Dzień Kota. Kolejny dzień wielkiej kumulacji świąt

Dzisiaj uświadomiłem sobie, gdy usłyszałem w radio, że …17 lutego mamy kolejne święto, a mianowicie Dzień Kota. Co ma wspólnego święto sympatycznego skądinąd futrzaka z minionymi świętami Walentynki, Dzień Singla? Ano ma i to sporo.
 Dzień Singla w życiu kotów znaczy wiele, bo jak wiadomo:
Najszczęśliwszym zwierzęciem na ziemi jest… kot w mieszkaniu singielki.
Nawet kartka dla singli, przy pomocy której sygnalizowałem na Fb ich święto przedstawiała młodego kotka z dopiskiem: Kto mnie przytuli… 
Nie, ja nie jestem singlem, ale też mam kota na punkcje kota… jak śpiewa radośnie pewna pani: https://www.youtube.com/watch?v=TysnLQegEag

Moja była kota, to kocica, która była z nami od 1998 roku, a więc była bardzo wiekowa jak na kota. Wydała na świat i odchowała całkiem spore stadko kociąt, na których zdjęcia jeszcze natrafiam przy przeglądaniu rodzinnych zdjęć. Do końca była całkiem sprawna, no może z wyjątkiem jedzenia, bo nie mając zębów nie mogła jadać suchej karmy, a z nieznanych nam powodów odstępowała od ulubionych dawniej dań pochodzących z pewnej firmy. Nie gustuje też w wędlinie, krojonej specjalnie dla niej w drobniutką kosteczkę. Mieliśmy więc niejaki problem z odżywianiem staruszki. Kiedyś znalazłem w Onet informację o pewnej Włoszce, która dożyła słusznego wieku 115 lat i przypisuje to diecie, na którą składają się surowe jaja i na…oddaleniu od siebie mężczyzn. Jeśli to ma było skuteczne wobec ludzi, to może i ja próbowałem tego na kotce. Od kawalerów sama stroniła, a surowe jajka? Nie zadziałały. Kotka była członkiem naszej rodziny. Oto co pisałem o niej w 2008 roku:

„Mamy 10-letnią kotkę, która uwzględniając przelicznik 1:7 jest prawie naszą rówieśnicą. To zwierzątko z gatunku wielogatunkowych dachowców, ale nie jest zwykłą kocicą. Towarzyszy nam od kocięcia i wydała na świat już zastępy kotów, zawsze bardzo troskliwie się nimi opiekując. Bardzo przywiązana do domu i… do mnie. Zawsze towarzyszyła mi w pracach wokół domu cierpliwie czekając, aż skończę i prowadziła mnie wtedy do mieszkania idąc przodem z wertykalnie podniesionym ogonem, którego koniuszek zaginał się w swojej końcówce. W domu układała się w pobliżu lub wprost na mnie. Na kolanach, gdy siedziałem; lub na piersiach, gdy leżałem. Masowała mnie wtedy łapkami mrucząc przy tym zawzięcie. Lubiła też miziać się ocierając swój łebek o moją brodę, jakby szczotkując sierść na swojej główce. Te zachowania znają wszyscy, którzy przez te 10 lat bywali w naszym domu. Moja żona bywała niekiedy nawet zazdrosna o te przejawy naszych kontaktów z kotką. Otóż ta ulubienica zachorowała, tak jak to się zdarza ludziom, na nowotwór. Lekarz zawyrokował potrzebę wykonania mastektomii całego lewego pasa sutków. Termin operacji – 31.12.2008 r. w Sylwestra właśnie. Przeżywaliśmy z żoną tę nowinę odnosząc skojarzenia do mojej, lipcowej operacji onkologicznej. Zwierzątko też jakby przeżywało coś, co wisiało nad nią w powietrzu. Budziła mnie wielokrotnie w nocy domagając się jedzenia, którego nie mogłem jej podać, aby była przygotowana do operacji. Samo budzenie to też osobliwość, bowiem w tym celu wykonuje każdorazowo coś jakby ostrzenie pazurków o dywan i czeka aż wstanę. Gdy się podnoszę, ona zmierza przodem do kuchni, gdzie rozstrzyga się przyczyna budzenia. Staje przy drzwiach, gdy chce wyjść na zewnątrz lub siada przed swoimi miseczkami, gdy chce papu. To taka forma komunikacji niewerbalnej, która działa doskonale.
Pamiętam o tym, że porze wyjazdu jakby przeczuwając, schroniła się na swoje ulubione miejsce na ciepłym piecu kaflowym. Zabrałem ją stamtąd zdecydowanym ruchem i włożyłem do przenośnego kojca. Nie protestowała. Podobnie było u lekarza. Gładziłem ją czekając, aż zacznie działać środek znieczulający. Po 10 minutach już spała. Lekarz wprowadził wenflon do przedniej łapki, wykonał prześwietlenie i kazał przyjechać po jej odbiór po pięciu godzinach. Gdy nadszedł czas, pojechałem. Wybudzona, w stosownym opatrunku – wdzianku, chodziła po mieszkaniu zataczając się od podanych leków znieczulających
i czegoś tam jeszcze. Chodziliśmy za nią rozumiejąc w jakim jest stanie.
Całość tamtej opowieści wraz z jej zdjęciem jest pod tym adresem: https://tatulowe.wordpress.com/2008/12/31/moj-sylwester-2008/      
Czy ja miałem kota na punkcie kota?

