Wiosna w polityce ma twarz szefa PSL

   Dwa kolejne posty poświęciłem wiośnie. Tej politycznej, przejawiającej się w niezwykłej aktywności polityków i nakręconych przez nich emocji ludzkich i tej zwykłej, naszej prywatnej wiośnie wyrażającej się w utęsknionym bliższym kontakcie z budzącą się do życia przyrodą.
Ta pierwsza, pisana przez duże „W” wciąż trwa i nabiera z dnia na dzień kolejnych znaczeń. Choćby wczorajszy SUPER NEWS o zachwianiu się posad ( sic!!!) koalicji rządowej z powodu twardego sprzeciwu PSL wobec założeń modyfikacji ustawy emerytalnej w PO-wskiej wersji 67. To zdarzenie nadal jest super newsem i dzięki swej wyjątkowości wciąż jest komentowany przez wszystkie opcje polityczne i sprzyjające im media. Nagle wszyscy pytają: – Czy koalicja przetrwa, czy powstanie rząd mniejszościowy, czy arytmetyka sejmowa daje szansę na przegłosowanie samorozwiązania sejmu, a zatem czy będziemy mieli wcześniejsze wybory, czy PiS zaproponuje konstruktywne wotum nieufności itd. itd. Pytań będzie coraz więcej, bo nagle stało się coś niecodziennego. Do głównej rozgrywki przystąpił PSL, który po raz kolejny pokazał nam wszystkim, że chciałby „zjeść ciastko i mieć ciastko”. Jest w koalicji i wszyscy wiedzą jak wiele ryzykuje w przypadku jej zerwania i jest w opozycji zarazem. Twardy negocjator z kamienną twarzą oznajmia swoje racje i przekonuje do swojej wersji modyfikacji ustawy emerytalnej we wszystkich miejscach, do których jest zapraszany. Co więcej, tym swoim chłopskim uporem zyskuje sobie sympatię jako realny obrońca coraz szerszych kręgów społeczeństwa, bo wciąż bardzo dużo ludzi lęka się perspektywy przymusu pracy do 67 roku życia nakładanej na dzisiejsze realia rynku pracy, na którym mało kto ma szansę na znalezienie pracy w tym wieku.
   Dni mijają, a opór koalicjanta trwa. Jak widać nie wystarczy słynne zawołanie :
– Pawlak, podejdźże do płota jako ja podchodzę…
Nie podejdzie dopóki nie będzie ustępstw i pełnego partnerstwa w sprawowaniu funkcji jakie na siebie ta partia przyjęła. A tu ma czego się domagać.
Gdzie się dwóch bije tam…trzeci podaje kije.
   Polski kocioł jest pod parą. Wielu podkłada pod niego smolne szczapy, aby zrobić w swoim czasie użytek z przygotowanego ukropu . Gdy nadejdzie pora konstruktywnego wotum nieufności wobec rządu, wtedy jedynym kandydatem na nowego premiera może okazać się właśnie Waldemar Pawlak.
Człowiek doświadczony, sprawdzony, wrażliwy na  krzywdę zwykłych ludzi, a przy tym twardo i z sukcesami stąpający po ziemi. Polska gminna i powiatowa ma barwę zielonej koniczynki. Pora, aby ten wiosenny kolor dotarł do szczytów władzy.
Zielone uspokaja.

   A co z tą drugą, naszą własną wiosną?
   Moja wiosenka jest mało dla mnie łaskawa. Bardzo mnie ciągnie do ogródka i do ogrodu, gdzie tak wiele jest do zrobienia, ale niestety to zwyczajne zajęcie wielu ludzi wciąż przekracza moje możliwości zdrowotne.Wiosna oznacza dla mnie zaostrzenie objawów POChP, która jest następstwem wieloletniego palenia papierosów. Najlepszym dla mnie miejscem  w tym czasie jest dobrze ogrzane mieszkanie. Muszę się tego pilnować czekając na bardziej stabilną i już zdecydowanie mniej kapryśną pogodę. Mam nadzieję, że już niedługo taka nastąpi.

