Wielokrotnie zaczynałem swoje opowieści od czegoś, co zasłyszane w moim radyjku, czyli Jedynce Polskiego Radia zdołało mnie zainspirować do przemyśleń. Tak było i dziś. Jedynka nadaje w niedziele cykliczną audycję pt: Leniwa Niedziela prowadzoną przez niezrównaną Marię Szabłowską. Wysłuchać tu można pasjonujących rozmów z ludźmi będącymi zarówno twórcami, jak i wykonawcami polskiej piosenki, które pokazują znanych nam ludzi w zupełnie nowym świetle. Tak było i tym razem. Sporo dowiedziałem się o karierze autora tekstów pana Andrzeja Kuryło. Drugim porannym gościem był Tomasz Szczepanik lider rodzinnego zespołu Pectus. Czytaj dalej
obyczaje
Dobro czyń cały rok
Dzisiaj tj. 19 maja obchodzimy podobno Dzień Dobrych Uczynków. Warto wiec przemyśleć z czym wystąpimy wobec swoich bliższych i dalszych współplemieńców, aby jakoś się wpisać w tę sympatyczną przecież celebrę.
Ja sam sobie zrobiłem kawusię i ugotowałem płateczki na śniadanie. Jak tylko wstanie żona to, zrobię i dla niej kawusię i zastawię stół na śniadanie. Zjemy te płateczki, a później się zobaczy. Czytaj dalej
Wreszcie ulga, nareszcie cisza, spokój
Z gości podobno cieszymy się przynajmniej dwa razy. Gdy ich witamy no i… gdy ich żegnamy. To obiegowe pojęcie wcale nie musi się sprawdzać w życiu, bo z tym bywa różnie. Faktem jest, że kierunek świątecznej migracji ludności zawsze przebiega w jedną stronę, z miasta na wieś, a sporadycznie tylko w drugą stronę. Niemal na wszystkich podwórkach wiejskich domostw widać w czasie świąt po kilka samochodów, a na parkingu przykościelnym (Rezurekcja, Pasterka) z roku na rok robi się coraz większy tłok. Widomy objaw polskiej biedy. Pogoda, przynajmniej w moim rejonie zrobiła psikusa przepowiadaczom, bo była bardziej łaskawa niż to przepowiadano. Czytaj dalej
O tempora, o mores…
Często spotykałem ten zwrot w wypowiedziach różnych ludzi wyrażających swoje oburzenie wobec realiów obecnego życia i panujących w nim coraz bardziej drapieżnych zasad. Słowa te brzmią uczenie, zwłaszcza gdy się je wypowiada w oryginale. Któż dzisiaj zna łacinę w takim stopniu, aby się nią swobodnie posługiwać? Wielu ludzi uważa jednak, że wypada znać parę łacińskich zwrotów, aby zrozumieć każdy tekst i kontekst, a nawet celnie się nimi posłużyć w gronie ludzi hołdujących tym samym zasadom. Czytaj dalej
I z czego się śmiejecie? Sami z siebie się śmiejecie!
Od jakiegoś czasu – być może pod wpływem strategii przyjętej przez obóz rządzący i sprzyjających mu dziennikarzy zaczęła mi chodzić po głowie ta sentencja Mikołaja Gogola użyta w tytule. Ludzie obozu władzy wyjaśniają wszelkie brzydactwo tkwiące w ludziach w jeden sposób:
– No i co się takiego stało? Pogadali sobie chłopcy, tak samo jak wszyscy sobie gadają, gdy sobie wypiją, gdy puszczają hamulce ogłady, gdy rozmawia się językiem partnera… Przecież nie pierwszy raz kogoś podsłuchano i obraz tej nieoficjalnej twarzy, na ogół do miłych nie należał. Czytaj dalej
Szczęśliwi ci, którzy pili z miarą
Minęło sylwestrowe szaleństwo. Wróciliśmy już do domów po balach, czy spotkaniach w szerszym lub tylko rodzinnym gronie, odpoczywamy sobie, a tu dzwonek telefonu:
– Klllynika?
