Inwestować, czy nie?

   Moje spotkania świąteczne i noworoczne były okazją do rozmów na różne tematy. My, Polacy mamy taką naturę, że składając innym życzenia budujemy wielopiętrowe konstrukcje słowne, w których ukazujemy naszym bliskim miraże pochodzące wprost z nieba, jeśli tylko (zupełny drobiazg)nasze życzenia się spełnią. Co nam szkodzi użyć kolejnych: -niech Ci się… życzę Ci aby…daj ci Boże itd.

   Po skończeniu wzajemnego obdarowywania się wszelkimi łaskawymi życzeniami– bo cóż sobie żałować – siadamy przy stole i …rozmawiamy, a właściwie to narzekamy, narzekamy i snujemy katastroficzne wizje tego, co nas może spotkać w Nowym Roku.

   Przy moim stole rozmawiano m.in. o emeryturach dostrzegając zagrożenia jakie niesie zapowiadane przez rząd kolejne reformowanie reformy emerytalnej. Najstarsi z nas biorący już od lat mizerne emerytury dostrzegają związek pomiędzy ich wysokością, a wiekiem w którym przeszli na emeryturę. Panie mające zamiar w perspektywie kilku lat odejść na emeryturę już obliczają jej hipotetyczną wysokość i zatrwożone nie widzą szans na związanie końca z końcem gdy już nastąpi ta wymarzona chwila. Wiedzą jednak, że ma to ścisły związek z tym, że po kilka lat zajmowały się domem i nie opłacały składek emerytalnych. Wszyscy coraz częściej dostrzegają fakt, że trzeci filar ubezpieczeń mający zabezpieczyć godne życie emeryta pozostaje lichutką podpórką, a nie prawdziwym filarem, bo… nie inwestowaliśmy w nasze zabezpieczenie emerytalne żyjąc dniem dzisiejszym. Wszyscy inwestujemy w swoje dzieci, aby chociaż one w przyszłości miały lepiej niż my. Na tym tle zauważyłem jednak spore zmiany, bo ktoś podejmuje dodatkową pracę, a ktoś inny zrezygnował z uprawnień do wcześniejszej emerytury, aby poprawić swoje przyszłe uposażenie.

   Pozostając w nurcie tej rozmowy, jeden z jej młodszych wiekiem uczestników biesiady podniósł następujący problem:

A co byście powiedzieli na taki przypadek z życia?:

Pewna młoda pani stomatolog stanęła wobec następującego problemu. Po ukończeniu studiów finansowanych przez rodziców i zdobyciu uprawnień, rodzice wyłożyli również pieniądze na gabinet dentystyczny. Była szczęśliwa z tego powodu, że już ma wszystko, co potrzebne aby prowadzić spokojne życie. Tymczasem…Tu opowiadający zawiesił głos obserwując wzrastający poziom zainteresowania tematem, tymczasem rodzice przedstawili jej rachunek z wyszczególnieniem nakładów poniesionych na jej edukację i zorganizowanie gabinetu. Była zaszokowana takim obrotem sprawy, ale powiedziała że zapożyczy się, a pieniądze odda. Co sądzicie o takim obrocie sprawy, zapytał? Zapadła chwila ciszy. Rodzice dorosłych już dzieci przyjęli to opowiadanie milczeniem i wzruszeniem ramion. Młodsi uznali, że taki obrót sprawy nie licuje z rolą rodziców, którzy przecież tylko dla dzieci żyją, więc jak mogli żądać zwrotu poniesionych nakładów od własnego dziecka? Pozostała jednak atmosfera jakiegoś niedopowiedzenia. Jakaś rysa – nie wiem czy zasłużona – na obliczu tamtych rodziców.

   Dzisiaj, na lekcji przedsiębiorczości, przy omawianiu tematu inwestowania wolnych środków podyktowałem do zeszytu podręcznikową definicję inwestowania, która brzmi:

Inwestowanie to lokowanie wolnych środków pieniężnych w sposób zapewniający w przyszłości osiągnięcie lub zwiększenie dochodów.

   Gdy omówiliśmy rodzaje inwestycji postanowiłem poddać pod dyskusję nastolatków przedstawiony wyżej przypadek z życia. Dyskusja była bardzo żywa i niezwykle pouczająca. Ciekawe, czy zgadniecie o czym mówili uczniowie i jak oceniali rodziców?