Moje spotkanie z Siostrą Małgorzatą

1 sierpnia u S. Małgorzaty 039Co jakiś czas sprawdzam u wujka Google co nowego da się tam wyczytać po wpisaniu nazwy mojego bloga. Najczęściej w ten właśnie sposób dowiaduję się o tym, że ktoś zamieścił link do mojego bloga u siebie. Tak było i w tym przypadku i kilka lat temu(cztery, a może i pięć) zawędrowałem na blog siostry Małgorzaty: http://siostramalgorzata.chlebzycia.org/Blog/  Czytaj dalej

Wreszcie ulga, nareszcie cisza, spokój

Z gości podobno cieszymy się przynajmniej dwa razy. Gdy ich witamy no i… gdy ich żegnamy. To obiegowe pojęcie wcale nie musi się sprawdzać w życiu, bo z tym bywa różnie. Faktem jest, że kierunek świątecznej migracji ludności zawsze przebiega w jedną stronę, z miasta na wieś, a sporadycznie tylko w drugą stronę. Niemal na wszystkich podwórkach wiejskich domostw widać w czasie świąt po kilka samochodów, a na parkingu przykościelnym (Rezurekcja, Pasterka) z roku na rok robi się coraz większy tłok. Widomy objaw polskiej biedy. Pogoda, przynajmniej w moim rejonie zrobiła psikusa przepowiadaczom, bo była bardziej łaskawa niż to przepowiadano.  Czytaj dalej

Dzień Kota. Kolejny dzień wielkiej kumulacji świąt

Dzisiaj uświadomiłem sobie, gdy usłyszałem w radio, że …17 lutego mamy kolejne święto, a mianowicie Dzień Kota. Co ma wspólnego święto sympatycznego skądinąd futrzaka z minionymi świętami Walentynki, Dzień Singla? Ano ma i to sporo.
 Dzień Singla w życiu kotów znaczy wiele, bo jak wiadomo:
Najszczęśliwszym zwierzęciem na ziemi jest… kot w mieszkaniu singielki.
Nawet kartka dla singli, przy pomocy której sygnalizowałem na Fb ich święto przedstawiała młodego kotka z dopiskiem: Kto mnie przytuli… 
Nie, ja nie jestem singlem, ale też mam kota na punkcje kota… jak śpiewa radośnie pewna pani: https://www.youtube.com/watch?v=TysnLQegEag

Moja była kota, to kocica, która była z nami od 1998 roku, a więc była bardzo wiekowa jak na kota. Wydała na świat i odchowała całkiem spore stadko kociąt, na których zdjęcia jeszcze natrafiam przy przeglądaniu rodzinnych zdjęć. Do końca była całkiem sprawna, no może z wyjątkiem jedzenia, bo nie mając zębów nie mogła jadać suchej karmy, a z nieznanych nam powodów odstępowała od ulubionych dawniej dań pochodzących z pewnej firmy. Nie gustuje też w wędlinie, krojonej specjalnie dla niej w drobniutką kosteczkę. Mieliśmy więc niejaki problem z odżywianiem staruszki. Kiedyś znalazłem w Onet informację o pewnej Włoszce, która dożyła słusznego wieku 115 lat i przypisuje to diecie, na którą składają się surowe jaja i na…oddaleniu od siebie mężczyzn. Jeśli to ma było skuteczne wobec ludzi, to może i ja próbowałem tego na kotce. Od kawalerów sama stroniła, a surowe jajka? Nie zadziałały. Kotka była członkiem naszej rodziny. Oto co pisałem o niej w 2008 roku:

