Wspomnienia skonfrontowane ze współczesnością

Wróciłem z trzydniowego wypadu do córki, w czasie którego działo się wiele, a wszystko co się działo było podniosłe i warte upamiętnienia. Nic więc dziwnego, że upamiętniałem zapamiętale i dopiero przy przenoszeniu zdjęć do komputera zauważyłem, że licznik zdjęć sięgnął niemal 4 setek.    Przenieść to mało. Jeszcze trzeba je obrobić, coś przyciemnić, coś rozjaśnić, poprawić kontrast , słabe i poruszone odrzucić, posortować według zdarzeń i osób które zamierzam tymi fotkami obdarować no i rozesłać. Niech mają do konfrontowania tego, co jeszcze na świeżo mają w pamięci z tym, co uchwyciło oko obiektywu kierowane okiem fotografującego. Robię tak od pewnego czasu aby jakoś spuentować wspólnie przeżywanie imprezy, a przy okazji zapracować na westchnienie po mnie, gdy już mnie nie będzie. |
Zajęty zdjęciami nie zajrzałem do bloga mojej Małgosi, która bardzo obniżyła swoją blogową aktywność odkąd jej zawodowa aktywność weszła na kosmiczne obroty. Rankiem, gdy zauważyłem na Fb polecany przez nią tekst wspomnieniowy p.t. „Lutowe rocznice” zabrałem się do czytania tekstu i komentarzy. Nawet nie zauważyłem że to jest tylko wydobyte z mroków archiwum wspomnienie onegdaj opisanych wspomnień sięgających dzieciństwa. Dopiero ostatni akapit owych wspomnień zastanowił mnie ogromnie. Oto on:      „Najbardziej niecodzienną jest rocznica ślubu Cioci Ani i wujka Józeczka! Pięćdziesiąta!  Pobrali się chyba jako dzieci w przedszkolu, gdyż nie widać po Nich lat! Będzie msza w kościółku w Bogorii i przyjęcie w szkole. Będą wszyscy oprócz nas! Mam nadzieję, że Ania z Piotrkiem, Ania i Marzenka oraz Piotrek zrobią jakieś zdjęcia lub filmiki i się ze mną podzielą! Chciałabym tam być! Wszystkiego dobrego Kochani, niech miłości Wam nie brakuje, tak jak dotąd! Trwajcie nam na wzór!” http://malgosiowe.blog.onet.pl/2007/02/16/lutowe-rocznice/
Coś mi tu nie pasuje, pomyślałem. Jakie złote gody, kiedy na torcie wyraźnie widziałem napis „Diamentowe Gody Ani i Józieczka”. Minęło już 60 lat od ich ślubu, a nie 50. Dopiero wtedy spojrzałem na datę edycji. Rok 2007, a więc mamy tu piękne wspomnienia, a Józio jakby nie zaliczył tej dodatkowej dychy +. Postanowiłem skomentować czytany wpis takimi słowami:
Czytam, czytam  i w pewniej chwili dostrzegam, że pewne fakty związane z lutowym świętowaniem naszych rocznic zostały nieco zmienione. Dopiero wtedy  spojrzałem na datę. Ten tekst pochodzi sprzed 10 lat – pomyślałem. Złote gody obchodziliśmy 10 lat temu, a w tym roku przypadały okrąglutkie, bo 60 – te, a więc diamentowe gody, z których właśnie wróciliśmy ze sporym zapasem wrażeń, no i znaczną ilością zdjęć, które Ci wysyłam.
Obchody coraz piękniejszej rocznicy przebiegały podobnie, bo Msza święta w intencji Jubilatów odbyła się, lecz w pięknej kaplicy zakładu opiekuńczego, w którym od roku przebywa ciocia Ania. Przyjęcie „weselne” zorganizowano dzięki uprzejmości Sióstr Felicjanek prowadzących ten dom w świetlicy terapii zajęciowej. Były życzenia, kwiaty piękny tort, opowieści z życia i powszechnie wyrażany i okazywany podziw dla wyjątkowej rodziny Jubilatki,  jakiej w historii tego domu jeszcze nie odnotowano. Ciocia jest tam odwiedzana codziennie przez członków rodziny, którzy stworzyli harmonogram dyżurów zapewniając chorej po kilka godzin codziennego kontaktu towarzyskiego i pielęgnacyjnego realizowanego przez męża, dzieci, wnuków, a nawet prawnuków.  
Byliśmy dumni z nich wszystkich jak i  z naszej przynależności do tej grupy. Twoja laurka ze zdjęciami Jubilatów też była obecna i oglądana na ekranach aparatów telefonicznych Beaty,  Magdy i Andrzeja. Oby ich wszystkich Bóg miał w swej opiece.
   Jako żywo stanęły mi przed oczyma moje ulubione sentencje. Dla przykładu taka: „Słowa uczą, a przykłady pociągają” – Liwiusz. Niechże ten przykład komuś i czemuś posłuży, prawda?
Podczas ostatniego wyjazdu w grającym w samochodzie radyjku usłyszałem z ust komentatora zajmującego się wychowaniem dzieci jeszcze bardziej lapidarne powiedzonko: Lepszy przykład niż wykład. Dlatego postanowiłem o tym napisać choć słów parę…
Jeszcze jedno…
Podczas rozmowy przy torcie przyszło mi na myśl,że jednak człowiek potęgą jest i basta. To nic, że chory, że nie może mówić i we wszystkim zdany jest na innych skoro w tym swoim życiowym położeniu może tak jak nasza Anna zjednoczyć rodzinę, wyzwolić we wszystkich chęć niesienia Jej pomocy i modlitwy w Jej intencji…