Triada przedłużonego weekendu

Od rana obserwuję krążącego w Fb mema pod nazwą Wielka kumulacja. Treść przypomina o wielkiej kumulacji ulubionych dni silnej i niezależnej kobiety. Składa się na nią:
– Tłusty czwartek
– piątek 13 -tego
– walentynki, a wszystko umieszczone na tle rysunku silnej kobiety – pokazującej coś, jakby gest Kozakiewicza. Gdy się zastanowić nad tym przesłaniem, to należałoby dodać do ogarnięcia przez silną i niezależną kobietę jeszcze środę, jako dzień chorych. Ciekawa koincydencja, nieprawdaż? Dzień Chorych jest dobrą okazją do zastanowienia się nad zdrowiem i przyczynami jego pogarszania, nad znaczeniem diety, ruchu i bezruchu, nad wpływem stresu, ale również relaksu na naszą kondycję, nie tylko fizyczną zresztą.

W tym samym czasie silna i niezależna kobieta dbając o zachowanie tradycji – wiadomo tradycja to rzecz święta – przygotowuje dla domowników i do racy coś specjalnego na tłusty czwartek. Faworki, czy pączusie? A może by oponki? Nic nie pomoże wczorajsza refleksja nad zdrowiem, bo zdrowy, czy chory, to jednakowo coś słodkiego potrzebuje. Przecież to Tłusty Czwartek. Jeśli praca, czy inne obowiązki nie pozwalają na samodzielne przygotowanie przysmaków, to przecież każdy spożywczak ma w tym dniu szeroką ofertę tych specjałów i można zakupić dowolną ilość. Zewsząd dobiegają sygnały pobudzające apetyt oraz równolegle podsuwane są przepisy na doskonałe, nie tuczące, lekkostrawne, bo pieczone zamiast smażonych w paskudnym tłuszczu itd. itp. Wieczorem wszyscy (prawie) dyszymy z przejedzenia, a na półmiskach mamy jeszcze zapasik na następny dzień, na równie specjalny dzień z naszej kumulacyjnej triady. Gazety spieszą z poradą na temat ile można zjeść i ile trzeba później biegać, aby to spalić. Wieczorem przeczytałem w Onetowym wydaniu GW informację na temat: – Ile pączków można zjeść w tłusty czwartek, żeby nie nadszarpnąć swojego zdrowia? Najlepiej wcale albo, no, góra jednego. Chyba że …stuknęło nam 75 lat. Wtedy – ponoć – możemy objadać się nimi bezkarnie. Zrezygnowałem z dalszego czytania, jako że zjadłem sporo więcej niż jednego pączka i jeszcze brakuje mi parę lat do granicy wieku zwalniającej z zakazu. Piątek, to tradycyjnie kultywowane ograniczenie w spożywaniu mięsa, a więc i okazja do skorygowania bilansu energetycznego. Mocne postanowienie szybkiego zrzucenia nadmiaru wchłoniętych w przeddzień kalorii byłoby jeszcze bardziej efektywne gdyby ruszyć na dłuższe spacery, nordic walking, czy zastosować inne formy aktywności, ale… Właśnie , to nie jest zwyczajny piątek. To trzynasty dzień miesiąca i piątek zarazem. Jak tu wyjść z domu? A jak mi się coś stanie, gdy krzywo postawię stopę? Gdy ktoś na mnie wpadnie?

Ja tam nie wiem, czy wierzyć, czy nie wierzyć w pecha, ale ponieważ urodziłem się trzynastego lipca – na szczęście były to już pierwsze godziny soboty, to mam w tym kierunku jakieś skrzywienie i dość często zdarzało mi się zapisywać sporo rzeczy na konto tego, że jestem pechowcem. Aby znaleźć jakieś wyjaśnienie sprawy poszukałem nieco w Internecie i pod hasłem pechowa trzynastka – piątek znalazłem taki 6–cio minutowy film https://www.youtube.com/watch?v=A6SarvZxPeM – Zrozumiałem, że nie ma się czego obawiać i mogę spokojnie pominąć ryzyko dręczącego mnie pecha. Poza tym nie popełnię grzechu bałwochwalstwa, które jak sprawdziłem ma wśród ludzi przerażające rozmiary. Jakoś przetrzymamy piąteczek, a w sobotę…Od samego rana przystępujemy do realizacji miłego i zadomowionego już nad Wisłą obyczaju prawienia sobie komplementów, wyznawania uczuć, obdarowywania się serduszkami, karteczkami, słodyczkami … http://tatulowe.blog.onet.pl/2014/02/11/kocham-cie-i-love-you-ich-liebe-dich-te-quiero-te-amo-ja-lublu-tebia/

