Żegnaj Szwagrze

Nie napisałem niczego nowego od prawie miesiąca. Nie jest to dużo , ale przy osiągnięciach niektórych znajomych publikujących nowe wpisy co dzień, czy dwa, to bardzo duże zaniedbanie. Zawiedzionych przepraszam, ale życie nie uwzględnia takich ustaleń i zobowiązań.
Moje życie przyniosło nam gorzką pigułę do przełknięcia.
24 września odszedł od nas w sposób nagły brat żony, a więc mój Szwagier Czesław. Wprawdzie wiedziałem, co oznacza odejście w sposób nagły, bo tak pożegnał nas mój brat mający wtedy 45 lat, ale tamte przeżycia, w miarę upływu kolejnych lat już się zatarły w pamięci. Teraz, to nam z żoną przyszło stwierdzić dlaczego nie przyszedł na obiad o stałej godzinie i poszliśmy do niego, aby to sprawdzić. Przezorny Szwagier, który od śmierci żony (2 lipca 2015) mieszkał sam zaopatrzył nas w zapasowe klucze, co teraz okazało się bardzo przydatne.
To, czego obawialiśmy się najbardziej okazało się faktem. Upadł w drodze z łóżka do łazienki i najpewniej było to skutkiem udaru, jak stwierdził wezwany na miejsce lekarz. Możemy jedynie przypuszczać, że nie cierpiał i że gdyby nawet ktoś przy nim był, to i tak nie mógłby odwrócić jego losu.
Śmierć zawsze przychodzi nie w porę i zaskakuje nawet w przypadku osób starych i obciążonych niepełnosprawnością. Ludzie powtarzają utarty slogan, w którym twierdzą, że takie rozwiązanie jest dobre tak dla odchodzącego, jak i pozostających na tym łez padole. Wciąż myślę nad tym i nie bardzo się z tym zgadzam, ale przyznaję im w końcu rację biorąc pod uwagę ewentualne niedołęstwo i cierpienie, jakie często jest udziałem ludzi starych. W każdym innym przypadku osieroceni chcieliby się choćby pożegnać i przygotować na odejście.
   Pisałem ostatnio o potrzebie dawania świadectwa istnienia wygłaszanego przy okazji odprowadzania zmarłego w tę ostatnią ziemską podróż. Takie świadectwo zostało wygłoszone i tym razem przez odprawiającego mszę żałobną księdza, i chociaż nie dostarczaliśmy danych o życiu zmarłego, to było ono poruszające .
Odżywały w nas słuchających strzępy rozmów, zdarzeń z życia z udziałem zmarłego i wspomnienia. Z pożegnalnej mowy wynikała też, coraz głębiej odczuwana potrzeba uporządkowania swoich ziemskich spraw i relacji międzyludzkich, aby być gotowym do drogi na tamtą stronę. Życie bowiem jest jak ta świeca na wietrze, o której śpiewał w piosence „Candle In The Wind” Elton John, na pogrzebie księżnej Diany:
Myślę, że żyłeś
Jak świeca na wietrze
Nie wiedząc gdzie się schronić kiedy zaczynał padać deszcz
I oddałbym wiele żeby moc cię poznać…
Żegnałem przed 9 laty swojego młodszego wiekiem szwagierka, który przegrał walkę z rakiem. Opisałem to: w tym tekście
Żegnając starszego wiekiem Szwagra nie chciałbym poddawać porównywaniu, czy wartościowaniu ich zasług dla mnie, dla rodziny, czy dla społeczności, w której wzrastaliśmy, rozwijaliśmy się i po długim stosunkowo życiu przychodzi nam z niej odchodzić. Każdy człowiek jest inny, a i to, na tyle możemy go poznać, na ile pozwolił nam wejść „w swoje buty” i zrozumieć uwarunkowania jego decyzji, jego wyborów i postaw.
Straciliśmy brata, szwagra, przyjaciela i opiekuna rodziny. Wciąż jesteśmy w traumie i rozmyślaniach nad odchodzeniem z tego świata jakie stanie się naszym udziałem. Jesteśmy codziennie na cmentarzu, tak jak on to robił po odejściu swej żony przez ponad 5 lat. Oni są już połączeni, a my wciąż w drodze ku miejscu naszego spotkania
Żegnaj i czekaj


