Koronawirus zaciera czółki, wypustki, czy może kolce?

   Wszyscy chyba obserwujemy to, co dzieje się wokół i nazywa się IV falą pandemii. Każdy z nas ma w rodzinie zaszczepionych dwoma, a nawet już trzema szczepionkami. Jednocześnie prawie połowa Polaków nie poddało się szczepieniom licząc na skuteczność indywidualnych zabezpieczeń lub na … Opatrzność.
Minął tydzień od ogólnonarodowego poruszenia zawiązanego z odwiedzinami grobów bliskich zmarłych, któremu towarzyszyły spotkania z ludźmi na trasie przejazdów, z krewnymi i znajomymi w miejscach docelowej wędrówki.
Przed świętem zmarłych ostrzegano wędrowców przed możliwymi zarażeniami i wzrostem zachorowań. Mimo tego tłok na cmentarzach był bardzo duży, chociaż może troszkę mniejszy niż dawniej bywało. Tydzień, to powszechnie stosowany okres kwarantanny, a więc wkrótce okaże się czy nastąpi ten dramatyczny skok zachorowań. Liczę się również z tym, że potwierdzenie spiskowej teorii uzyskają antyszczepionkowcy i gieroje nie lękający się wirusów.
Ostatnie dni to demonstracje uliczne setek tysięcy manifestantów w prawie setce polskich miast wyrażający swoją dezaprobatę rządowi za ustanowione prawo aborcyjne, które wywarło efekt mrożący na lekarzach położnikach i ginekologach. Przykładem i symbolem tego efektu stała się pacjentka z Pszczyny płacąca życiem za lekarskie zaniechanie podyktowane strachem przed karą dożywocia za aborcję płodu niezdolnego do życia, czyli za zamordowanie dziecka poczętego.
Pomijając aspekt interpretacji prawa, czy intencji jego twórców warto zwrócić uwagę na fakt nowych zagrożeń do jakich dochodzi w tłumie skandujących różne hasła ludzi. Nie wiemy jak długo potrwają te demonstracje, a tu szykuje się nowa okazja do ataku wirusa. Mam na myśli obchody Narodowego Dnia Niepodległości i kontrowersyjny od lat Marsz Niepodległości w Warszawie.
Patriotycznie i narodowo nastawieni chłopcy na pewno się postawią, bo wreszcie mają za co kupić race i tłumnie zameldować się w Warszawie angażując przy okazji policję do ochrony demonstrantów.
Dzisiaj trudno ocenić jakie będą tego skutki, ale chyba nikt nie ma wątpliwości co do tego, że chorych przybędzie.
Szpitale są podobno przygotowane, ale czy służba zdrowia też?
Przeglądając zasoby przepastnego Internetu szukając wyjaśnienia takiego drobiazgu jak pytanie zamieszczone w tytule znalazłem przystępnie opracowane źródło wiedzy na temat wirusa, z którym wciąż musimy się zmagać. Oto link:
https://synergiczni.pl/zdrowie/koronawirus-oczami-dziecka


Wirus z Wuhan nosi miano 2019-nCoV

Udało mi się dzisiaj posłuchać mądrej i potrzebnej audycji, nadawanej w godzinach popołudniowych w Jedynce Polskiego Radia. Przygotowana do prowadzenia pogawędek pani redaktor zaprosiła przedstawicieli dyplomacji Chin i Polski. Obecna była też nasza pani profesor, ekspert w dziedzinie wirusologii, której wypowiedzi naświetlały sytuację i moderowały przebieg rozmowy. Dowiedziałem się z niej sporo interesujących rzeczy o epidemiach trapiących ludzkość właściwie od zawsze, o tej i poprzednich epidemiach, o problemach związanych ze zwalczaniem i wygaszaniem epidemii, zabezpieczaniu się przed wznowieniami tych samych zagrożeń i pojawiającymi się wskutek mutacji genowej nowych wcieleń tych samych chorób. Uczestnicy rozmowy wskazywali na trudności w stosowaniu znanych przecież od dawna zasad profilaktyki, o nieracjonalnych zachowaniach ludzi utrudniających wygaszanie epidemii chorób zakaźnych brakiem subordynacji, wiedzy, a nawet wyobraźni.
Interesująco i doskonale po polsku mówił zastępca ambasadora Chin w Polsce. Wskazywał na potrzebę popularyzowania właściwych postaw ludzi wywodzących się ze zrozumienia prostego faktu, że wirusy nie znają pojęcia granic, nie mają barw politycznych, nie wybierają złych, czy dobrych ludzi.
Do zwalczenia tej pandemii i zabezpieczenia się przed kolejnymi, potrzeba nam wszystkim solidarności. 
Przykładem właściwej postawy w tej walce ambasador Chin uczynił gest, na jaki zdobył się rząd polski wspomagając Chiny znaczącą partią masek jednorazowego użytku i takich z odpowiednimi filtrami, które już tam lecą samolotami. Zapewnił o wdzięczności za ten gest i wsparcie, na jakie może liczyć Polska z ich strony.
Zrobiło się miło, bo to naprawdę wyczyn nie lada zwłaszcza w czasie, gdy w Polsce epidemia jeszcze się nie rozwinęła, a zewsząd dobiegają oskarżenia o słabe przygotowanie placówek szpitalnych i służb, które powinny już być gotowe do bezpośredniego starcia.

