Kłamstwo i prawda

28 marca obchodzony był Dzień bez kłamstwa.
Gdy przeczytałem artykuł zamieszczony pod linkiem, to uznałem że warto go udostępnić na Facebooku, aby dowiedzieć się co o tym myślą inni.
Zachęcam do osobistego przeczytania, bo napisał go znawca problemu i do tego terapeuta uzależnień.
Czekałem cierpliwie na komentarze, ale z tym jest coraz gorzej.
Dopiero w dniu następnym pojawił się jedyny, jak dotąd komentarz. Oto on:

– Małgorzata. Zawsze staram mówić prawdę, ale niestety większość ludzi jej nie lubi i woli kłamstwo, bo jest milsze. Sama wolę, by mi ktoś mówił wszystko szczerze i to nawet gdy zaboli niż miałby mnie okłamywać. Najgorsze jest kłamstwo, bo prawdę się w myślach analizuje i coś można poprawić, czy zmienić. Dlatego unikam obłudników jak tylko mogę. Mówią co innego, robią co innego, a powiesz im prawdę i tak po swojemu zmieniają i twierdzą, że to nie ich sprawa. To przykre. Traktujcie ludzi tak jakbyście sami chcieli być przez nich traktowani. Prawda ich okropnie irytuje i robią wszystko by to ukryć. Wolę 5 szczerych znajomych niż 300 oszustów.

Odpowiedziałem. – Trudno rozpoznać swoich rozmówców, ale trzeba to robić
i konsekwentnie postępować z takimi.
   W rozmowach jakie inicjowałem w tym dniu przeważała opinia  wyrażająca zdziwienie takim dniem oraz wątpliwość co do tego, że zabieganie o zmianę nawyków może przynieść wzrost prawdomówności i redukcję liczby okazjonalnych i notorycznych kłamczuchów.
Ta kwestia też znalazła fachowe objaśnienie choćby w kalendarzu, który ten dzień anonsował.
Podam tylko kilka argumentów za:
– Dzień bez kłamstwa ma zmotywować ludzi do prawdomówności, szacunku dla drugiej osoby.
– Kłamstwa zmniejszają zaufanie między ludźmi.
– Jeśli by każdy notorycznie oszukiwał, trudno by było uwierzyć w jakąkolwiek informację i to zarówno w rozmowie z sąsiadem, kolegą, jak i oglądając telewizję.
– Święto ma więc sprawić by świat był po prostu lepszym miejscem do życia…

   Zgódźmy się, że to co powyżej, to pobożne życzenie fruwające dość wolno
w sferze idei. Praktyka, zwłaszcza uprawiana w sferze polityki rządzi się swoimi prawami.
Oni chyba nigdy nie mówią prawdy. Może w chwili zapomnienia, lub tylko na zamkniętych konwentyklach pilnie strzeżonych przed podsłuchującymi politykami i dziennikarzami.
Najlepiej sprawdzić jakimi sprawami żyło w tych dniach nasze przywództwo
i obejrzeć to w TVN 24 i równolegle w TVP.
Kłamstwo wymyślone przez jakiegoś aferzystę zmusza cały obóz współ kłamców do konsekwentnego już kłamania, podawanego w formie tzw. przekazów dnia. Ponieważ tych przypadków jest ogromnie dużo, to coraz częściej zdarzają się wpadki, z których śmieją się lepiej zorientowani.
Śmiech, zwłaszcza taki jak w tych przypadkach bywa mało zabawny, zwłaszcza dla sprawców.

