Będziemy uczyć skutecznych obrońców Ojczyzny na lekcjach PO

   Niezależnie od wszelkich podziałów zarysowujących się w kraju i na świecie marzy nam się wszystkim jedno wezwanie i dążenie: Nigdy więcej wojny!!!
I to nie tylko w naszym kraju – pisałem przed paroma laty.
Coś się jednak zmieniło w otaczającym nas świecie. Pacyfistyczne podejście do sposobu rozwiazywania konfliktów realizowane w jednych państwach stało się okazją do zweryfikowania swojej polityki przez inne państwa, zwłaszcza te, rządzone przez przywódców o zapędach autorytarnych. Pojawiające się konflikty społeczne i polityczne wyzwoliły tu i ówdzie agresywne sposoby ich rozwiazywania. O ile wojny toczące się w odległych rejonach świata mniej nas absorbowały, to te dziejące się całkiem blisko naszych granic, jak choćby w  dawnej Jugosławii, Syrii, Ukrainie, Gruzji niosły rosnącą obawę o rozlanie się wojny na sąsiednie kraje. Wszystkich nas ogarniało zwątpienie co do słuszności obranych metod przygotowania społeczeństwa do obrony kraju w najbardziej drastycznych scenariuszach.
Wiele państw i paktów polityczno-obronnych jak choćby NATO, zaczęły głosić potrzebę zweryfikowania polityki obronnej. Postulowano zwiększenie nakładów na obronność, wskazywano na konieczność zmodernizowania infrastruktury obronnej, unowocześnienie i rozbudowę posiadanych sił zbrojnych, na przeprowadzanie wspólnych ćwiczeń, na wychowanie patriotyczno-obronne młodzieży. Hasło „si vis peacem parabellum” stało się prawdziwym wyzwaniem czasu w jakim żyjemy.
   Doświadczenie jakie przeżywa sąsiednia nam Ukraina stało się wielkim, ale i koniecznym wstrząsem świadomościowym dla naszych władz i dla nas samych. Wiemy dzięki przekazom medialnym jaka okrutna może być wojna i jak ważne jest tzw. morale społeczeństwa. Obserwujemy postawy Ukraińców walczących z oddaniem o niepodległość swego kraju i podziwiamy ich szczerze.
To doświadczenie nasuwa chyba wszystkim trudne pytanie:
– Co by było, gdyby to wydarzyło się u nas?
   Myślę, że uwzględniając różnice cywilizacyjne młodzież zawsze jest taka sama. Nie ma co porównywać dzisiejszego, dość dostatniego życia w stabilnym demokratycznym kraju z życiem w dawnej Polsce, którą znamy już tylko z historii. Od wojny szczęśliwie upłynęło już wystarczająco dużo lat, aby wychować trzy pokolenia myślących właściwie już tylko o sobie i swoich sprawach obywateli. Dlatego pojawiły się postawy pacyfistyczne i to słynne „Sorry Polsko…” wskazujące na brak zainteresowania losami Ojczyzny będącej w zagrożeniu utratą niepodległości. Pokazuje to choćby ta sonda uliczna z 2014 roku stawiająca młodym ludziom pytanie:
–  Czy oddałbyś życie za Ojczyznę?: https://wiadomosci.wp.pl/sonda-wp-czy-oddalbys-zycie-za-ojczyzne-6031313700205697a  
To wprawdzie jest tylko małe rozpoznanie dużego tematu i to przeprowadzone na wąskim odcinku licznej przecież zbiorowości, ale daje nam sporo do myślenia. Wiele też zmieniło się w świadomości, a więc i postawach społeczeństwa w ostatnim roku, a nawet miesięcy trwającej w Ukrainie wojny wywołanej przez zaborczą Rosję. Bliższe prawdy jest badanie społeczne przeprowadzone w 2020 roku: https://bezprawnik.pl/stosunek-polakow-do-obrony-kraju/  
   Jaki jest stosunek Polaków do obrony kraju? Sprawdził to, na zlecenie grupy Defence24, instytut badawczy IBRIS. Padło wiele ciekawych pytań, między innymi o to, czy jesteśmy gotowi oddać swoje życie w obronie ojczyzny. Badanie objęło też mieszkańców naszych sąsiednich krajów, dzięki czemu wiemy jak wypadamy na tle między innymi Niemców, Czechów czy Litwinów.
IBRIS zapytał ankietowanych między innymi o to, jakie działanie podjęliby w przypadku ataku na ich kraj przez obce państwo. W Polsce aż 36% respondentów odpowiedziało, że zgłosiliby się do walki w formacjach wojskowych lub paramilitarnych. W tej dziedzinie znacznie różnimy się od naszych sąsiadów. Podobne podejście prezentuje 24% Estończyków, 17% Litwinów, 14% Słowaków i zaledwie 11% Niemców.
Podobne podejście Polacy prezentują w sprawie ewentualnego poświęcenia swoich środków finansowych na rzecz obrony kraju. Padło też pytanie o to, czy respondent byłby w stanie poświęcić własne życie dla ojczyzny. Tu również jesteśmy nastawieni najbardziej patriotycznie ze wszystkich przebadanych krajów. Umrzeć za Polskę jest gotowych aż 26% naszych rodaków, Łotyszy 20%, Czechów 18%, a Niemców niecałe 10%.
    Jak na tle rosnącego zainteresowania poprawą zdolności obronnych naszego państwa ocenić zapowiedzianą przez Ministra Edukacji inicjatywę zmiany programu nauczania przedmiotu edukacja dla bezpieczeństwa w kierunku zwiększenia zakresu wiedzy związanej z obronnością?
   Temat okazał się tym razem strzałem w dziesiątkę. Rozmowy dotyczące przywrócenia powszechnej znajomości zasad strzelania z broni palnej toczone w mediach społecznościowych wskazują na znaczny stopień społecznej akceptacji. Wątpliwości zgłaszane przy tej okazji dotyczą raczej bazy szkolnej oraz kadry zdolnej zrealizować zapowiedź ministra Czarnka.
Postanowiłem wziąć udział w jednej z takich Facebookowych rozmów i oto co zdołałem odnotować:
– Czesław – Od 1 września wraca do szkół PO z poszerzonym programem nauki strzelania
– Aneta Magdalena – Czesław, a dlaczego my nie mieliśmy takich zajęć, ja bardzo chętnie bym się nauczyła strzelać.
Czesław – Aneta Magdalena – Nie mieliśmy strzelnicy, a wyprawa na Radzików zajmowała dużo czasu i dezorganizowała inne zajęcia szkolne
– Aneta Magdalena – A szkoda.
– Czesław – Aneta Magdalena – Ja też żałuję. W czasie gdy budowano sale gimnastyczną sugerowałem dyrekcji urządzenie strzelnicy w piwnicach tej hali, ale nie zostałem wysłuchany. Broń (kbks) oddaliśmy policji do skasowania
– Paweł – Czesław- opowieści o tym, że 20 lat temu na temat obronności i wojny pukano się w czoło, kojarzy mi się tak samo, jak zachowanie wobec konsultantów specjalistów od medycyny zakaźnej. Zakaźnicy od lat nawoływali do wzrostów nakładu pracy i finansów na wypadek epidemii. Pytano ich wtedy „epidemia? Jaka epidemia…” Teraz to można odnieść do tematu wojny 😑 i niestety nie jest to temat radosny
– Marek – Czesław  Realizowano  program powszechnego szczęścia i dobrobytu. Polikwidowali strzelnice, rozwalili LOK.
– Małgorzata – Kiedyś było to na porządku dziennym na lekcjach PO! Żadna nowość i rewelacja, a obowiązek żeby to w szkołach było!
– Wojciech – widocznie nie było wam dane, moje roczniki jeszcze uczęszczały na już zlikwidowana strzelnicę w szkole na ul Koszarowej
– Małgorzata – A pamiętasz z jakiej broni albo kalibrów tam strzelaliście? To chyba była strzelnica do jakichś małokalibrowych karabinków sportowych, a nie broni, którą można łatwo wykorzystać w celach obrony osobistej. Hubert pisał mi na priv, że oni strzelali z kbks, a o „prawdziwej” broni mieli jedynie zajęcia teoretyczne. Wiadomo lepsze to niż nic, ale uważam, że dobrze by było gdyby w ramach edukacji młodzież miała okazję przestrzelać choćby popularnego w naszych służbach Walthera P99 lub coś podobnego.
– Walther słaby, ale daje radę 😀, teraz Beretty już są lub Glocki 17. Z tego co pamiętam to z karabinka sportowego się strzelało na stojąco i na leżąco u Pana Siłki na PO👍. Od razu poczułem się bezpieczniej.
– Mat „…Młodzież ze Staszowa uczyła posługiwać się bronią…” ???? Więc redaktorze, co wynika z tego zdania??? Czy młodzież uczyła kogoś, bo tak to brzmi, czy uczyła się sama, bo tak byłoby logicznie????! Bez przesady, to są dzieci!
– Edyta – W czasie ll wojny światowej takie dzieci już walczyły , za młode żeby walczyć i często ginąc, ale tak było niestety
– Mat – Powinno to być norma w każdej szkole. Oswajanie młodzieży z bronią i szerszy oraz łatwiejszy do niej dostęp po przebyciu odpowiednich szkoleń. Na ten moment jesteśmy jednym z najbardziej rozbrojonych narodów w całej Europie. To musi się zmienić, aby Putin wiedział, że nie ma tu czego szukać. Szwajcaria powinna nam tu świecić przykładem. Szwajcarzy mają broń niemal w każdym domu. U nas też tak powinno być, choć wiem, że polityka zrobi swoje i nie będzie na to zgody.
– Paweł – może podasz jakieś dane w szerszym zakresie o tym rozbrojeniu? To opinia, czy jakieś badania?
– Paweł nie potrafię „z głowy” operować liczbami, ale to fakt – w porównaniu np. z Czechami, czy Finlandią ilość broni posiadanej przez obywateli w Polsce jest znikoma
– Marcus Vagonix Rozumiem. Z chęcią jednak popatrzył bym na liczby. Jakoś ostatnio nawet sobie nie ufam
– Paweł-Dane też z netu, ale z kilku portali i się powtarzają więc chyba raczej wiarygodne – ilość broni na 100 mieszkańców : Szwajcaria, Finlandia – około 40 szt. Szwecja, Norwegia, Austria, Niemcy, Islandia, Francja – około 30 szt. Czechy ok… See more
– Malgorzata -Ja się też uczyłam w technikum na PO … trzydzieści lat temu żadna nowina
– Paweł- Miałem zajęcia ze strzelania na strzelnicy z obecnym na zdjęciu Panem Drozdem. Uważam że przydatna umiejętność, nawet na czasy pokoju
– Michał – Jak ktoś kumaty, to i z procy pokona wroga, co mogę więcej powiedzieć od siebie? Super, że płeć piękna stara się pokazać swój charakter
– Michał – W Polsce na 100 mężczyzn przypada 2,5 karabinu. Reszta komentarza chyba jest zbędna.
–  Franciszek – uczniowie klasy mundurowej dotknęli broni , cuda Panie , gdyby nie Putin to tylko , baczność, spocznij i bandażowanie , przecież ten system jest chory jak ogłasza się na cały świat, że człowiek mógł dotknąć karabinka 🤣
   Ucząc przez ponad 20 lat  przedmiotu przysposobienie obronne w szkołach średnich byłem świadkiem stopniowego przeobrażania się programu nauki tego przedmiotu, polegającego na stopniowym odchodzeniu od problematyki wojskowej, czy wojennej w kierunku problematyki obrony cywilnej. Doprowadzono poprzez kolejne zmiany do tego, że niemal połowa wymiaru lekcji związanych z obronnością dotyczy pierwszej pomocy przedlekarskiej.
W pozostałych  tematach sporo miejsca zajmują problemy bezpieczeństwa wobec zagrożeń cywilizacyjnych jak skażenia i zakażenia, czy klęski żywiołowe. I tak ma być – twierdzili reformatorzy i poprawiacze programów nauki szkolnej. Wychowujemy do współistnienia i współpracy międzynarodowej, a nie do wojny. Kształtujemy zupełnie inny rodzaj patriotyzmu niż ten preferowany w II Rzeczpospolitej. Dzisiaj trzeba żyć i rozwijać się dla Ojczyzny, a nie walczyć orężem i ginąć dla Niej!
   Przysposobienia obronnego już nie uczy się od 2012 roku, a ja odszedłem ze szkoły rok wcześniej. Obecna edukacja dla bezpieczeństwa nie ma już nic wspólnego z obronnością. Powstały klasy o profilu wojskowym, które są dzisiaj zapleczem kadrowym dla zdobywających sobie coraz większe uznanie terytorialsów.
Mam nadzieję, że ta wypowiedź pobudzi państwo do komentarzy i własnych ocen.
Czy Polacy są nadal patriotami?

