Nauczycielka Viola

Bukiecik inspiruje do rozmowy

Viola jest piękną, utalentowaną muzycznie osobą, którą miałem szczęście uczyć w Zespole Szkół Ekonomicznych w Staszowie. Odszedłem stamtąd w 2011 roku i tylko sporadycznie wymienialiśmy jakieś uwagi pod zamieszczanymi na Fb zdjęciami, czy artykułami. W tzw. międzyczasie Viola ukończyła studia i została nauczycielem muzyki.
Tak się złożyło, że przyciągnąłem jej uwagę zamieszczonym na Fb zdjęciu, na którym uwieczniłem bukiecik polnych kwiatuszków (powyżej). Zdecydowała się nawiązać rozmowę zadając pytanie:
Piękny bukiecik? 😉 dla kogoś? – Zapytała Viola
– Dla znajomych. Lubię zabierać ze spacerów takie pamiątki, aby je udostępniać innym
Tak 😉 teraz pełno tej cykorii kwitnie 😉 Mam takie miejsce w Warszawie, gdzie jest taka łąka z cykorią 😉 Moja babcia uczyła mnie trochę zielarstwa i jakoś u mnie w rodzinie znajomość ziół to była taka podstawa wiedzy 😉 Ostatnio zauważyłam, że pod szkołą w Śródmieściu, w której teraz pracuje z jest dużo różnych roślin. Policzyliśmy z dziećmi, że rośnie tam 23 zioła 😉 i niektóre dzieci zapamiętały bardzo dobrze nazwy roślin, a jak idziemy na spacer, to cieszy mnie to, że już fajnie je rozpoznają 😉
– Bardzo ważna rola dobrego nauczyciela. Budzić ciekawość świata – zauważyłem
Taaak 😉 Pamiętam jak Pan nam czytał i pokazywał różne fajne cytaty i wiersze 😉 Jeden z nich zapamiętałam: „Nie płacz, bo przez łzy nie widać drogi
– Nadal mi się to podoba – odpowiedziałem. Miło, że wspominasz. Uważałem, że PO nie jest dla Was najważniejsze, a okazja naszych spotkań może być lepiej wykorzystana i dlatego sięgałem również po inne materiały…
Ja też tak uważam 🙂. Uczę muzyki, ale pokazuje dzieciom to, że są różne możliwości w życiu i to od nich zależy, jakich wyborów dokonają. Zachęcam też dzieci do tego, by próbowały mieć własne zdanie 🙂 Teraz, jak odchodzę z pracy, bo kończy mi się umowa, to uczniowie odwiedzają mnie, piszą do mnie czasem przez Internet. To wszystko, co od nich otrzymuję daje mi do zrozumienia, że dobrze spisuję się w pracy. Nawet Pani dyrektor była zadowolona z mojej pracy na tyle, że jej smutno z tego powodu, że umowa mi się skończyła, a wraca na moje miejsce pani, która była na urlopie… Ale takie jest życie..
– Miałam szczęście, że poznałam fajnych nauczycieli w Staszowie. Miałam wielkie szczęście, że uczyli mnie ludzie z pasją – podsumowała Viola.
– A więc już odbierasz premię za oddanie sprawie. – Stwierdziłem.
 To wielka wartość. W nowym miejscu będziesz miała podobne uznanie i w końcu znajdziesz miejsce dla siebie. Ja średnio, co 5 lat zmieniałem pracę, aż w końcu trafiłem do szkoły i poświęciłem jej 24 lata. Jestem spełnionym człowiekiem dzięki szkole i poznanym tam uczniom, dzisiaj żonatym i dzieciatym już ludziom.
Na tym nasza rozmowa się urwała. Ponieważ jednak rozmyślałem o tym miłym dla mnie zdarzeniu, to następnego dnia zapytałem:
– Violu, jestem wciąż poruszony treścią naszej rozmowy. Czy mogę zrobić z tego post na bloga?
– Myślę, że tak 😉 – odpowiedziała
– Dziękuję. Podeślę Ci link do tekstu i może weźmiesz udział w dyskusji, jakiej spodziewam się ze strony innych nauczycieli i uczniów.