Niedziela będzie już normalna, jak każda leniwa niedziela

Jeden problem – zdjęcia dwa

Przeglądając rankiem nowości udostępnione na Fb natrafiłem na dopiero co wklejone zdjęcie, któremu nadałem numer 1. Ponieważ nie udaje mi się go tu zamieścić, to je opiszę. Oto uśmiechnięta para młodych ludzi, a w tle pytanie:
– Dlaczego tak dobrze układa ci się z żoną?
–  Po prostu ożeniłem się z najlepszą przyjaciółką – brzmiała odpowiedź Czytaj dalej

Bo blogowanie, to jest takie cóś…

I LOVE BlogPamiętacie taką reklamę? Przechodzi do domu zaaferowana pani domu i  mówi do męża: – Wiesz udało mi się tanio kupić, załatwić to, czy tamto, a przez to zaoszczędziłam tyle to, a tyle… Na to mąż: – A ile z tego przyrosło ci na koncie, kochanie? No i tu już pora na fachowca, który pojawia się we właściwym momencie z gotową interpretacją zdarzenia wskazując przy okazji 😉 gdzie to konto trzeba założyć, aby nam przyrosło. Teraz jakoś mniej pokazują ten spot, ale ja mam go gdzieś w tyle głowy zwłaszcza gdy chwalę się żonie: Wiesz, że ten ostatni tekst z bloga znalazł się wysoko w rankingu blog.pl w kategorii Społeczeństwo. Żona przyjmuje takie komunikaty z marsową miną i chyba tylko przez delikatność nie werbalizuje widocznego w oczach pytania: – Biedaku, siedzisz nad tym blogiem przez całe godziny i co ty, tak naprawdę z tego masz? Ona jednak nie pyta, a przez to ja nie mam okazji do krytycznej odpowiedzi. Mija stan podekscytowania, bo ta wysoka lokata w rankingu utrzymuje się przez kilkanaście godzin, w czasie których okazuje się, że wcale nie zwiększyła się liczba czytelników, ani komentatorów, a następnego dnia rankiem już mnie tam nie ma. Reguła głosi: Nie napiszesz nowego i dobrego tekstu, to wypadasz z wszelkich rankingów. Napiszesz, to historia jedynie może się powtórzyć, a pytanie pozostanie bez odpowiedzi: A co ty tak naprawdę z tego masz??? Już wielokrotnie stawałem przed takim pytaniem z gotową odpowiedzią. Nawet pisałem o tym tu, na blogu. I co to zmieniło? Nic, lub prawie nic. Dzisiaj napotkałem w blogosferze na podobne dywagacje. Przeczytacie?http://harmonyinlife.blog.pl/2014/09/17/bo-blogowanie-jest-modne/
Cytuję fragmenty tego tekstu, aby przybliżyć moim czytelnikom inny punkt widzenia, z którym się zgadzam: Autorka pisze bo lubi to robić, bo:… To taki mój świat, mój dom. Urządzam go po mojemu, tu wkładam moje serce oraz myśli kiedy jestem szczęśliwa, jest mi źle, smutno czy jestem zła. Kiedy piszę szczelnie zamykam się w moim harmonijnym świecie pełnym słów, zdań i obrazów. Ponieważ jestem spontaniczna moje wpisy też takie są. Do głowy wpada myśl, jest przetwarzana, paluszki klikają … a wy czytacie : ) Miło mi, kiedy widzę dodany pod postem komentarz, gdy wchodzicie ze mną w dysputy.

…Wyobraźcie sobie, że odwiedzając mój blog jesteście gośćmi mojego przytulnego domu, w którym pachnie świeżo upieczonym ciastem. Rozsiadacie się na miękkiej kanapie z kubkiem ciepłej herbaty lub kawy, otulacie kocem i zaczynamy rozmawiać. Tak ja to widzę. Witam was gorącą herbatką i ciepłymi kapciami. Czujcie się jak u siebie, a ja opowiadam wam co u mnie słychać. Na chwilę wpadacie w odwiedziny aby zrobić pauzę w zwariowanym i szalonym dniu... Kiedy mnie odwiedzacie po raz kolejny, jestem w pełni usatysfakcjonowana i bardzo szczęśliwa gdyż wiem, że dobrze się u mnie czujecie… 

Komentarze pisane przez czytelników i blogerów też dają wiele do myślenia. Dlaczego sięgam dzisiaj po ten przykład? Ano dlatego, że każdy z piszących ma wielu czytelników, którzy z jakichś względów nie komentują i nie dają nam odpowiedzi na temat jak się u nas czują i my nie wiemy czy nadal u nas bywają. A tego nam brakuje i już.

