Mówić, nie mówić ?

   Mamy ferie zimowe. Jest zatem sporo czasu, aby zwyczajnie pomieszkać, odpocząć, poczytać, czy uzupełnić różne zaległości odkładane na ten okres. U mnie w domu niezmiennym elementem jest grające niemal nieustannie radio z ulubioną stacją czyli Jedynką. Stałe elementy programu prowadzonego z udziałem specjalistów i słuchaczy są niezmiennie bardzo interesujące i dostarczają słuchaczom poza rozrywką również dużej porcji wiedzy. Dzisiaj od rana słuchałem wywiadów z ekspertami oraz rozmów ze słuchaczami poświeconych otyłości. Podkreślano skutki tej choroby cywilizacyjnej, na którą w miarę poprawy warunków życia zapada coraz więcej Polaków. W ślad za otyłością zaczyna nas gnębić się cała gama chorób znajdujących w niej swe praprzyczyny. Jest tu cukrzyca, miażdżyca tętnic, a więc i jej skutki w postaci choroby wieńcowej i zawałów serca, aż po choroby zwyrodnieniowe stawów i kręgosłupa.

   Okazuje się, że poza wpływami genetyki, która stanowi jednak dość znikomy udział w strukturze przyczyn – (tylko około 16 proc.) pozostałe przyczyny leżą po naszej stronie. Nasze zdrowie zależy bowiem od:

Stylu życia – w 52 proc.

Środowiska – w 22 proc.

Lecznictwa i opieki – w 10 proc.

Wydaje się, że ta wiedza powinna wnieść otrzeźwienie i zmianę nastawienia do własnego zdrowia, prawda? Czy tak jest w istocie?

   W ramach edukacji prozdrowotnej, którą prowadziłem kiedyś w moim Zespole Szkół Ekonomicznych jako tzw. ścieżkę międzyprzedmiotową, a teraz, po likwidacji tej formy uzupełniania wiedzy uczniów prowadzę już tylko siłą rozpędu, przybliżam swoim uczniom różne zagadnienia związane z koniecznością prowadzenia zdrowego trybu życia i profilaktyką mającą zapewnić dobry stan zdrowia AŻ DO ŚMIERCI. Mam więc wieloletnie już obserwacje i doświadczenia w pracy z ludźmi nastoletnimi. w tym i nie tylko w tym przedmiocie.

   Nie wiem czy będę odkrywczy w tym co powiem, ale marnie widzę przyszłość naszego społeczeństwa, które w  pogoni za społeczeństwami zachodu pławiącymi się w dostatku od wielu lat przekracza kolejne progi w konsumpcji coraz bardziej przetworzonych produktów. Przekraczanie tych progów to jednak cicha zgoda na wchodzenie w spiralę nadwaga – otyłość – skutki zdrowotne tego stanu.

   Z początkiem tego roku szkolnego zadałem sobie trud podjęcia takiej rozmowy z uczniami klas pierwszych, którym na tle prezentowanych w sali materiałów propagandowych wyjaśniałem pojęcie diety zbilansowanej, znaczenie białka, węglowodanów, tłuszczów, witamin i soli mineralnych w żywieniu, czy wreszcie błonnika itp. Stwierdziłem, że ich wiedzę na tan temat trudno nazwać fragmentaryczną. Znacznie lepiej opisuje ten stan pojęcie ignorancji. Niewielki odsetek uczniów rozumie potrzebę dodawania do wszelkich posiłków warzyw w postaci surówek czy sałatek, a absolutna większość traktuje to jako coś naturalnego. – Mama podała trzeba zjeść. Przy okazji poznałem zwyczaje żywieniowe panujące w ich domach i tu jest – jak mi się wydaje – cały „pies pogrzebany”. Ich wiedza o żywieniu pochodzi z domów rodzinnych. Żywienie jest bardzo zachowawcze. Jak jadali dziadkowie, tak jadają rodzice, a dorastające już dzieci przyswajają, a raczej już przyswoiły te zwyczaje i powielą je w swoich domach. To jest jak zaklęty krąg, z którego nie sposób się wyrwać. Zupa – nie we wszystkich rodzinach, a jeśli już to rosół z makaronem, lub zrobiona na tym rosole pomidorowa. Mięso z rosołu lub schabowy do ziemniaków i tu niezbyt często pojawia się ogórek lub buraczki. Wyjątkowo jakieś bardziej wyszukane surówki. Śniadania również tradycyjne. Chleb lub bułka z wędliną. Niezwykle rzadko pojawia się w tej kanapce liść sałaty czy plasterek pomidora. Równie rzadko zabiera się do szkoły jabłka, których przecież nie brakuje. Zdarza się, że śniadanie nie jest zjadane przed wyjściem, a nawet i kanapki brakuje w plecaku ucznia. Sprawdziłem wielokrotnie czym się handluje w szkolnym sklepiku i co kupują tam uczniowie dyktujący przecież tworzonym przez siebie popytem asortyment towarów jakie powinien sprowadzać, prowadzący sklepik. Podstawowym produktem śniadaniowym są tam drożdżówki z różnym wkładem i pączki. Ten zestaw uzupełniają wszędobylskie batony, chipsy, wafelki itp. produkty „śmieciowe” jak nazywają te przegryzki znawcy przedmiotu. No i napoje w butelkach, puszkach, a dodatkowo te z automatu jaki pojawił się niedawno w naszej szkole.. Pytałem dziewczynę sprzedającą w sklepiku o przyczyny takiego, a nie innego asortymentu. Odpowiedź znałem zanim usłyszałem odpowiedź. Klient nasz pan.