Żeby już do szkoły, po prostu można było iść, iść, iść…


Wszyscy (chyba) pamiętają tę piosenkę. Śpiewano ją na ogół przed powrotem do szkoły z wakacyjnego wypoczynku, albo dla pierwszoklasistów, jak w tym przypadku: https://vod.tvp.pl/video/migawki-z-przeszlosci,powrot-do-szkoly-1971-r,4296718
Tak się składa, że właśnie podjęto decyzję o powrocie dzieci i młodzieży do szkół na tradycyjne lekcje lub na tzw. hybrydową naukę w trybie zdalnym i tradycyjnym jednocześnie.
Nowina wywołała wielkie poruszenie wśród nauczycieli, a jeszcze większe wśród uczniów i rodziców. Rozgorzały wielopłaszczyznowe  dyskusje o tym, co to może oznaczać dla wszystkich stron szkolnego życia, bo wszyscy wiedzą jak uczniowie przykładali się do nauki i jakie mogą być tego efekty.
Wielu znawców tematu podnosi problem totalnego obniżenia poziomu nauczania, możliwości sprawdzania podawanej zdalnie wiedzy i samodzielności w dochodzeniu do ocen jakie uczniowie faktycznie osiągnęli. Były głosy o potrzebie powtórzenia roku, a na drugim biegunie podnoszono konieczność uzupełnienia braków w realizacji podstawy programowej.
Ten właśnie wątek jest często podnoszony wśród nauczycieli choćby na stronie Ja, Nauczyciel ( https://www.facebook.com/groups/369251236818603) , której bywam częstym gościem.
Tam właśnie spotkałem się z pytaniem, czy jak kto woli próbą ankiety opracowanej przez jednego z nauczycieli.
Oto treść tej ankiety:
„Nauczyciel, który po powrocie do szkół zasypie uczniów sprawdzianami i kartkówkami, bo będzie nadrabiał jest:
O – psychopatą
O – oprawcą

Ruszyła maszyna po szynach ospale…
Dyskusja przybierała bardzo różną wartość merytoryczną, ale jej uczestnicy wystrzegali się wulgaryzmów i znęcania się nad autorem i nad pytaniami przez niego postanowionymi. Różne są te wypowiedzi i dlatego podaję link do tej ankiety: LINK
Podam tylko to, że autor odpowiadając jednemu z ostatnich komentujących stwierdził:
W komentarzach odzywają się głównie ci nauczyciele, którzy poczuli się wywołani, ponieważ prawdopodobnie sami mają obsesję kontroli. Poza komentarzami należy odnotować to, że jest 463 głosy oddane na psychopatów i 111 na oprawców, co jest zgodne z moją oceną sytuacji…
Dlaczego o tympiszę?
Otóż w natłoku różnych bieżących spraw trochę ostatnio źle sypiam. Nie wiem dlaczego mnie to spotyka, ale miewam ciężkie sny, w tym i takie o tematyce szkolnej. Zupełnie jak te z ankiety. Staję przed takim samym problemem, przed jakim postawiły dzisiaj nauczycieli władze oświatowe. Dzisiejsza moja senna tortura przebiegała wg. takiego scenariusza:
Tuż przed semestrem, czy może końcem roku szkolnego zjawiam się w szkole i mam nadrobić zaległości oraz wystawić oceny. Jedno i drugie jest niemożliwe bez kłamstwa i użycia sufitu jako źródła potrzebnych informacji. Męczę się z tym ogromnie świadomy tego, że muszę kłamać i znieść uczniowskie oceny mojego postępowania. Przecież to niesprawiedliwe panie profesorze. Ja miałam czwórkę na którą w pełni zasłużyłam,. a Magda nie miała żadnej oceny i teraz pan postawił to samo nam obu? A co powie dyrekcja?
Mimo, że w tym roku mija 10 rocznica mojej emerytury oznaczającej zjechanie na boczny tor, to wciąż tego typu sny są moją udręką. Na szczęście nie zdarzają się zbyt często.
Teraz przeżyją to na jawie ogromne rzesze uczniów i nauczycieli.