Ostatnio spotkałem znajomą osobę w sklepie i po wymianie grzecznościowych formułek usłyszałem: – A wiesz o tym, że moja Magda czyta od lat twoje tatulowe opowieści? Zagląda też do innych miejsc, w których zamieszczasz zdjęcia i teksty bo tak chce wiedzieć co się w naszych stronach dzieje. Nie tylko Magda to czyta, inne osoby z naszych stron też tam zaglądają…
Ucieszyłem się taką nowiną i prosiłem, aby podziękowała Magdzie za zainteresowanie i powiedziała jej to, co ja wyżej napisałem. Teraz powtórzę swoimi słowami:

Magda, dlaczego milczysz?

Pocieszać każdy może…

PocieszaniePocieszać każdy może – trochę lepiej, lub trochę gorzej… Oto moja przygoda, jaka zdarzyła mi się już po lekturze opisanych w poprzednim poście materiałów na temat pocieszania. Ciekawe, czy autor cytowanych tam fragmentów przemyśleń wystawi mi pozytywną, czy negatywną cenzurkę.

A było tak …Wśród ukazujących się w tempie karabinu maszynowego wpisów na Fb zauważyłem pewnego dnia, jakoś tak bliżej północy, bardzo skromny  w słowach, ale bogaty w treść wpis:

– Deprecha 😦

Miniaturka zdjęcia osoby udostępniającej posta nie mówiła mi zbyt wiele, ale i nie była mi całkiem obca. Młodziutka, ładna dziewczyna jakich wiele. Co ją skłoniło do wrzucenia w netową przestrzeń takiej informacji? Czego mogła oczekiwać od swoich znajomych oraz innych użytkowników Fb?

Mimo wykonywania pilnej pracy postanowiłem odpowiedzieć na ten list i uczyniłem to w następujących słowach:

Ja: – Deprecha??? –  to już prędzej w listopadzie, ale we wrześniu?

W. – Ha, ha, ha … Pan to umie podtrzymać na duchu…

Ja –  Mam doświadczenie, bo przestrzegam zasady, z której wynika że: … każdy sukces, każdy dół, trzeba dzielić pół na pół – co wynika z tej piosenki: https://www.youtube.com/watch?v=D8VrJri1-qM

Tu nastąpiła krótka przerwa w wymianie słów potrzebna na słuchanie piosenki, a potem W. przełączyła się na czat i napisała:

W –Tak, tylko że ja nie mam z kim dzielić pół na pół. O wszystkim muszę sama myśleć, a to przerasta mnie

Ja – Biedactwo… Wyjechał?

W – Tak. I  zostawił bez niczego nie myśląc o dziecku. Popadam w coraz gorsza depreche

Ja – Nie ma słów, aby to podsumować. Tyle jest teraz rozbitych małżeństw, że rozmiar nieszczęścia jest jak ocean…

W – Jaka ślepa byłam, to Bóg jeden wie. Za kogo się brałam? Świat chciałam zmieniać… Jezu, myślę o rozwodzie, bo już tak od dwóch lat tkwię. Jego zazdrość stała sie chorobliwa. Boje się o to, że coś nam zrobi. Jest nieobliczalny…

Ja – Masz rację, że tak to nazywasz. Jako nauczyciel poznałem dużo dziewczyn będących teraz w podobnej sytuacji, ale jakoś sobie radzą. Rodzice, teściowie, a czasem i dom samotnej matki … Smutne. Dlaczego tak ślepną ci młodzi ludzie?

W – Rodzice zawsze mi pomogą. O teściach to nawet nie chce mówić. Ja nie wiem jak dam radę. Muszę, mam synka i dla niego musze się otrząsnąć. Boje sie iść do opieki po pomoc, boje sie ludzi…

Ja – Nie dziwię się. Mus, to mus. Widocznie nie jest jeszcze tak źle, ale trzeba się otrząsnąć i trzeźwo ocenić możliwości. Sama nie dasz rady

W – Nie mam nikogo żeby mi pomógł. Rodzicom to nawet głowy zawracać nie chce. Bo i tak mam szczęście, że jeszcze mieszkam u nich. I w tym, że mi pomagają, tak jak mogą. Ja nie widziałam tego jak on mną poniewierał, jak oszukiwał, zdradzał, szkoda słów. Nie uwierzę już żadnemu facetowi

Ja – Nawet mnie? – zapytałem, tak z głupia frant, aby wywołać choćby uśmiech na jej twarzy

W – Pan mnie uczył, pana znam, tak, że to inna bajka.

