List do Świętego Mikołaja

Niemal codziennie odbywam video rozmowy z moją wnusią Emilką. Spędzamy w ten sposób trochę czasu – w oddaleniu wprawdzie, ale i w możliwej do zrealizowania bliskości. Rozmawiamy, zjadamy wspólnie śniadanko, czytam jej opowiadanka o Martynce z kilku pozostawionych u nas książek, pokazuję w tym czasie kamerką z telefonu bogate ilustracje do czytanego tekstu. Czasem oglądamy razem filmiki, które ona sama wybiera, a ja komentuję niektóre tajniki technologii wykonywania, czy naprawiania tego, czy owego. Wiadomo „Dziadzio wszystko potrafi naprawić i na (prawie)wszystkim się zna…”
Ostatni jednak kontakt przebiegał według nieco odmiennego scenariusza.
Emilka zatelefonowała i gdy odebrałem, to okazało się że byłem jej potrzebny do pomocy w pisania listu do Świętego Mikołaja. Miała już kartkę i pisaki i ostro zabraliśmy się za realizację planu. Niestety, mój zapał wkrótce uległ ostudzeniu, no bo jak uczyć pisać na odległość kogoś, kto nie zna jeszcze kształtu liter? Tego jeszcze nigdy nie robiłem i szybko okazało się, że nie potrafiłem.
Na szczęście przypomniałem sobie, że Emilka pozostawiła u nas literki z magnesem, którymi ćwiczyliśmy pisanie na lodówce podczas jej ostatniego pobytu. Wziąłem więc z jej szuflady komplet i rozsypałem na stole, aby kolejne potrzebne do listu literki pokazywać jej kamerką z telefonu. Emilka wypisywała je na kartce. List zaczęliśmy przymilnym zwrotem:
Kochany Mikołaju
Sprawdzając efekty stwierdziłem, że niektóre litery napisane zostały tak jak pisze się wspak. Gdy uporaliśmy się z tym problemem należało przejść do meritum, prawda?
Dopytywałem Emilkę jak by ona napisała swoją prośbę, ale nie udało się nam tego uzgodnić. Musiałem zacząć sam. Zaproponowałem zacząć meldunkiem:
Cały rok byłam grzeczna… – Reakcja była błyskawiczna.
Dziadzio, przecież Święty Mikołaj wie, że byłam grzeczna… On wszystko wie
No, może i tak jest Emilko – odparłem. Zatem przejdźmy do rzeczy.
O co chciała byś prosić Mikołaja?
Tu powstał problem, bo tego jeszcze ona nie wiedziała. Podpowiadam więc:
Może lalkę?
– Dziadzia, wiesz ile mam lalek? Po co mi jeszcze jedna?
– To może jakąś fajną książkę, którą będę ci czytał?
Dziadzia przecież wiesz  o tym, że mam dużo książek u siebie i u was…
– To może sanki, bo przydałyby się w zimie …
– Dziadzia przecież mam sanki u ciebie i u mnie…
   Ręce mi opadały coraz bardziej po każdym nietrafnym strzale. Co tu wymyśleć, myślałem gorączkowo. Już wiem, bo nagle pomyślałem o napisanym niegdyś na blogu liście do Św. Mikołaja, który spodobał się wtedy moim uczennicom. https://tatulowe.wordpress.com/2008/11/30/czy-odwiedzi-mnie-swiety-mikolaj/
Zaproponowałem Emilce tak jak w tekście było napisane:
Wiesz co Emilko, napiszmy do Mikołaja takie słowa:
– Święty Mikołaju, pomyślałam sobie teraz, że mam dużo zabawek i różnych rzeczy otrzymanych w prezentach, a są na świecie inne dzieci, które nie mają zabawek, to może im oddaj te prezenty, które dla mnie przygotowałeś? Dobla?
Emilka skrzywiła się i od razu wiedziałem, że mocno przesadziłem z taką propozycją. Za mała jeszcze, aby myśleć w takich kategoriach – pomyślałem. Jeszcze przez chwilę krzywiła się na moją propozycję, aby w końcu rozpłakać się i odejść od stołu rozmów. Jej Mama widząc takie emocje interweniowała uspokajającym argumentem, że może nie warto pisać do Św. Mikołaja specjalnego listu, a on i tak, jak w latach ubiegłych zrobi niespodziankę?
Emilka przystała na ten argument i szybko się uspokoiła.
Na szczęście nie obraziła się na mnie i nadal jesteśmy przyjaciółmi.