Wiosna nasza

   Minęło kilka dni od napisania poprzedniego tekstu, w czasie których doszło do wielu wydarzeń będących rozwinięciem przysłowia W marcu jak w garncu.
W polityce ogromnie dużo oskarżeń zmierzających w prostej linii do zdyskredytowania rządu, który …podobno oszukał naród przemilczając w kampanii wyborczej zamiar podniesienia granicy wieku emerytalnego i zaplanowanego ataku na kościół . Opozycja przyjmując takie rozumowanie ma gotowe uzasadnienie przeprowadzenia przedterminowych wyborów, no bo na pewno koalicja rządząca przegrałaby wybory, gdyby powiedziała ludziom prawdę o swoich niecnych zamiarach. Prezes PiS jeżdżący po Polsce w obsłudze lokalnych wyborów swojej partii wszędzie spotyka się z ludźmi i przemawia, nawołuje, wskazuje kierunek przemian, gdy tylko jego partia powróci do władzy. PiS jest również na czele pochodów rodzin Radia Maryja walczących o miejsce na platformie cyfrowej dla Telewizji Trwam . Są tam również przedstawiciele konserwatywnej i narodowej prawicy oraz związek Solidarność. Pozostałe partie również nie zasypiają gruszek w popiele.
Swoje stanowisko w sprawie funduszu kościelnego oraz innych zaproponowanych zmian ogłosił również Kościół katolicki w odczytywanym dzisiaj liście do wiernych.
Wiosna jest zatem okresem niezwykle szerokiego frontu odmowy dla obecnego układu władzy. Tylko czekać aż ktoś z sił zainteresowanych obaleniem obecnych władz zakrzyknie: ZIMA WASZA – WIOSNA NASZA!!! Zupełnie jak w piosence Krzysztofa Daukszewicza: http://www.youtube.com/watch?v=89ALt5UbcCQ

Nawalanka dopiero się zaczyna. Każdego z każdym. Nasuwają się słowa refrenu lansowanej ostatnio piosenki Anny Teliczan pt.: Między nami

w ludzkiej skórze śliski wąż
skrywa swoją twarz
zwinny tajemniczy gość
wiem co w zanadrzu ma
wśród ciemnych ulic budzi lęk
to nie przeraża mnie
już widzę Twój bezradny płacz
gdy znów spotkamy się

między nami wojna
kto głębiej wbije nóż
tak łatwo się nie poddam
twych słów ohydny smak
oślizgły głosu ton
między nami wojna

   Wiosna nasza …oznajmiła spragnionym  ludziom przyroda. Fala ciepła jaka ogarnęła nasz kraj odsłoniła różne zimowe, dotychczas dobrze ukryte pod śniegiem grzeszki. Ruszyliśmy wiec wszyscy do porządkowania naszych ulic, chodników, parków jak i otoczenia naszych domów. Krytykowane przez ekologów i służby porządkowe wypalanie traw tylko w ub. weekend było przyczyną kilku tysięcy pożarów i strat  nie tylko materialnych .Znowu nasi dzielni strażacy mają okazję do wykazania się sprawnością ludzi i sprzętu. I tę okazję przykładnie wykorzystują. Może rząd w swojej łaskawości znajdzie pieniążki na podwyżkę również ich uposażeń?
   Ruszyły już na dobre prace w budownictwie, rolnictwie, ogrodnictwie i innych działach tzw. sezonowej gospodarki . Spadnie więc wskaźnik bezrobocia, a zajęci wiosennymi pracami ludzie nie będą mieć tyle czasu na udział w demonstracjach jak to dotychczas bywało.
W krótkiej perspektywie czasowej będziemy coraz bardziej zaangażowani w duchowe i materialne przygotowanie się do Świąt Wielkanocnych.
Mimo, że będzie coraz cieplej to mam nadzieję, że ostygną gorące teraz spory i emocje.
Wciąż marzy mi się spokój, rodzinne spotkania przy suto zastawionym stole i pogawędki o niczym. Bo w towarzystwie nie wypada przecież rozmawiać o polityce, czy też o problemach wiary, prawda?
Wiosna nasza? Czy ich?