Szczerze im współczuję.

Stan Wojenny…Wspomnienie sprzed lat

Przy okazji obchodzonej właśnie kolejnej rocznicy wprowadzenia Stanu Wojennego wspomnę jeszcze raz część tekstu jaki poświęciłem 29 rocznicy, czyli już wiele lat temu Wtedy byłem jeszcze czynnym nauczycielem i dzieliłem się swoim doświadczeniem z życia i szkoły:
Ponieważ wiem, że młodzież generalnie nie czyta prasy, więc sam podrzucam im wyselekcjonowane materiały prasowe, omawiam i zachęcam do prowadzenia rozmów z ludźmi, którzy tamten czas przeżyli i wiedzą jak niepewne i dramatyczne to były lata. Symbole tamtego czasu  nadal robią na mnie silne wrażenie i dlatego miałem nadzieję, że są również zapamiętywane przez uczniów. Dla mnie takim kluczowym symbolem jest słynne zdjęcie zrobione przez Chrisa Niedenthala ukazujące sfotografowaną  z ukrycia scenkę, na której transporter opancerzony SKOT z żołnierzami wokół, stoi przed kinem Moskwa w Warszawie, w którym grają akurat film Czas apokalipsy.

Sprawdziłem wielokrotnie i stwierdzam, że jest ono zupełnie nie czytelne dla dzisiejszej młodzieży. Trzeba skojarzyć Stan Wojenny z Apokalipsą, a do tego rozumieć – co miała z tym wspólnego Moskwa. Pytanie o to, co robi transporter opancerzony pod kinem koniecznie wymaga objaśnienia. Takie pogaduszki, to również okazja pokazania, jakimi dróżkami może kroczyć sława reportera z Holandii, który z ukrywanego aparatu potrafił poprzez to zdjęcie tak genialnie oddać prawdę o Stanie wojennym w Warszawie, że zdjęcie zrobiło światową karierę. Wbrew cenzurze. A ta przecież była niezwykle rygorystyczna. Wszyscy pamiętają, że nie było w tym dniu poranka dla dzieci w TV. Ekrany śnieżyły i wszyscy uważali, że telewizory się popsuły. Dopiero po paru godzinach zaczęto nadawać komunikaty Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego (WRON) czytane przez samego generała Jaruzelskiego.

Niepewność dnia, obawy o jutro, przewidywania, co może nastąpić jeśli „ruscy” wkroczą były najczęściej treścią rozmów ludzi w domach, w kościele – była to niedziela – i wszędzie, gdzie się spotykali. Na głębokiej prowincji, gdzie ja mieszkałem, nie było żadnych informacji. Odcięto nam łączność telefoniczną, mało kto słuchał rozgłośni radia Wolna Europa, a nasza telewizja i Polskie Radio zostały zmilitaryzowane i poddane aparatowi propagandowemu WRON. Komunikaty wywieszane na płotach nie brzmiały groźnie. Niektóre miały nawet wzbudzać zaufanie. Tyle było w nich troski o Ojczyznę. Oto przykładowy plakat ogłaszający uzasadnienie wprowadzenia stanu wojennego kończy się słowami: Powstrzymajmy wspólnymi siłami widmo wojny domowej. Nie wznośmy barykad tam, gdzie jest potrzebny most.
Tylko ufać i współdziałać, prawda?. To dla naszego dobra ogłoszono stan wojenny…
Pracowałem wtedy w Urzędzie Gminy. Dla administracji wyznaczono obowiązek wdrażania reguł godziny milicyjnej. Pełniliśmy dyżury, wydawaliśmy przepustki dla ludzi, którzy z jakichkolwiek względów musieli wyjeżdżać poza miejsce zamieszkania. Dzisiaj młodzi uśmiechają się na wiadomość o tym, że na zorganizowanie wesela w karnawale należało uzyskiwać zgodę. Zgłoszenie zamiaru zawarcia związku małżeńskiego w USC upoważniało jednocześnie do zakupu obrączek ślubnych i alkoholu na weselne przyjęcie. Każda gmina miała komisarzy wojskowych, którzy nadzorowali działanie wszystkich służb i byli ostatnią wyrocznią władzy. Nawet organizatorzy studniówek w szkołach musieli uzyskiwać zgodę na organizację imprezy, a te były nadzorowane przez patrole żołnierskie. Wiele opowieści o tamtym czasie mogą snuć ludzie, którzy go przeżyli. Różne to będą opowieści, bo ich treść była zależna od miejsca jakie dany człowiek zajmował w strukturze społecznej. Ci ludzie jeszcze żyją i mogą świadczyć o tym, co przeżyli – już bez obawy o to, że za dużo powiedzieli.
– Czy dajemy im okazję do snucia ich opowieści?
– Czy młodzi pytają rodziców i dziadków o te sprawy?
– Czy mógłby się powtórzyć odwieczny u nas model przekazu międzypokoleniowego treści ważnych dla polskości, patriotyzmu i innych wartości, których jako naród nie zatraciliśmy mimo rusyfikacji, czy germanizacji w czasie 123-letniej niewoli?
Szkoła, jak widać nie zasypie przepaści w zakresie wiedzy o najnowszej historii w jaką wpada młode pokolenie.
– Może powinny ten obowiązek wziąć na siebie rodziny? Świąteczny czas sprzyja rozmowom. Dlaczego nie pogadać o tych sprawach?
Nie tylko wiedza na tym zyska, ale wzmocnią się przy okazji kontakty międzypokoleniowe, które już pora odświeżyć.
Będzie to okazją uzupełnienia wiedzy młodego pokolenia o wydarzenia z tamtych lat?
Przecież to głównie młodzi ludzie stanowią przeważającą liczebnie i bardzo radykalną część pochodów, a do tego łatwo poddają się wpływom różnych „Liderów”, którzy na ich plecach dostaną się do władzy, a później…się zobaczy.
Doświadczenia są raczej smutne…

Nauczycielu: „Albo jesteś ludziom miły, albo kładź się do mogiły”.

NauczycieleZbliża się Dzień Edukacji Narodowej, więc nic dziwnego, że w prasie, i ogólnie w mediach pojawiają się materiały mające ilustrować jak jest w oświacie, jak powinno być. Ktoś naświetla swoje racie i atakuje, a inny się broni choćby przez solidarność ze środowiskiem szkolnym. Ja też miękko wszedłem w atmosferę tych dni i zabrałem się do czytania, a nawet komentowania sytuacji. W Belferblogu jaki znajduje się w Polityce znalazłem opis gorączki przedświątecznej związanej z nagrodami z okazji dnia Nauczyciela. Komu, za co, sprawiedliwie, niesprawiedliwie… .Jak zawsze było i będzie. Czytaj dalej

My starsi, wciąż jeszcze liczni, proekologiczni…

Klika dni temu ktoś wrzucił na Fb film zawierający opowieść o rozmyślaniach pewnego 5o – latka, któremu kasjerka w sklepie zarzuciła brak zainteresowania ekologią tylko dlatego, że poprosił o „reklamówkę” zamiast przynieść ze sobą torbę na zakupy. Oto ten film: KLIK
Obejrzałem i niemal przy każdym kolejnym przykładzie „ekologiczności z konieczności” nachodziły mnie własne wspomnienia. Nie będę ich opowiadał, gdyż każdy kto przeżył tamten czas ma  swoje wspomnienia. Zróżnicowanie wynikało z zasobności portfeli, zaradności, układów i kontaktów ułatwiających zdobycie potrzebnych dóbr nawet zamieszkania  gdzieś pomiędzy biegunami Miasto – Wieś.
Zgodnie z sugestią zamieszczoną na końcu tego materiału udostępniłem go na Fb czekając na jakąś dyskusję. Reakcji nie było, a polubienie tego materiału przez sześć osób przy mojej liczbie znajomych najlepiej określa stopień zainteresowania jaki zdołałem wzbudzić. Moi młodzi przyjaciele nie żyli w tamtych czasach, a wspomnień swoich rodziców czy dziadków nie chcą słuchać, no bo ile razy już opowiadano im jakie to były czasy. Było… Minęło. Koniec. Żyją w innych czasach. Liczy się TERAZ.