Międzynarodowy Dzień Kobiet A.D. 2022

Wyjątkowy rok i wyjątkowe jest to święto.
Zbyt wiele kobiet zostało dotkniętych skutkami wojny w Ukrainie, a później w czasie ucieczki z niej. Wiele nie zdołało uciec, bo Rosja wyznacza im tereny do ewakuacji na swoim terytorium, albo u „ciepłego i sympatycznego Batiuszki” w sąsiedniej Białorusi. Strach pomyśleć.
Podoba mi się inicjatywa zwrócenia się do kobiet rosyjskich z apelem o powstrzymanie swoich synów przed służbą wojnie zamiast pokojowi. Podobno udało się to w czasie wojny w Gruzji, więc może i tym razem zadziała? Tym bardziej, że z tym hasłem wystąpiła nasza Pierwsza Dama, dorównująca teraz aktywnością mężowi
Nasza Maryla śpiewała adresując piękne słowa do kobiet właśnie:
„…Niechaj każda w progu stanie,
Swoich chłopców na spotkanie śmierci nie dajcie, nie dajcie!!!”

Kobiety wiedzą, aż za dobrze, jak wojna pustoszy życie kobiet i ich rodzin.
Nie darmo w propagandzie antywojennej używa się symboliki rodzinnej właśnie, jak choćby na  zdjęciu, które otwiera poprzedni tekst „Wojenko, wojenko…”
Nasze media społecznościowe, a zwłaszcza Facebook traktuje to święto jakby po staremu. Należy się przesłać kwiatuszki, czy ciepłe słowo do piękniejszej połowy ludzkości. Jednym z życzeń jest tekst zamieszczony pod zdjęciem Sigmunta Frouda:
Ja dziś Paniom życzę,
Aby Przestało się Paniom śnić,
A zaczęło się przytrafiać

Pomyślałem, że to jest zabawne, ale pośród podziękowań znalazłem i takie:
A ja bym nie chciała spełnienia moich snów
Ma rację ta pani – pomyślałem i z udostępniania zrezygnowałem.
Sny bywają różne i lepiej po obudzeniu powiedzieć sobie:
Sen – mara
Bóg wiara
… – jak babcia mawiała, a ona na życiu się znała…
Ja życzę Paniom odwiedzającym ten blog spełnienia swoich indywidualnych marzeń, w których będą nasze rodziny i my sami.
Wasi partnerzy życiowi, mężowie, synowie, a nawet sąsiedzi, bo dobrze mieć sąsiada, który jak w piosence: Wiosną się uśmiechnie , jesienią zagada…

Wszystkim Paniom dużo siły
Tańcz, jakby nikt nie patrzył…
PS.
Boże Jedyny spraw, aby żadna kobieta nie musiała stawać przed dylematem niejednej Ukrainki poszukującej odpowiedzi na dramatyczne pytanie:
Jak spakować w małą walizkę życie swoje i swojej rodziny???

Moje, nasze „Złote Gody”

Jubileusz 50 – lecia pożycia małżeńskiego jest na tyle ważnym wydarzeniem w życiu polskich rodzin, że zasłużył sobie na specjalne traktowanie przez władze państwa i samorządu. Wyrazem tego jest długoletnia już praktyka odznaczenia jubilatów medalem „Za długoletnie pożycie małżeńskie” nadawanym przez samego Prezydenta RP. Nam taki medal przyznano już 5 maja 2021, a więc na miesiąc przed faktyczną datą ślubu.
Warunki ostrożnościowe wynikające z konieczności dostosowania się do wymogów związanych ze zwalczaniem pandemii sprawiły, że termin wręczenia odznaczeń, przy konieczności zapewnienia odpowiedniej oprawy wyznaczono na 23 października. W moim przypadku od faktycznej rocznicy ślubu upłynęło 5 miesięcy, a więc wystarczająco długo aby zapomnieć o przeżyciach związanych z rodzinnym świętowaniem, bądź co bądź ważnego dla naszej rodziny wydarzenia.
Świętowanie Złotych Godów obchodzonych przez 24 rodziny mieszkańców naszej gminy rozpoczęło się uroczystą Mszą świętą, podczas której dziękowano Bogu za otrzymane łaski i modlono się o dalszą opiekę dla jubilatów i ich rodzin. Młody wiekiem ksiądz celebrujący mszę we wspomnianych intencjach miał niemały problem z wyrażeniem tego, co wypadało mu przy takiej okazji powiedzieć w ramach homilii. Przemawiał w końcu do ludzi mających dłuższy staż małżeński niż całe jego życie oraz do ich dzieci i wnuków przybyłych do kościoła z rodzicami i dziadkami. Aby zrealizować swój cel z dużym wdziękiem posłużył się legendą indyjską, mówiącą o …