   Na koniec audycji, na prośbę prowadzącej pani redaktor uczestnicy rozmowy wypowiadali podsumowania swoich wystąpień. Ambasador Chin zwrócił się do tzw. opinii krajowej i międzynarodowej o porzucenie dotychczasowej praktyki obciążania Chin za tę epidemię, a później pandemię. To, że choroba zakaźna wybuchła w Chinach nie usprawiedliwia ataków na Chiny i Chińczyków. Bywały przecież epidemie zaczynające się w Meksyku, w krajach arabskich, czy w Ameryce i nie nazywano chorób arabską, meksykańską, czy amerykańską…
Zrobiło mi się głupio, bo ja też poszedłem na skróty i w rozpędzie narracyjnym w poprzednim tekście o Koronawirusie pisałem o „niezwykle mobilnym i ekspansywnym „Chińczyku”…
Wypada przeprosić i nazywać go nazwą zamieszczoną w tytule:
Wirus 2019-nCoV
P.S. Dla zainteresowanych link o ostatnich epidemiach i pandemiach, jakie nawiedzały świat w ostatnich dziesięcioleciach: LINK

Swoszowice – Kraków Zdrój

Przed miesiącem uzyskałem dzięki staraniom w NFZ, jak również wnioskowi na poszpitalną rehabilitację zdrowotną wysłanemu ze szpitala, w którym neurolodzy oceniali mój nadwyrężony kręgosłup przydział do Uzdrowiska Swoszowice. Obecnie jest to dzielnica Krakowa. Byłem nieco zszokowany tą ofertą. Znałem jak dotąd tylko sanatoria w Busku Zdroju i Solcu Zdroju, które od lat rywalizują w kategorii najlepsza woda siarczkowa w Polsce, a podobno również i w Europie. Tymczasem tu, w Swoszowicach również zachwalają swój główny produkt leczniczy słowami:… Wykorzystujemy jedne z najmocniejszych wód siarczkowych na świecie…
    Będąc u córci w Wieliczce, jeszcze przed wyznaczonym terminem poprosiłem o podwiezienie do owych Swoszowic, aby zobaczyć choćby z zewnątrz to Uzdrowisko. Zobaczyłem, poczytałem w Internecie o warunkach i ofercie i czekałem na godzinę ”zero”, kiedy tam pojadę. Po wielu, wielu latach zaniedbań zacznę wreszcie działać i współdziałać w naprawianiu słupa z kręgów złożonego, a lekarze i terapeuci zrobią resztę.
„Nadejszła” wreszcie ta godzina. Już po pierwszych dniach zabiegów, pierwszych dniach korzystania z wyżywienia, które kiedyś dość mocno krytykowano, po wieczorku integracyjnym ozdobionym muzyką góralską i biesiadną zespołu KGB, po zapoznaniu się z ofertami działalności kulturalno – oświatowej na terenie Krakowa i okolic, po przespaniu pierwszych nocy w pięknym pokoju z piękną łazienką, po lepszym poznaniu współmieszkańców mam wyrobiony pogląd na wszystkie niuanse ocenianego przez kuracjuszy poziomu usługi leczenia sanatoryjnego w Swoszowicach.
Władze uzdrowiska nie zapłacą mi za ocenę, ani za reklamę, ale być może zapoznają się z moimi słowami. Pierwsza sprawa, to poziom oczekiwań. Trzeba by pytać ludzi:
– Po co pan/ pani przyjechali? Czy w ramach NFZ oczekują państwo atrakcyjnych wczasów, produktów oferowanych głownie w SPA, wysokiego poziomu życia towarzyskiego, atrakcyjnych form kontaktu ze sztuką wysoką itd. Itp.?
– A może przybyli państwo, skorzystać z tej mocnej wody siarczkowej, która pozwala na regenerację i uzupełnienie ubytków w obrębie chrząstek stawowych, a dzięki działaniu przeciwzapalnemu leczy reumatoidalne zapalenia, dnę moczanową, czy rwę kulszową?
   Uzdrowisko oferuje to wszystko pod jednym dachem, przy kontakcie z miłym i pomocnym personelem. Całość położona jest w starym parku, gdzie alejki, ławeczki, spacerki. Dla spragnionych ruchu i atrakcji nieporównywalnego z żadnym miastem w Polsce, a może i świecie Krakowa, to proszę bardzo… Parę przystanków tramwajem i kilka minut spaceru, a jesteście państwo na rynku w Krakowie, gdzie już wszystko jest na najwyższym poziomie, ale… już za własną „kasiorkę”… Oferta bardzo bogata.

