Macierzyństwo, aż po grób?

Gdy przeglądałem rankiem na swoim „kawałku podłogi” zaszłości z nocy, to natknąłem się Fejsbuku na wpis młodej mamy Justyny:

Justyna  – Śpiąca. Uroki macierzyństwa pobudka o 4 rano. Odpowiedziałem w tonie prowokacji:

Ja – Pierwsze trzydzieści lat bywają ciężkie, ale jest szansa na to, że się przyzwyczaisz…

Justyna – Dopiero pierwszy miesiąc za mną wiec jeszcze dłuuuga droga:)

Postanowiłem przemówić treścią wiersza napotkanego w kąciku wierszokletów w tygodniku Angora:Macierzyństwo

 

 

 

Aby ukierunkować dyskusję wystąpiłem jeszcze z pytaniem: – Ile matek tak ma?

Justyna – no zapewne wiele… jeszcze wszystko przede mną. Jak to mówią małe dzieci mały problem:)

Nie udało mi się wciągnąć młodej mamy i jej znajomych w rozmowę na tematy poruszane w wierszu. Pojawiły się natomiast rady i wyrazy zrozumienia od koleżanek:

Lena – pamiętaj angażuj mężusia!

Urszula – Dasz radę

Magdalena – O, z imprezy o tej godzinie wrócił i cię obudził ?

Liczyłem na ciekawą rozmowę, a tymczasem pudło.

Przywołując ten temat na blogu pozwalam sobie zadać pytanie:

– Czy autorka wiersza Macierzyństwo przesadziła w opisie rozterek tamtej mamy?

17 uwag do wpisu “Macierzyństwo, aż po grób?

  1. ~miral59 pisze:

    Na pewno różnie z tym bywa. Wydaje mi się jednak, że dużo zależy od wychowania.
    Co prawda mojemu synowi jeszcze trochę brakuje do czterdziestki, ale nie zdarza mu się nie wrócić o oznaczonej godzinie. To znaczy… nie ja mu tą godzinę wyznaczam, tylko on orientacyjnie mówi o której będzie. Jeśli widzi, że nie zdąży na czas, czy w jakikolwiek sposób plany się zmieniły – dzwoni, bo wie, że będę się denerwować. Córka, gdy mieszkała jeszcze z nami też się do tego stosowała. Fakt, że w okresie dojrzewania były z tym niejakie problemy… ale dzieci dorosły i zrozumiały, że to nie jest próba kontroli, a po prostu matczyna troska. Ale też fakt, że gdy z mężem gdzieś wychodzimy, też się melduję synowi. Żeby wiedział…
    W dzisiejszych czasach jest łatwiej. Ludzie mają komórki i zawsze można się skontaktować. Kiedyś było gorzej, bo nie każdy miał telefon (w domu) i nie zawsze było skąd zadzwonić…

    Polubienie

  2. ~miral59 pisze:

    A rada Leny: ” pamiętaj angażuj mężusia!” nie jest precyzyjna. Bo co to znaczy? Że ten mężuś też ma w nocy wstawać do dziecka? To byłoby bez sensu. Jeśli ona jest na macierzyńskim, to nie musi rano iść do pracy. Takie małe dziecko dużo śpi i zawsze jakoś można to odespać. A mąż musi pracować…
    Ale jeśli chodziło jej o uczestnictwo w wychowaniu dziecka, to się zgadzam. Z tym, że nie powinno się męża zmuszać do tej pomocy. Sam powinien wykazywać zainteresowanie, a jeśli nie, to można go zachęcić. Chociaż… jeśli małżonek nie wykazuje zainteresowania, to znaczy, że źle się sobie dobrało partnera… Mój był żywo zainteresowany naszym pierwszym dzieckiem – córką. Gdy urodził się nasz syn, to małżonek wziął urlop wychowawczy, bo w tym czasie ja więcej zarabiałam i to się nam bardziej opłacało… Ostatecznie to tak samo jego dzieci jak i moje.

    Polubienie

  3. ~miral59 pisze:

    A na temat dorosłych dzieci mieszkający z rodzicami… Czasami słyszy się jak to niepracujący syn zabiera matce emeryturę, bo musi mieć kasę. Matka nie ma na jedzenie, ani na leki… zalega też z opłatami za mieszkanie… I niekoniecznie musi to być patologiczna rodzina, niekoniecznie też syn potrzebuje pieniędzy na alkohol…
    To jest właśnie to, o czym pisałam na którymś z wcześniejszych wątków. Matka poświęciła dziecku wszystko i tak przyzwyczaiła do myśli, że jej nic nie trzeba, że to dziecko wykorzystuje ją do końca.
    Zbyt wielkie poświęcenie powoduje to, że dziecko przestaje szanować i liczyć się z rodzicami. Bo wszystko i tak jest dla niego. Wszystko będzie wybaczone i zapomniane. A starym rodzicom niczego nie trzeba…