… Stworzeniu mężczyzny i kobiety

Kiedy Stwórca skończył stwarzanie mężczyzny, zdał sobie sprawę, że zużył już wszystkie konkretne składniki. Nie było nic więcej trwałego, nic stałego czy mocnego, z czego mógłby stworzyć kobietę.
Stwórca zastanawiał się długi czas, w końcu wziął: krągłość księżyca, gibkość pnącza winorośli i drżenie trawy, wysmukłość trzciny i kwitnięcie kwiatów, lekkość listków i jasność słonecznych promieni, płaczliwość chmur i niestałość wiatru, miękkość ptasiego puchu i twardość diamentu, słodycz miodu i okrucieństwo tygrysa, żar ognia i chłód śniegu, gadatliwość papugi i śpiew słowika, fałszywość lisa i wierność matki lwicy. Mieszając te wszystkie nietrwałe elementy, Stwórca utworzył kobietę i obdarował nią mężczyznę.
Po tygodniu mężczyzna przyszedł i powiedział:
„Panie, stworzenie, które mi dałeś, unieszczęśliwia mnie. Bez przerwy mówi i niemiłosiernie mnie dręczy, tak że nie mam wytchnienia. Żąda, abym stale się nią zajmował i w ten sposób tracę czas. Płacze o każdy drobiazg i żyje bezczynnie. Przyszedłem, aby Ci ją zwrócić, bo nie mogę z nią żyć”.
„Dobrze” – odpowiedział Stwórca i wziął ją z powrotem.

Po tygodniu mężczyzna wrócił i rzekł:
„Panie, odkąd oddałem Ci z powrotem to stworzenie, moje życie jest takie puste. Ciągle o niej myślę – jak tańczyła i śpiewała, jak spoglądała na mnie kątem oka, jak przekomarzała się ze mną, a później mocno się do mnie przytulała. Była tak piękna i tak delikatna w dotyku. Uwielbiałem słuchać jej śmiechu. Proszę, oddaj mi ją z powrotem”.
„Dobrze” – powiedział Stwórca i mężczyzna wziął ją na nowo.
Jednak trzy dni później znów wrócił i powiedział:
„Panie, nie rozumiem i nie potrafię tego wyjaśnić, ale po wszystkich moich doświadczeniach z tym stworzeniem doszedłem do wniosku, że sprawia mi ona więcej kłopotów niż radości. Błagam Cię, zabierz ją z powrotem! Nie mogę z nią żyć!”
„Ale nie możesz żyć i bez niej” – odparł Stwórca. Następnie odwrócił się plecami od mężczyzny i kontynuował swoją pracę.

Mężczyzna zdesperowany powiedział:
„Co ja zrobię? Nie mogę żyć z nią i nie mogę żyć bez niej!

   Tematyka znana chyba wszystkim, choćby z powiedzenia o tym, że mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus lub z różnych opracowań przeciwstawiających sobie punkty widzenia obu płci tym razem rozbawiła słuchaczy. Puenta była już prostym zabiegiem retorycznym…
– Jeśli tyle lat i to w niezwykle trudnych warunkach przeżyliście wspólnie, to sami najlepiej wiecie jak ważne jest wzajemna tolerancja i współpraca zmierzająca do osiągania wspólnych celów.
Takiemu wymiarowi została podporządkowana zmodyfikowana i przystosowana do sytuacji przysięga małżeńska, którą sobie wzajemnie ponownie złożyliśmy stojąc naprzeciw siebie w szpalerze wzdłuż kościoła. Zdjęcie na dole.
Film: https://www.facebook.com/100000003836045/videos/pcb.6957477274262331/590178342307429
Część świecka uroczystości wynikała już z przyjętej konwencji godów.
Jak wesele, to musi być miło i wesoło, prawda?
Były występy harcerzy, przemówienia przedstawicieli władz i życzenia, życzenia, życzenia…
Ważnym elementem uroczystości było wręczenie odznaczeń, co kończyło oficjalną uroczystość.
Później już to, co wszyscy znamy.
Obiad zaczynający się od rosołu, a na drugie kotlet devolay…
W tym czasie do naszej sali wkroczyła kapela umilająca nam wspólnie spędzany czas. Wielu jubilatów dało się porwać muzyce i jak to na weselach bywa poszli w tan, budząc zazdrość w tych, którzy na taki wyczyn nie mogli sobie pozwolić.
Było miło i szkoda, że tak szybko się skończyło…