   Taką rozmowę odbyłem z Violą. Ucieszyły mnie jej słowa uznania dla mnie i innych nauczycieli z mojej szkoły, a zmartwiły jej problemy z utrzymaniem się w pracy. Liczę na to, że w kolejnym miejscu, w którym uda się jej znaleźć pracę zyska takie uznanie, że dyrekcja zatrzyma ją w pracy z pożytkiem dla zespołu jak i młodzieży. Ma wszelkie ku temu warunki.

Publikując tę rozmowę chciałem zapytać nauczycieli i uczniów:
– Co o tym sądzicie?
– Tyle się mówi o niekończącej się od wielu lat reformie oświaty, o potrzebie ciągłego doskonalenia się i robienia kolejnych „podyplomówek”, o marnych zarobkach, o upadającym autorytecie zawodu, o…
– Politycy zapowiadają kolejną reformę programów nauczania mającą na celu przygotować społeczeństwo do pokochania programu partii rządzącej i głosowania na nich. Jeśli do tego dojdzie, to władze oświatowe przeprowadzą równolegle redukcję zatrudnienia pozostawiając tylko takich nauczycieli, którzy będą gwarantować osiągnięcie celu reformy.
To wszystko nie tworzy atmosfery koniecznej do poświęcenia się pracy z młodzieżą, choćby w takim zakresie, jak czyniła to moja znajoma Viola…

23 uwagi do wpisu “Nauczycielka Viola

  1. Ja, po latach, napisałam do pani od matematyki – podziękowałam jej za cztery lata nauki.
    Miło wspominam też promotora mojej pracy magisterskiej. Nauczył mnie myśleć i pomógł stworzyć niepowtarzalną pracę. Po latach dowiedziałam się od siostry, że jej kolega sięgał do mojej pracy magisterskiej.
    Cenię sobie nauczycieli „starej daty” – teraz takich jest niewielu…
    Cieszę się, że zostałeś zapamiętany!

    Polubione przez 2 ludzi

  2. Dario Montagna pisze:

    Jeżeli po latach od ukończenia nauki pamiętamy swoich nauczycieli (a nie wszystkich pamiętamy) to znaczy, że odcisnęli swoje piętno na naszym życiu, że byli nauczycielami przez duże N bo tylko takich wspomina się z przyjemnością.

    Polubione przez 1 osoba

    • Tak właśnie jest. Wielu uczniów uważa, że nauczyciel jest jak każda rzecz, która do czegoś służy i nie czuje wdzięczności, ani potrzeby podziękowania. Nauczyciele myślą inaczej.
      Na szczęście to zmienia się z wiekiem. Trzeba dojrzeć, aby dojrzeć…

      Polubienie

  3. Martinus pisze:

    Jan Zamoyski fundując swoją Akademię napisał: „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie… Nadto przekonany jestem, że tylko edukacja publiczna zgodnych i dobrych robi obywateli”. No właśnie – takie miał podówczas przekonanie – a czy dziś istnieje podobne. Z jednej strony rodzice chcą zrzucić ciężar wychowania na szkołę, jeśli nie w całości, to w większej części – bo sami nie mają na to czasu, brak im właściwego przygotowania, albo z wygodnictwa. Te braki doskonale ukazała i uwypukliła pandemia, kiedy trzeba było z własnymi dziećmi dłużej wytrzymać w zamkniętym pomieszczeniu. Z drugiej strony rodzice głośno protestują przeciw wtrącaniu się szkoły do tego, jak są wychowywane ich dzieci, czyli w jakim duchu, w jakim systemie wartości, w jakiej filozofii, lub ideologii. Inaczej mówiąc: zajmijcie się naszym potomstwem, żebyśmy mieli część problemu z głowy, ale broń Boże nie wkładajcie im czegoś do głowy poza wiedzą merytoryczną, faktograficzną oraz umiejętnościami praktycznymi. Tymczasem system edukacji, to nie tylko kształcenie, ale i kształtowanie człowieka. Szkoła uczy i wychowuje. Ja też kształciłem się na nauczyciela, ale po studiach nie było pracy dla historyków, więc poszedłem tymczasowo inną drogą, a potem już na niej pozostałem. Natomiast moja żona jest nauczycielką i trochę wiem, jak się sprawy mają. Zwłaszcza, że uczy filozofii i etyki. Konstatacje są raczej smutne.
    A jeśli Tatul pozwoli, to zapraszam do przeczytania mojego wpisu o podejściu do wychowywania dzieci w dawniejszych czasach, na różnych kontynentach – w oparciu o znalezione, ciekawe cytaty: http://pogadalnia.pl/2020/05/31/coffeelosophy-xlii-czyli-dziecko-dziecku-doroslym/ Zapraszam 😉