Mnie niczego innego nie było potrzeba. Korzystałem i wchłaniałem, tak przez skórę. jak i przez płuca, te dobroczynne jony, jakich tu dostarczają. Ćwiczyłem zalecane „fikołki”, jak nazywała je moja znajoma, chodziłem po pięknym, starym parku z zabytkiem przyrody jakim jest drzewo „Słoń”i takich samych Swoszowicach. Było mi dobrze, a myślę, że po powrocie do domu będzie jeszcze lepiej.

Tu pora na pewną dygresję.
Pewnego dnia, rano, gdy oczekiwałem pod gabinetem na poranny pomiar ciśnienia krwi, pielęgniarka poprosiła z uśmiechem abym chwilę poczekał, gdyż jedzie przywieźć na wózku starszą panią na poranny zastrzyk.
– Ależ oczywiście – odpowiedziałem. Gdy już odwożono kuracjuszkę po zastrzyku usłyszałem taką rozmowę:
Starsza pani mówiła do pielęgniarki:
… bo wie pani… Jestem tu u was, pani pomoże mi w zabiegach, inni też pomogą… Popatrzę na ludzi, na świat wokół, zjem bez potrzeby gotowania i sprzątania… A w domu? Tam nawet mucha nie zabrzęczy. Jak było lato, to trafiały się i muchy, a teraz nawet much nie ma…
   Wziąłem to sobie do serca, bo po raz kolejny zrozumiałem jakim darem jest czyjaś życzliwość, pomocna ręka i jakakolwiek rozmowa. Wykorzystuję wiec swój pobyt również w tym celu, aby czegoś się dowiedzieć, coś zrozumieć i przeżyć

Drzewo „Słoń”

Po raz XXV obchodziliśmy Światowy Dzień Chorego

Chodzę codziennie na zastrzyki do naszej przychodni. Czasem obsługują mnie od ręki, a czasem trzeba trochę poczekać. Na ogół długo się czeka na przyjęcie w gabinecie lekarskim, co jest niestety standardem. Trochę to uciążliwe ale gdy jednocześnie czeka spora grupa ludzi, to jakoś raźniej. Czasem udaje się usłyszeć mniej lub bardziej interesujące fragmenty rozmów dających wiele do myślenia, albo uciąć sobie pogawędkę z kimś czekającym tak jak my. W poczekalni słyszałem rozmowę, w toku której mężczyzna ok. 50-ki mówił do znajomych: Czytaj dalej

Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie…

Ileż to memów wklejają codziennie moi fejsbukowi znajomi na temat przyjaźni, a zwłaszcza tej prawdziwej przyjaźni, aż po grób. Zwykle, tak przez przekorę opatruję je komentarzem będącym czyjąś tam sentencją i wtedy całość wygląda tak:
Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie, a w biedzie przyjaciół poznajemy siebie…
Tak się jakoś składa, że po tym uzupełnieniu urywają się komentarze typu: Prawda, pełna zgoda, tak jest i nastaje cisza. Nie wiem dlaczego… Czytaj dalej

Chory, cierpiący? Niech się położy (najlepiej w domu) i nie zawraca głowy

W ostatnim tygodniu miałem okazję przeżywania emocji związanych z próbami udzielenia pomocy bardzo choremu mężczyźnie, (cierpiącemu wielki ból uniemożliwiający jakiekolwiek poruszanie się) przez tylko trochę mniej chorą od niego żonę. Wydawałoby się, że to nic prostszego jak wykonanie telefonu do miejscowego lekarza rodzinnego z prośbą o wizytę domową, a w razie ataku lub nagłego pogorszenia wezwanie pogotowia. Okazuje się, że to nie jest jednak takie proste gdy pacjent narazi się służbom zbyt natarczywym (ich zdaniem) domaganiem się radykalnej pomocy. Dość łatwo można przypisać takiemu pacjentowi symulowanie choroby i … niech sobie radzi sam… A to, że chory nie może się poruszać, a nawet nie pozwala się wsadzić do wynajętego prywatnego samochodu, to też nikogo nie obchodzi, to jego problem… no i ewentualnie również problem jego żony odwiedzającej kolejne gabinety z błagalnym dopraszaniem się łaski skierowania do szpitala, przeprowadzenia odpowiednich badań, no i leczenia. Czytaj dalej

Na kogo można liczyć w chorobie ???