Wakacje dziadków i dziatków

Czas wakacji dobiega końca i wkrótce zaczną się powroty do obowiązków szkolnych. Dzieci pociągną za sobą rodziców, bo przecież oni mogą złapać trochę powietrza i odpocząć tylko w ramach istniejącego porządku szkolnego. Chyba, że już nie mają dzieci w wieku szkolnym, albo są emerytami.

Nasze dzieci i wnuki pozwoliły nam pobyć trochę wspólnie w wielopokoleniowej rodzinie spędzając z nami część swego urlopu. To cenne doświadczenie sprowadzające na nas dziadków pewne otrzeźwienie.
Czy my byliśmy wobec dzieci tacy sami jakimi teraz są rodzice naszych wnuków? A nasi rodzice wobec nas? Kto w czasach naszego dzieciństwa przejmował się tym, że w wakacje należy dziecku zapewnić atrakcyjne zajęcia, bo inaczej się zanudzi, albo zejdzie na złą drogę.
Przecież wolny od obowiązków szkolnych czas, to powinna być praca w polu i ogrodzie, czy na rzecz domu…
Nasze młode rodzicielstwo przebiegało w trudnych czasach PRL-u i kwitło w domu wielopokoleniowym. Nie było czasu na wczasy i zorganizowany wypoczynek, zwłaszcza dla siebie.
Wypoczywaliśmy przy pracy w domu,
w polu i w ogrodzie,
aby pozostawać z rodzicami w zgodzie…
Nasza dzieci już miały dużo lepiej niż my w ich wieku, chociaż zapewne ich koledzy miewali dużo lepiej. My też powołujemy się na podobne doświadczenia wskazując na to, że świat nigdy nie był i nadal nie jest sprawiedliwy, zresztą nie tylko w tym względzie.
Dzisiejsi rodzice są już zupełnie odmienni, bo roszczeniowość dzieci rośnie jak apetyt w czasie jedzenia. Strach pomyśleć jakie będą relacje w następnym pokoleniu. Co znajdzie się w zainteresowaniach dzieci i czy oni jako rodzice poradzą sobie z rozbuchaną roszczeniowością młodych i gniewnych nastolatków…
Takich przemyśleń i pytań jest coraz więcej.
Czasy zresztą takie, że nastrajają do wynajdywania kolejnych obaw i trosk.
Tyle groźnych spraw narasta wokół, tak w kraju jak i poza jego granicami, że coraz trudniej przewidywać rozwój sytuacji.
Nie wszystko zależy od nas, choćbyśmy nie wiem jak się starali przychylić nieba naszym najbliższym

Moje, nasze Złote Gody…

Doczekaliśmy wraz z żoną swojej okrągłej rocznicy zawiązania małżeństwa. Rocznicę tę nazywa się powszechnie złotymi godami. 50 lat czekaliśmy na nią i byliśmy zgodni co do tego, że należy ją potraktować inaczej niż wszelkie wydarzenia rodzinne obchodzone w naszej rodzinie. Nie chcieliśmy tego organizować w wynajętym lokalu, a nawet nie korzystać z tzw. cateringu.
Postanowić to jedno, a przeprowadzić drugie.
Ponieważ jesteśmy równolatkami, to i stan naszych kręgosłupów i kolan stał się nad wyraz podobny. Tu łupie, tam strzyka…Zmęczenie staje się trudne do zaakceptowania, a nie daje się go oszukać.
Sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało… Myślałem wielokrotnie wykonując w ciszy wszystkie zlecone przez żonę czynności pomocnicze. Przy pomocy znajomych i krewnych, którzy pospieszyli z pomocą udało się jednak wypełnić zaplanowany program kulinarny.
Udało się nawet przed mszą dziękczynną skorzystać z pomocy lekarza, a nawet przeprowadzenia przez niego drobnego zabiegu, który zmniejszył ból w kolanie i pozwolił żonie na samodzielne, choć trochę ograniczone chodzenie w obrębie kościoła, a później w domu.