Moje wspomnienia, to nie tylko obrazki z biednego i dość smutnego  dzieciństwa, ale również z pierwszych lat pracy w wiejskiej spółdzielczości handlowej. Monopolista na rynku wiejskim jak było w moim przypadku otrzymywał przydziały towarów  w ilościach, które dzisiaj byłyby zbyt małe dla jednego małego wiejskiego sklepiku. Zawsze był problem jak podzielić karton cukierków (10 kg) na 30 sklepów i co zrobić aby te cukierki pojawiły się w sklepie. Jak przed świętami podzielić beczkę śledzi na te wszystkie sklepy, albo miesięczny przydział papieru pakowego wynoszący np. 20 kg dla calej spółdzielni pomiędzy te sklepy aby wystarczyło do pakowania towarów sypkich (sól, cukier, kasze, mąka) sprzedawanych luzem. Wtedy nikt nie wymuszał na klientach przynoszenia własnych toreb, sami o tym wiedzieli.
Ucząc przedmiotów zawodowych związanych z handlem miałem okazję nawiązywania do doświadczeń przeszłości. Gdy było to dowcipnie podane to jeszcze jakoś trafiało do wyobraźni, ale co z tego pozostało w głowach? Tego się już nie dowiem.
Podobnie było z ekologią. Realizując kilka tematów związanych z ochroną środowiska miałem okazję zaobserwować jak mało uczniowie wiedzieli o sposobach możliwego włączenia się w domowe przedsięwzięcia służące poprawie środowiska, a przy okazji poprawiające budżety rodzin. Tak się wtedy złożyło, że któryś z tygodników zamieścił artykuł wskazujący na 10 sposobów mogących pomóc przyrodzie. Jakże odkrywczo brzmiały w kolejnych klasach czytane wciąż od nowa takie sposoby jak gaszenie zbędnego oświetlenia, wyłączanie z sieci urządzeń stand by, wymiana urządzeń domowych na energooszczędne klasy AAA, oszczędzanie wody (prysznic zamiast wanny). Oszczędzanie ciepła poprzez termoizolację, nie korzystanie z napojów sprzedawanych w puszkach i z torebek foliowych itd.
Rachunki płacą rodzice, nieprawdaż?
Ciekawe jakie refleksje nasuną się naszym czytelnikom i komentatorom

Nauczycielskie problemy

Już 6 lat mija od dnia kiedy pożegnałem swoją szkołę. Dorosłem do swojego wieku (65 lat), jak mawiałem znajomym i odesłano mnie na zasłużony odpoczynek. Odpoczywam więc od rannego wstawania, aby zdążyć, aby zdążyć do pierwszej w rozkładzie szkoły, a później zdążyć na kolejne dzwonki do następnej, gdzie dorabiałem na 1/2 etatu. W szkołach czekały mnie już stałe nauczycielskie troski, o których boję się jednak pisać – zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach czyli strajku nauczycieli. Tyle się nasłuchałem i naczytałem, że boję się ściągnąć na siebie heiterskie  komentarze.
Nie ja jeden jestem zbulwersowany tematem  nauczycielskiego protestu. Mój znajomy dał wyraz swojej frustracji takim oto wpisem na fejsbuku: „JEŚLIBY TO ODE MNIE ZALEŻAŁO, WYRZUCIŁBYM TĘ CZERWONĄ LUMPENINTELIGENCJĘ NA PYSK! Oto w nawiązaniu do strajkujących nauczycieli dzisiejsze „przesłanie” Stanisława Pięty, posła PiS-u. I po co panie pośle było wam udawać, że chodzi o dobro dzieci, skoro wiadomo, że walka idzie o indoktrynację polityczną maluczkich i zmiany kadrowe – bierny, mierny byle wierny, ot taki jak poseł Pięta.  Najprzykrzejsze jest to, że jacyś tacy grzeczniejsi byliście przed wyborami. A po wyborach wychodzi co z poniektórych nie tylko słoma ale i obora. Rzecz jasna trzodę chlewną i bydło rogate w tym kontekście przepraszam.”
Znam człowieka i wiem jak traktuje swoje nauczycielskie obowiązki. Wiedzą też o tym jego uczniowie.  Zacząłem wiec śledzić dyskusję spodziewając się interesujących wypowiedzi z obu biegunów konfliktu. Oto ona:

– Damian – Czy to nie ten co okradał samochody w ramach „walki z komuną”? 😀
– Jan -A juści to ten.
– Damian – I  zobacz jak daleko zaszedł, ehhh trzeba było wcześniej pomyśleć o jakimś łatwiejszym fachu. Widać łatwo ze złodzieja zrobić polityka, czy odwrotnie, w sumie na jedno wychodzi 😀 . Tu postanowiłem się włączyć.
– Czesław – Czytałem rano tę wypowiedź. Słów brakuje aby to skomentować – — Dorota – Dlaczego?
– Czesław –http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,21572378,wyrzucilbym-te-lumpeninteligencje-na-pysk-posel-pieta-o-strajku.html
– Dorota – Poseł Pięta najmniej mnie przekonuje
– Czesław – Który nauczyciel zniósł te słowa bez przykrości? http://wiadomosci.wp.pl/stanislaw-pieta-wyrzucilbym-te-czerwona-lumpeninteligencje-na-pysk-6106875009890433a
– Dorota – Proszę Pana jestem po stronie pedagogów. Tak się składa, że ostatnio mam z nimi wiele do czynienia. Stare przysłowie – „Obyś cudze dzieci uczył” – dziś brzmi jak przekleństwo
– Czesław – Jestem byłym nauczycielem. Oburza mnie takie traktowanie nauczycieli przez władzę i napuszczanie na nich społeczeństwa. Dzisiaj słyszałem rozmowę z wiceministrem oświaty, który próbował wytłumaczyć innego wiceministra (d/s rodziny) z użytych przez tamtego oskarżeń rzucanych całej grupie zawodowej nauczycieli (en Block). Za dużo zarabiają, mało pracują, awans mają pewny, długie urlopy w tym na poratowanie zdrowia…Jednym słowem pasożyty…
Jan – Kolego Czesławie zrobili „porządek” – czystkę w TK, wojsku, spółkach Skarbu Państwa, teraz nadszedł czas na sędziów i nauczycieli.
– Czesław- Też tak to odbieram, a wypowiedź tego (podbi)Pięty jest tego zapowiedzią
– Jan – Teraz pofantazjuję bez świntuszenia! Przypuszczam, że Służbą Zdrowia zajmą się na końcu, kiedy chorzy w obawie przed zamknięciem w psychiatryku zaczną omijać gabinety lekarskie,  a rządzący ogłoszą sukces w likwidacji kolejek do lekarzy.

Tu, na Facebooku kolegi dyskusja wycichła, ale na forach zamieszczających te błyskotliwe wypowiedzi posła Pięty i podobnych mu bojowników jest bardzo obszerna. Na pewno nie wycichła w głowach nauczycieli. Te kalumnie rzucane na całe, przecież bardzo zróżnicowane środowisko nauczycielskie musiały wzburzyć wielu ludzi czujących na sobie wzrok tych, którzy decydują kogo zwolnić z pracy, a kto będzie miał szans w niej pozostać.
Współczuję serdecznie bo wiem jaka atmosfera panuje w szkołach i jaka będzie reakcja władz oświatowych wobec tych, co mieli odwagę upomnieć się o swoje.