   Mam pytanie; – Mówić, czy nie mówić? Jaki znaleźć sposób, aby przerwać ten zaklęty krąg polegający na powielaniu błędów żywieniowych odziedziczonych w domach rodzinnych? Dlaczego młodzież nie zna zasad racjonalnego żywienia ?

  Przecież te pannice za kilka lat spędzonych w akademikach same założą rodziny i zafundują swoim najbliższym ten sam poziom żywienia jaki był ich udziałem w domu rodzinnym.

   No chyba, że mając świetne dochody będzie ich stać na żywienie się w restauracjach stosujących filozofię  Slow food

Po co kowal ma kleszcze?

   Przeglądam nowe artykuły jakie pojawiły się w międzyczasie na forum Dziennikarstwa Obywatelskiego i widzę, że większość piszących okazuje stan silnego wzburzenia kolejnymi poczynaniami kierownictwa PiS, które jakby według rozdzielnika pojawia się w mediach – od Radia Maryja poczynając, po znienawidzony (podobno) TVN, aby nas bombardować wytworami swojej wyobraźni w sposób przypominający lawinę. Zaczęło się to w kampanii prezydenckiej i tempo przybiera na sile z każdym wydarzeniem politycznym, które jest wystarczająco dobre aby zakrzyczeć: Trąbka do boju, szable w dłoń…
Ledwo odetchniemy po jednym ataku, a już mamy kolejny, jeszcze bardziej agresywny i wyraźnie wycelowany w tych, co na drodze do upragnionego celu :
ZDOBYCIA WŁADZY !!!
Ostatnim takim wyczynem było wystąpienie Beaty Kempy w Kropce nad i w TVN 24. Jeden z piszących, relacjonujących ten poPiS  wielce oryginalnej pani poseł doszukiwał się źródeł jej stylu bycia i sposobu wygłaszania swoich kwestii w pochodzeniu z prowincji. Skomentowałem tamtą wypowiedź na forum, jednak postanowiłem samodzielnie zabrać głos w tej sprawie, aby tamten komentarz nie zginął w powodzi innych wypowiedzi, gdyż myślę, że warto się nad nim zastanowić.
Napisałem w jednym z komentarzy dotyczących słowotoku B. Kempy:
– Przywołujesz pojęcie prowincji. Spotkałem kiedyś stwierdzenie, że „prowincja to stan umysłu, a nie położenie geograficzne”.
Znam Busko i nie wiem czy jego mieszkańcy są dumni z rodaczki zapełniającej media, ale za czasów Leppera spotykałem opinie popierające go nie za to, co mówi, tylko za to, jak mówi. Polacy lubią takich, którzy potrafią przywalić przeciwnikowi.
„Ludzie to lubią, ludzie to kupią, byle na chama, byle mocno, byle głupio…”- to tylko słowa piosenki. Beatka jest częścią folkloru politycznego i tak ją trzeba traktować. Jest w końcu zastępcą prezesa.
Pytano kiedyś – na prowincji właśnie:
„Po co kowal ma kleszcze?”
Odpowiedź brzmi: Aby się nie parzyć ! 
Pan prezes angażuje sporo takich „kleszczy”. Prześledźmy ilu takich „wymownych” bojowników miał i nadal utrzymuje przy sobie. Dzięki temu jest nieustannie w mediach i to z rosnącym ( w sondażach poparcia) skutkiem.
No właśnie. Byt polityczny i miejsce tych harcowników w szeregach wodzowskiej partii, to nie jest efekt ich samodzielnych osiągnięć, a wola prezesa. Pojawiają się, działają wg instrukcji, są wyrzucani lub sami odchodzą, powracają skruszeni z niebytu do pierwszych linii walki , a to wszystko z woli prezesa.