Joe Biden w Polsce

J. Biden zdjęcie z Internetu

Co tam panie w polityce? To słynne pytanie pochodzące z „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego padło w czasie rozpoczynającego się wesela, a dotyczyło rozmowy pomiędzy Czepcem  wdającym się w rozmowę z Dziennikarzem. Czepiec będący chłopem interesował się sprawami światowymi, jak choćby polityka chińska. Dziennikarz natomiast, przedstawiciel inteligencji, nie jest zainteresowany poruszaniem takich kwestii w rozmowie z chłopem, którego nie uważa za godnego partnera w dyskusji na poważne tematy. Nie uważa też atmosfery wesela za stosowną do takich rozważań, gdyż dla niego jest to właśnie okazja do oderwania się od światowych spraw i niepokojów. W tej sytuacji urywa więc słowami: „Niech na całym świecie wojna,/ byle polska wieś zaciszna/ byle polska wieś spokojna”, co jest obraźliwe dla Czepca, bo przecież chłopi biorący udział w Powstaniu Kościuszkowskim dali dowód tego, że nie tylko interesuje ich „wieś zaciszna i spokojna”. Chłopi patrzą szerzej
i dalej niż czubek własnego nosa, a wesele jest okazją spotkania z ludźmi wiedzącymi więcej…
Dawne to czasy. Dzisiaj każdy ma dostęp do informacji radiowej, czy telewizyjnej, a dla zaawansowanych informatycznie jest jeszcze Internet z oceanem wiadomości. Nie trzeba więc czekać na okazję spotkania z ludźmi wiedzącymi więcej. Wystarczy tylko włączyć telewizor, aby dowiedzieć się tego, co dzieje się w polityce, albo i dwa telewizory z programami PRO i CONTRA władzy i wyrobić sobie własny pogląd.
Nie mniej jednak pytanie o politykę często pada w rozmowach pomiędzy ludźmi zainteresowanymi biegiem spraw.
   Wizyta Prezydenta USA mająca się zrealizować 21 lutego 2023 jest znakomitą okazją do upieczenia politycznej pieczeni, z której będzie można długo odcinać smakowite kawałki dla pokazywania opozycji jacy jesteśmy ważni w geopolityce  naszego regionu.
Wojna w Ukrainie stworzyła znakomitą okazję do ożywienia kontaktów z państwami NATO i Unii Europejskiej mających na celu podtrzymywanie istniejących więzów i wzmacnianiu solidarności tych państw w dozbrajaniu walczących dzielnie Ukraińców oraz poprzez sankcje osłabiające potencjał bojowy Rosji. To są nadzwyczajne okazje poprawy reputacji naszego rządu i zatarcia niekorzystnego wizerunku kraju „warchoła i rozrabiaki”, dążącego do osłabienia unii Europejskiej, a nawet wystąpienia z niej dla jakichś partyjnych korzyści.
Rządzący uwijają się jak w ukropie, aby znaleźć się tam, gdzie ważą się losy wojny. Nazywając to ofensywą dyplomatyczną, która trwa już prawie rok i przynosi znaczące efekty w pomocy Ukrainie i odbieraniu, czy może tylko osłabianiu mocy Rosji. Jednym z efektów tego działania jest zapowiedź odwiedzin Polski przez przywódcę USA, co ma nastąpić po raz drugi w tym wojennym roku. Przygotowania do tej wizyty trwają już od jakiegoś czasu i zanosi się na wielkie wydarzenie o znaczeniu ponadlokalnym. Nawet miejsce wystąpienia prezydenta i otwarty jego charakter ma swoją ważką wymowę.
Rocznica wojny niszczącej miasta, fabryki, sieć energetyczną i wszelką infrastrukturę, a przy tym zabijającej niewinnych cywilnych ludzi będzie komentowana w miejscu, które taką katastrofę przeżyło w czasie II Wojny Światowej, czyli w Warszawie. Miasto, jak dobrze to wiemy wyszło z wojny w postaci jednej kupy gruzu, a jednak zostało z pietyzmem odbudowane i służy Polsce jako jej Stolica. My to wiemy, ale świat już dawno o tym zapomniał. Prezydent USA przypomni to całemu światu wskazując na sprawców tej hekatomby.  
Wysunie zapewne i ostrzeżenie dla państw wzniecających wojny o tym, że ten proceder nie może się opłacić i te państwa odczują dotkliwe skutki rozboju.
Tak się składa, że Polska prowadzi równolegle ofensywę dyplomatyczną dotyczącą odszkodowań za skutki II Wojny Światowej z jakich Niemcy jak dotąd się nie rozliczyły. To też jest ważny element sprawiedliwości dziejowej
i Rosja też musi się liczyć z koniecznością wypłaty zadośćuczynienia zniszczonej Ukrainie. Muszą paść słowa przypominające o tym, że Międzynarodowe Prawo Humanitarne nie przewiduje przedawnień dla zbrodni przeciwko ludzkości, a więc powstanie jakiś Międzynarodowy Trybunał, który to osądzi.
W tej ostatniej kwestii nasuwa się iskierka nadziei na to, że Niemcy będący obecnie naszymi sojusznikami w NATO i UE zrewidują swoje stanowisko wobec naszych roszczeń i otrzymamy należne odszkodowania.
Organizując wizytę ważnego sojusznika pomagamy zatem nie tylko Ukrainie, ale i sobie