   Nie udało się nam przeżywać tej rocznicy w komplecie, jako ze córka Małgosia nie mogła dojechać z dalekiego Chicago. Na cóż jednak inwencja i dostępna technika? W porozumieniu z naszym zięciem Piotrem zorganizowali most IT dzięki czemu byliśmy z Małgosią na mszy świętej w chicagowskim Trójcowie, wzruszając się wraz z nią, czytającą pierwsze czytanie Pisma Świętego przewidzianego na ten dzień. Poprzez ZOOM łączyliśmy się z Małgosią i jej przyjaciółmi trzykrotnie w ciągu tego dnia i wieczoru składając sobie życzenia i prowadząc rozmowy refleksyjno – wspomnieniowe.
Jednocześnie dzięki otwarciu strony Złote Gody Rodziców i otagowaniu nas przez cały dzień i wieczór jubileuszowy napływały życzenia ze świata, na które trudno było odręcznie odpowiadać. Zrobiłem to dopiero po zakończeniu dwudniowego świętowania, jako że po dobrym weselu muszą być nie gorsze poprawiny, nieprawdaż?

   Listę niespodzianek przewidzianych na tę uroczystość otworzyła pięknym akcentem przyjaciółka Małgosi, również Małgosia, która o 8 rano zadzwoniła do naszej furtki z naręczem 50 łososiowych w kolorze i przyjaznym aromacie róż. Przywiozła je wprost z Krakowa fatygując się wczesnym rankiem, aby zrobić to osobiście, a nie przez pocztę kwiatową. Małgosia zrobiła nam sporo zdjęć z tymi kwiatami i natychmiast podzieliła się nimi z naszą Małgosią. Wszyscy cieszyli się naszym zaskoczeniem, ale i radosnymi buziami utrwalonymi na fotografiach. Niespodzianek było więcej, bo należy wliczyć w to życzenia od Małgosi, wnuków i przygotowywanej od dłuższego czasu laurki od małej Emilki, piękne wykonanie przez naszą sąsiadkę Agnieszkę w czasie mszy pieśni Ave Maryja oraz błogosławieństwo przy ołtarzu udzielonej nam przez księży na zakończenie naszej mszy. Po zakończeniu mszy dziękczynnej zaprzyjaźnieni z żoną legioniści z Legionu Maryi odśpiewali nam stosowaną w takich okazjach w kościele pieśń „Życzymy, życzymy…” z akompaniamentem organów.
Do tego osobiste życzenia, kwiaty, uściski potwierdzające to, co najważniejsze…
Że nie jesteśmy sami w przeżywaniu tak smutnych jak i radosnych wydarzeń naszego życia…
   Otrzymaliśmy za pośrednictwem mediów społecznościowych mnóstwo gratulacji i życzeń sprowadzających się do tego, aby zachować zdrowie
i  temperaturę uczuć niezbędnych do tego, aby dożyć w szczęściu i miłości wzajemnej kolejnych Jubileuszy.
Wśród rutynowo formułowanych życzeń nie zabrakło i bardzo indywidualnych perełek jak ta, napisana przez moją byłą uczennicę z Ekonomika:

Zawsze przychodzi taki czas, kiedy zaczynasz rozumieć, że nieważne jest kim jesteś, skąd pochodzisz, w co wierzysz i jakie masz przekonania. Nieważne jak wyglądasz, gdzie żyjesz, ile masz lat i pieniędzy w portfelu. Nieważne jak wielkie lub małe są Twoje problemy i jak wiele wysiłku wkładasz w urządzanie swojej strefy komfortu. To wszystko naprawdę jest nieważne, a czasem wręcz gówno warte. Tak naprawdę jedyne co ważne, co najważniejsze w życiu, to MIŁOŚĆ.
Jedynie ważni są ludzie, których kochasz i którzy kochają Ciebie. Bo jedynie ważne jest to, co dla nich robimy i to, co oni robią dla nas. I że zawsze jesteśmy prawdziwie dla siebie.
Taka jest właśnie esencja życia.
Zrozumienie, że początkiem i końcem wszystkiego jest MIŁOŚĆ.
Moje wyspy

Kocham to zdjęcie
Wszystkiego najlepszego
🍾

Kończę ten kronikarsko rodzinny opis przeżyć ciekawostką. Otóż była moja uczennica zadała mi pod zdjęciem umieszczonym na Instagramie następujące pytanie:
Panie Czesławie jaka jest recepta na tak długie piękne i szczęśliwie małżeństwo?  Odpowiedziałem:
Jest recepta. Wymagać więcej od siebie niż od małżonka
Przeczytałem to żonie i sąsiadce. Nie usłyszałem komentarza.
Co państwo o tym sądzą?