Przykład nauczycielek biorących udział w „Czarnym proteście” jest aż nadto wymowny

Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich dzieci chowanie

Wakacje mają już kurs zstępujący. Już  pojawiają się reklamy sugerujące miejsce zakupu całego osprzętu dla uczniów. Okres nauki szkolnej tuż, tuż. Pora sięgnąć po tematy szkolne.
Chyba wszyscy znamy to słynne powiedzenie przypisywane Janowi Zamoyskiemu.  Każdy czytający chyba też  zauważył że pozwoliłem sobie zmienić podmiot w zdaniu przenosząc zarazem akcent ze słowa „młodzieży” na „dzieci”. Powiedział ktoś mądry: ”Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci” mając na myśli to, że ujemne cechy nabyte w młodości nie dają się później wykorzenić. Skoro tak, to sensowne staje się kolejne powiedzonko: „Wcześniej wyjdziesz – dalej zajdziesz”.
Poranny przegląd nowości prasowych uderzył mnie śródtytułem i wstępniakiem:

„ Przedszkolaki grające na skrzypcach i znające języki obce, nauka od świtu do nocy, kary kilku lat więzienia za ściąganie podczas ważnego egzaminu, całkowite podporządkowanie się rodziców decyzjom nauczycieli. Tak, to wszystko prawda – edukacja w Chinach i Japonii różni się od tej znanej nam z Polski czy Europy. Jednak wśród tych jaskrawych kontrastów i, dla wielu, silnych kontrowersji, sporo jest też rozwiązań, których w naszym rodzimym systemie edukacji po prostu brakuje. http://kobieta.onet.pl/dziecko/male-dziecko/edukacja-dzieci-w-chinach-i-japonii/8se46r Z zainteresowaniem otworzyłem tekst opisujący podobieństwa i różnice pomiędzy systemem kształcenia stosowanego w Chinach i Japonii jako, że znajduję się w gronie tych, którzy z uznaniem i zazdrością patrzą w tamtą stronę świata , podejrzewając ścisły związek pomiędzy sukcesami gospodarek tych państw z chowaniem i edukowaniem ich dzieci. Dla porządku tylko dodam jeszcze, że nasze, polskie manipulowanie przy tym tak ważnym elemencie wychowania społeczeństwa jakim jest edukacja budzi we mnie grozę. Czytam więc m.in.:
W prywatnym gimnazjum to uczniowie dbali o czystość szkoły. Podczas przerwy na lunch każdego tygodnia inna klasa miała dyżur i sprzątała teren szkoły, np. odgarniała liście, zbierała papierki, odśnieżała. Nie musieli jednak czyścić toalet(…) Uczniowie  nie mogli mieć telefonów komórkowych ani żadnej elektroniki – także dostępu do Internetu. Weekendy gimnazjalnej młodzieży były wypełnione zajęciami wyrównawczymi czy prywatnymi lekcjami. – Kiedyś zapytałam ich, czy cieszą się na nadchodzące wakacje. Odpowiedzieli, że nie. Zdziwiona dopytywałam dlaczego. Usłyszałam, że muszą iść do szkoły letniej, która wygląda bardzo podobnie do tej, do której chodzą w roku szkolnym. Niekiedy mają jakieś wycieczki po mieście i trochę więcej czasu wolnego…
…Na pytanie, jakie jej zdaniem są chińskie dzieci, nauczycielka odpowiada: – Mitem jest to, że są zdyscyplinowane i posłuszne. To takie same dzieci, jak te mieszkające w innych częściach świata. Tak samo zakochują się w koleżankach i kolegach, biją się z rówieśnikami, słuchają muzyki, kochają w gwiazdach muzyki pop. Mają swojego Facebooka, YouTuba i Twittera…
W tegorocznych doniesieniach prasowych nt. gaokao (egzamin końcowy po szkole średniej) przewijały się informacje o tym, że za ściąganie podczas trwającego trzy dni egzaminu grozi 7 lat więzienia, nad arkuszami z zadaniami czuwają antyterroryści, w niektórych prowincjach kraju tożsamość uczniów jest sprawdzana przez odciski palców i skany siatkówek oka, a samych zdających egzamin pilnują drony, które wykrywają fale radiowe z podpowiedziami. Mimo rozbudowanych systemów zabezpieczeń i niemałych konsekwencji oszustw nie brakuje tych, którzy rzucają wyzwanie ograniczeniom…
Wynotowałem jeszcze parę zdań na temat edukacji realizowanej w Japonii
w Japonii na poziomie formalnym system edukacji nie różni się znacznie od tego, który mamy obecnie w Polsce. Typy szkół są te same. Co jednak ciekawe, rok szkolny rozpoczyna się 1 kwietnia i trwa – z dwoma przerwami – do połowy marca. Wolnego jest znacznie mniej niż w Polsce. W Krainie Wschodzącego Słońca żyje się, żeby zdobywać wiedzę, a potem – żeby pracować.
– W Japonii edukacja jest wciąż oparta na dość tradycyjnej formule. Na poziomie klas 1-3 uczy się dzieci etyki. Ale to nie jest etyka, którą znamy z Polski jako zamiennik religii. To nauka o tym, żeby szanować drugiego człowieka, żeby czuć respekt względem nauczyciela. Bo podstawową różnicą między edukacją w szkole polskiej a japońskiej jest to, że nauczyciel ma zawsze rację – mówi Yamaguchi. Dodaje: – W Japonii dzieci chodzą „pod linijkę”. Rodzice nie mają żadnych możliwości wyrażania swoich opinii – jeśli chodzi o prowadzenie lekcji czy system edukacyjny. Po prostu trzeba wszystko zaakceptować z pokorą i uniżeniem.
…Dzieci mają dużo wolności, mnóstwo wolnego czasu, mogą się bawić – ale pozostają pod opieką szkoły – opowiada moja rozmówczyni. W głowach polskich rodziców może budzić to lekkie przerażenie, ale takie są fakty: w Japonii dzieci bardzo wcześnie uczą się samodzielności i już od pierwszej klasy podstawówki same chodzą do szkoły. To powszechnie obowiązująca zasada, nie można najmłodszych do niej zaprowadzać. Nawet jeśli mają do przejechania kilka stacji metrem lub pociągiem. – To wszystko jest zorganizowane w miarę bezpiecznie. Jest system GPS-ów i ochrony, do którego dzieci są podłączone przez nadajniki. Rodzice dokładnie wiedzą, w którym miejscu jest ich pociecha…
Wybrałem tylko niektóre aspekty tego artykułu ale zapraszam do przeczytania całości wraz z dyskusją pod tym materiałem. Pierwsza wypowiedź komentatora brzmi następująco:
~SAS : W Polsce rodzice powiesiliby natychmiast każdego nauczyciela za takie zasady. Takiego zdyscyplinowania nigdy nie osiągnie się z naszymi uczniami nawet w 10%. Zaraz przybiegnie zdenerwowany rodzic i będzie straszył co najmniej kuratorium i zwolnieniem z pracy. Bo jego dziecko jest wyjątkowe i należy mu się szczególne, czyt. pobłażliwe traktowanie i szczególna opieka. Nawet jeśli odbywa się to kosztem innych dzieci.
Dalej jest tyle ostro, co i pouczająco. Polecam

Wszyscy mający dzieci wiedzą jak trudno wpoić im zasady wcześnie osiąganej samodzielności w ubieraniu się, utrzymywaniu higieny, sprzątaniu po sobie, a co dopiero mówić o obowiązkowości w zakresie wczesnego wstawania, odrabiania lekcji, czytania lektur itd. itd. Ja też to wiem pamiętając jeszcze swoje dzieciństwo, dzieciństwo moich dzieci i dzieciństwo dzieci moich dzieci. Dodam do tego ponad 20 letni staż pracy w szkołach średnich, gdzie ze strony uczniów sporo doświadczyłem.  Mimo emerytury nadal czytam wszystko co dotyczy szkoły starając się nadal utrzymywać kontakt z tą sferą ludzkiej aktywności. Dzisiaj też miałem szczęście, gdyż na Fecebook-u znalazłem ciekawy materiał uzupełniający wiedzę w temacie, który zdecydowałem się poruszyć. Oto artykuł dotyczący wychowania dzieci, w którym podejmowano próbę uzasadnienia potrzeby wyeliminowania z procesu wychowania specjalnego środka wychowawczego jakim jest klaps. Czytam w nim:
Aż 58 procent Polaków aprobuje klapsy jako element wychowywania dzieci. W Polsce stosowanie przemocy wobec dziecka (tak, klapsy to też przemoc) jest od 2010 roku prawnie zakazane. Najnowsza analiza badań pokazuje, że klapsy dają efekt odwrotny od zamierzonego – nie wywołuje posłuszeństwa i zgodności, tylko zachowania aspołeczne. Co więcej częstsze klapsy powodowały więcej nieposłuszeństwa wobec rodziców, związane były ze wzrostem agresji u dzieci i częstszym występowaniem chorób psychicznych w późniejszym wieku.” Czytaj TU  Tym razem skupię się jedynie nad dyskusją jaka wywiązała się pod tym artykułem:
– panzerfaust39  – Nie kop pana bo się spocisz
– polsilver99  – Dzisiaj nauczyciel nie daje sobie rady z bandą łobuzów a jak kogoś pociągnie za ucho to matka leci do adwokata
– basista – Klapsy są bez sensu – wystarczy szlaban na tablet 🙂
– polsilver99 – Dzisiaj co 5 dziecko w Niemczech jest hyperaktywne, a co 10 ma depresję. Ci ,,hyperaktywni” to po prostu łobuzy ,kiedyś ojciec przełożył go przez kolano i już był spokojny. Ten dobrobyt uszkadza szare komórki. Kiedyś matka nie mogła dziecka z podwórka do domu przywołać, a dzisiaj nie można ich z domu na dwór wypchać
– Elżbieta Plichta  – Jak się dziecko uczy od maleńkich to nie trzeba żadnych klapsów tylko my dorośli musimy być wobec dzieci konsekwentni.