W marcu jak w garncu

   Wszyscy czekamy na wiosnę. Marzec, będący zapowiedzią nadejścia tej szczególnie oczekiwanej pory roku, tym razem niesie również nadzieje tym wszystkim, którym marzy się obok tego, co oferuje matka natura, również przejęcie władzy w Polsce. Nadzieja na tym polu pojawiła się wraz z kolejnymi inicjatywami rządu mającymi zreformować wiele ważnych i oczekiwanych również przez opozycję dziedzin życia społecznego.
   Jak pamiętamy, ostatnie wybory wygrała PO i wszystko (prawie) pozostało po staremu.
Nowy – stary premier dziękując wyborcom za okazane zaufanie nagle zmienił front. W krótkim i dobrze wtedy przyjętym expose pokazał nagle twarz wpisującą się w strategię najgroźniejszego oponenta, Jarosława. Ukazał nam się „Wszystkomogę Donald”. Opozycję zamurowało. Stronnicy PO przyjęli z nadzieją tę przemianę, która wytrącała z rąk opozycji tradycyjnie używaną broń natury nękającej i pokazała przywódcę z charakterem. Zrodziła się nadzieja na to, że nowy-stary premier skończył z przyzwalaniem na to, aby jeżdżono po nim „jak po starej kobyle” i czynem odeprze podłe niekiedy zarzuty opozycji, z którymi w poprzedniej kadencji nie chciał, czy też nie mógł walczyć.
   Zapowiedź czynu to jeszcze mało. Potrzebny jest jeszcze sam czyn.
   Gdy doprowadzono do realizacji pierwszych reform okazało się, że niełatwo jest wcielić w życie nawet najlepszych zapowiedzi. Zaczęło się pasmo porażek. Jeśli nie faktycznych, to już na pewno wizerunkowych. Lekarze, farmaceuci, a poprzez nich również i pacjenci, prokuratura i większość służb mundurowych, pracodawcy i rosnące rzesze pracowników (rosnące bezrobocie), emeryci i ludzie w wieku przedemerytalnym, którym oferuje się wydłużenie aktywności zawodowej, a wreszcie wielce tajemniczy świat internautów, który jeszcze nie raz nas zaskoczy już pokazały, że nie będzie łatwo przetrwać kolejną kadencję.
   Opozycja – podobno takie jest jej zbójeckie prawo, podsyca racje przeciwników rządu sugerując lub wskazując na proste rozwiązania wszelkich kłopotów. Nigdy i nikt nie proponuje rozwiązań całościowych, a jedynie jakieś jednostkowe problemy i najczęściej pieniędzmi przesuniętymi z innych – nie mniej ważnych obszarów działalności państwa. Ludzie to kupują i kolejne rankingi pokazują jak w całej swojej masie reagujemy na rzeczywistość. Istotna nadwyżka notowań PO nad PiS-em stopniała do kilku punktów procentowych, a Ruch Palikota wyrasta na liczącą się siłę społeczną mającą nadzieję na zagospodarowanie całej lewej strony sceny politycznej, a nawet wygranie kolejnych wyborów. Używając bardzo nośnych, jak się okazuje, często antykościelnych i populistycznych haseł można przysporzyć sobie sporo zwolenników. Opozycja coraz ostrzej licytuje i na razie nie widać nikogo, kto mógłby powiedzieć: Sprawdzam!
Pochody, manify i zapowiedziane przez związki zawodowe protesty, głownie wobec zapowiedzianych zmian w ustawie emerytalnej, rodzą obawy o przyszłość Polski.
Łatwo można zburzyć nikłą, ale jednak równowagę polskiej gospodarki wyrastającej ponad poziom ogarniętej kryzysem Europy, jeśli dojdzie do strajków. Nie wyobrażam sobie również kolejnej wojny, tym razem z Kościołem, któremu próbuje się odciąć część zasilania finansowego. Jeśli Radio Maryja jest w stanie zmobilizować tak liczne rzesze protestujących, to co dopiero mówić o Kościele katolickim, do którego obrony może być zawezwane niemal całe społeczeństwo?
   Już wiemy, kto zamierza startować do przyszłych wyborów prezydenckich, jak i to, kto zamierza być premierem po przyspieszonych, chyba jesiennych wyborach parlamentarnych. Z dnia na dzień pojawiają się sygnały o nowych aferach, które bardzo bulwersują zwolenników obecnych władz.  
Co przyniesie jutro?
   Marzec to bardzo zły miesiąc dla ludzi cierpiących na choroby przewlekłe. Polska też jest bardzo chora i to przewlekle chora. Czy przetrzyma ten atak?

