13 maja br.
Jestem rano na Mszy świętej ofiarowanej w intencji zmarłego przed 5 miesiącami naszego wielce szanowanego księdza kanonika Andrzeja Wierzbickiego. Ksiądz celebrans wspomina wydarzenia z tego dnia związane z zamachem na życie naszego Papieża. Ja też odpłynąłem na chwilę do wspomnień z tamtego dnia. Przecież pisałem na blogu o swoich przeżyciach z tamtego dnia. Trzeba do nich wrócić – pomyślałem, aby na nowo odczytać tamte przemyślenia. Jak pomyślałem tak i uczyniłem.
Odczytaliśmy z żoną ten tekst i uznaliśmy, że warto go jeszcze raz przypomnieć. Wyrosło w międzyczasie nowe pokolenie, a spiżowa postać Jana Pawła II przeżywa ciężkie próby weryfikacji jego dorobku i świętości.
Takie czasy…
Na mnie odkąd wróciłem z pracy przypadło najwięcej godzin tego, wymuszonego troska o konia spaceru. Upływały godziny, bez żadnej poprawy. Bardzo było mi żal konia, bo widziałem ból w jego oczach i odruchy sprzeciwu przy nawrotach, a jeszcze większe przy dmuchaniu w tę sondę. Cóż było robić? Doktor kazał, więc trzeba. Dla jego dobra. Czas płynął powoli.
Tego samego dnia, po południu ? dzisiaj wiemy, że było to po 17-tej, na placu Św. Piotra w Rzymie rozległy się strzały oddane ręką zamachowca Alego Agcy do naszego Papieża. Już nie pamiętam, czy od razu podano tę informację, czy z pewnym opóźnieniem, jak to w tamtych czasach się zdarzało nadano ten komunikat w Polskim Radio. Spadło to na nas jak grom z jasnego nieba. To było szokujące. Nasz Papież. Nasza dopiero co rozbudzona nadzieja na odmianę losu przez odzyskanie niepodległości została postrzelona w czasie audiencji generalnej. Stało się to…
View original post 655 słów więcej