    Polubienie

  4. Martinus pisze:

    Jan Zamoyski fundując swoją Akademię napisał: „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie… Nadto przekonany jestem, że tylko edukacja publiczna zgodnych i dobrych robi obywateli”. No właśnie – takie miał podówczas przekonanie – a czy dziś istnieje podobne. Z jednej strony rodzice chcą zrzucić ciężar wychowania na szkołę, jeśli nie w całości, to w większej części – bo sami nie mają na to czasu, brak im właściwego przygotowania, albo z wygodnictwa. Te braki doskonale ukazała i uwypukliła pandemia, kiedy trzeba było z własnymi dziećmi dłużej wytrzymać w zamkniętym pomieszczeniu. Z drugiej strony rodzice głośno protestują przeciw wtrącaniu się szkoły do tego, jak są wychowywane ich dzieci, czyli w jakim duchu, w jakim systemie wartości, w jakiej filozofii, lub ideologii. Inaczej mówiąc: zajmijcie się naszym potomstwem, żebyśmy mieli część problemu z głowy, ale broń Boże nie wkładajcie im czegoś do głowy poza wiedzą merytoryczną, faktograficzną oraz umiejętnościami praktycznymi. Tymczasem system edukacji, to nie tylko kształcenie, ale i kształtowanie człowieka. Szkoła uczy i wychowuje. Ja też kształciłem się na nauczyciela, ale po studiach nie było pracy dla historyków, więc poszedłem tymczasowo inną drogą, a potem już na niej pozostałem. Natomiast moja żona jest nauczycielką i trochę wiem, jak się sprawy mają. Zwłaszcza, że uczy filozofii i etyki. Konstatacje są raczej smutne.

    Polubione przez 1 osoba

    • Pytanie brzmi: Jakie mają być Rzeczypospolite? Prawicowe, lewicowe, pro, czy anty katolickie, a może narodowe. Politycy dopasują do tego programy, podręczniki, wersję swojej historii dziejów, wytypują nowych bohaterów i ustawia ich nawet cokołach pozostałych po strąconych poprzednikach…. Wymienia też nauczycieli na zdolnych realizować nowe podejście. To wszystko przed nami

      Polubienie

      • Martinus pisze:

        Jakie mają być Rzeczypospolite, to już całkiem odmienne pytanie. Niemniej będą takie, jak młodzieży chowanie. Zasadniczo demokracja (niestety) pozwala większością wybrać rządzących, którzy w ministerstwie edukacji zdecydują o tymże wychowaniu. A decyzja ta będzie – w najlepszym razie – zgodna z wolą większości społeczeństwa. Aczkolwiek praktyka dnia codziennego pokazuje, iż jest tak jedynie w teorii, bowiem nawet wybrani przez większość, potrafią ową większość, czyli własnych wyborców w przykry sposób zaskoczyć. A jaka powinna być Rzeczpospolita? Trochę odpowiedzi daje już sama jej nazwa: res publica. Zatem system republikański, jednak nie chcę rozwijać tego wątku, bo żaden ze mnie politolog.

        Polubione przez 1 osoba

      • Wybrani przez większość… Spośród głosujących trzeba dodać, a i to nie pozwala urządzać państwa na swoją modłę.
        Jako historyk może Pan powie, czy programy nauczania historii powinny powstawać w I P N?

