Od kiedy tylko trafiłem na blog siostry Małgorzaty w przebogatych zasobach blogowej literatury, to włączyłem go do mojej „linkowni”, bo uważam, że warto tam zaglądać na potrzebną mi coraz częściej chwileczkę zadumy. Tam, zawsze bez wielkich słów i bez typowego zadęcia można znaleźć to wszystko, co może nam dać religia i to w postaci przetworzonej przez kogoś, kto nie tylko głosi słowo Boże, ale i wdraża je w życie. W prowadzonych przez siebie „bidulach” – jak to malowniczo nazywano w jednym z seriali można doświadczyć dosłownie wszystkiego. Tam często trzeba być specjalistą od spraw beznadziejnych. Na Jej blogu, obok opisów scen z bieżącego życia domów prowadzonych przez Katolicką Fundację Chleb Życia, w której Siostra Małgorzata odgrywa jedną z wiodących ról można również znaleźć refleksyjno-historyczną lekturę zamieszczaną w zakładce „Nad-obowiązkowo”.
Z opisów jakie dotyczą spotykanych problemów i sposobów ich rozwiązywania wyłania się i mocno przemawia do wyobraźni czytelnika, to wszystko, co składa się na pseudonim jakiego się siostra dopracowała. Generał w spódnicy, to jednocześnie tytuł książki poświęconej tej wyjątkowej osobie.
Inny pseudonim Polska Matka Teresa z Kalkuty dopełnia obraz tej charyzmatycznej postaci.
Czytając jaki jest zaplanowany temat rozważań jednej z audycji, w której Siostra Małgorzata brała udział byłem zainteresowany tym, co siostra uzna za stosowne dać jako przykład tego, że Pan Bóg ma poczucie humoru. Oglądając tę, prawie godzinną audycję można było się przekonać, że Pan Bóg ma humor. Jeśli tego nie objawia bezpośrednio, to na pewno objawia go poprzez inne osoby, czy zdarzenia w których uczestniczymy. To było ciekawe doświadczenie.
Na jedne ze świąt Bożego Narodzenia otrzymałem pod choinkę podarek od mojej córki Ani ofiarowany mi jakby w imieniu obydwu moich córek. Była to książka pt. Elementarz księdza Twardowskiego dla najmłodszego, średniaka i starszego. Zaglądam do niej co jakiś czas, o czym świadczą (co przy okazji odkryłem dzisiaj) poczynione kiedyś, leciutko, ołówkiem zakreślenia prawdziwych perełek słownych, dowodzących tego, że o wierze można mówić leciutko, zwyczajnie i w dodatku z humorem. Polecam tę pozycję wszystkim ciekawym tego typu lektury.
Znalazłem tam również rozważania dotyczące uśmiechu i śmiechu, co zajmowało również siostrę we wspomnianej audycji. Ksiądz Twardowski ujął to tak:
… Mówią, że uszy i policzki są najbardziej przyzwoitymi częściami ciała, bo czerwienią się ze wstydu, kiedy robimy coś złego…Policzki są potrzebne. Gdyby ich nie było, nie byłoby uśmiechów. Koń uśmiecha się wtedy, kiedy rży. Pies uśmiecha się ogonem. Wół, kiedy jest w dobrym humorze, ustawia się bokiem i to uznaje się za jego uśmiech. Człowiek po to, by się uśmiechnąć musi mieć policzek. Uśmiech jest zawsze do ludzi. Mówimy: obdarzanym kogoś uśmiechem, rozdajemy uśmiechy, rozpływamy się w uśmiechach, to znaczy zapominamy o sobie. Kornel Makuszyński oburzał się, jeśli ktoś powiedział, że uśmiechy są złośliwe, nieszczere. Mówił, że to karykatury uśmiechu, „uśmieszki”. Bronił opinii czystego uśmiechu.
W uśmiechu jest coś dziecięcego. Najpierw starzeją się uszy, nosy. Rozpaczliwie starzeją się szyje, ale w uśmiechu zostaje dziecięctwo, coś bezpośredniego, świeżego. Uśmiech jest najprawdziwszy, kiedy jednocześnie uśmiechają się oczy.