Dzień Kota. Kolejny dzień wielkiej kumulacji świąt

Dziś mamy Dzień Kota. Jedynka Polskiego Radia poświęciła kotom wiele miejsca. Telefony i komentarze radiosłuchaczy są pełne wspomnień o relacjach z kotami i ich miejscu w życiu rodziny.
Mam i ja takie wspomnienia.
Oto one

Tatulowe opowieści

Dzisiaj uświadomiłem sobie, gdy usłyszałem w radio, że …17 lutego mamy kolejne święto, a mianowicie Dzień Kota. Co ma wspólnego święto sympatycznego skądinąd futrzaka z minionymi świętami Walentynki, Dzień Singla? Ano ma i to sporo.
 Dzień Singla w życiu kotów znaczy wiele, bo jak wiadomo:
Najszczęśliwszym zwierzęciem na ziemi jest… kot w mieszkaniu singielki.
Nawet kartka dla singli, przy pomocy której sygnalizowałem na Fb ich święto przedstawiała młodego kotka z dopiskiem: Kto mnie przytuli… 
Nie, ja nie jestem singlem, ale też mam kota na punkcje kota… jak śpiewa radośnie pewna pani: https://www.youtube.com/watch?v=TysnLQegEag

Moja była kota, to kocica, która była z nami od 1998 roku, a więc była bardzo wiekowa jak na kota. Wydała na świat i odchowała całkiem spore stadko kociąt, na których zdjęcia jeszcze natrafiam przy przeglądaniu rodzinnych zdjęć. Do końca była całkiem sprawna, no może z wyjątkiem jedzenia, bo nie mając zębów nie mogła jadać…