– kocurxtr  – jak sie komuś kończą argumenty, jak nie potrafi rozmawiać, dyskutować, przekonać, kiedy nie słucha dziecka i nie rozumie jego potrzeb, gdy nie traktuje dziecka jak człowieka, tylko jak przedmiot – zaczyna się przemoc słowna lub fizyczna. Klaps, wrzaski itp. to jest dowód na bezsiłę i kretynizm wrodzony rodziców …
– bluecolour  – Nie da się czytać niektórych komentarzy zwolenników bicia. Wasze myślenie zatrzymało się na poziomie troglodyty z jaskini. Macie poważne problemy emocjonalne, zaburzone racjonalne myślenie i w większości zapewne prymitywne relacje w waszych rodzinach i otoczeniu. Jakbyście choć przez chwilę pomyśleli, że można żyć inaczej to świat wokół Was będzie naprawdę lepszy, bardziej przyjemny, a Wasi najbliżsi będą wam wdzięczni za przemianę. Do tego nie trzeba wiele. Tylko trochę pomyślcie, można inaczej, Bez bicia przemocy, poniżania. Zrozumcie. Dziś bijecie wy dzieci, ale na starość to was będą bić. Jeśli wy poniżacie to i was będą poniżać. To wraca i role się odwracają.
– Dorota Szutowicz  – skoro klapsy są takie wychowawcze, to dlaczego by ich nie wprowadzić w życie? Mąż chce wychować żonę.. klaps, żona męża… klaps. Wszyscy sie zacznijmy okładać. Dlaczego jak mężczyzna uderzy kobietę to wszyscy są oburzeni, a na trzepanie dzieci po tyłkach dajemy przyzwolenie. Dziecko też człowiek tylko nie potrafi się bronić i dlatego to jest najgorsze świństwo!!!!
– tempo.rary  – Do przedmówców (jeśli mają dzieci, a nie tylko się mądrzą): A nie jest skuteczniejsze zabieranie dzieciom czegoś, co lubią, na jakiś czas niż klaps? Zgadzam się z artykułem, ja pamiętam każdy raz kiedy mnie zdzielono i mam problemy z agresją. Nie wiem, na ile to jest powiązane.
– homeini78 do @tempo.rary – A czy zabieranie czegoś dziecku nie jest również metodą siłową ? Jaka jest różnica, w jaki sposób pokażesz, że ty tu jesteś silniejszy i decydujesz. Generalnie dziecko musi czuć respekt przed rodzicem, a żeby to sie stało, to rodzic musi pokazać kto rządzi. Klaps, zabranie czegoś, izolacja na jakiś czas, to wszystko są podobne metody. Metody zbudowania poczucia w dziecku, że stoi w hierarchii rodziny niżej niż rodzic i to ono ma się naginać do woli rodzica a nie odwrotnie. Naturalna struktura stada to taka, w której każdy zajmuje jakąś konkretną pozycję. Trzeba wiedzieć kto przewodzi a kto musi się podporządkować. Dziecko naturalnie walczy o jak najwyższą pozycję w stadzie i trzeba naturalnymi metodami je odpowiednio ustawić. Jak nie ma hierarchii, to jest naturalny konflikt i walka o pozycję.

– @homeini78- Jednak naruszenie nietykalności to coś więcej. Zabranie czegoś pokazuje, że dziecko jest od rodziców zależne, samo nie może tego sobie zdobyć, musi na to zapracować. Uderzenie dziecka powoduje, że czuje się ono bezsilne, nic nie znaczy, a skoro nic nie znaczy i nic nie może (np. negocjować), to zacznie się tak zachowywać, jak się czuje – „po co mam być grzeczny, to nic nie da, oni mnie nie szanują, ja nie będę szanować ich.” Banalny mechanizm.
@tempo.rary – Chcesz dziecko psychicznie maltretować : O To, że pamiętasz każdy raz jak Cię zdzielono może oznaczać, że twoi rodzice mieli problemy z agresją i przekroczyli pewne granice. Klaps w dupsko to nie bicie kablem czy walenie pięścią po brzuchu. Ten klaps nawet nie musi boleć. Mi też zdarzyło się oberwać klapsa od rodziców. Problemów z agresją nie mam. A gdybym miał to jestem przekonany, że powodem tego nie były by klapsy tylko towarzystwo/okolica w jakiej się wychowywałem.
– Iguassu – @tempo.rary – A wszystko zależy od charakteru dziecka. Mnie matka (furiatka) lała gdzie popadnie głównie za pyskowanie. Nie było to miłe, ale nie przypominam sobie, żeby to skutkowało jakąś agresją. Chyba udało mi się wyjść na ludzi 😉 Miałam tylko żal, że moją siostrę traktowała inaczej, ale młodsza siostra zawsze była krucha psychicznie, zupełnie inny typ niż ja. Dzisiaj nie mam problemu ani z szacunkiem do innych ludzi, wiem że się wstaje, gdy ktoś starszy stoi w mojej obecności, wiem również że osobę starszą, kobietę, bądź osoba którą darzymy specjalnym szacunkiem powinniśmy mieć po..prawicy. Takie drobiazgi, ale czy ktoś o nich dzisiaj pamięta ?
a.k.traper – Najlepiej jak dziecko terroryzuje okolicę krzykiem, płaczem, kopaniem i gryzieniem, a gdy podrośnie to tatuś z mamusią pracują na jego zachcianki i bronią przed złymi opiniami, bo to niemożliwe, bo ma wszystko, nic mu nie brakuje, właśnie zabrakło autorytetu i porównania, że życie boli, dobrze jak dostanie klapsa w dziąsło zanim skrzywdzi kilka osób już jako dorosły. Ja byłem zmuszony użyć tej metody wychowawczej w okresie gimnazjum, dzisiaj niekiedy syn mówi, że gdyby nie to, to pewnie brnąłby dalej. W dzieciństwie potrafiłem inaczej przekonywać a do klapsów nie było okazji, no chyba, że taki rodzicielski w zabawie:)))Podobnie i na żonę nigdy ręki nie podniosłem a mimo jest dobrą kobietą, może aż za dobrą?:)))
kermit. -Tomciu plucie na ludzi jest be tak nie można
-yyyyyyyyyyy
-Tomciu nie ciągnij Monisi za warkocze bo to ją boli
-YYYYYYYYHHHHHHHHH
-Tomeczku nie można rzucać kamieniami bo komuś zrobisz krzywdę
-JESTEŚ GŁUPIA
-Tomeczku dlaczego wyrywasz skrzydełka motylkowi? Za kare zrób kolaż swych uczuć
-NIENAWIDZĘ CIE
-Tomeczku dlaczego kopiesz psa tak nie można to żywe zwierze Porozmawiajmy o tym
-SAMA SE ROZMAWIAJ
-Tomaszu piłeś alkohol a jesteś niepełnoletni ! Porozmawiajmy o tym
-SPADAJ
-Tomaszu brałeś narkotyki wiesz że to szkodzi zdrowiu? Porozmawiajmy o tym -WAL SIĘ
-Tomaszu dlaczego pobiłeś kolegę i zabrałeś mu pieniądze?
-SP*****LAJ  K**WO
– dorsai684 – Mam sąsiadkę, która nigdy nie uderzyła dziecka. Jak to nowoczesna matka, tłumaczyła, rozmawiała, wyjaśniała. Dziś dziewczę ma około 15 lat i często słyszę, że dyskusję z matką kończy gromkim „odpie…się ty stara ku…”. Zgadzam się więc, z twierdzeniem, że kary cielesne wzbudzają w dzieciach agresję. A zwłaszcza ich brak.
   To tylko próbka tekstów obrazujących stan naszych poglądów na sprawę wychowania. Chyba nikt nie ma wątpliwości w to, że znajdzie się jakieś modus Vivendi pozwalający na wypracowanie jednolitych zasad wychowania dzieci, bo gdy one przejdą do grupy społecznej młodzież, to już będzie za późno na jakieś korekty