Tu wymieniliśmy parę zdań na temat naszej znajomości z czasów szkolnych, po czym wróciłem do tematu naszej rozmowy.

Ja – A więc stąd ten post o depresji? Pogadaliśmy sobie troszkę? Ulżyło ci? Będziesz lepiej spała?

W – Mhm, przepraszam, że zwaliłam sie Panu na głowę

Ja – A tam. Piszę coś i mam otwarte dodatkowe okienko dialogowe,

W – Dziękuje. Pan jest jak dobry duszekDziękuje za poświecony mi czas, dobranoc

Ja – Trzymaj się jakoś i pomachaj czasem łapką dobremu duszkowi

W – Postaram się, dziękuje.

Ja – I nie wyrzekaj się niczego. Znajdziesz odpowiedzialnego faceta, przyjdzie jeszcze czas na dobry związek i na miłość. To doświadczenie jakie teraz zdobywasz bardzo ci się przyda.

W – Wiem, już ktoś powiedział mi, że jak na młody wiek mądrze gadam. I znam życie, tylko o to chodzi, że ja już tak przejechałam się w moim krótkim  życiu, że boje sie zaufać I odpycham od siebie tych, którzy wcale nie chcą mnie zranić. Już nie wiem co jest kłamstwem, a co prawdą. Nie umiem tego odróżnić. Nie chce się zakochać, bo się boję, że znów wpakuje sie w jakieś bagno…

Ja –To nie czas na nowy związek. Najpierw ureguluj swoje sprawy z mężem i sprawy Twojego dziecka z jego ojcem, a później szukaj spokoju i nowego rozdania kart. A teraz spać. Dobranoc

W – Dziękuje, dobranoc

Koniec rozmowy na czacie. Teraz toczymy dalej tę rozmowę, ale tylko w wewnętrznym dialogu. Jesteśmy tylko znajomymi Facebook`a

 

 

 

Pamięć daję mu w darze

Przed dwoma dniami mój znajomy zamieścił na swojej stronie Fb sentencję ze słynnymi słowami Wisławy Szymborskiej :
Umarłych wieczność dotąd trwa
Dokąd pamięcią się im płaci.
   Byłem pierwszym komentatorem tego wpisu : – Bardzo lubię ten cytat. Zaraz po moim wpisie pojawił się komentarz poetki: – Jeden z moich wierszy kończy się słowami; „Gdziekolwiek będę, wrócę na zawołanie pamięci”. Kolejne komentarze zawierały na ogół pozytywne odniesienia do sentencji, jak i do ich zastosowania. Nie obyło się – jak to często bywa, bez krytycznego stwierdzenia:
Nie przepadam za Szymborską, ale natychmiast, jakby dla równowagi ukazał się wpis: – – A ja ją uwielbiam. Pojawiła się tam również deklaracja :
Pamiętać będę tak długo, jak długo dane mi żyć będzie.
Odnotowałem poza tym dużo tzw. lajków i udostępnień, co dowodzi popularności tego cytatu. Dzisiaj wpadł mi w ręce króciutki wiersz pisany na pożegnanie odchodzącej osoby. Pomyślałem, że ze względu na podobieństwo  treści warto wzbogacić dyskusję pod tamtą sentencją i tam go umieściłem:
Tu Ciebie nie ma…
lecz jesteś przecież…
i pozostaniesz…
W jasnym świecie jest coś,
co mrokom się opiera,
jest PAMIĘĆ
a ona nie umiera.
   Skąd dzisiaj taka tematyka na kolejną opowieść? Ktoś powie: – Przecież daleko od 1 listopada …i będzie miał rację. Tak się jednak składa, że ludzie odchodzą codziennie i swoim odejściem sprowadzają na nas, pozostających jeszcze jakiś czas na tej gościnnej ziemi smutek i refleksję dotyczącą kruchości naszego życia. Bierzemy udział w ceremoniach pożegnalnych i tam niekiedy słyszymy mowy pożegnalne, w których pojawiają się podobne do tej cytowanej powyżej sentencje, fragmenty wierszy ks. Twardowskiego, czy innych poetów. W przemówieniach podkreśla się wszelkie zasługi zmarłego dla rodziny, dla środowiska, w którym żył. Jest podniośle i wzruszająco…
Tak powinno być. Każdy człowiek ma swoją historię, o której mało kto wie poza wąskim kręgiem ludzi wtajemniczonych, a pożegnanie jest jedyną okazją dania świadectwa jego heroicznej postawy w walce o byt rodziny, o zdrowie bliskich, czy wobec własnej choroby.
Po powrocie z jednej z takich uroczystości brałem udział w męskiej rozmowie o jej przebiegu. Przypominano sobie niektóre fragmenty wystąpień niosących te odkrywcze elementy, ale również i takie, które wydawały się komuś przesadzonym gloryfikowaniem zasług. Po wymianie zdań na temat rzetelności oceny dokonań człowieka padły również te znane słowa :
– O zmarłym mówi się albo dobrze, albo wcale. Przycichło. Po chwili ktoś zapytał:
– No to czego właściwie chcesz? Przecież mówiono dobrze. Czy ty nie chciałbyś, aby na twoim pogrzebie mówiono o tobie dobrze?
– Mnie to jest obojętne – odpowiedział malkontent. Ja i tak nie będę tego słuchał.
– Wiadomo, że nie dla ciebie będą wygłaszane te pożegnania, ale rodzinie, czy znajomym będzie przyjemnie słyszeć o zasługach jakie wyróżniały cię z przeciętności, prawda? – powiedział jeden z rozmawiających.
– Powiedziałem co myślę. Mówić prawdę, a nie wychwalać pod niebiosa czegoś, co niczym nadzwyczajnym nie było – zakończył rozmowę gość zwany tu malkontentem.
Na odprawiane w miesiąc po pogrzebie msze w intencji zmarłego przychodzi już tylko najbliższa rodzina. Czasem jest to jedynie kilka osób spośród setek tych, które wspólnie słyszały w pożegnalnych przemówieniach słowa poetów:
„Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą…”
„Umarłych wieczność dotąd trwa, dokąd pamięcią się im płaci.”
Spieszmy się kochać ludzi… Dopóki żyją…
Tak sobie pomyślałem i dzielę się tym spostrzeżeniem z Wami