O, dzień dobry pani. Jak dawno pani nie widziałam. Co słychać? Tak się zwykle zaczyna rozmowa pomiędzy znajomymi, a później? Później, to już zależnie od stopnie poufałości, otwartości słuchacza, czy też zażyłości możemy dowiedzieć się sporo o zdrowiu, a zatem i o służbie zdrowia, o dzieciach, o pogodzie, o innych ludziach … Różnie. Czytaj dalej

Obywatelu, lecząc się samodzielnie zaoszczędzisz na zdrowiu i na pieniądzach

Znajoma z lat szkolnych, była uczennica, po kilku miesiącach od ostatniego spotkania zapytała mnie kontaktowo: – A pan jak się miewa? Jak zdrówko? Odpowiedziałem grzecznie:
Miło, że pytasz. Jakoś nie daję się chorobom, ale co rusz to składam wizyty jednym, lub innym specjalistom. Tak już będzie. Niestety, lata lecą…
Nie odpowiedziała nic w temacie zdrowia, bo przecież wie jaka jest kolej rzeczy, mimo, że jest młoda. Następnego dnia spotkałem się ze znajomymi, tym razem równolatkami w poczekalni laboratorium medycznego naszego szpitala, gdzie było aż ciemno od ludzi czekających na swoją kolejkę do pobrania krwi.
Czytaj dalej

Obywatelu, lecz się sam…

Czy ktoś z Państwa jest w stanie wymienić jedno przyjęcie, czy też spotkanie w szerszym gronie, na którym nie rozmawia się o zdrowiu?  Ja miałbym z tym poważny problem. Może to dlatego, że jestem już w tzw. smudze cienia i na ogół w takim towarzystwie się obracam?

Często dobiegają do mnie relacje z frontu walki o naprawę tego, co się komuś popsuło. Dajmy na to noga.

–         Mówię pani, po upadku, w czasie którego jakoś tak nieszczęśliwie podwinęła mi się noga nie mogłam na nią stanąć. Przykładałam altacet, smarowałam jakimiś maściami w nadziei, że skoro nie ma złamania to samo przejdzie, ale gdzie tam. Bolało jak nieszczęście. Poszłam w końcu na izbę przyjęć do szpitala. Lekarz odesłał do prześwietlenia, a skoro nie dopatrzył się złamania kości, to chciał mnie spławić racząc mnie znowu jakimiś maściami i opowiastkami o tym, że trzeba czekać, że samo przejdzie. Na szczęście wzięła mnie pod skrzydła moja córka, też lekarz i co pani powie? Na drugi dzień po wizycie w jej szpitalu już wylądowałam na operacji. Miałam zerwane ścięgno. Teraz jest już dobrze, ale co by było gdybym go usłuchała? Byłabym może kaleką! Ale czort z nim- pomyślałam. Nie będę się sądować z takim konowałem. Ale niech sobie pani wyobrazi, że to nie koniec tej historii. Po kilku miesiącach jakiś owad ugryzł mnie w nogę. Bolało jak nie wiem co i do tego zrobił się obrzęk. Idę na izbę przyjęć, a tu lekarz każe mi obłożyć to miejsce cebulą, to przejdzie. Patrzę na niego jak na wariata i poznaję, że to ten sam lekarz, który tak mi pomógł na nogę. Mówię więc do niego; Co pan do mnie mówi? W trzy dni po ukąszeniu cebula? Czy nie zna pan innych metod?

–         A on do mnie z nerwami: Pani kwestionuje moją wiedzę? Może pani sobie wybrać innego lekarza. Tak pan radzi? Niech pan sprawdzi co mi pan zalecił jak trafiłam do pana ze zerwanym ścięgnem w nodze. To stoi w papierach. To taki z pana lekarz?

–         Pani mnie oskarża? – pyta mnie ten doktor.

–         Nie oskarżam, bo bym wniosła pozew gdzie trzeba, a nie kłóciła się z panem. Ja pana ostrzegam. Leczenie ludzi to nie zabawa w zgadywanki– odpowiedziałam cała w nerwach. I faktycznie . Pomimo upływu paru miesięcy nadal była w nerwach cała. Całe szczęście że mamy w rodzinie kilkoro lekarzy to oni nas ratują. Ci ze społecznej służby zdrowia to … szkoda mówić – powiedziała i machnęła wymownie ręką.

