Które to już święta przyszło nam przygotowywać, a później przeżywać? Zmieniały się miejsca ich obchodów, zmieniała się plejada twarzy widzianych przy naszym stole lub w innych miejscach. Różne kościoły, a w nich różne scenerie podkreślające rangę przeżywanych świąt. Niby te same nauki głoszone w kościołach, a jak dużo z zasłyszanych tam słów utkwiło w naszej pamięci? Część z nich miała zdolność poruszyć nasze serca i naszą wyobraźnię, a inne uleciały jak wiele innych też ważnych słów, gestów, zdarzeń.
Mnie przytrafiło się tym razem coś szczególnego. Robiłem codziennie zdjęcia uroczystości przeżywanych w naszym kościele, aby jeszcze tego samego dnia zamieścić na Facebooku reportaże . Robiłem to z myślą o moich znajomych przebywających w oddaleniu od „Naszej Małej Ojczyzny”, a zwłaszcza na obczyźnie. Satysfakcjonuje mnie liczba polubień i komentarze typu: „Dzięki tym zdjęciom byłam w czasie świąt w naszym kościele”.
W tym roku zdarzyło mi się natrafić na utwór zamykający jakąś swoistą klamrą to, co przeżywaliśmy w czasie Świąt z tym, co wokół nas. Śmierć ks. Jana Kaczkowskiego, kolejny napad terrorystyczny zrealizowany tym razem w Pakistanie… Jest nim utwór Piotra Rubika „Psalm mojej nadziei „ https://www.youtube.com/watch?v=QCjLwJmy4nI
Od kiedy myślę
Wlecze się za mną
Tak jak list gończy
Moja nadzieja
Że śmierć niczego
We mnie nie skończy…
Nad kromkę chleba
I nad łyk wody
W pragnienia szczycie
Moja nadzieja
Że śmierć początkiem
Nowego życia
Mesjasz przez Boga pomazany
Człowiek by zbawić świat wysłany
Chrystus
Ponad kasztany
I umieranie
Kiedy konieczność
Moja nadzieja
Że śmierć jest krokiem
W światło i wieczność
Od kiedy myślę
Wlecze się za mną
Tak jak list gończy
Moja nadzieja
że śmierć niczego
We mnie nie skończy
Moja, moja, nadzieja…
Wracając jednak do świąt muszę przyznać, że ich przygotowanie było jak zwykle forsowne. Jak co roku buntuję się przeciwko schematom realizowanym na naszym statku życia rodzinnego przez Kapitana Żeglugi Wszelkiej czyli moją osobistą żoneczkę, ale bez szans na uwzględnienie moich postulatów. Z rozbawieniem słuchałem radiowych rozmów z różnymi celebrytami, które odżegnywały się od mentalnego przymusu generalnego sprzątania, zmiany firanek, trzepania dywanów i chodników, jakie były realizowane w ich domach rodzinnych przez ich mamy. Teraz one z rozbawieniem podkreślały, że same weszły w buty swoich mam i robią niemal to samo, co kiedyś tak je bulwersowało. Na takich samych zasadach słuchałem porad jak będąc w gościach u swoich mam, czy teściowych nie przytyć za bardzo. Równie ciekawe wydawały mi się opowieści słuchaczy na temat jak będą wyglądały ich święta.
Nie dowiem się jak wyszło to całe planowanie i obiecywanie sobie tego i owego, bo zapewne nie tylko od tych osób to zależało.
Wiem jak ważne jest przeżywanie świąt z rodziną, bo tylko tak realizować można powrót do dzieciństwa, które gdzieś tam na dnie naszej duszy nadal wyznacza standardy takiego postępowania, aby było co przeżywać, chłonąć, a później realizować w naszym dorosłym życiu. Zapewne o tym myślała moja młoda znajoma, która rankiem wkleiła na Fb mema o treści:
Święta nie cieszą
Gdy nie ma z nami
Osób nam bliskich,
które kochamy…
Tradycją w moim przeżywaniu świąt jest obdarowywanie współbiesiadników zdjęciami dokumentującymi nasze świąteczne wyczyny za stołem, na obowiązkowym spacerku, a tym razem również na poszukiwaniu przez najmłodszych ukrytych przemyślnie w ogródku czekoladowych jajeczek. Tak było i tym razem. Padałem ze zmęczenia, ale wieczorem wrzuciłem do komputera zdjęcia i po przygotowaniu ich do wysyłki dopełniłem obowiązku wysyłając mimo, że była już późna w noc. Jakże wielkie było moje zaskoczenie, gdy rankiem otrzymałem z dalekiego kraju przemiły list z podziękowaniem za tę świąteczną relację. Byłem uradowany tym zdarzeniem