„Mamy 10-letnią kotkę, która uwzględniając przelicznik 1:7 jest prawie naszą rówieśnicą. To zwierzątko z gatunku wielogatunkowych dachowców, ale nie jest zwykłą kocicą. Towarzyszy nam od kocięcia i wydała na świat już zastępy kotów, zawsze bardzo troskliwie się nimi opiekując. Bardzo przywiązana do domu i… do mnie. Zawsze towarzyszyła mi w pracach wokół domu cierpliwie czekając, aż skończę i prowadziła mnie wtedy do mieszkania idąc przodem z wertykalnie podniesionym ogonem, którego koniuszek zaginał się w swojej końcówce. W domu układała się w pobliżu lub wprost na mnie. Na kolanach, gdy siedziałem; lub na piersiach, gdy leżałem. Masowała mnie wtedy łapkami mrucząc przy tym zawzięcie. Lubiła też miziać się ocierając swój łebek o moją brodę, jakby szczotkując sierść na swojej główce. Te zachowania znają wszyscy, którzy przez te 10 lat bywali w naszym domu. Moja żona bywała niekiedy nawet zazdrosna o te przejawy naszych kontaktów z kotką. Otóż ta ulubienica zachorowała, tak jak to się zdarza ludziom, na nowotwór. Lekarz zawyrokował potrzebę wykonania mastektomii całego lewego pasa sutków. Termin operacji – 31.12.2008 r. w Sylwestra właśnie. Przeżywaliśmy z żoną tę nowinę odnosząc skojarzenia do mojej, lipcowej operacji onkologicznej. Zwierzątko też jakby przeżywało coś, co wisiało nad nią w powietrzu. Budziła mnie wielokrotnie w nocy domagając się jedzenia, którego nie mogłem jej podać, aby była przygotowana do operacji. Samo budzenie to też osobliwość, bowiem w tym celu wykonuje każdorazowo coś jakby ostrzenie pazurków o dywan i czeka aż wstanę. Gdy się podnoszę, ona zmierza przodem do kuchni, gdzie rozstrzyga się przyczyna budzenia. Staje przy drzwiach, gdy chce wyjść na zewnątrz lub siada przed swoimi miseczkami, gdy chce papu. To taka forma komunikacji niewerbalnej, która działa doskonale.
Pamiętam o tym, że porze wyjazdu jakby przeczuwając, schroniła się na swoje ulubione miejsce na ciepłym piecu kaflowym. Zabrałem ją stamtąd zdecydowanym ruchem i włożyłem do przenośnego kojca. Nie protestowała. Podobnie było u lekarza. Gładziłem ją czekając, aż zacznie działać środek znieczulający. Po 10 minutach już spała. Lekarz wprowadził wenflon do przedniej łapki, wykonał prześwietlenie i kazał przyjechać po jej odbiór po pięciu godzinach. Gdy nadszedł czas, pojechałem. Wybudzona, w stosownym opatrunku – wdzianku, chodziła po mieszkaniu zataczając się od podanych leków znieczulających
i czegoś tam jeszcze. Chodziliśmy za nią rozumiejąc w jakim jest stanie.
Całość tamtej opowieści wraz z jej zdjęciem jest pod tym adresem: https://tatulowe.wordpress.com/2008/12/31/moj-sylwester-2008/      
Czy ja miałem kota na punkcie kota?

Szkło Kontaktowe – dla wielu jedyny kontakt ze światem polityki

Przy okazji obchodzonego wczoraj szumnie jubileuszu 10-lecia Szkła kontaktowego nachodziły mnie różne refleksje przemieszane z własnymi wspomnieniami. Audycja jakich wiele już pamiętam jeszcze dwa lata temu zajmowała mnie tak, jak cały program telewizyjny. Oglądam go „plecami” bo tak siedzę przy komputerze, a więc wizja w zasadzie dla mnie nie istnieje. Wystarczy fonia, a to co słyszę i tak zależy od upodobań mojej małżonki, która trzyma w ręku pilota. Gdy już obejrzy to, co ją szczególnie interesuje, to przełącza kanał odbioru na TVN 24, a tam co? Czytaj dalej

Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie…

Ileż to memów wklejają codziennie moi fejsbukowi znajomi na temat przyjaźni, a zwłaszcza tej prawdziwej przyjaźni, aż po grób. Zwykle, tak przez przekorę opatruję je komentarzem będącym czyjąś tam sentencją i wtedy całość wygląda tak:
Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie, a w biedzie przyjaciół poznajemy siebie…
Tak się jakoś składa, że po tym uzupełnieniu urywają się komentarze typu: Prawda, pełna zgoda, tak jest i nastaje cisza. Nie wiem dlaczego… Czytaj dalej

Dotrwaliśmy do końca starego roku…

Wszyscy teraz robimy jakiś rozrachunek z losem lub dopiero zabieramy się do przemyślenia tego wszystkiego, co nas spotkało w minionym roku. Możemy sobie całą tę historię pogrupować na zdarzenia korzystne i niekorzystne, chciane i nie, zapracowane własnym odpowiedzialnym i nieodpowiedzialnym działaniem albo jego zaniechaniem, no i na te absolutnie losowe. Jak kto sobie chce i lubi. Czytaj dalej

Jak życzyć? Szczerze i z szerokim gestem…

   Przypomniałem Państwu w ostatnim czasie swoje teksty pisane z okazji świąt w minionych latach jak i świeże przemyślenia z ostatnich dni. W ostatnim z nich noszącym tytuł: Kwestia życzeń świątecznych zastanawiałem się nad tym jak przeżyć święta, gdy wśród ludzi wspólnie świętujących istnieją zadawnione żale i urazy, gdy nie ma tam miłości. Czytaj dalej

Macierzyństwo, aż po grób?

Gdy przeglądałem rankiem na swoim „kawałku podłogi” zaszłości z nocy, to natknąłem się Fejsbuku na wpis młodej mamy Justyny:

Justyna  – Śpiąca. Uroki macierzyństwa pobudka o 4 rano. Odpowiedziałem w tonie prowokacji:

Ja – Pierwsze trzydzieści lat bywają ciężkie, ale jest szansa na to, że się przyzwyczaisz…

Justyna – Dopiero pierwszy miesiąc za mną wiec jeszcze dłuuuga droga:)

Postanowiłem przemówić treścią wiersza napotkanego w kąciku wierszokletów w tygodniku Angora:Macierzyństwo

 

 

 

Aby ukierunkować dyskusję wystąpiłem jeszcze z pytaniem: – Ile matek tak ma?

Justyna – no zapewne wiele… jeszcze wszystko przede mną. Jak to mówią małe dzieci mały problem:)

Nie udało mi się wciągnąć młodej mamy i jej znajomych w rozmowę na tematy poruszane w wierszu. Pojawiły się natomiast rady i wyrazy zrozumienia od koleżanek:

Lena – pamiętaj angażuj mężusia!

Urszula – Dasz radę

Magdalena – O, z imprezy o tej godzinie wrócił i cię obudził ?

Liczyłem na ciekawą rozmowę, a tymczasem pudło.

Przywołując ten temat na blogu pozwalam sobie zadać pytanie:

– Czy autorka wiersza Macierzyństwo przesadziła w opisie rozterek tamtej mamy?

Pokój z tobą, młody…

Natrafiłem wczoraj na udostępniony ogółowi „fejsbukowiczów”  rysunek Andrzeja Mleczki przedstawiający gołąbka pokoju z gałązką laurową w dziobku, w niecodziennej dla niego roli. Nie fruwa wysoko, nie wypuszcza go Papież z okna, ale leży jak nieżywy a wokół niego sępy… Czytaj dalej

Czytając dziecku codziennie sami wiele możemy się nauczyć…

Popularyzowałem w szkole, jak i tu na blogu szeroko zakrojoną akcję: Cała Polska Czyta Dzieciom, bo naprawdę wierzę w to, że czytanie rozwija i to nie tylko dzieci. Rozwija także nas, czytających dzieciom, ich rodziców i dziadków. Uzasadniałem to szeroko i wskazywałem na ideę przemycenia niejako w czytanych dzieciom starannie dobranych książkach, ważnych treści wychowawczych i edukacyjnych. Czytaj dalej