Dziadek Mróz i Adaś sporo nas wszystkich nauczył…

Droga - Dokąd idzie siama  pustą drogąJuż kilka dni żyjemy śledzeniem przypadku Adasia, który nieświadom tego, co robi szedł sobie w siną dal i ta siność odbiła się groźnie na jego życiu. W piżamce i boso poszedł w mroczną i mroźną noc i tak sobie wędrował do czasu aż upadł i jego los zależał już tylko od szczęśliwego przypadku. Wiemy, że miał to szczęście, aby dać się znaleźć dzielnemu policjantowi, miał też szczęście do niezwykle sprawnie działającego pogotowia, do niezwykle profesjonalnie działającego zespołu lekarskiego w szpitalu gdzie go zawieziono. Dzisiaj wiemy, że proces ratowania Adasia i jego dotychczasowe rezultaty, to jeden wielki cud. Adaś walczył wespół z lekarzami i zwyciężył. Żyje, a nawet ma się coraz lepiej, a prowadzący leczenie profesor Janusz Skalski nie wyklucza tego, że chłopiec spędzi święta w rodzinie. On przecież narodził się ponownie i  zasłużył sobie na to, aby na swoje imieniny Adama (24.12), a do tego w Wigilię Bożego Narodzenia być już w domu rodzinnym.
Wszyscy to znamy i przeżywamy jak mrożącą krew w żyłach przygodę. Jesteśmy zaangażowani uczuciowo w tę rodzinną tragedię, a współczując rodzinie chłopca chłoniemy przy okazji wiedzę na temat tego typu zagrożeń i stosowanych w takich razach procedur ratowniczych. Przy każdym serwisie informacyjnym przynoszącym nowiny z frontu walki o życie Adasia dowiadujemy się czegoś więcej. Cieszymy się tym przykładem, bo przecież kochamy dzieci. Podziwiamy kolejny wyczyn naszej służby zdrowia, o którym na pewno będzie głośno, nie tylko w świecie medycznym. To wszystko prawda, ale prawdą też jest drugi biegun naszej rzeczywistości. Oto czytam w bieżących doniesieniach:

Według policyjnych danych od października 2014r.  z powodu wychłodzenia zmarły już 23 osoby. Tylko w sobotę (29 listopada) zamarzło pięć osób. Nie bądźmy obojętni na los tych, którzy nie mają się gdzie schronić bądź przebywają w nieogrzewanych pomieszczeniach. https://msw.gov.pl/pl/aktualnosci/12652,Pierwsze-ofiary-mrozow.html

Jak widać nie każdy miał szczęście u przygodnie spotkanych ludzi, wśród  personelu służby zdrowia, no i tam „u Góry”. Na blogu Siostry Małgorzaty Chmielewskiej –  przełożonej Wspólnoty Chleb Życia w Polsce, która powołała i prowadzi już kilka domów opieki przeczytałem dzisiaj takie słowa: „Ja już się stąd nie ruszę” stwierdził pan Stanisław, mieszkający od jakiegoś czasu w naszym domu w Jankowicach. Starszy, schorowany, samotny. Przysłany do nas na zimę przez pomoc społeczną z obawy, że z powodu nieporadności może zamarznąć w swoim domku. Nie on jeden, zresztą. To znaczy, że czuje się bezpiecznie. Dla kolejnych panów i pań miejsc u nas już niestety nie ma. Warszawa – w tym magistraccy urzędnicy – dwoją się i troją, żeby „upchnąć kolanami” ludzi w istniejących schroniskach. Otwierają nowe, ale cosik się opóźnia, jak to w życiu.  U nas się już więcej nie da, zwłaszcza chorych, nawet młotem pneumatycznym, nie tylko kolanami. Byle do wiosny.
Dużo dobrego dla ludzi zagrożonych podobnym losem czynią miejscowe władze gminne oferując im pomoc materialną, darmowe posiłki, ale …”licho nie śpi, albo śpi licho”- jak powiadają niektórzy. W każdej niemal miejscowości można wyliczyć po kilka osób należących do kręgu ryzyka. Jak oni przetrwają ten szczególnie trudny dla nich czas? Nie dalej jak wczoraj wieczorem, gdy wchodziłem do sklepu na spóźnione zakupy, to mijałem się w drzwiach z jednym z takich osobników. Kurtka podszyta wiatrem, czapa zasłaniająca niemal całą twarz, przy nosie kropla chronicznego kataru, głos mało zrozumiały, ale jednak potrafił określić swoje potrzeby i nabyć potrzebny mu (chyba najbardziej) produkt z grupy rozgrzewających. Nie znam jego losu, ale w takim przypadku działa słuszna skądinąd zasada:  „No news, is a good news”. On pewnie mógłby opowiedzieć niejedną historię z życia ludzi zagrożonych wychłodzeniem, bo przeżył już wiele zim, a w ich czasie wiele dni i nocy z temperaturą nawet do – 30 stopni Celsjusza. Takie temperatury jak obecne, kształtujące się w pobliżu zera, to tylko przedsmak zimy. Kiedy uczyłem przedmiotu edukacja dla bezpieczeństwa, a w jej programie poświęcałem wiele miejsca właśnie wychłodzeniom i odmrożeniom, to kładłem nacisk na objawy wychłodzenia, które mogą okazać się zgubne dla ludzi zagrożonych z powodu braku dostatecznej wiedzy, jak i z tego powodu, że przygodni ludzie nie spieszą z pomocą, bo wiadomo… ot, pijak, siedzi na ławce jak siedział codziennie … Tymczasem jak czytam w dostępnych każdemu źródłach: Gdy temperatura ciała obniża się, to objawy się nasilają. Łagodne objawy (34–35 °C) (osoba wciąż jest w stanie sobie pomóc): uczucie marznięcia, zimne ręce i stopy, drżenie mięśni, osłabienie ramion i nóg, zawroty głowy, dezorientacja i niepokój.
Umiarkowane objawy (30–34 °C) (osoba nie jest w stanie sobie pomóc): wzmocnione objawy takie jak powyżej, a ponadto: ból z zimna, brak wrażliwości na bodźce, skurcze mięśni, utrata poczucia czasu i zachowania energii, apatyczne zachowanie i zaburzenia świadomości. Hipotermia wpływa na zdolność właściwej oceny sytuacji. Łatwo przeoczyć moment, kiedy tracimy orientację i wtedy musimy liczyć na inne osoby, które mogą zauważyć nasze irracjonalne zachowania i spowolnione reakcje. Jeżeli oziębianie postępuje dalej, dezorientacja przechodzi w zobojętnienie, szczególnie niebezpieczne, ponieważ ofiara przestaje interesować się własnym losem. Nie czując już chłodu, a odczuwając zmęczenie i senność łatwo popaść w drzemkę i spać wiecznym snem szczęśliwego, który wyzbył się nałogów, niedostatków, poniżenia, odrzucenia i …

Miejmy nadzieją na to, że tacy ludzie mający przecież jakieś rodziny, służby socjalne, służby porządkowe jednak unikną najgorszego, bo cuda się zdarzają. ale niezwykle rzadko.