        Polubione przez 2 ludzi

  5. Martinus pisze:

    Dziś historyk już ze mnie marny; wiedza nie używana wywietrzała. Ale odpowiem tak, jak myślę. Czy programy nauczania historii powinny powstawać w IPN? To nie ma znaczenia, gdzie powstaną, byle były dobre. Nie lubię prawić o truizmach, więc potraktujmy to, jako przypomnienie: zawsze historię piszą zwycięzcy. A podręczniki układa władza. By nie sięgać zbyt daleko, w Polsce Ludowej socjalizm był cacy, kapitalizm be, Armia ludowa cacy, Armia Krajowa – be. Fabrykant i ziemianin to symbole wyzysku i ucisku klas pracujących miast i wsi. Zachód to zgniła kultura, imperializm i upadek wartości. Religia do opium dla mas a Kościół to spadkobierca feudalnego wyzysku. Po transformacji ustrojowej te same dzieje Europy i Polski pisano innymi słowami. Często nawet przesadzając z krytycyzmem wobec słusznie odrzucanej rzeczywistości. Prawda jest taka, że podobnie dzieje się we wszystkich krajach na świecie. Być może obiektywizm, lub coś mu bliskiego, jest do uzyskania, lecz nikomu na tym zbytnio nie zależy, bo każdy człowiek ma większe, lub mniejsze tendencje do samousprawiedliwiania, lubi racjonalizować swoje decyzje i przedstawiać siebie w jak najlepszym świetle. Były próby pisania wspólnych podręczników, np. opracowanych przez polskich i niemieckich historyków, dydaktyków i metodologów. Chciano wypracować obraz dziejów jak najbliższy bezstronności. Coś tam chyba nawet powstało, ale nie przyjęło się, nie weszło do powszechnej edukacji. Nie wiem, czy jest to dobra droga. Na pewno trudna, wystarczy sobie wyobrazić, że ze wszystkimi sąsiadami, obecnymi i dawnymi (wszak z niektórymi już nie graniczymy) musimy utworzyć kompromisowe podręczniki, a te kraje muszą też między sobą opracować zgodne wersje, i wszystko to razem musi do siebie pasować, nie wykluczać się, nie zawierać rozbieżności… Utopia historyczna. Moglibyśmy też się umówić, że na historii przedstawiamy jedynie surowe fakty. Pozostaje jednak kwestia, jak je dobierać: które przedstawiać, które pominąć. Samo sortowanie, nawet niepodważalnych faktów, też może kształtować określone poglądy na minione czasy, tak jak żonglowanie informacjami (nawet prawdziwymi) wpływa na poglądy dzisiaj. Czy można przedstawiać historię bez wartościujących osądów – pozostawiając ocenę odbiorcom? Trudno przyjąć, że mówiąc o okrucieństwach wojny zachowamy bezstronność i bezemocjonalność; wszak ta część lekcji historii służy nie tylko poznaniu faktów, ale też pouczeniu i przestrodze na przyszłość. Czasem mam wrażenie, że naszą historię powinni napisać badacze historii z kraju, który nie miał żadnych większych związków z Polską przez ostatnie 1000 lat i stać go na obiektywizm. Przykłady jednak pokazują, iż zaangażowany badacz dziejów jakiegoś obcego sobie państwa, lub narodu, z czasem – wertując jego teksty źródłowe, zbliżając się do ofiar i do bohaterów, poznając ich motywacje, uczucia, ambicje i troski – traci obojętność. Zaczyna przyjmować pewien punkt widzenia, jako (jego zdaniem) słuszny. Chcąc nie chcąc opowiada się po którejś stronie, nawet jeśli w tym, co sam napisze, nie użyje żadnej przymiotnika, żadnego słowa krytyki, czy uznania. Jesteśmy ludźmi, mamy swe ułomności i to rzutuje na postrzeganie i przekazywanie historii. Zresztą nie tylko historia ma problem z doborem treści nauczania. Podobnie jest z językiem polskim i lekturami, z filozofią i prezentowanymi nurtami, z etyką i jej różnymi koncepcjami, z pedagogiką i metodami wychowania, z psychologią i różnorakimi podejściami do człowieka uwikłanego w problemy, z psychiatrią i metodami leczenia… W związku z tym powstają często liczne i nielicujące ze sobą podręczniki. W wielu dziedzinach życia różni nas to, którą drogę uważamy za właściwą. Nic tylko siąść i płakać. I nie pomoże motto: „nie płacz, bo przez łzy nie widać drogi” – gdyż otarcie łez pozwala jedynie wyraźniej zobaczyć, na jak wielokierunkowym rozdrożu utknęliśmy.

    Polubione przez 2 ludzi

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.