Przerwę w tej narracji natychmiast wykorzystał pan, któremu na ostrą niewydolność krążenia żylnego w nogach też proponowano jakąś maść i odpoczynek z nóżkami uniesionymi w górę. Wykłócił skierowanie do specjalisty, a tam dowiedział się, że gdyby nie natychmiastowa interwencja specjalistycznymi lekami, to mogło dojść do martwicy…

Co się dzieje? W prywatnych gabinetach przyjmują jacyś inni lekarze i ludzie, a w przychodniach publicznych i szpitalach to kto przyjmuje i leczy chorych? Amatorzy przyuczeni do zawodu?

Jakoś w tym samym czasie wpadł mi w ręce tygodnik Przegląd. Już na okładce umieszczono walący po oczach tytuł: Błędy lekarza kryje ziemia. Polecam go Państwu: http://www.przeglad-tygodnik.pl/pl/artykul/bledy-lekarza-kryje-ziemia

We wstępniaku czytamy: – Mówi się, że błędy lekarza kryje ziemia, ale dzisiaj coraz częściej słyszy się o nich w radiu, telewizji, czyta w prasie. Stają się sensacją, tak chętnie wykorzystywaną przez media. Trafiają do Biura Rzecznika Praw Pacjenta – w 2011 r. wpłynęło ponad 36 tys. zgłoszeń, a w zeszłym już ok. 60 tys. Środowisko lekarskie broni się, argumentując, że nagłaśnianie niepowodzeń i błędów medycznych, stanowiących przecież tylko nie wielki odsetek w polskim lecznictwie, godzi w autorytet lekarzy, w większości pracujących rzetelnie, i niszczy zaufanie społeczne do służby zdrowia. Jednak ich skutkiem jest zwykle ciężka choroba, kalectwo czy śmierć, więc trzeba je ujawniać i analizować ich przyczyny, by zapobiegać podobnym tragediom.

Czytając uważnie cały materiał dowiemy się jak trudno dochodzić przed sądami zadośćuczynienia za błędy w sztuce lekarskiej i jak długo to może trwać. Przeczytamy Tam również o przemęczonych pracą na kilka etatów lekarzach i szansach na poprawę istniejącego stanu. Na bazie analizy istniejącego stanu rzeczy cenne wydaje się pytanie i odpowiedź prawnika obsługującego takie procesy. Oto one:

Czy procesy sądowe, dowodzące zaistniałych błędów medycznych, przyczyniają się do poprawy bezpieczeństwa w lecznictwie? Czy lekarze uczą się na tych błędach?

– Raczej uczą się zabezpieczać przed ich ujawnianiem i odpowiedzialnością – odpowiada pani prawnik .Dokładniej wypełniają dokumentację, staranniej dbają o to, by „w papierach było czysto”. Wydłużają się oświadczenia podpisywane przez chorych przed operacją, zawierające pouczenia o ryzyku i powikłaniach, od strony formalnej zabezpieczające lekarza przed roszczeniami. Widziałam już takie, które miały ponad dziesięć stron. Myślę, że często z większą empatią i poczuciem odpowiedzialności traktują chorych pielęgniarki, dzisiaj już doskonale wykształcone. Jest jeszcze etos tego zawodu. Lekarze często pracują w pośpiechu, stresie, co także może powodować niepowodzenia – niekiedy muszą natychmiast podejmować decyzje, by ratować zagrożone życie. Proces leczenia bywa też nieprzewidywalny, każdy choruje inaczej, istnieje więc wiele okoliczności i czynników sprzyjających popełnieniu błędu. Także niektóre ograniczenia w systemie lecznictwa, wynikające najczęściej z przyczyn ekonomicznych, wiążą im ręce i utrudniają pracę…

Obywatelu, lecz się sam… ewentualnie wybierz się na nabożeństwo w intencji  uzdrowienia w nadziei, że doznasz tej łaski, jeśli tylko wystarczająco mocno wierzysz w możliwość uzdrowienia.

Mieć czas…

Chyba każdy z nas otrzymał kiedyś w łańcuszkowym e-mailu, lub zetknął się na forach społecznościowych z życzeniami bazującymi na chińskiej mądrości opierającej się na stwierdzeniach mówiących o tym że:
Za pieniądze możesz sobie kupić Dom, lecz nie ciepło rodzinne,
Możesz sobie kupić łóżko, ale nie sen.
Możesz sobie kupić zegarek, ale nie czas… Czytaj dalej