Pomiędzy świętami Kobiet i Mężczyzn

Mamy już  za sobą Dzień Kobiet. Jak było? Tak, jak co roku. Dużo wypowiedzi zarówno kobiet, jak i mężczyzn we wszystkich mediach wskazywało na rosnące chyba jednak znaczenie tego święta. Wciąż jeszcze pojawia się jednak w wypowiedziach kobiet gorzka ocena, że to jest komunistyczny przeżytek, substytut tego, co powinno być przestrzegane przez cały rok, a nie tylko w tym jednym dniu. Czytaj dalej

Kto i co ma w głowie na kolei

   W czasach mojego dzieciństwa – a były to czasy powojenne – w moim środowisku jeszcze funkcjonowało przedwojenne powiedzenie: Kto ma w głowie olej, ten idzie na kolej.
Ta prawda wciąż jeszcze przemawiała do wyobraźni. W naszej małej miejscowości, gdzie zlokalizowano jeszcze w czasach zaborów węzeł Kolei Dojazdowych PKP, a była to kolej wąskotorowa.  W obrębie stacji kolejowej istniała parowozownia z zakładem naprawczym taboru, odcinek ruchu odpowiedzialny za utrzymanie rozgałęzionych w trzech kierunkach linii torów i wreszcie załogi parowozów, a później spalinowozów, zwanych – ze względu na kraj pochodzenia – „Rumunami”. Na naszej „kolejce” pracowało łącznie kilkadziesiąt osób, co wraz z rodzinami stanowiło znaczącą już społeczność rodzin kolejarskich.
   To pośród nich funkcjonowało to tytułowe powiedzenie o związku oleju w głowie z koleją. Trwało to u nas przez kilka pokoleń. Zainteresowanie pracą na kolei przechodziło głównie z ojca na syna, ale bywało też inaczej, gdyż jeszcze w latach sześćdziesiątych sporo chłopaków wybierało drogę kształcenia w Technikach Kolejowych. I trwałoby to pewnie przez następne pokolenia, gdyby nie konkurencja transportu samochodowego, zdolnego przewieźć każdy ładunek w każde miejsce, a nie tylko na bocznicę, gdzie już tylko siła mięśni decydowała o terminie wyładowania wagonów. Wojna o przewozy towarowe z góry stała na przegranych pozycjach. Tak się też stało i z naszą wąskotorówką. Szukając poprawy rentowności próbowano przede wszystkim ograniczać zatrudnienie we wszystkich obszarach kolejarskiej działalności. Później ograniczano ilość przejazdów, aż wreszcie wstrzymano całkowicie przewozy pasażerskie, a później i towarowe. Zaprzestano remontować torowiska, przepusty oraz inne urządzenia infrastruktury. Ludzie pracujący na kolejce uzyskiwali uprawnienia emerytalne lub rentowe jeszcze tu na miejscu, a co młodsi oddelegowani bywali do sąsiednich stacji tej prawdziwej, normalnej kolei, gdzie mogli dalej pracować. Budynki, torowiska i wszelkie urządzenia kolejowe spokojnie sobie niszczały zamknięte na cztery spusty czekając na decyzję właściciela, czyli Okręgowej Dyrekcji Kolei Dojazdowych. Tu pojawia się już nasz stary paradoks. Kolei dojazdowych już faktycznie nie było, ale Okręgowa Dyrekcja – owszem. Ta, też nie była samodzielna w swych decyzjach, gdyż miała nad sobą dyrekcję wyższego szczebla, a wreszcie i ministerstwo transportu, które musiało konsultować decyzję o likwidacji torów i infrastruktury kolejowej z ministerstwem obrony, bo to również sprawa pryncypiów w zakresie obrony kraju. U nas doczekano się wreszcie decyzji o likwidacji kolejki, a to wyrażało się demontażem torowisk, które w latach osiemdziesiątych jakaś firma zdemontowała, a po pocięciu szyn sprzedała je do hut. Tereny stacji i budynki nadal niszczały mimo częściowego ich wykorzystania przez podnajemców. Plan rewitalizacji terenów dawnego węzła kolejowego wszedł w fazę realizacji dopiero w 2013 roku. Przewidywał powstanie na terenie stacji wielu potrzebnych dla lokalnej społeczności obiektów sportowych i rekreacyjnych.