View original post 490 słów więcej

Doktor Clown & Czerwone noski

Pani z telewizyjnej reklamy Doktora Clowna.
Od jakiegoś czasu oglądam nadawaną w TVN 24 reklamę nawołującą do wspierania fundacji „Doktor Clown”, która świadczy psychologiczną pomoc chorym dzieciom przebywającym w szpitalach i innych miejscach ich przebywania.
Sympatyczna pani (na zdjęciu powyżej) używa ważnego w tej pracy atrybutu jakim jest czerwony nos i czarujący uśmiech.
Każdy z dorosłych wie z jaką traumą związana jest konieczność umieszczenia dziecka w szpitalu, a więc w obcym i mało przyjaznym miejscu i to bez mamy. Trauma dotyczy zarówno rodziców jak i dziecka. Mamusie często decydują się na pozostanie w szpitalu koczując na fotelach, czy wprost na podłodze, aby tylko być blisko wystraszonego dziecka. Dostrzegł to Jurek Owsiak i już pewna liczba szpitali dziecięcych poczyniła starania, aby zmienić ten stan rzeczy. Daleko jednak do rozwiązania problemu.
Ja sam miałem w tej materii również swoje doświadczenie.
Jakieś 10 lat temu moja wnusia Marysia znalazła się w prokocimskim szpitalu
i musiała tam pozostać przez kilka dni. Jej mama dyżurowała blisko koczując właśnie tak, jak to wyżej opisałem. Odwiedzając ich spotkałem pomocników Św. Mikołaja, przebranych stosownie do roli jaką mieli odegrać z workami prezentów dla dzieci odwiedzanych w salach, gdzie przebywali.
Byli to studenci krakowskich uczelni, „którym chciało się chcieć” pocieszyć dzieci przeżywających opuszczenie.
Kiedyś, na holu szpitala tuż przy rzeźbie przedstawiającej małe dzieci otaczające Jana Pawła II spotkałem dwie młode panie z czerwonymi noskami i jeszcze innymi akcesoriami mającymi upodobnić je do clowna. Mając taką okazję poprosiłem o rozmowę, z której dowiedziałem się kim są i co je tak usposobiło.
Zrobiłem parę zdjęć w nadziei na wykorzystanie w moich opowieściach.
Zupełnie niedawno usłyszałem w Jedynce Polskiego Radia rozmowę z przedstawicielką fundacji niosącej pociechę dzieciom. Z tego wywiadu dowiedziałem się, że nazywają się „Czerwone noski”, a pełnią rolę clowna terapeutycznego. Odwiedzają szpitale, pytając personel o to, czy mogą wejść. Na ogół otrzymują zgodę i wtedy odwiedzają sale wskazane przez personel. Zawsze mają ze sobą instrumenty, zabawki i od drzwi inscenizują zabawy, śpiew oraz rozmowy o tym, co może przygotować je do czekających zabiegów, czy operacji. Dzieci chętnie przyłączają się do zabawy i choć na chwilę zapominają o tym co je tam sprowadziło .
– Czego pragną czerwone noski?
Pragną, aby w każdym szpitalu dziecięcym było miejsce na ich działalność, bo… wszędzie gdzie jest dziecko, to ono w pierwszym rzędzie jest dzieckiem, które chce się bawić, śmiać i śpiewać i to trzeba im udostępniać. Dopiero w dalszej kolejności jest pacjentem, już po wyjściu Terapeutycznych Clownów.
Moje wnusie mają w swoich biblioteczkach książeczki z serii „Martynka…”
Czytałem te urocze opowiadania mojej wnuczce Marysi, która jest już nastolatką i samodzielną czytelniczką poważnych powieści. Młodsza wnusia Emilka jeszcze nie potrafi samodzielnie czytać i zaprasza mnie do tej czynności. Często wracamy do opowiadania „Martynka spadła z roweru” opisującego wypadek, po którym dziewczynka znalazła się w szpitalu. Tu po zapoznaniu się z tym co ją tam spotkało mamy opis radosnego wręcz spędzania czasu przez dzieci dotknięte różnymi chorobami. Był tam bal przebierańców, a następnego dnia pojawił się cyrk z klaunem w roli głównej, który tak zagaił swoją wizytę:
Panie, panowie, śmiech to zdrowie. Nazywam się doktor Chichihaha, a ta pani z serduszkiem to moja asystentka panna Haha…

Z dalszej opowieści wynika, że śmiechu było co niemiara…
Zakończony wczoraj 31 Finał WOŚP tym razem zbierał pieniążki na walkę z sepsą i chwała mu za to, bo ta okrutna choroba zabiera 20 proc. wycieńczonych chorobą ludzi. Problemy z chorymi dziećmi już wiele razy były w centrum uwagi WOŚP wiec raczej nie wrócą szybko do centrum zainteresowań tej fundacji. Mamy jednak możliwość dokonywania odpisów 1.5% z PIT jaki będziemy rozliczać w tym roku. Pretendentów do tego odpisu jest coraz więcej. Czy może wśród nich pojawić się „Doktor Clown”? Pomoc psychologiczna w chorobie ma wielkie znaczenie. Tak dla dorosłych, jak i dla dzieci

Zasili mnie pan złotówką?