    Polubienie

  4. ~miral59 pisze:

    Z drugiej strony… mam koleżankę (a właściwie przyjaciółkę) w Polsce, która ma syna jedynaka. Jej mąż znalazł sobie inną kobietę zaraz po tym, gdy tego syna urodziła. A może znalazł ją wcześniej, tylko ta koleżanka o tym nie wiedziała? Oni starali się o dziecko bardzo długo. Syn urodził się 12 lat po ślubie… Rozwiedli się, a ona całe swoje życie poświeciła temu synowi. Nawet nie szukała innego mężczyzny. Może dlatego, że jest bardzo religijna…
    W każdym bądź razie, ten syn ma teraz ponad 26 lat. Jeśli spóźni się z pracy 20 minut, ona wpada w panikę. Bo może coś mu się stało!!! Potrafiła obdzwonić wszystkich, z szefem syna włącznie, żeby zapytać czy coś się nie stało… Syn doskonale o tym wie i stara się nie dopuszczać do takich sytuacji. Nie chce najeść się wstydu w pracy…
    Ona sama mówiła mi, że jest straszną panikarą, ale nie umie nad tym zapanować. Po prostu nie wytrzymuje… Starałam się jej wytłumaczyć, że niech chociaż poczeka z godzinę, zanim zacznie podnosić larum, ale to dla niej za długo… Także i takie kobiety są…

    Polubienie

  5. Matka poświęciła dziecku wszystko i tak przyzwyczaiła do myśli, że jej nic nie trzeba, że to dziecko wykorzystuje ją do końca.
    Zbyt wielkie poświęcenie powoduje to, że dziecko przestaje szanować i liczyć się z rodzicami. Bo wszystko i tak jest dla niego. Wszystko będzie wybaczone i zapomniane. A starym rodzicom niczego nie trzeba…prawdę pisze miral59

    Ech my Matki … temat rzeka…pozdrawiam

    Polubienie

  6. ~mama pisze:

    Witam. moim zdaniem nie które mamy chcą przeżyć życie za swoje dzieci. nie dociera do nich ze dziecko już stało się dorosła osobą. jak dziecko przejdzie przez pewien próg życia to rodzice powinni zająć się sobą tym co lubią np lubią podróże ok to niech podróżują a dziecko niech przeżyje swoje życie..
    niestety rodzimy dzieci wychowujemy:kiedyś słyszałam zdanie DZIECI NIE ZA NASZA WŁASNOŚCIĄ DOSTAJEMY JE NA CHWILĘ ŻEBY JE WYCHOWAĆ I NAUCZYĆ ŻYĆ. Pamiętajmy że chowamy nasze dzieci, dziecko dla innej osoby. bo jak kiedyś nas braknie to ono będzie musiało żyć i jak przeżyje jak nic nie będzie umiało ?? !!

    Polubienie

  7. ~alik pisze:

    – ile matek tak ma?… nie wiem i na ten temat nie będę zabierać głosu, jest to sprawa zbyt indywidualna, każda miłość jest dla matki wyjątkowa… moja też… myślę, że nie jestem nadopiekuńcza, bo te moje dorosłe już dzieci całkiem nieźle sobie radzą z codziennością, a te małe, no cóż, cala szkoła życia jeszcze przed nimi… ale przyznam, że nie raz nie mogę sobie znaleźć miejsca, gdy telefon nie dzwoni o umówionej porze, nieważne czy to z zagranicy, czy z oddalonej o kilka kilometrów miejscowości… taka już jestem, najszczęśliwsza wtedy, gdy mam je pod swoim skrzydłem..
    – pozdrawiam

    Polubienie

  8. Ile matek tak ma? Czytając blogi koleżanek-matek myślę że całkiem sporo 🙂 Moja córka dziś 5.20 stwierdzila, że po co spać, jak można poszaleć trochę, matkę z ojcem na nogi postawić 😛 🙂
    A czy będę za 15-20 lat stać przy oknie do 3 w nocy…? Nie wiem, ale mam nadzieję, że o tej porze będzie już we własnym łóżku 🙂 pozdrawiam

    Polubienie

  9. Tak być może, chociaż może też być inaczej. Dzisiejsze przerośnięte dzieci takich nadopiekuńczych matek będą zapewne chciały zrewanżować się za to co otrzymały od własnych matek i przeniosą zwyczaje w następne pokolenia.
    Tu nie da się niczego nakazać, ani zakazać, prawda?
    Pozdrawiam

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do ~uleczka Anuluj pisanie odpowiedzi

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.