   W tym czasie można było spotkać liczne wypowiedzi polityków, jak zwykle chętnie wykorzystujących dla politycznych celów każdą okazję do zaistnienia, wypowiedzi ekspertów kolejowych i analityków, a wreszcie związkowców wskazujących na słabe strony polityki państwa w zakresie decyzji o dalszym rozwoju transportu kolejowego. Będziemy wszyscy mądrzejsi, gdy zrozumiemy co właściwie stało się w naszym kraju z dumną firmą Polskie Koleje Państwowe. Może kolejne ekipy polityków sprawujących rządy również uderzą się we własne piersi i powiedzą czego właściwie chcą od firmy, która wprawdzie nie może kierować się tylko ekonomią, bo musi uwzględniać różne aspekty polityki państwa, ale musi wreszcie dostosować bazę do realnych rozmiarów dzisiejszych i przyszłych interesów kolei. Muszą wypracować sposoby ograniczenia miliardowych strat i potwornego marnotrawstwa publicznych pieniędzy.
   Gdy  pokazano w telewizji reportaż z jakiejś stacji w białostockiem, na której życie już dawno zamarło, do tego przy dźwiękach muzyczki wyjętej żywcem z westernu, to jako żywo stanęły mi przed oczyma widoczki z naszej stacji kolei dojazdowej, gdzie przez ponad 30 lat mieliśmy takie same widoczki. Muzyczkę słyszeliśmy jedynie w czasie przejazdu pociągu osobowego z Jędrzejowa do Szczucina, który realizował przejazd w zamiarze turystyczny z biesiadą przy ognisku na stacji docelowej. Zamiar reanimacji kolejki jednak nie powiódł się i dość szybko go zaniechano. 
Obserwowaliśmy dziesiątki lat stagnacji z przejawami niszczenia majątku kolejowego. Firma musiała w tym czasie naliczać amortyzację, opłacać składki ubezpieczeniowe, ponosić koszty nadzoru, opłacać podatki od nieruchomości i czego tam jeszcze, bez grosza dochodu z tej działalności. Czy nie zastanawiało to nikogo z dyrekcji PKP?
Wśród naszych, w części kolejarskich rodzin, jeszcze w latach siedemdziesiątych wymyślono modyfikację powiedzenia cytowanego na wstępie. Tak to leciało: Kto ma w głowie olej, ten p….li kolej!
Tak się zwijała działalność bogoryjskiej wąskotorówki. Nie ma już tu żadnego kolejarza. A w Polsce?
W Polsce jeszcze są. Ci ze starego zaciągu. Nowych już się nie szkoli, bo od dawna zlikwidowano technika kolejarskie, a kursowa edukacja maszynisty trwa podobno tylko 3 miesiące. Dyżurny ruchu. to ktoś z awansu. Nadal się redukuje zatrudnienie, ogranicza ilość kursów, tras, zamyka stacje… Czyli wszystko jest po staremu. Łącznie z wieloletnim oczekiwaniem na decyzje:
CO DALEJ Z TRANSPORTEM KOLEJOWYM???
Powstaje w tym czasie coraz więcej spółek i spółeczek dających zatrudnienie i dobre utrzymanie coraz liczniejszej rzeszy kolejarzy od rządzenia, a nie od roboty. Co jakiś czas kolejarze zastrajkują, co jakiś czas przewali się skandal z niedopasowaniem rozkładów do potrzeb, co jakiś czas zdarzy się katastrofa, po której jest głośno, a później wszystko ucicha i tak sobie trwamy do następnego szoku.
   Może w tej dziedzinie politycy POPIS przeprowadzą plebiscyt, aby wreszcie NARÓD powiedział im co dalej robić z PKP?
Można podejrzewać, że Naród w swojej zbiorowej mądrości posiada olej w głowie, więc może go politykom odstąpi? Kto wie?