Wszystkim, którzy byli z nami w tym uroczystym dla nas dniu, również z tego miejsca serdecznie dziękuję i polecam się łaskawej pamięci na kolejne lata.

„Czas pogody – piękne dojrzałe życie”

Krolowa Szwecji z Natalią DuszeńskąNiedziela dla mojej rodziny zaczyna się zwykle udziałem w porannej Mszy świętej.  Dzięki temu mamy czas na załatwienie innych ważnych spraw, do których m.in. należy rodzinny obiad, który trzeba przecież wcześniej przygotować. Taka organizacja dnia ułatwia nam sensowne zaplanowanie pozostałego czasu niedzielnego popołudnia. Tak było i w ostatnią niedzielę. Już w drodze powrotnej włączyłem w samochodzie radio, a w nim program I PR nadający od niedawna właśnie w tym czasie sympatyczną audycję, której nazwę zawarłem w tytule tej opowieści. Sympatyczną dla mnie i dla mojej żony– siedemdziesięciolatków, którzy pragniemy doczekania czasu pogody w mocno dojrzałym już okresie życia i wydłużenia jej w maksymalny sposób.
Prowadzący audycję redaktor Zbigniew Krajewski jak mało kto potrafi nawiązywać kontakt ze słuchaczami, co sprawia, że  mnożą się telefony, wpisy na stronie internetowej Jedynki  i atmosfera robi się miła niezależnie od pogody. Gościem tej audycji była młodziutka studentka pielęgniarstwa Uniwersytetu Medycznego w Warszawie Natalia Duszeńska, która zasłynęła wygraniem konkursu organizowanego przez Królową Szwecji Sylwię dla studentów pielęgniarstwa, którzy zaprezentują najbardziej kreatywne rozwiązanie, mające na celu usprawnienie opieki nad osobami starszymi.
Rozmowa prowadzona z dziewczyną była dla mnie ważnym doświadczeniem. Tak żywiołowo opowiadała o swoich działaniach w pracy nad projektem i nad jego wdrażaniem w życie, że aż ciepło robiło się człowiekowi na sercu. Nie tylko mnie jak się okazuje. Upewnił mnie o tym telefon od słuchaczki:
– Jak miło spotkać młodą osobę, która rozsiewa uśmiech i zaraża optymizmem… Skąd ta pani wiedziała, że ona się uśmiecha? – pomyślałem i przypomniałem sobie jak sam przekonywałem swoich uczniów do tego aby nie byli smutasami lecz uśmiechali się do klientów nawet wtedy, gdy prowadzą rozmowy telefoniczne. To się daje wyczuć – argumentowałem.
Ktoś inny gratulował studentce wyboru najpiękniejszego zawodu świata http://www.polskieradio.pl/7/5568/Artykul/1738425,Natalia-Duszenska-chce-pomoc-seniorom-spelniac-marzenia