Będąc z żoną na zakupach, wypadło mi zaczekać w samochodzie do jej powrotu.
Przeglądałem w telefonie Internet i nie zauważyłem skąd nadszedł, ale w pewnej chwili pojawił się obok drzwi mężczyzna z prośbą w ugrzecznionym głosie. Gdy odsunąłem szybę usłyszałem jego prośbę:
Proszę pana, ośmieliłem się podejść do pana z prośbą. Otóż jestem w małej potrzebie, bo do piwka zabrakło mi tylko złotówkę. Nie będę ściemniał, że na to, czy tamto .Mówię jak jest naprawdę. Bardzo liczę na pana w tej sprawie. Czy mógłby pan wspomóc mnie tą brakującą złotówką?
Zawiesił głos i czekał z uśmiechem na otoczonej gęstą brodą twarzy.
Przez chwilę zastanawiałem się nad tym jak zareagować ja zgrabnie wygłoszoną prośbę. Nie miałem zamiaru pouczać go o tym na co powinien zbierać pieniądze, bo wiem o tym, że tacy panowie głodni nie są. Otrzymują publiczne wsparcie w postaci talonów na posiłek. Czasem nawet otrzymują mieszkanie w kontenerze, opał, pościel itd. Tylko brak im czegoś za czym tęsknią…
Zacząłem przeglądać zawartość kieszeni i wyczułem, że w kieszeni spodni mam jakąś monetę. Gdy ją wydobyłem to okazało się, ze jest to 5 złotych. Trzymając ją w dłoni powiedziałem:
– Widzi pan, nawet złotówki nie mam, a 5 złotych przekracza pana potrzeby i może pan pójść na całość kupując np. wódkę…
– Niech pan się tym nie zamartwia, wódki nie kupię, a z nadmiarem dam sobie radę…
Przejmując wysuniętą przez uchyloną szybę monetę podziękował szybko i jeszcze szybciej odszedł w sobie znanym kierunku.
Ciekawe jak sobie radzicie w podobnych sytuacjach

Trzech Króli było, na Czwartym się święto skończyło…

Mamy nowego Króla skoków narciarskich. Dawid Kubacki drugi w łącznej klasyfikacji Turnieju Czterech Skoczni i pozostał liderem łącznej klasyfikacji skoków w tym sezonie.
Jest się z czego cieszyć, tak na prawicy, jak i na lewicy, nie mówiąc o centrum

Tatulowe opowieści

Tak się jakoś porobiło, że na blogach, tak samo jak w czasie rozmów przy stolach nie powinno się rozmawiać o religii, ani o polityce. Zbyt wiele można stracić, a ewentualne zyski raczej się nie liczą.
Zaryzykuję jednak uwagą nasuwającą się po obejrzeniu niemal całodziennej transmisji z obchodów święta Trzech Króli w Polsce. Czternasty zaledwie  pochód mamy, a odnotowujemy niesamowity progres. Tylko w porównaniu do lat ubiegłych, sprzed pandemii przybyło nam ponad 300 miast gdzie organizowano te „Żywe Jasełka”-  jak to określano wczoraj. Z tego co pokazano w telewizji oraz na fotoreportażach zamieszczanych na Facebooku wszędzie panowała zgoda międzypokoleniowa, międzyrasowa, międzywyznaniowa. Wszyscy mogli wziąć w tym udział, nawet wyznawcy ateizmu. Nie było widać buńczucznie nastawionych „prawdziwych” Polaków, patriotycznie nastawionych kiboli, czy innych antydemonstrantów. Ochroniarze pewnie byli, ale tak się w lud wtopili, że spokojnie się modlili i nie musieli się zbyt wiele natrudzić, aby ochronić uczestników przed wszelkimi zagrożeniami z terroryzmem…

View original post 214 słów więcej

X Rocznica blogowania na platformie WordPress

Twoja rocznica na WordPress.com!
Wszystkiego najlepszego! Zarejestrowałeś się na WordPress.com 10 lat temu.
Dziękujemy, że latasz z nami. Życzymy powodzenia w prowadzeniu bloga!