Z mojego ogrodu, nie pryskane…

 Codziennie nadchodzą nowe i coraz bardziej sensacyjne wiadomości. Jak choćby te w niżej cytowanym artykule:
Skazani na świństwo: http://wiadomosci.onet.pl/kiosk/kraj/skazani-na-swinstwo,1,5040219,kiosk-wiadomosc.html
   Afera solna polegająca na zastosowaniu w produkcji żywności soli używanej do posypywania dróg, to dowód na to, że handlowcy i producenci żywności są gotowi wcisnąć klientowi każde świństwo – od doprawionego przemysłową solą mięsa, poprzez odświeżone detergentami kurczaki, a kończąc na kostce masła bez masła i kaszy jaglanej faszerowanej molami spożywczymi. I właściwie niewiele można z tym zrobić.
Eksperci szacują, że rynek spożywczych podróbek w Polsce wart już jest 50 mld złotych – czytamy. (…)Nie należy oczekiwać, że fałszowanie żywności zostanie całkowicie wyeliminowane – rozwiewają wątpliwości kontrolerzy żywności, bo…

   Jeśli weźmie się pod uwagę faktyczne rozmiary produkcji żywności, liczbę producentów finalnych i ich kooperantów w zestawieniu z liczbą inspektorów inspektoratów Sanepidu zatrudnionych w powiatowych i wojewódzkich stacjach tej szacownej firmy, to musimy się zgodzić z faktem, że właściwej kontroli podlegają jedynie śladowe ilości produktów. Cała reszta masy towarowej podlega więc jedynie naszej, konsumenckiej kontroli jakości. Możliwe do przeprowadzenia oceny, jeśli są dokonywane, to wyłącznie przy pomocy zmysłów, które u poszczególnych ludzi mają bardzo zróżnicowaną wrażliwość sensoryczną. O tym, jak się różnimy najlepiej świadczą obserwacje z naszych domów, gdzie to, co jednym wydaje się przesolone, to drudzy dosalają twierdząc, że jest akurat odwrotnie. Czy zatem mogliśmy jakoś stwierdzić, że wędliny, pieczywo i przetwory solone były produkowane z udziałem soli przemysłowej? Wszak słone było!
Wszyscy wiedzą co oznacza określenie „Trzy białe damy śmierci”. To sól, cukier i maksymalnie oczyszczona mąka – także cukier, tyle że złożony. Sól jest konserwantem, a więc producenci zainteresowani wydłużaniem okresów przydatności do spożycia różnych produktów nie skąpią sobie z jej zużyciem. Tym bardziej, że sól jest tania, o przepraszam uważało się ją za tanią, ale jak pokazuje ostatnia afera i na soli można sporo zarobić.
W cytowanym artykule czytamy dalej:
(…)katalog wykroczeń jest naprawdę długi. Do mięs i wędlin wstrzykiwane są roztwory soli, żeby zwiększyć objętość produktu. W przypadku mrożonek np. ryb i owoców morza czasami więcej jest lodowej glazury, niż faktycznego pożywienia. Jaja gorszej kategorii notorycznie sprzedawane są jako te lepsze i oczywiście droższe. Co jakiś czas w kronikach policyjnych pojawia się informacja o zlikwidowaniu nielegalnej rozlewni alkoholu, gdzie często wlewa się spirytus przemysłowy do butelek markowych trunków. W maśle prawie w ogóle może nie być prawdziwego masła, a parówki cielęce mogą być tylko z nazwy. Inspektorzy znajdowali też np. odchody gryzoni