja…
Teraz mamy festiwal wypowiedzi, ocen, kalkulacji, domysłów, błędów i gaf z kraju i ze świata. Warto się wsłuchiwać w te wypowiedzi i warto zapamiętać biegunowo różne oceny oraz źródła, skąd pochodzą. Kampania wyborcza się rozkręca i będziemy jeszcze świadkami wielu wypowiedzi i zachowań burzących obraz tworzony w czasie tej wizyty.
Co by jednak nie powiedziano, to my, Polacy musimy wciąż mieć na względzie to dzięki komu jesteśmy w NATO, a później w Unii Europejskiej. To nie są odległe historycznie wydarzenia, a pamięć już zawodzi wielu z nas. I to nie tylko polityków mających we wszystkim na zimno skalkulowany interes polityczny, ale również zwykłych obywateli, których jakoś nie było widać na trasach przejazdu dostojnego gościa. Znormalniało nam wszystko, nawet nasza wolność zabezpieczona art. 5 Traktatu Waszyngtońskiego, który głosi, co następuje:
Strony zgadzają się, że zbrojna napaść na jedną lub więcej z nich w Europie lub Ameryce Północnej będzie uznana za napaść przeciwko nim wszystkim i dlatego zgadzają się, że jeżeli taka zbrojna napaść nastąpi, to każda z nich, w ramach wykonywania prawa do indywidualnej lub zbiorowej samoobrony, uznanego na mocy artykułu 51 Karty Narodów Zjednoczonych, udzieli pomocy Stronie lub Stronom napadniętym, podejmując niezwłocznie, samodzielnie jak i w porozumieniu z innymi Stronami, działania, jakie uzna za konieczne, łącznie z użyciem siły zbrojnej, w celu przywrócenia i utrzymania bezpieczeństwa obszaru północnoatlantyckiego.
Chcielibyśmy zarabiać na tym uczestnictwie przynajmniej na zasadzie sfinansowania przez USA naszego udziału w operacjach zbrojnych, w których uczestniczymy jako część składowa wojsk NATO. Kandydat do władzy wciąż tupie nóżką i wygłasza teorie o równości i partnerstwie opartym jedynie na… „tupaniu nóżką i twardych żądaniach”, z którymi muszą się liczyć wielcy tego świata. Bo jak nie, to… No właśnie. To co wtedy?
Jesteśmy mimo postępu w różnych dziedzinach wciąż w sytuacji ubogiego krewnego, który zaproszony na przyjęcie sam sobie wyznacza skromne miejsce w końcu stołu i raczej nie nadaje tonu, bo wie, że lepiej się nie wyrywać, aby nie skupiać na sobie uwagi. Ubogi krewny korzysta z dobrodziejstw uczestnictwa w gremiach decyzyjnych wspaniałej rodziny, ale na znanych i akceptowanych przecież dwustronnie warunkach. My jesteśmy w tej rodzinie. Staramy się realizować przyjęte na siebie zadania, ale wciąż gdzieś tłucze się ten partykularny interes. Co my z tego będziemy mieli? Turcy dostają ogromną forsę, Rosja pomaga w wojnie prowadzonej w trudnym rejonie Afganistanu więc też coś z tego ma, a my?
Kupiliśmy od nich F-16 na fatalnych warunkach i do tego oszukali nas na offsecie. Mieli instalować tarczę antyrakietową, to wykręcili się sianem, a teraz coś mgliście obiecują za kilka lat dopiero…
I tak się toczy debata, którą nasz niedawny gość dokładnie zna, bo ma przedkładane w raportach z białego wywiadu dokładne sprawozdania o tym, co się dzieje w najbardziej nawet zaprzyjaźnionych państwach świata. Ma przy tym globalne plany i cele globalne, w których dopiero widać naszą wielkość i znaczenie w grze, jaka się toczy o dominację w świecie. Ma wreszcie swoje wewnętrzne problemy, przy których nasze wskaźniki zadłużenia, deficytu handlowego czy budżetowego to jego marzenie następnej (chyba) dekady. Czy to będzie jeszcze za jego panowania?
Polskie przysłowie przypominało: Znaj swoje miejsce w szeregu… Znaj proporcjum mocium panie… Gdy konia kują, to żaba nie powinna nogi podstawiać… Ja wciąż uznaję ich mądrość i słuszność. Czy jestem wyjątkiem?
Na koniec słowa naszego wieszcza. Oceńcie sami, czy nadal słuszne?
Cząstka Narodu zawsze musi być pod bronią
Bez niej swoi, czy obcy z domu cię wygonią.
Kto sarkał na wojsko, i na nie nie płacił,
Utraciwszy wszystko, Ojczyznę utracił.
Z kim więc mamy po drodze? Komu podporządkujemy swoje wojsko i jego potencjał wsparty potencjałem naszego państwa?
Dobrze jest przyjaciół poszukiwać wśród sąsiadów, a wroga trzymać daleko od granic, ale ta akurat mądrość dotychczas nie sprawdzała się w naszym geostrategicznym położeniu.