Redaktor był nią wprost zachwycony i to nie tylko jej wyczynem potwierdzającym tak potrzebną zwłaszcza politykom tezę, że: Polak potrafi! Zachwycony był tym, że ona znalazła sobie taki właśnie cel życia i przekonująco odpowiadała na pytania o jej pochodzeniu, wychowaniu w rodzinie wielopokoleniowej i o tym jak doszło do zainteresowania tą właśnie dziedziną działalności społecznej. Były również pytania o satysfakcję jaką przynosi jej ta działalność oraz o szanse na upowszechnienie wśród studentów medycyny,  pielęgniarstwa i rehabilitacji wolontariatu skupionego na pomocy osobom w podeszłym wieku. Pomocy choćby w tym aby dotrzymywać im towarzystwa, zabrać na spacer, posiedzieć na ławce w parku, czy zabrać na koncert i rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać…
Po jakimś czasie rozmyślań nad szansami Natalii postanowiłem sprawdzić w Internecie, co można znaleźć na ten temat w prasie. Wpisałem hasło i odsłoniło mi się wiele tytułów opisujących to niecodzienne wydarzenie z Królową Sylwią w tle. Wybrałem taki materiał: – KLIK w Link Przeczytamy tam m.in. „ Królowa podkreślała, że demencja i inne choroby związane ze starzeniem się bardzo szybko stają się globalnym wyzwaniem dla sektora ochrony zdrowia. – W tym momencie ok. 48 mln osób cierpi na demencję na całym świecie, co powoduje ból i smutek wśród pacjentów, ale także i ich bliskich – powiedziała królowa. Dodała, że wraz ze starzeniem się społeczeństw, liczba pacjentów z demencją do 2050 r. wzrośnie trzykrotnie. – Będzie to wyzwanie, które będzie wymagało nowych rozwiązań, a także kreatywnych, zaangażowanych idei, które będą odgrywać kluczową rolę – powiedziała. Tegoroczna laureatka przygotowała projekt „Na marzenia nigdy nie jest za późno”, którego celem jest stworzenie organizacji łączącej seniorów oraz ludzi chętnych nieść pomoc osobom starszym…” 

Ciągle jestem pod wrażeniem wyczynu Naszej studentki Natalii i będę jej szczerze kibicował, aby się jej udało stworzyć fundację, pozyskać wolontariuszy i zrealizować w jak najszerszym zakresie swój projekt. Rzesze ludzi starszych, a często również opuszczonych przez własne dzieci, lub po prostu  samotnych czekają na wszelkie inicjatywy mogące sprowadzić na nich „Czas pogody „i nie koniecznie piękne, ale godne i bezpieczne życie. Na marzenia nigdy nie jest za późno, a …żeby coś się mogło zdarzyć – trzeba marzyć

Utrwalajmy pamięć o wydarzeniach rodzinnych

Poprzedni odcinek tatulowych opowieści dotyczył tylko jednej z uroczystości rodzinnych jakie mieliśmy okazję przeżyć podczas czterodniowego wypadu do naszych dzieci. Oprócz świętowania Diamentowych Godów siostry mojej żony Anny i jej męża Józefa niemal w tym samym składzie osobowym świętowaliśmy uroczystość chrzcin naszej najmłodszej wnusi Emilii Faustyny. Czytaj dalej

Relacja ojciec – córka, a życie dorosłej kobiety

Tytuł dzisiejszej opowieści pochodzi z audycji „Jedynki” Polskiego Radia. Słuchałem jej z uwagą,  jako że jestem nie tylko @tatulem z tego bloga, ale i ojcem dwóch dorosłych córek. Wszystko co na ten temat wpadało mi w ręce lub „rzucało mi się na uszy” od zawsze starałem się traktować z należną uwagą aby tę wiedzę wykorzystywać w budowaniu poprawnych relacji z moimi kobietami. Miałem więc kolejną okazję na zweryfikowanie swojej wiedzy. Zapowiedź była zachęcająca: Czytaj dalej

Czy wolno bezkarnie zamieniać marzenia na wspomnienia?