– Jaka klinika, to prywatne mieszkanie – odpowiadamy ze złością i kładziemy się z powrotem . Po chwili sytuacja się powtarza:
– Halo, klynika?
– Upiłeś się człowieku i innym nie dajesz spać. Jaka klinika? Jeśli jeszcze raz zadzwonisz, to nie ręczę za siebie – krzyczymy do telefonu
– Czekaj, czekaj, nie rozłączaj się. Tu Zygmunt, nie poznajesz? Piliśmy razem, zapomniałeś już? Mnie tak napiernicza łeb, że pomyślałem o tobie. Może razem zorganizujemy klinika?
– Co mnie podkusiło, aby pić z tym Zygmuntem? Nigdy więcej postanawiamy sobie w ramach postanowień noworocznych.
Dalej już postępujemy według swoich wypróbowanych sposobów na leczenie kaca. Odnotowujemy jednak jeden słuszny wniosek. Nigdy nie dajemy numeru swojego telefonu gościom dopiero co poznanym, zwłaszcza przy barze.
Szczęśliwi ci, którzy nie pili, lub pili z miarą – myślimy z zazdrością o tych, którzy nie przeżywają skutków wynikających z nadmiaru wypitego szampana.
Jak już wyleczymy się z kaca, zregenerujemy zakwasy w nogach, otarcia i inne uszkodzenia wynikające z nadepnięć, kopnięć itd. to nadejdzie właściwa pora na podsumowanie sylwestrowego szaleństwa od strony towarzyskiej, finansowej i każdej innej. Warto również zastanowić się nad tym co robić i jak pomóc losowi aby spełniły się nam wszystkie życzenia jakie usłyszeliśmy tej nocy, prawda?
Bluzgam, bo lubię

Wieczorem 16 grudnia usłyszałem w oglądanym programie telewizyjnym informację o obchodzonym od niedawna w Polsce Dniu bez Przekleństw. Podszedłem do komputera, aby sprawdzić tę informację i zajrzałem do pierwszego z oferowanych pod tym hasłem artykułów. Oto co przeczytałem: 17 grudnia przypada Dzień bez Przekleństw. W Polsce jest to dość młode święto, bo obchodzone zaledwie od kilku lat. Ideą projektu jest zwrócenie naszej uwagi na niecne słówka, które wypowiadamy często i ochoczo. Jednak wbrew pozorom większość językoznawców ma negatywny stosunek do tego typu inicjatyw. Zdaniem prof. Jerzego Bralczyka ustanawianie święta jest w gruncie rzeczy usprawiedliwieniem używania wulgaryzmów w pozostałe dni roku. http://www.mojeopinie.pl/dzien_bez_przeklenstw_czyli_nie_uzywajmy_wulgaryzmow,3,1229469307
Czy nasi wybrańcy otrzeźwieją?
Wydarzenia kilku ostatnich dni dostarczyły nam wszystkim sporo materiału do przemyśleń. Zwłaszcza ludziom zaangażowanym bezpośrednio w uprawianie lub jedynie komentowanie polityki. Pierwsza istotna sprawa to wybory na kluczowe miejsca w partiach, czy innych organizacjach. Czytaj dalej
Po święcie wszystkich Zmarłych
A więc jesteśmy już po odwiedzinach naszych drogich zmarłych. Udało się nam powrócić do rodzin (tych żyjących). Nie znaleźliśmy się wśród ofiar wypadków, ani w tym 1000 osób zatrzymanych z powodu jazdy „na podwójnym gazie” podróżników – żałobników. Co przeżyliśmy to nasze. Możemy co najwyżej opowiedzieć komuś o naszych opiniach i przemyśleniach…jeśli tylko znajdziemy kogoś, kto zechce tego słuchać. A z tym jest dość trudno. Każdy ma swoją wrażliwość i wynikające stąd swoje własne opowieści, prawda? Czytaj dalej
Olo, Jola i ich Ola
Wydarzeniem stulecia nazwano wczorajsze święto rodzinne państwa Kwaśniewskich.
