Marność nad marnościami…

Wczoraj (sobota 3.08.) Byliśmy z żoną na pogrzebie znajomego. W takiej miejscowości jak nasza wszyscy są znajomymi. Nie każdy jednak pogrzeb przyciąga tak wielkie zainteresowanie. Kościół był wypełniony po brzegi, a na zewnątrz stało wielu znajomych rodziny zmarłego. Mszę żałobną koncelebrowało 5 księży, a podniosła w tonie homilia poruszyła wielu ludzi.
Wnuczek zmarłego, posługujący jako organista w sąsiedniej parafii zapewniał obsługę muzyczną dodając nimbu temu pożegnaniu.
Największe wrażenie zrobił na mnie jednak pewien świecki pan wygłaszający przemówienie pożegnalne. Był niegdyś szefem zmarłego, który dziękując mu za naukę, jaką przy nim odebrał na początku swojej kariery zawodowej powiedział dużo ciepłych słów o nim samym i jego synu kontynuującym drogę zawodową ojca.
Wiadomo, że na pogrzebach często padają słowa, niejako na wyrost, bo przemawiający stosują się do zasady „o zmarłym tylko dobrze lub wcale”, ale jak widać można też prawdziwie i wzruszająco. Mieliśmy z żoną łzy w oczach i dlatego często patrzyłem w sklepienie, aby łzy znalazły sobie drogę przez nos.
To, co właśnie lubię w małych środowiskach, to próba doceniania zwykłego i mozolnego często życia zwykłych ludzi, a tak właśnie pokierował słowami wygłaszanymi „z głowy” ten mówca.
„ Dyrektorem, ministrem, czy jakąś wielką szychą się bywa, ale przyzwoitym, wszystkim życzliwym człowiekiem trzeba być bez względu na funkcje, majątek, czy panujące układy – mówił ciepłym, radiowym głosem. Wiele dowodów na to można było przytaczać i właśnie taki moment jak ostatnie pożegnanie jest rodzajem świadectwa o drugim człowieku. Trzeba takie świadectwa wygłaszać, aby wszystko miało swoją miarę…

Chodziłem przez cały dzień z takimi „myślenicami” w głowie i całe to przeżycie uważałem za ważne i warte przeżycia, zwłaszcza, że sam dawno już wszedłem w „smugę cienia” i takie uroczystości dotyczą wielu trochę starszych, czy nawet młodszych ode mnie ludzi. Najwyższy czas się przygotować, nieprawdaż?
Dzisiaj (4.08- niedziela) będąc w kościele usłyszałem przeznaczone na ten dzień czytania. Przytoczę to pierwsze: (Koh 1, 2; 2, 21-23)
Marność nad marnościami, powiada Kohelet, marność nad marnościami – wszystko jest marnością. Jest nieraz człowiek, który w swej pracy odznacza się mądrością, wiedzą i dzielnością, a udział swój musi on oddać człowiekowi, który nie włożył w nią trudu. To także jest marność i wielkie zło. Cóż bowiem ma człowiek z wszelkiego swego trudu i z pracy ducha swego, którą mozoli się pod słońcem? Bo wszystkie dni jego są cierpieniem, a zajęcia jego utrapieniem. Nawet w nocy serce jego nie zazna spokoju. To także jest marność…”
Pomyślałem o naszych politykach, zwłaszcza ostatniego rozdania. Także o ludziach, którzy z poręczenia tych polityków są wielkimi dyrektorami firm, spółek, banków i innych przedsięwzięć przynoszących im krociowe zyski. Mają do dyspozycji wszystko, co należy do firmy, a ponadto ochronę, limuzyny, liczne „obrywy” przynależne „elycie biznesowo – politycznej”. Czy na to wszystko zapracowali? To inni w trudzie pracują na nich bezpośrednio lub poprzez płacenie coraz większych podatków. Czyje życie ma, zatem większą wartość? Robotnika, czy stojącego nad nim z woli zarządcy jakiegoś politycznego nadzorcy?
W drugim czytaniu, aklamacji znajdujemy m.in. takie słowa: (Łk 12, 13-21)
Powiedział też do nich: „Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś ma wszystkiego w nadmiarze, to życie jego nie zależy od jego mienia”. I opowiedział im przypowieść: „Pewnemu zamożnemu człowiekowi dobrze obrodziło pole. I rozważał w sobie:, „Co tu począć? Nie mam gdzie pomieścić moich zbiorów”. I rzekł: „Tak zrobię: zburzę moje spichlerze, a pobuduję większe i tam zgromadzę całe moje zboże i dobra. I powiem sobie: Masz wielkie dobra, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj!” Lecz Bóg rzekł do niego: „Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, co przygotowałeś?” Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty u Boga”.
Mam nadzieje, że politycy i ich podwładni też bywają w kościele i słuchają słowa Bożego…
A zegar bije…