Powtórzmy pytanie:
– Po co ma kowal kleszcze?
Odpowiedzmy sobie sami.

Gospodarka to nie pacjent, którego trzeba nieustannie operować

Mamy całkiem sporo lekarzy od gospodarki, bo przecież każdy Polak zna się na gospodarce, ekonomii, oświacie, medycynie i wielu jeszcze innych dziedzinach życia. Polacy, tak jak i inne narody zostali kiedyś podzieleni niczym tort, pomiędzy partie polityczne, bez których jak wiadomo nic sensownego powstać nie może. Skoro więc każda partia już kiedyś zdołała otumanić swoimi pomysłami na zapewnienia szczęścia Polski i Polaków jakąś grupę wyborców, to teraz zazdrośnie broni swojej zdobyczy. Każda z nich równocześnie walczy o pozyskanie nowych wyborców z tzw. przepływów oraz tych, których uda się jeszcze wyciągnąć z domów i zachęcić do głosowania – oczywiście na nich właśnie. Czytaj dalej

Pieskie życie

   Napisała do mnie przed paru dniami Ewelina, moja uczennica z kl. Ii f, wstrząśnięta losem pewnego psa, który strasznie poparzony trafił do schroniska. Na jej prośbę podejmuję ten temat i zamieszczam cały jej list w tej sprawie, wraz z nadesłanym zdjęciem cierpiącego psa: Oszczędzę Wam jego widoku. Oto treść listu-apelu:

Odwiedzając ostatnio Nasza-klasę zobaczyłam dramatyczne zdjęcie na profilu mojej koleżanki. Jest to zdjęcie pewnego psa który nazywa się Kuba.

Kuba ma liczne poparzenia i otwarte rany. Cudem przeżył.
Potrzebne jest długotrwałe i kosztowne leczenie.
Przebywa pod opieką Fundacji Mrunio.
Dzięki wspaniałym ludziom ma szanse przeżyć, choć rany psychiczne na pewno się nie zagoją…
KAŻDA ZŁOTÓWKA I NAPISANIE O TYM NA WŁASNYM BLOGU BĘDZIE DLA NIEGO POMOCĄ.

Konto Fundacji Mrunio, na które można wpłacać datki na leczenie Kuby:
Bank PEKAO S.A I O. w Kłodzku

85 1240 1965 1111 0010 1171 6801

Więcej :
www.otowroclaw.com/news.php?id=58883 Poleć znajomym

Trzeba być kompletnie psychicznym, żeby coś takiego zrobić . !!! ; / /

Gdy to przeczytałam pomyślałam o Panu. Pan prowadzi swojego bloga, w którym opisuje dużo ciekawych przeżyć ze swojego życia i porusza pan tematy, które ogromnie ciekawią ludzi. Pana blog jest często odwiedzany przez ludzi, pomyślałam wiec, że może pan opisze o tym na swoich blogu. Może ktoś się tym zainteresuje i wesprze Kubę.
Takich pokrzywdzonych psów jest więcej. Coraz częściej sytuacje znęcania się nad zwierzętami są ogłaszane w mediach. Jest to nawet karalne.

 

Tyle napisała Ewelina.

Wczoraj w Uwadze TVN pokazano reportaż z akcji pt. ”Spuść psa z łańcucha” mającej uświadomić ludziom posiadających psy tego, że trzymanie psów na krótkich łańcuchach przymocowanych do wiatrem podszytych bud, a nawet metalowych beczek, do których po prostu przymarzają jest dowodem nie tylko braku wyobraźni ale i…dopowiedzcie sobie sami.

Na bramach niektórych obejść, szczególnie na wsiach należy wieszać tabliczkę:

Uwaga ZŁY CZŁOWIEK !!!


PS.

