Nie zawsze jest tak źle, jak się spodziewamy

Wczoraj miałem od dawna umówioną wizytę lekarską. Nie, nie prywatną, a taką z ubezpieczenia. Wybierając się przewidywałem dłuższe oczekiwanie i dlatego przeglądnąłem półki z książkami, aby znaleźć coś interesującego, a przede wszystkim w formacie  pocket book – jak to nazywali Amerykanie. Znalazłem taką, przymierzyłem do kieszeni marynarki i w drogę. Dotarłem na pół godziny przed godziną rozpoczęcia pracy dojeżdżającego z dość daleka lekarza. Usadowiłem się tak, aby mieć światło dzienne za sobą i zabrałem się do wstępnych oględzin mojej lektury. Trudna i specjalistyczna treść, a do tego pisana drobniutką czcionką na papierze z lat 70-tych, bo wtedy była wydana. Sąsiadka obok zaglądała do torebki, w której miała  włączony tablet, a więc należała do współczesnych nie tylko w upodobaniach , ale i metrykalnie. Z czasem zaczęli nadchodzić kolejni pacjenci podejmując próbę pozycjonowania. Czytaj dalej