Ach, wy mężczyźni, piekło was zrodziło…

Mamy za sobą święto Kobiet. Ogólnie biorąc było sympatycznie i panie otrzymały należne im (bez dwóch zdań) dowody naszej męskiej życzliwości i przywiązania. Kobiety walczące odbyły swoje manify i już powróciły w domowe pielesze. Teraz przed nami – Dzień Mężczyzny, przypadający na dzień 10 marca. Jest to nowe i dla wielu jeszcze nieznane święto. Czy będzie okazją do rewanżu. Powinno posłużyć poprawie relacji na linii kobiety – mężczyźni, przynajmniej dzięki wyjaśnieniu sobie wzajemnych oczekiwań, tak często burzących zgodę i wzajemny dobrostan panujący w związkach. Świętujmy zatem wszyscy i okazujmy sobie przyjaźń – nie tylko w te dwa uznane jako święta dni, ale przez cały rok.
   Nasze media poświęcając kobietom tak wiele miejsca pomijają milczeniem  – Święto Mężczyzn.
Tak jest. Sprawdziłem w Internecie. Od 1999 roku, w dniu 10 marca obchodzone jest  w Polsce Święto Mężczyzn . W tym samym dniu kościół katolicki obchodzi Dzień Świętych 40 Męczenników. Czy to nie symptomatyczne skojarzenie? Ja świętuję od rana i przeglądam fejsbuk w oczekiwaniu na przynajmniej adekwatne do zachowań w Dniu Kobiet reakcje moich, w ogromnej przewadze młodych znajomych. Niestety, nie ma tej fali wklejeń, udostępnień i polubień jakie spotykałem dwa dni temu.
Z nutką pretensji w głosie, powiedziałem szwagrowi, że kobiety zapominają o tych, którzy dopiero co składali im życzenia. Mają wytłumaczenie. W ich wieku nie obchodzi się Dnia Mężczyzny, a Dzień Chłopaka, który przypada w dniu 30 września. To, że same chętnie korzystają ze święta kobiet, a nie jakiegoś Dnia Dziewczyny jakoś nie stanowi dla nich problemu. Smutne, ale prawdziwe. Czy tylko mnie się to przytrafiło?
Pozwolę sobie wznieść apel: Panowie, róbmy coś, aby nas całkowicie nie zmarginalizowano !!!