7 uwag do wpisu “Marność nad marnościami…

  1. Mieszczka.com pisze:

    Kiedy po raz któryś z rzędu czytałam NT, moją uwagę zaprzątnęło reklamowanie – jeśli tak można powiedzieć, ubogiego stylu życia. I doznałam olśnienia – autorzy ewangelii nie byli ludźmi zamożnymi i nie mieli na to żadnych szans. Chwaląc brak dóbr podbudowywali swoje dobre samopoczucie, jak mniemam. Pozostaje faktem, że w chwili śmierci to co składa się na życie danego człowieka przestaje mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie. W moim przekonaniu, nie oznacza to jednak, że powinno się zaniechać starań o poprawienie komfortu własnego życia.

    Polubione przez 1 osoba

  2. Pozwalam sobie udostępnić komentarz prof. Piotra Duchlińskiego jaki zamieścił na Fb, pod linkiem do powyższego tekstu:

    Piotr Duchliński. W biegu krótki komentarz: Panu Czesławowi należą sie gratulację za pięknie napisane rozważania o życiu, które dotyczą przecież każdego z nas. Bo bardzo mało osób z naszego środowiska podejmuje próby takich narracji, które unikają teologicznych błędów, które coraz częściej można usłyszeć z ambony, zwłaszcza w parafialnym kościele. Napisał o pożegnaniu, które dla każdego żyjącego jest ważne. Bo nie dla zmarłego, jemu już chyba na tym nie zależy jak sie go żegna, widzi bowiem to wszystko z innej perspektywy. Pan Czesław pisze o mowach pogrzebowych. Ja nie jestem zwolennikiem płomiennych mów pogrzebowych wygłaszanych krzykliwie przez różnej maści kaznodziejów, gdyż bardzo często mowy te nie dotyczą zmarłego, a są przejaskrawione, przedstawiają zmarłego z tzw. pozytywnym krzywym zwierciadle. Często wynika to z barku kompetencji mówiącego, chęci popisania sie przed publicznością, czy zapunktowania przed rodziną. A że w ludziach istnieje naturalna skłonność do chwalenia, lubimy jak inni chwalą naszych bliskich zmarłych. Powiada sie, że o zmarłych mówi albo dobrze albo w ogóle. Otóż nie tak! O zmarłych po prostu mówi się prawdę, czyli tak jak było w rzeczywistości, bez koloryzowania. Jezus powiada – prawda was wyzwoli, dlaczego zatem bać się prawdy, dlaczego bać się prawdy o zmarłych. Oni przecież nas nie przestraszą. Dlatego często z zmarłych nie mówi się prawdy, bo jest ona niewygodna. Tworzy się na ich temat mity wykorzystywane np w polityce historycznej, czy kampanii wyborczej. Przecież z wad też można zrobić cnoty. Czy prawda wyzwala? Nie zawsze. A to zależy nad naszego podejścia do prawdy i sposobu jej przyjęcia. Boimy się prawdy najpierw sami przed sobą, bo ona niszczy nas spójny, bardzo często fałszywy wizerunek. Dlatego potrafmy przez lata utwierdzać się w kłamstwie, byle by tylko zachować spójność naszego obrazu samych sobie. Ufam, że moment śmierci jest momentem, w którym spadną wszystkie maski, które przez całe życie tak misternie sobie tworzymy. Będzie to moment, w którym prawda o nas samych nas wyzwoli ostatecznie. Ale też to wyzwolenie będzie miało ostateczne konsekwencje tj. z Bogiem albo z Diabłem. Tertium non datur.

    Czesław Brudek. Dziękuję Panie profesorze za tak przychylna opinie i szerokie jej uzasadnienie. Podejmuję tematy, które mnie poruszają i w jakiś sposób dotyczą. Podtytuł bloga do tego mnie zobowiązuje. Również pozdrawiam.

    Polubione przez 2 ludzi

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.