We wspomnianej audycji przytoczono informację z której wynikało, że pies myśli i rozumuje tak samo jak 2 letnie dziecko

  

  

Miłość do samochodów

         

        Zaczyna się niewinnie, a z biegiem lat stajemy się bardziej wymagający

   Usłyszałem dzisiaj w programie I Polskiego Radia wywiad z przedstawicielami Komendy Głównej Policji oraz z kimś odpowiedzialnym za transport, z którego wynikało, że jesteśmy światową potęgą w … kupowaniu używanych samochodów. Tylko w ubiegłym roku sprowadziliśmy ich ponad 700 tysięcy, a od 2004 roku łącznie ponad 6 milionów. Cieszą się Niemcy, Francja czy Włochy z tego ssania oczyszczającego ich rynki z samochodów, których już tam nie można rejestrować ( wiek ponad 10 lat) głownie ze względów ekologicznych, ale i ekonomicznych. Odpadają im problemy z ich utylizacją, podnosi się bezpieczeństwo ruchu drogowego i rośnie popyt na samochody nowe.

   Kiedyś, w czasach zamierzchłego już PRL krążył dowcip o tym, że sprzedaż starych samochodów to jedna z niewielu dziedzin handlu, w której zrealizowana transakcja daje radość obydwu stronom. Sprzedający cieszy się z tego, że wreszcie udało mu się sprzedać starego rzęcha, a kupujący z tego, że wreszcie ma auto, a do tego w porównaniu z ceną nowego auta okazuje się, że całkiem tanio go nabył. O faktycznej jakości nabytku dowiaduje się po czasie, ale mądrzejszy o tę jedną transakcję podrychtuje go nieco i sprzeda kolejnemu amatorowi indywidualnej motoryzacji. Interes się kręci. Wszyscy na tym zarabiają począwszy od państwa, poprzez producentów części zamiennych i ogumienia, wszelkie zakłady usługowe od mechaników po blacharzy i lekierników, a wreszcie mnożące się jak Polska długa i szeroka „szroty”, gdzie cuda motoryzacji kończą swój żywot oddając do transplantacji to, co się jeszcze nadaje zanim pozostałość powędruje do hut. Efektem przedsiębiorczych działań ludzi żyjących z tej gałęzi gospodarki jest rewolucja motoryzacyjna naszego społeczeństwa jaka dokonuje się na naszych oczach. Mnóstwo ludzi bez tej możliwosci musiałaby ograniczyć swoją aktywność do terenów gdzie mieszkają, a tak staliśmy się niezwykle mobilni. Bez możliwości nabycia starych samochodów wielu z nas nie doczekałoby się możliwości posiadania tego wszystkiego co stało się dostępne za sprawą własnego samochodu.

   Nie ma dymu bez ognia – jak mawiają nasi rodacy. Miliony samochodów zapchały nasze drogi w taki sposób, że podróżowanie, czy zwyczajny dojazd do pracy stał się zmorą wszystkich większych miast. Wszędzie brakuje miejsc do parkowania. Ruch jest tak wielki, że stłuczki już nie są wielkim wydarzeniem. Bledną wobec prawdziwych wypadków z ofiarami w ludziach, których wprawdzie ubywa w stosunku do lat ubiegłych, ale nadal jesteśmy w czołówce Europy jeśli brać liczbę ofiar śmiertelnych w porównaniu z liczbą samochodów i tzw. zdarzeń drogowych. Przyczyn jest sporo. Poza brakami w infrastrukturze, to nadal jest jazda na podwójnym gazie, nadmierna prędkość i stan techniczny pojazdów. Temu dziwić się nie można jeśli się weźmie pod uwagę taki tylko fakt, że średni wiek pojazdu w Polsce to około14 lat. W tej sytuacji nie trudno się dziwić, że Policja w ubiegłym roku zatrzymała ponad 400 tysięcy dowodów rejestracyjnych pojazdów niesprawnych, ratując nas wszystkich z tymi kierowcami włącznie przed  jeszcze większą liczbą wypadków.

   Ja sam jeżdżę starym Mercedesem, o którym już od jakiegoś czasu mówię, że jest pełnoletni. Przed jego zakupem, od znajomego zresztą  poddałem go wielokrotnemu zbadaniu przez fachowców. Sam dbam o jego stan techniczny i służy mi niezawodnie już kilka lat. Jeżdżę mało. Nie dbam o prestiż mierzony marką nowej koniecznie fury , gdyż uważam, że są inne niż rzeczy materialne wyznaczniki prestiżu.

Jest to moje narzędzie pracy i środek zapewniający wygodne życie. Tyle i aż tyle