Taki telegram otrzymałem dzisiaj pocztą używaną do obsługi mojego blogowania w ramach „Tatulowych opowieści.
Prawda, że to miłe? Chociaż zrobił to jakiś bezduszny komputer, to jednak już teraz wiem, że zostałem doceniony. Zwłaszcza, że kilka dni wcześniej otrzymałem z WordPressa inny telegram o następującej treści:

Gratulacje, opublikowałeś 1337 wpisów na Tatulowe opowieści!
Nie miałem okazji, aby świętować, ale pochwaliłem się żonie takim „sukcesem”.
Przyjęła to milczącym skinieniem głowy i zapewne pomyślała sobie:
– No widzisz? A ile godzin spędziłeś przy komputerze w tym czasie? I co z tego masz? A ja gdzie jestem w tym rachunku?
A nasz dom?

   Myślę, że wszyscy blogerzy mają takie, lub podobne okazje do rozmyślań nad  fenomenem pchającym ludzi w kierunku blogosfery.
Podejmujemy się trudnego zadania. Wciąż poszukujemy ciekawych tematów
i staramy się zainteresować innych naszymi przemyśleniami i to z różnym skutkiem. Część ludzi zarzuca gorącą niegdyś pasję pisania, część eliminuje czas. Wiele blogów wypada z blogosfery, bądź staje się nieaktywnymi.
Rynek odbiorców wciąż się zmienia. Tekst jako środek główny środek wyrazu ustępuje miejsca obrazkom, piktogramom, emotikonom, zdjęciom, czy wreszcie „rolkom” udostępnianym ostatnio w socjal mediach.
Mało kto dzisiaj czyta teksty blogerów, zwłaszcza gdy mają znaczącą objętość. O ile łatwiej i szybciej posłużyć się filmikiem mającym wyznaczony czas trwania, często z podkładem muzycznym i do tego uzupełnionym o efekty specjalne. Miło, szybko i do przodu. Udanym produktom szybko przybywa oznak zainteresowania (lajki, serduszka, obserwatorzy) i tak samo rodzi się potrzeba, aby jeszcze coś z siebie dać…

   Chyba miesiąc temu, podczas korzystania z zabiegów rehabilitacyjnych w przychodni rejonowej miałem okazję spojrzeć przez okno na pobliski park.
Był świeży i nadal padający śnieg. Jakaś pani szła odśnieżoną alejką obok placu zabaw, a z przeciwka, w jej stronę zmierzała inna pani pod osłoną czerwonej parasolki. Doszło do spotkania. Panie przystanęły na pół minutki, a po wymianie paru zdań poszły sobie dalej w zamierzonym kierunku. Tu nastąpił koniec filmu. Ot i cała banalna jego treść.
O dziwo szybko rosła liczba oglądających. Otrzymywałem co jakiś czas gratulacje, ze słowami zachęty, aby robić kolejne „rolki”. Sukces, prawda?
Gdzieś tak po około 50 tys. odtworzeń pojawiło się pytanie jakiejś pani:
– Czy w tym jest jakaś głębszą treść?
– Nie szukałbym sensu w tym, że jak dwie panie się spotkały to sobie pogadały… – Odpowiedziałem
Ten wątek nie został jednak podjęty przez innych, ale dyskusja nadal trwała, a nawet chciano mi dokuczyć podpowiadając, abym zajął się czymś innym niż miejski monitoring…
Filmik jednak nadal kroczy po swojej internetowej drodze osiągając na dzisiejszy dzień ponad 233 tysiące odtworzeń. Sukces, prawda? Oglądamy wszyscy tego typu produkcje i mamy wyrobione opinie o ich wartości, a przecież nie porzucimy tego zajęcia, bo to jest jakaś tam forma rozrywki
i absorber nadmiaru wolnego czasu. Czy warto kopać się z koniem i walczyć o poprawę gustu tzw. masowego odbiorcy?
Świat pójdzie swoją drogą. Wchłonie nowych dostarczycieli zabawek, a przeżuje i wypluje tych, którzy nie potrafią się dostosować do trendów panujących w popkulturze.
Nie pierwszy to raz i nie ostatni, prawda?
Tylko koni, tylko koni, tylko koni żal….