Olo, Jola i ich Ola – chyba najbardziej znana i zwyczajnie lubiana, tak w wymiarze indywidualnym jak i traktowana łącznie polska rodzina świętowała zamążpójście Oli.
Media – chyba głownie te kolorowe, zupełnie oszalały. Wprawdzie nie jestem czytelnikiem kolorowych pisemek, ale i w tej lżejszej części Onetu prezentowano dużo materiałów dotyczącej młodej pary, a przy okazji jej rodziców. Po godzinie18-tej pojawiły się w Onet.pl pierwsze zdjęcia i opisy scen z okolic Katedry Polowej Wojska Polskiego, gdzie młodzi brali ślub. http://zyciegwiazd.onet.pl/334031,0,slub-oli-kwasniewskiej-i-kuby-badacha-zobacz-zdjec,fotonews_detail.html
Moja żona nie odchodziła od komputera dopóki nie przeglądnęła zdjęć z pogłębioną analizą z kroju sukni ślubnej włącznie oraz nie zapoznała się ze wszystkim, co opisano w pierwszych newsach. To od niej dowiedziałem się o tym, że ślub opóźnił się ze względu na tłum ludzi i reporterów nie pozwalający wejść gościom ślubnym i nowożeńcom do kościoła, że tato Aleksander prowadził córkę do ołtarza, że w ceremonii brali udział czterej księża, wśród których był kapelan z Pałacu Prezydenckiego, który znał Olę z czasów, gdy będąc dziewczęciem mieszkała z rodzicami w pałacu . Od niej wiem, że weselisko na 350 osób odbyło się na zamku w Serocku. Od niej wiem wszystko na temat ślubu Oli. Dalsze informacje zapewne wyleją się z kolorowej prasy dopiero w poniedziałek .Zobaczymy więc jak było i niejeden z nas wspomni z łezką w oku własny ślub, albo śluby swoich dzieci,które przeżywa się nie mniej emocjonalnie. Przywołuję tę łezkę świadomie, bo na tle tak wystawnie zorganizowanej uroczystości nasze własne śluby i wesela wydadzą się nam skromniutkie, albo wynajdziemy jakieś mankamenty w strojach własnych, czy też u zacnych gości, albo też dopatrzymy się bolesnego braku niektórych osób spośród uczestników uroczystości weselnych. Jedną będziemy mieli w tych porównaniach niewątpliwą przewagę, a mianowicie tę, że te wesela były nasze, a więc najlepsze z możliwych w naszych warunkach i w naszych czasach. Na pewno wielu z nas sięgnie do dokumentacji zdjęciowej, czy też filmowej i przeżyje jeszcze raz swoje rodzinne wydarzenia związane z własnym ślubem, czy też ślubem swoich dzieci. Możemy sobie to zafundować, szczególnie że walka z jesienią , a wiec snującymi się jak mgła smuteczkami wymaga świadomego poprawiania nastroju, tak sobie jak i ludziom z naszego otoczenia
Ja już to zrobiłem. Przejrzałem filmy ze ślubów moich córek zwracając uwagę na wiele szczegółów, które zwyczajnie, z biegiem lat zacierają się w pamięci. Jacy byliśmy wszyscy młodzi i jacy piękni w tych strojach i nastrojach. Jaki ja byłem spięty podczas udzielania rodzicielskiego błogosławieństwa w domu i gdy prowadziłem córki do ołtarza, aby tam przekazać je pod opiekę zięciom. Jacy oni byli ufni i pełni wiary w dobre życie, które rozpoczynali…
Życzę Państwu miłych wrażeń z takiej retrospektywnej podróży do źródeł rodzinnego szczęścia.