Tu przerwę cytaty, aby przytoczyć sytuację z udziałem siostry Małgorzaty z wczorajszej audycji.
…Zatelefonował jakiś pan, aby podzielić się swoim doświadczeniem na temat stosunku do życia i opowiedział historię swoich kontaktów ze starszą i bardzo doświadczoną życiowo panią, której pomagał jako kilkunastoletni chłopak, dlatego właśnie, że był pod urokiem jej uśmiechu. Określił to mianem „bożego uśmiechu”, który ta pani miała w oczach. W ciepłej rozmowie na temat fenomenu uśmiechu mimo wszystko padły wspólne ustalenia, że tego typu uśmiech mieli błogosławieni Jan Paweł II i Matka Teresa. Pan z telefonu zaliczył do takich osób również siostrę Małgorzatę, ale ona skromnie temu zaprzeczyła.
..Pan Bóg ma humor, bo mimo wszystko kocha ludzi. Ukazywanie tego faktu w Piśmie Świętym było jednak niemożliwe. Starożytni uważali, że śmiech obniża powagę i dostojeństwo ludzi więc pokazywano sceny z życia Świętej Rodziny w taki sposób, jakim go znamy. Wielu duchownych nadal jakby potwierdza swoimi słowami tamto nastawienie do problemu śmiechu i na tym cierpi przekaz głoszonej przez nich nauki. Tymczasem – jak to podkreślają bohaterowie mojej dzisiejszej opowieści, uśmiech jest dla kogoś, a śmiech może być z kogoś. I tego szyderczego humoru, zwanego niewinnie ironią jest coraz więcej. Spotykamy go zarówno w dzisiejszej literaturze, jak i w słowie mówionym zwłaszcza używanym przez polityków, czy ogólnie przez uczestników każdego konfliktu, którzy opowiadają się po przeciwnych stronach sporów. Duchowni równie często do objaśniania Pisma Świętego używają słów i argumentów, które po prostu nie trafiają do wyobraźni słuchających. Mają wiedzę o meritum, ale nie mają litości dla nas, zwykłych ludzi. Nie wystarczy wyczerpać temat, trzeba również uważać, aby nie wyczerpać cierpliwości słuchaczy, jak to zwykł mawiać Churchill. Tu aż się prosi o zacytowanie księdza Twardowskiego wypowiadającego się w tej sprawie w następującym utworze:
Do kaznodziei
Na rekolekcjach nie strasz śmiercią—
bo po co
Za oknami bór pachnie żywicą,
pszczoły z pasiek się złocą
w abecadłach dzieci oczy mrużą
Nie dręcz babek, dziadków czcigodnych,
oblubieniec w kapeluszach modnych
rozmodlonych przed poślubną podróżą
Mów o częstej komunii z Chrystusem—
złotych sercach bijących w ukryciu,
z katechizmu o cnotach najprościej,
i że grzechy przeciwko nadziei
są tak ciężkie jak przeciw miłości
Nie o śmierci mów z ambony— o życiu —
O żonie szukającej z lampą w ręku
igły zagubionej w ciemny wieczór,
żeby mąż nie miał skarpet podartych—
wczesnej wiosny na piętach nie czuł
Jak najwięcej o dobrych uczynkach,
o gościnnych domach, poświęceniu,
o Jezusie na naszych ołtarzach
tak samotnym w każdym Podniesieniu
I błogosław kaznodziejską dłonią
babciom, starcom, młodzieńcom i pannom—
wszystkim dzieciom, co się w berka gonią,
zimą tęskniąc za łyżwami i sanną
Jan Twardowski
Podziękowałem siostrze Małgorzacie za audycję o humorze Pana Boga wpisem na jej blogu, który brzmiał następująco:
Oglądałem. W telewizji, bo przez Internet nie mogłem się połączyć.
Zyskałem wiele.
Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…