Przypomnę w tym miejscu, że ten proces spychania nas z głównego nurtu życia trwa już od dawna. Zwrócicie tylko uwagę na słowa piosenki Danuty Rinn „Gdzie ci mężczyźni” https://www.youtube.com/watch?v=3WTmobbdiTw     
Co ona wyśpiewuje???
Gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy, mmm, orły, sokoły, herosy!?
Gdzie ci mężczyźni na miarę czasów, gdzie te chłopy!? – Jeeeee!
Dookoła jeden z drugim jak nie nerwus, to histeryk,
drobny cwaniak, skrzętna mrówa, niepoważne to, nieszczere.
Jak bezwolne manekiny przestawiane i kopane,
gęby pełne wazeliny, oczka stale rozbiegane.
Bez godności, bez honoru, zakłamane swoje racje…
Śpiewa sobie taka artystka taaaakie słowa już tyle lat i co? Odpowiedzi brak! Ile to już lat od nagrania, a wciąż słyszymy to wołanie? Jest coraz gorzej, bo coraz więcej powodów powinno spędzać sen z naszych powiek. Wyliczmy kilka z nich:
– Żyjemy przeciętnie o ok. 8 lat krócej niż nasze panie. Pojęcie „Słaba płeć„ przynależy zatem nie kobietom, ale nam?
– Trzykrotnie wzrósł w ostatnich latach odsetek spraw rozwodowych wnoszonych przez kobiety.
– Porzuceni przez swoje partnerki mężczyźni zupełnie sobie nie radzą ze zwykłym prowadzeniem domu staczając się w niebyt.
– Coraz szerzej upowszechnia się wśród młodych małżeństw urlop „tacierzyński”, co wskazuje na istotne przesunięcie ról w rodzinie.
Dalszą wyliczankę przejawów marginalizacji mężczyzn dokończą kobiety i pewnie to zrobią nam w domach po organizowanych manifach, na których wykrzyczały całemu światu swoje żale i pretensje.
Wspomnę jeszcze na jedną piosenkę, w refrenie której brzmią znamienne słowa ”Wymienię cię na lepszy model…” Bardzo długo była przebojem, co jak podejrzewam odbyło się za sprawą żeńskiej części miłośników muzyki rozrywkowej.
Poruszając powyżej zasygnalizowane problemy stawiam pod rozwagę następującą kwestię:

  • Czy Parlament nie powinien już rozpocząć pracy nad rozszerzeniem ustawy „o równym traktowaniu mężczyzn i kobiet”?
    Oczywiście z akcentem na mężczyzn, bo kobiety same dają sobie radę.

A może sami weźmiemy się za sprawę i przywrócimy pożądane relacje?

Pierścień Króla Salomona na codzienny użytek

W niedzielę rano, w Familijnej Jedynce Polskiego Radia usłyszałem przypowieść użytą jako interpretacja do czytań z Pisma Świętego przewidzianych na tamtą niedzielę. Ponieważ nie dosłyszałem jej początku, a zrobiła na mnie mocne wrażenie, to postanowiłem dopytać uczonych o uzupełnienie jej treści. Zwróciłem się w tej sprawie do czytelników bloga Siostry Małgorzaty, gdzie bywają ludzie lepiej zorientowani ode mnie. Zamieściłem tam opis tego, co usłyszałem:
Władca zażądał sformułowania krótkiej sentencji mającej pocieszać go, gdy będzie smutny, jak i studzić jego nadmierną wesołość, gdy zajdzie taka okoliczność. Otrzymał mądrość zawartą w trzech słowach: I to przeminie„.
W interpretacji znalazło się ponadto właściwie jedno zdanie: Wszystko przemija. Powinniśmy wiec szukać jedynego, który nie przemija, czyli Jezusa Chrystusa… Mam nadzieję, że te słowa wywrą – podobne jak to było w moim przypadku – wrażenie na czytelnikach bloga i dlatego je tu wpisuję.
Prośba moja brzmi następująco:.
– Powiedzcie mi, kto zażądał takiej sentencji i kto ją sformułował. Miłej niedzieli życzę
– Je Légionnaire  – odpowiedział: – Bajka o Pierścieniu króla Salomona, chociaż historyjka pojawia się wcześniej w pracach perskich poetów sufickich, Sanai i Attar z Nishapur.
<errata>, dopowiedziała ponadto :
– Kiedyś pewien wschodni władca, mniejsza o to który, poprosił swoich mędrców by wymyślili mu zdanie prawdziwe i odpowiednie w każdym czasie i sytuacji. Zdanie to brzmiało: “I to przeminie.”