Stary już był i dobrze że odchodzi…

Wszystko przemija, nawet najsłodsze życzenia.

Tatulowe opowieści

 Chyba nie ma człowieka, który nie dokonuje w tych dniach choćby uproszczonych podsumowań minionego roku. Politycy nauczyli nas, że odchodzącemu trzeba zrobić audyt, aby nowemu zapewnić rzetelny start. Może wiec i w tym przypadku należy zrobić podobnie? Tylko, że jeśli nam coś w tym audycie wyjdzie nie tak jakbyśmy chcieli, to kogo obciążać winą za zaistniały stan? Chyba tylko siebie, prawda?
    Dziennikarze często pytają o takie podsumowania różne sławne osoby, jak i zwyczajnych celebrytów, aby zdobyć materiał do zapełnienia kolorowych pisemek i programów rozrywkowych. W jednej z takich wypowiedzi usłyszałem:
– Mijający rok miał sporo kaprysów, ale mimo tego był dla mnie dobrym rokiem…   I tu następuje wyliczanie jakichś własnych osiągnięć, czy zdarzeń, które same w sobie niosły pozytywny dla nich skutek. Ktoś inny w sposób bardzo ordynarny wyzywał staruszka o imieniu Mijającego Roku  i kazał mu jak najszybciej wypier.., bo niczego dobrego staruch mu nie przyniósł.

View original post 445 słów więcej

…Dał nam przykład Benedicto jak odchodzić mamy

Aktualnie modlimy się o zdrowie słabnącego Benedykta XVI
– byłego papieża, który ustąpił z urzędu w 2013 roku. Miejmy nadzieję na to, że modlitwy wiernych zostaną wysłuchane.
Pisałem tu o czasie w jakim zdecydował się na ten krok i klasie z jaką to uczynił. Właśnie teraz chciałem to przypomnieć.
Zapraszam

Tatulowe opowieści

 

Benedykt XVI zdjęcie z Internetu

W 2013 roku odszedł z urzędu Papieża. Wszyscy wiemy jak to się stało i tak po ludzku wiemy, że postąpił słusznie. Widzieliśmy jak był zmęczony, gdy żegnał się z przedstawicielami Kościoła hierarchicznego oraz z licznie przybyłym tłumem ludzi, a poprzez media również z całym światem. Pewnie jutro dowiemy się jak dużo ludzi oglądało bezpośrednią transmisję z pożegnania papieża. Wielu dzisiaj mówi, że był wspaniały, wybitny, żelazny w swoim podejściu do kluczowych zasad doktryny wiary. Wielu zabierających głos na temat minionego pontyfikatu ma dokładnie odmienne zdanie. Nic w tym dziwnego. Tak zawsze bywa z ludźmi piastującymi najwyższe urzędy. Ocena ich życia i dorobku dzieli nawet najwybitniejsze umysły, jak i zwykłych zjadaczy chleba. Stanowisko w tej sprawie długo jeszcze będzie się ucierać, zatracać ostre granice, czy wzbudzać skrajne emocje. Szczególnie dlatego, że On przecież wciąż żyje i oby długo jeszcze żył i pracował dla kościoła powszechnego…

View original post 618 słów więcej