    IMG_6753Podobno „Oznaką starzenie się jest rezygnacja z marzeń na rzecz wspomnień”. Nie wiem jak szeroko znana i uznawana jest ta sentencja, ale może właśnie teraz jest okazja aby to sprawdzić?
Już kilka razy zaczynałem kolejne opowieści od informacji o przypomnieniach jakie serwuje nam codziennie Facebook. Codziennie przypomina mi parę udostępnianych przeze mnie tekstów sprzed roku, dwóch, trzech… Każdego dnia mam więc zapewnioną porcję wspomnień. Ostatnio tematem wiodącym są święta Bożego Narodzenia przeżywane w domu, w szkole, na emigracji… Czytam tamte teksty jak i dyskusję, która  się wokół nich wytworzyła z zainteresowaniem i jestem przekonany co do tego, że teraz lepiej bym tego nie napisał. Często udostępniam je ponownie z myślą o tych osobach, które kiedyś nie zaglądały na moją stronę lub nawet gdy zaglądały, to znajdą tam równie emocjonujące wspomnienia jakie i mnie towarzyszą w tych wędrówkach .
Gdy kilka dni temu słuchałem  Jedynkowej audycji „Głos za głos”, a w niej wypowiedzi emigrantów, którzy wyjechali z kraju w poszukiwaniu lepszego życia, to moje myśli natychmiast powędrowały do moich wspomnień z czasów gdy sam byłem emigrantem. Gdy mówiono o „wysokich kosztach osobistych” jaką przychodzi płacić w trakcie realizacji takich przedsięwzięć, o tęsknocie za małżonkiem, za dziećmi, za swoimi kątami, to tym silniej odżywały we mnie moje własne wspomnienia. Opisałem je między innymi tu. Gdy zapytałem żonę o wypowiedź  na temat tamtego okresu naszego życia, to odpowiedziała mi:  – Gdybym miała jeszcze raz decydować o twoim wyjeździe, to za nic w świecie bym się na to nie zgodziła. Miała przy tym łzy w oczach.
Dzisiaj właśnie Facebook przypomniał mi tekst : Historia pewnej historii świątecznej , czym znowu wprawił mnie w stan refleksyjno – wspomnieniowy. Ten stanu ducha  uległ dalszemu wzmocnieniu gdy przypomniano mi jednocześnie zdjęcie mojej Bogorii pochodzące z okładki książki noszącej tytuł „Bogoria – Jest takie miejsce” autorstwa pana Roberta Rożka, równie zatwardziałego bogorianina . Jako uzupełnienie do tego zdjęcia zamieściłem przed dwoma laty link do piosenki Tutaj jestem wykonywanej przez Grzegorza Turnaua LINK  i to mnie dzisiaj ostatecznie  rozłożyło na łopatki. Prześledźmy jej tekst:
Tutaj jestem, gdzie byłem
Gdzie się urodziłem
Tu się wychowałem
I tutaj zostałem

Może lepiej by było, kto by to ocenił
Gdybym rzucił to wszystko, miejsce bycia zmienił
Mogłem jechać, wyjechać i stąd się oddalić
Ale jednak zostałem z tymi co zostali…

Pomyślałem: „To samo słońce
wszędzie świeci
Więc gdzie byli dziadkowie –
– będą moje dzieci”

Nie ma co nigdzie jechać
Nigdzie się poruszać
Chyba, że Cię do tego
Niemoc życia zmusza

Pomyśl, że o tym nigdy się nie dowiesz
Jeśli wszystko zostawisz i pojedziesz sobie…

Autorem tekstu jest Michał Zabłocki.  Wiedział co pisze i zapewne sam to przećwiczył na sobie. Nie znam jednak jego życiorysu i nie wiem, czy mieszkał w dużym mieście jak choćby pan Grzegorz Turnau, czy małej mieścinie lub zgoła na wsi – takiej co to „daleko od szosy”- jak kiedyś mawiano. Bo to jednak nie to samo, prawda?
Pamiętam jak wychodząc z wojska (1967 r.) głosiłem szczere wtedy przekonanie, że jest mi wszystko jedno gdzie zamieszkam. Ot wezmę sobie mapę i z zamkniętymi oczyma wskaże to przyszłe miejsce osiedlenia. Znajomi uśmiechali się pobłażliwie. Ja tymczasem wróciłem do rodzinnego miejsca, gdzie rodzinny dom i wsiąkłem tu na stałe .
Może lepiej by było, kto by to ocenił
Gdybym rzucił to wszystko, miejsce bycia zmienił
Mogłem jechać, wyjechać i stąd się oddalić
Ale jednak zostałem z tymi co zostali..

Dzieci wybrały sobie inne miejsca i zapewne snują teraz własne rozmyślania w tym samym temacie.  My prowadzimy ustabilizowane życie i nie narzekamy na dokonane wybory. Jeszcze w miarę  sprawni, ale już mamy swoje przemyślenia na temat tego, co w każdej chwili zdarzyć się może. Nie zmieniamy jednak zdania co do tego, że…
Nie ma co nigdzie jechać
Nigdzie się poruszać
Chyba, że Cię do tego
Niemoc życia zmusza…
A ostatecznie jest tak, że zgadzamy się z autorem również w tej kwestii:
Pomyśl, że o tym nigdy się nie dowiesz
Jeśli wszystko zostawisz i pojedziesz sobie…

No, a teraz już do brzegu – jak mawia Klarka. Pora powrócić do pytania zawartego w tytule: Czy wolno bezkarnie zamieniać marzenia na wspomnienia?
Liczę na państwa komentarze…