w bułce tartej, niejadalne skorupiaki w konserwach rybnych czy zdejmowali ze sklepowych półek (w ubiegłym roku w Katowicach) opakowania kaszy jaglanej z molami spożywczymi w środku i słoiczki z marynowanymi papryczkami z larwami owadów. (…) Firmy kombinują właściwie w każdy możliwy sposób. Zastępują odpowiednie składniki tańszymi substytutami, oszukują na wadze, dodają do produktów składniki, których nigdy nie powinno tam być, kłamią na etykietach. Właściwie każda kontrola przynosi jakieś rewelacje, ale wszyscy mają świadomość, że wykrywamy tylko ułamek tego, co w rzeczywistości ma miejsce. Nawet ekologiczna żywność jest fałszowana – mówi nam jeden z inspektorów handlowych z południowej Polski. (…)Z badań wynika, że jedna trzecia skontrolowanych wędlin była sfałszowana…
Mam tu do zacytowania pewien sprawdzianik ze swojego podwórka. Dochowałem się w ubiegłym roku – przyznam, że dość nieuważnie – czterech kotów, którym kupuję karmę w puszkach, karmę suchą, a od czasu do czasu również tzw.okrawki z wędlin. To, co mnie najbardziej szokuje, to absolutna niechęć kotów do pokrojonych w drobną kosteczkę skrawków szynki, polędwicy, różnych szlachetnych wędlin, a nawet i salcesonów, które powinny mieć najmniej konserwantów. To, co dla nas jest szlachetną wędliną, dla nich nie przedstawia wystarczająco ponętnej oferty. A więc, co my jemy w istocie?
W ostatnim okresie eksploatowany jest w telewizji spot reklamowy, w którym producent pięknych jabłek używa przekonującego argumentu: Z mojego ogrodu, nie pryskane… Widać, że trafia do przekonania podobnego sobie mężczyzny, który bierze te jabłka, bo obaj wiedzą jakie to ważne. Po obejrzeniu tej scenki pozostaje jednak pytanie o prawdziwość tej informacji. Wszyscy chyba wiemy jak brzydkie są owoce nie pryskane przy tych, które miały pełną ochronę przeciw szkodnikom i chorobom roślin. Wiemy też jak często w reklamach sięga się do naszej wyobraźni, przy pomocy różnych chwytów mających odniesienie do naszej babci, czy mamy. Wiemy też, że jesteśmy naiwni, gdyż dajemy się uwieść i kupujemy. Oni też to wiedzą i kółko się kręci.
Gdy czytam tego rodzaju rewelacje zastanawiam się dokąd ten świat tak pędzi. Czy zysk wypracowany przy udziale metod, które sporadycznie wykrywają i upubliczniają stojący na straży norm zdrowotnych żywności inspektorzy Sanepidu, nie stanie w gardle pazernym na forsę producentom? Czy przy okazji tej afery zadziała wreszcie skuteczna i dotkliwa ręka Państwa wymierzająca sprawiedliwość oszustom mającym sobie za nic nasze zdrowie? Czy przykład Constaru sprzed lat niczego nas nie nauczył?
Ja, mimo różnych trudności zdrowotnych uprawiam na swojej działce trochę owoców i warzyw z zachowaniem warunków zapewniających zdrowie dla ich konsumentów. Mnie się nadal chce zapewnić to samozaopatrzenie dla swojej rodziny. Patrząc jednak wokół widzę, że należę już do absolutnych wyjątków. Czy nie mamy żadnego wyjścia?