Podziękowałem. Spodobało mi się to, że wymyślili to mędrcy i zaakceptował sam Król Salomon, a więc mądrość ta przetrwała przez wieki i nadal poraża swą wymową. Tego samego dnia sprzedałem swoje fascynacje żonie i kilku spokrewnionym osobom , Następnego dnia kupiły to ode mnie moje córki i w ten sposób moje odkrycie mądrości starożytnych powędrowała nawet do Chicago, a gdzie dalej?
Tego już nie dochodziłem.
Zastanawialiśmy się wspólnie nad praktycznym zastosowaniem tego odkrycia. Tam był pierścień, no ale to dla króla go wykonano. Potrzebny byłby kruszec, złotnik, grawer, a więc złożone przedsięwzięcie .
Na użytek tej opowieści moja żona umieściła na swojej bransoletce ten słynny napis „I to przeminie” i pozwoliła zrobić zdjęcie nowego elementu starej biżuterii. Mam świadomość tego, że nie w każdej sytuacji nosi się bransoletkę, a nawet pierścienie, ale na pociechę warto zauważyć, że z czasem treść tej mądrości zapadnie nam w pamięć i już obejdziemy się bez biżuterii. Z czasem nauczymy się panować nad swoim stanem emocjonalnym i będzie nam łatwiej żyć. Skoro sam Król Salomon tak robił, to dlaczego by go nie naśladować?
Pisząc tę opowieść zaglądnąłem do wujka Google i bez trudu znalazłem jedną z wielu wersji tej baśni. Oto jedna z nich:
„Król Salomon otrzymał w młodości od pewnego mędrca pierścień. Starzec powiedział, że kiedy będzie mu bardzo źle i smutno, albo ogarnie go lęk ma wziąć pierścień i potrzymać go w dłoniach. Pewnego razu królestwo Salomona dotknął nieurodzaj. Przyszedł głód, a wraz z nim zaraza i pomór. Umierały kobiety i dzieci. Nawet zdrowi, silni mężczyźni tracili siły z każdym dniem. Król kazał otworzyć dla ludzi swoje spiżarnie i wysłał kupców, by sprzedawali kosztowności z królewskiego skarbca i kupowali chleb dla poddanych. Ostatnim klejnotem Salomona był darowany niegdyś pierścień. Król przypomniał sobie słowa mędrca i ujął pierścień w dłonie. Nic się jednak nie wydarzyło. Nagle Salomon zauważył napis na zewnętrznej stronie pierścienia: „WSZYSTKO PRZEMIJA”.
Minęło wiele lat od tamtego nieszczęścia. Król stał się sławny i cieszył się poważaniem. Ożenił się i był szczęśliwy. Kobieta, którą poślubił stała się jego najbliższym, najbardziej zaufanym przyjacielem i doradcą. Gdy nagle umarła, to smutek i rozpacz stały się udziałem króla. Znikąd nie nadchodziło ukojenie, tylko smutek i samotność. Salomon starzał się z dnia na dzień i coraz częściej wypatrywał śmierci. Ponownie ujął pierścień w dłonie i spojrzał na napis „Wszystko przemija”. Tęsknota ścisnęła mu serce. Pomyślał, że te słowa są zbyt okrutne i odrzucił pierścień ze złością, a ten potoczył się po podłodze. Wewnątrz pierścienia coś błysnęło. Król podniósł klejnot i dojrzał napis wyryty wewnątrz, napis, którego przedtem nie widział: „TO TEŻ PRZEMINIE”.
Upłynęło wiele lat. Salomon zmienił się w starca i wiedział, że jego dni są policzone. Postanowił wykorzystać resztę czasu, by pożegnać się z dziećmi, pobłogosławić następcę, wydać ostatnie dyspozycje.

Wszystko przemija”, „To też przeminie” – przypomniał sobie król i uśmiechnął się sam do siebie: „no i przeminęło” – pomyślał.

Od lat nie rozstawał się ze swoim pierścieniem. Napisy się starły, pierścień stracił dawny blask. Trzymając go w dłoniach, stary król dostrzegł na obwodzie pierścienia jakieś litery. Czyżby jeszcze jeden napis? Salomon przyjrzał się wyrytym słowom, oświetlonym przez promienie zachodzącego słońca i odczytał ostatnie przesłanie : „NIC NIE PRZEMIJA”. http://nettle-pokrzywa.blogspot.com/2013/09/pierscien-krola-salomona.html

Przedstawiłem swoje przeżycia i rozmyślania na tak odległy od codziennego życia temat jak mądrość Króla Salomona. Odkryłem przy okazji mądrość innej, arabskiej podobno sentencji:
W mieście ślepców jednooki jest królem. Nie znając tej baśni wydało mi się, że odkryłem ważną mądrość. Podzieliłem się nią z ludźmi, z którymi na co dzień utrzymuję kontakty. Pomyślałem jednak, że skoro poprzez ten blog utrzymuję kontakty również z Państwem, którzy tu częściej, czy rzadziej zaglądacie, to może i dla kogoś poza rodziną ta mądrość okaże się pomocna w radzeniu sobie z przeciwnościami losu?

Jak to jest być singlem?

Dzień po Walentynkach mają swoje pięć minut Single. Nie wiemy ”czy z przymusu, czy z ochoty?”, ale świętują. http://www.kalbi.pl/dzien-singla  

Dzień Singla, to święto wszystkich tych, którzy swojej drugiej połowy jeszcze znaleźli. Jak podkreśla Joanna Mizielińska, dyrektorka Instytutu Socjologii SWPS, zajmująca się socjologią płci, rodziny i seksualności. Oba święta przyszły do nas z Zachodu, przy czym to drugie obchodzone jest u nas od niedawna i wiele osób jeszcze o nim nie wie.
– Świętując ten dzień single podkreślają, że chcą być bardziej widoczni, próbują zaakcentować swoją obecność, ponieważ zewsząd otaczają nas heteroseksualne pary zwłaszcza podczas Walentynek, manifestujące swoje uczucia
– mówi socjolog…

Czytaj dalej