Podziękuj nauczycielowi… Jeśli masz za co…

W ostatnim czasie moja żona przeszukując Internet natrafiła na artykuł tyczący szkodliwości glutenu, a właściwie braku takiej szkodliwości dla osób nie obciążonych celiakią – nietolerancja na gluten – białko zawarte m.in. w pszenicy. Artykuł pochodził z Instytutu Sadkiewicza . Gdy mi na gorąco relacjonowała treść tego opracowania, to zwróciłem uwagę na nazwisko Sadkiewicz. Czytaj dalej

Szkolne związki… zawodowe

,Prezes-ZNP-Slawomir-BroniarzGdy zaczynałem pracę w szkole (był to rok 1982) to automatycznie niejako wstąpiłem do związku zawodowego – jedynego jaki istniał w oświacie czyli do Związku Nauczycielstwa Polskiego. Nie było to dla mnie czymś nadzwyczajnym, a tylko zwykłą kontynuacją związkowej przynależności, gdyż wcześniej należałem do ZZ Pracowników Handlu i Spółdzielczości. Nigdy nie traktowałem swojej przynależności jako narzędzia walki o prawa pracownika, gdyż sam pilnowałem tego aby nie wchodzić w kolizję z pracodawcami, a potem sięgać po obronę ze strony związków. Pracowałem tak samo jak wszyscy nauczyciele niezależnie czy należeli do ZZ czy też nie. W 1984 odszedłem z pracy w szkole do zupełnie innych zajęć, w których obrona związkowa bardzo by mi się przydała, ale nie było to możliwe. Do szkoły powróciłem w 1989r i ponownie wstąpiłem do ZNP. Krótko po tym fakcie zawiązała się  w szkole jeszcze jedna organizacja związkowa, która „podkupiła” część „naszych” związkowców i poszerzała swoją liczebność o nowo wstępujących do pracy nauczycieli. ZNP w naszej szkole słabła ale trzymała się nieźle. Ja awansowałem w pracy związkowej przewodnicząc społecznie przez  dwie kadencje oddziałowej komisji rewizyjnej. Obydwa  związki w naszej szkole informowały się o podejmowanych działaniach poprzez  gazetki informacyjne jak i  bezpośrednie rozmowy. Na ogół nigdy nie występowały razem. ZZ Solidarność w nowych czasach była organizacją z prawego łoża natomiast ZNP przynależąca do centrali OPZZ była tą gorszą, gdyż przeżyła czasy PRL, a w tamtym czasie sympatyzowała z władzami, które po zmianie ustrojowej państwa okazały się grzeszne i winne wielu zaniedbań i grzechów.
Przed czterema laty odszedłem na zasłużoną emeryturę, ale nie zerwałem tej ostatniej nici łączącej mnie ze środowiskiem szkolnym. Teraz jestem członkiem sekcji emerytów ZNP i od czasu do czasu jestem zapraszany na obchody świąt nauczycielskich, czy jakichś ważnych wydarzeń w środowisku. Dzięki tej przynależności i swoim zasługom miałem, przyjemność uczestniczenia w ostatnich powiatowych  obchodach Dnia Edukacji Narodowej, na których obchodzono również 110 rocznicę powstania ZNP. Było to duże wydarzenie w środowisku nauczycielskim, na które zaproszono przedstawicieli władz samorządowych z całego powiatu i z województwa, posłów ziemi kieleckiej, oraz władze związkowe ZNP szczebla krajowego wśród których był sam prezes ZNP Sławomir Broniarz.
Uroczystość na parę setek osób rozpoczęła się odśpiewaniem  hymnu Związku Nauczycielstwa Polskiego (Hymnem ZNP jest Pieśń Związkowa według tekstu Stefana Zaleskiego do melodii Warszawianki z 1831r.), po którym przyszedł czas na przemówienia podziękowania, życzenia, wręczenia odznaczeń… Dla mnie na tym etapie dość szokujące było to, że nikt z pracowników oświaty w skali powiatu nie zasłużył sobie nawet na brązowy krzyż zasługi, a odznaczenia sięgały jedynie odznak resortowych i związkowych – tzw. blaszek. W interesujący, bo multimedialny sposób przedstawiono historię ZNP w Polsce i na naszym terenie, wskazując na założycieli, zasłużonych działaczy oświatowych, nauczycieli wykonujących w czasie okupacji swoją pracę na tajnych kompletach, działaczy związkowych pracujących społecznie na rzecz środowiska po dzień dzisiejszy. Mówiono też o współczesnych problemach oświaty i zapowiadających się kolejnych reformach systemu nauczania.
Słuchałem, przyglądałem się podwójnie, bo najpierw robiąc zdjęcia, a później obrabiając je w komputerze. Ponieważ było to ważne lokalne wydarzenie, to zamieściłem część zdjęć i obszerny komentarz na administrowanej przeze mnie stronie Staszów – Impresje. Strona odnotowała znaczącą liczbę wejść, ale komentarzy nie było. Oto treść mojego komentarza po opisywanym święcie:
Jako były nauczyciel i działacz związkowy byłem zaproszony na uroczyste obchody 110 rocznicy powstania ZNP. Rozpoczęto odśpiewaniem hymnu ZNP, w którym aż się roi od przekonywania o znaczeniu bycia razem, działania w jedności nauczycielskiej braci. Apele o jedność nauczycielskiej braci to słuszne apele, ale mało skuteczne skoro większość nauczycieli w mojej „budzie” należy do konkurencyjnego związku czyli do Krajowej Sekcji  Oświaty i Wychowania NSZZ Solidarność z prozaicznych zresztą powodów. Faktem jest, że niczym nie rożni się ich praca, a możliwości związkowego oddziaływania na władze dla poprawy efektywności kształcenia i losów nauczycieli są żadne lub prawie żadne.
Druga refleksja.
Uroczystość uświetniła nam młodzież z Zespołu Szkół nr.1 i zrobiła to w przepiękny sposób. Może to szczególna zasługa pań, które program przygotowały(Gratulacje!), ale bez gimnazjalistów nic by z tego nie wyszło. Pomyślałem sobie, że opinie o gimnazjach rozsiewane przy okazji przygotowywania procesu wygaszania gimnazjów należałoby mocno zweryfikować…  Aby nie być gołosłownym załączam tekst Hymnu ZNP:

Hasłom naszym zawsze wierni
Niesiem światło między lud;
W drodze naszej pełno cierni,
Życie szarpie nędza głód.
Lecz nie dla nasz płacz niemęski,
Ni zwątpienia cierpki zgrzyt;
Dość tych cierpień, dość już klęski,
Czas już zdobyć lepszy byt

Refren: Do sióstr, braci ślemy wici,
By związkowy wzięli chrzest,
Niechaj złączą się rozbici,
Bo w jedności siła jest.

Połączeni jak najściślej,
Krzepimy tylko własną moc;
W tem zastrzelmy nasze myśli,
Jak ciemnoty zwalczyć noc.
Czcząc ojczyste ideały
egoizm tępmy chwast;
Umiłujmy naród cały,
Lecz nie idźmy w służbę kast!

Ref: Do sióstr, braci ślemy wici, etc..

Niech myśl nasza będzie harda,
Męstwem ducha, siłą cnót,
A służalstwu od nas wzgarda,
Niczym wszelki fałsz i brud!
Poświęceniom naszym wierni
Walczmy mężnie o nasz byt!
W dziejach będziem nieśmiertelni,
Gdy wolności zbliżym świt!