W cieniu dobrego drzewa

23 uwagi do wpisu “Żegnaj Szwagrze

  1. CyryliMetody1 pisze:

    Dawniej chodziliśmy na śluby i chrzciny. Teraz na pogrzeby. Taka jest kolejka. Wiara pozwala łagodniej przeżyc ten czaczas żałoby, niezrozumienia sensu życia, samotności. Współczuję Ci Tatulu. Pozdrawiam, AJ

    Polubione przez 2 ludzi

  2. Martinus pisze:

    Wobec spraw ostatecznych jesteśmy bezradni. Wszystko, co nas czeka za zasłoną, jest tylko domysłem. A niewykluczone, iż nie ma tam żadnej innej rzeczywistości, w której trwalibyśmy ze świadomością siebie. Osobiście lubię wyobrażać sobie śmierć, jak zaśnięcie – ale nie w metaforycznym sensie, tylko dosłownym. Tak, jak co wieczór zasypiamy, kiedy w pewnym, nieuchwytnym momencie zatapiamy się bezboleśnie w ciemności, nieświadomości i nicości. Wyłącza się nasza jaźń, znikamy, a przy tym nie budzi to w nas żadnej grozy. Czyż takie odejście nie jest mniej niepokojące? Rzecz jasna pozostaje pytanie: co potem? Potem może być tak, jak ze śnieniem; tylko że to, co zobaczymy nie przyśni się, a będzie prawdziwe. Znajdziemy się w innym świecie – daj Boże takim, na jaki zasługujemy. A co można zrobić póki dech piersiach i szum w żyłach? Można próbować tak żyć, aby w razie niespodziewanego zaśnięcia, jak najmniej spraw zostawić niezałatwionych; jak najmniej konfliktów niezabliźnionych; jak najmniej ważnych słów niewypowiedzianych. I z pewnością nie zawadzi – nawet w młodym wieku – sporządzić testament z ostatnią wolą.

    Polubione przez 1 osoba

  3. Witaj Tatulu, bardzo Ci współczuję z powodu śmierci szwagra 😦
    Tak już mamy my śmiertelnicy, że najczęściej nie możemy się pogodzić z wiecznym odejściem osób bliskich i niby tłumaczymy sobie, że byłoby łatwiej gdybyśmy się na tą ewentualność przygotowali lub pożegnali z tą osobą, ale, czy tak naprawdę można się z tym pogodzić? Nikt z nas nie wie ile czasu nam zostało i jakie plany wobec nas ma Pan Bóg. Ja już wiele razy myślałam, że to już będzie koniec, a jednak, dźwigałam się i cały czas kroczę przed siebie, ale teraz już nie sama, bo cały czas mam Pana Jezusa obok siebie i Mateńkę naszą ukochaną 🙂 Nie boję się śmierci, bo wiem, że pójdę do domku do Tatusia Boga.

    Teraz Tatulu leżę w szpitalu już od 10 dni, niestety złapałam covida, na szczęście Pan Bóg czuwał i trafiłam dość wcześnie, bo przy tych moich wielu chorobach, które mam bałam się, czy przeżyję, organizm dzielnie walczy, a ja jestem spokojna, bo czuję, że jestem bezpieczna, mam przy sobie najlepszego opiekuna i lekarza w całym wszechświecie 🙂

    Pozdrawiam Cię serdecznie i pomyśl sobie, że Twój szwagier biega sobie teraz szczęśliwy z pozostałymi po łąkach Edenu ….

    Polubione przez 1 osoba

  4. Współczuję, bo śmierć bliskich zawsze boli. Taka to kolej rzeczy człowieczego istnienia. Jak się przygotować, tego nie da się przewidzieć. Jedyna nadzieja, że czas leczy rany. Moja mama miała receptę, czyli mieć mnóstwo zajęć, wtedy nie ma miejsca na traumę i rozmyślania. Ale żałobę każdy przejść musi.
    Serdeczności zasyłam

    Polubione przez 1 osoba

    • Dziękuję Ultro za słowa wsparcia. Mama znalazła skuteczne rozwiązanie, którego ja ciąż szukam, a jeśli znajduję, to nie zawsze są to akurat zajęcia warte zajęcia, ale jakoś tam jest. Wczoraj mieliśmy miesięcznicę od tamtego traumatycznego dnia.
      Cieszę się z Twojego powrotu do blogosfery

      Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.