Ref: Do sióstr, braci ślemy wici…

Dzisiaj pojawił się artykuł,  w którym Pan Broniarz zasygnalizował nową inicjatywę ZNP: – Będziemy zbierać podpisy w obronie tych szkół, organizować spotkania i debaty. Ogłosił powstanie koalicji „Razem dla gimnazjów”.
nauczyciele, a jak twierdzi prezes ZNP również rodzice i uczniowie już są zaniepokojeni pomysłem likwidacji gimnazjów. – Gimnazja należy doskonalić, ale nie likwidować – twierdzi Broniarz. – Wciąż nie poznaliśmy merytorycznych argumentów przemawiających za likwidacją gimnazjów.
…Pytany, jak licznej grupy nauczycieli mogą dotyczyć zwolnienia, przypomniał, że mamy 7,6 tys. gimnazjów, w których pracuje ponad 100 tys. nauczycieli. Z analizy przeprowadzonej przez związek wynika, że pracę może stracić 30-60 proc. nauczycieli gimnazjów. Szczególnie mocno dotknie to nauczycieli w małych miejscowościach, gdzie jest mało szkół… Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,19238503,znp-powoluje-koalicje-razem-dla-gimnazjow-beda-dzialac-nie.html#ixzz3sRXAwrZ6

Przytoczyłem treść hymnu ZNP, którego tekst – powstały w 1831 roku -miał jednoczyć wszystkich nauczycieli wokół jednego celu jakim wtedy było odzyskania niepodległości. Trudne to były czasy, a więc nawoływanie o jedność , a nawet wykorzystanie melodii znanej pieśni Warszawianka miało dodatkowe znaczenie. Dzisiaj treść tego hymnu jest jeszcze znana starym działaczom , ale młodzi ludzie nawet nie wiedzą, że taki hymn istnieje. Nauczyciele przynależący do konkurencyjnego związku zawodowego mają zapewne swój hymn, czego nie sprawdziłem. Może tym razem cel jakim jest obrona kilkudziesięciu tysięcy miejsc pracy w wygaszanych gimnazjach będzie tym czynnikiem, który zjednoczy nauczycieli należących do konkurencyjnych związków? Precedens ostatniego wspólnego protestu w Warszawie wskazuje na to, że jest to możliwe.

Podpowiadam: Wykorzystajcie w walce treść hymnu ZNP z 1831 roku!


Nauczycielem może być każdy…

Nauczycielem może być każdy. Czy naprawdę każdy?
Dominika – pisząca o sobie takie słowa: W moich artykułach dzielę się osobistym punktem widzenia. Wiem, że każdy ma swój własny, więc może zainteresuje Was czasem odmienne zdanie zwykłej nastolatki, która lubi popisać 😉 Chętnie poznam też Wasze zdanie na poruszane przeze mnie tematy. Zapraszam na mojego bloga: zycie-miedzy-wersami.piszecomysle.plTa nastolatka stała się autorką zamieszczającą swoje artykuły w zaprzyjaźnionym Perepele.pl i stad ją znam. W zaprezentowanym tam dorobku napisała m.in. o portalach społecznościowych: http://perepele.pl/article/portalachspolecznosciowychslowkilka/2115 Artykuł zakończyła apelem: „Większość mojego artykułu odnosi się do środowiska młodzieżowego/szkolnego, więc w ewentualnym komentowaniu proszę wziąć to pod uwagę. 😉 Czy Wy również dostrzegacie w tym problem, czy może uważacie portale społecznościowe za świetny wynalazek mający same plusy? Chętnie poznam Wasze zdanie. 🙂 „ To właśnie wziąłem pod uwagę i zamieściłem tam komentarz o tej treści:
Ja, jestem już starym człowiekiem, ale przyznaję się do niejakiego uzależnienia od Fb, gdyż wyraźnie odczuwam dyskomfort gdy nie mam do niego dostępu . Konto założyła mi córka w 2009, gdy w Polsce dominowała Nasza-klasa. Zapraszali mnie do znajomych moi uczniowie i chętnie te zaproszenia przyjmowałem, gdyż traktowałem to jako formę oddziaływania środowisko, w którym się „obracałem”. Przewidywałem odejście na emeryturę i nawet wtedy gdy mnie żegnano powiedziałem ” Odchodzę ze szkoły ale nadal jestem… tylko, że po drugiej stronie ekranu. Wciąż będę tam na was czekał”. Czekam tak na Fb jak i na N-k, chociaż tam coraz rzadziej zaglądam. Mam teraz na fejsbuku  2126 znajomych, w większości byłych uczniów i wciąż przyjmuję nowych „znajomych moich znajomych”. Spełnia się w ten sposób mój zamysł odejścia, by jednak pozostać. Podzielam pogląd tu wyrażony: Wszystko jest dla ludzi.
Dominika tak to skomentowała: „Bo portale społecznościowe to nie tylko zdjęcia i nowe wydarzenia. To szansa na kontynuowanie dawnych znajomości, możliwość zawierania nowych. To miejsce gdzie można nie tylko zobaczyć jak żyją inni ale tez pokazać siebie i podzielić sie swoimi doświadczeniami i przyjaźnią. Kluczową rolę jak zwykle odgrywa rozsądek… Również pozdrawiam!”
Tak i ja to rozumiem… odpowiedziałem i nadal obserwuję artykuł oczekując na rozwinięcie mojego wątku. Jak na razie bez efektu.
Pora wyjawić przyczyny podjęcia tego tematu. Otóż, przed wielu już laty, gdy jeszcze pracowałem w szkole natrafiłem na jakieś opracowanie dotyczące tego właśnie wątku. Zrobiłem sobie notatkę i po nią teraz sięgam. Oto co pisano o szkole i nauczaniu:
Rola nauczycieli: – Powinni stać się ekspertami uczenia się pomagając rozpoznać strategię edukacji, motywować i wspierać rozwój talentów. Jeśli szkoła ma pomóc uczniowi w podejmowaniu odpowiedzialności za własne życie, za własne zadania, za ludzi z którymi się zetknie, jeśli ma poszerzyć jego wyobraźnię, to warto pamiętać że odkrywanie siebie samego jest ważniejsze od odkrywania świata oraz, że wiedzieć „gdzie, jak i dlaczego” bywa ważniejsze niż wiedzieć „co”. Dlatego na lekcjach wykorzystywane są już blogi, SMS-y i różne modele e-learningu. Nauczyciele sami prowadzą swoje blogi i udostępniają je w sieci, wymieniają się doświadczeniami i materiałami, szukając kolejnych propozycji. Nie udają że wszystko wiedzą. Rozumują że uczniowie poszukują wiedzy w sieci, a nie w szkole. Mają świadomość jakie portale odwiedza młodzież. Funkcja szkoły nie może ograniczyć się do przekazywania wiedzy. Zadaniem szkoły jest przygotowanie do życia w przyszłości, do funkcjonowania w nowoczesnym świecie” .
   Tyle zanotowałem i co ważne, stosowałem się do tego wierząc w sens tych słów. Pisałem bloga i zachęcałem do zaglądania tam, zwłaszcza wtedy, gdy poruszałem tematy krążące wokół środowiska szkoły. W mojej Sali na gazetce wisiały mądre sentencje dotyczące szkoły, wiedzy, mądrości, uczciwości i innych wartości, które uznałem za warte upowszechniania. Jedna z takich sentencji wisiała tam niemal na stałe. Była napisana odręcznym pismem mojej żony. Brzmiała następująco: Sześciu uczciwych miałem sług, zawdzięczam im wszystko, co wiem. Imiona ich brzmią: Co i Jak, Dlaczego, Kiedy, Kto i Gdzie. – Rudyard Kipling. Tę działalność kontynuuję na fejsbuku już jako były nauczyciel wierząc, że to jest to tylko taka kokieteryjna formuła, bo nie przestałem być nauczycielem z chwilą odejścia ze szkoły. Nadal utrzymuję kontakty z byłymi uczniami a nawet – tu się pochwalę…
Jeden z moich byłych uczniów wyznał mi na czacie Fejsbuka właśnie, po wielu latach od czasu ukończenia „ mojej” szkoły:
Wie pan powiem tak, na początku – bez obrazy, uznawałem pana za nauczyciela zwykłego szarego ( bez obrazy ) ale potem człowiek myśli. Pan dużo opowiadał o swoim życiu. Pamiętam to do dziś i człowiek się zastanawiał – ciekawe co zrobił bym na pana miejscu czy dał bym rade sobie . I zacząłem rozumieć, że każdy człowiek ma historie swoja i trzeba wszystkich zrozumieć, czy to zły człowiek, czy dobry trzeba zrozumieć … wcielić sie w jego rolę. Ja się wcieliłem w pana i zrozumiałem – i co okazało się, że jest pan zajebistym (w przenośni ) gościem i pamiętam pana cały czas…- przepraszam za błędy jak coś…

Nie obraziłem się. Jestem dumny – jak paffff