13 uwag do wpisu “Wspomnienia skonfrontowane ze współczesnością

  1. ~Małgosia pisze:

    Dziękuję za to, że dzięki Tobie Tato byłam z Wami. Moja Chrzestna jest moim Aniołem. A ja z Wami pamięcią i modlitwą. Wspaniały przykład. A najważniejsza jest Miłość

    Polubienie

    • Rodzina może być oparciem dla każdego i w każdej sytuacji. Tak jest w opisanym przypadku. Warto zadbać o taki rodzaj więzów. Obcowanie z ludźmi w miejscach gdzie dzieje się opisana sytuacja dostarcza bardzo wielu przemyśleń.
      Warto po nie sięgać.
      Pozdrawiam

      Polubienie

  2. Pani Anna chociaż wymaga sama opieki, skupia wokół siebie bliskich. Dobroć, szlachetność, charyzma, tylko takie cechy pozwalają na to. Cechy towarzyszące przez całe życie, ogarniające całą rodzinę. Takie mają piękni ludzie.
    Lepszy przykład niż wykład, to mądra sentencja.
    Wzruszyłam się.
    Pozdrawiam 🙂

    Polubienie

  3. Mam pozwolenie na udostępnieniu tu, pod tekstem komentarza Magdy:

    Ciocia Ania jest fantastyczną osobą i jak widać na zdjęciu jest otoczona miłością i troską o jej dobro. Przed chorobą otaczała wszystkich swoją serdecznością, a teraz kiedy Ona jej potrzebuje, to serdeczność do Niej wraca 🙂
    Pozdrawiam serdecznie i wspieram duchowo …

    Polubienie

  4. Zawsze przykład jest najważniejszy w wychowaniu pokoleń. Jeśli rodzina nie szanuje się, to wiadomo, że starość będzie dużo trudniejsza. Dzieci nie będą dbali o rodziców, a z kolei ich dzieci o nich. Kółko będzie się zamykać. Trzeba szacunkiem otoczyć siebie nawzajem, aby pamięć przetrwała, kiedy nas zabraknie.
    Serdeczności

    Polubienie

    • Tak jest. Na wszystko trzeba sobie zapracować i mieć trochę szczęścia w momentach gdy doświadcza nas los.
      Warto wierzyć w ludzi. Znieczulica istnieje i wiemy o tym, że chorzy doświadczają zarówno przykładnej – jak w opisanym przypadku – opieki jak i skandalicznego traktowania.
      Dla mnie jest to ważne doświadczenie życiowe.
      Pozdrawiam

      Polubienie

  5. Pięknie to opisałeś Tatulu. To na prawdę wzruszające i miło się czyta, że jesteście tak rodzinni, tacy szlachetni i wrażliwi wobec siebie, miłość, przyjaźń i szacunek jest między Wami, to widać gołym okiem i to się ceni, bo w dzisiejszych czasach taki widok przykładnej rodziny jest na prawdę bardzo rzadki. Ja lubię te wszystkie imprezy rodzinne, rocznice, bo można spotkać się z krewnymi, których się dawno nie widziało, porozmawiać, wymienić się różnymi ciekawostkami.
    Ciocia Ania z tego co piszesz jest pozytywną i ciepłą osobą, która pomimo wszystko potrafi zjednać sobie wielu ludzi, połączyć ich w przyjaźni do bliźniego i modlitwie. To piękny i zaszczytny dar, którego mogą pozazdrościć jej wszyscy.

    Pozdrawiam serdecznie

    Polubienie

    • Miłe są Twoje słowa Gabuniu. To zasługa chorej jak i personelu tego zakładu, który dowodzi, że chory może być traktowany przykładnie i wzorcowo. Ja mogłem tylko fragmentarycznie pokazać niektóre aspekty przeżywanego problemu. Trzeba dawać świadectwo takiego modelu życia.
      To jest wielką wartością w dzisiejszych czasach.
      Pozdrawiam

      Polubienie

  6. Halina zamieściła na Fb następujący komentarz:
    „Ostatni akapit wywołał moje łzy. Gratulacje! Czesiu, właśnie dziś rozesłałam informacje o „leciu” naszych rodziców, a Ty zwerbalizowałeś moje odczucia. Dzięki. Spieszmy kochać…..

    Polubienie

  7. Jak zwykle wpadam na różne blogi w międzyczasie robienia czegoś. Teraz np. pichcę drożdżówkę z racji Tłustego Czwartku. Tak się zaczytałam i nawet trochę wzruszyłam, że zaraz mi to ciasto z miski wyjdzie, bo już chyba za długo rośnie, a ja powoli tracę poczucie czasu. Mnie zawsze denerwowały sentencje w stylu „rodzina jest najważniejsza”, bo od razu przed oczami stawały mi nudne, długie i naciągane spotkania/zjazdy rodzinne, gdzie połowy osób się nie zna i do tego trzeba przestrzegać sztywnej etykiety. Mam taką „szlachecką” część rodziny, która jest bardzo do tego swojego szlachectwa przywiązana i pewnie dlatego tak to wygląda. Do dzisiaj pamiętam jak zgorszyłam całe towarzystwo przeciągając się przy stole. Dodam, że byłam zupełnie nieświadomym dzieckiem. Ale od kilku lat odkrywam, że to nie jedyny „szczep” mojej rodziny, że są spotkania które bardzo lubię, że nie musi być tylko nasiadówka, może być np. rodzinna impreza w górach, wspólne oglądanie filmu, grillowanie, czy picie wina przy opowieściach. Powoli zmienia się dla mnie znaczenie tego sloganu o rodzinie. Oby tak dalej. Sama też chciałabym, aby moje przyszłe dziecko lubiło spotkania rodzinne. Muszę obmyślić jak mu je zareklamować z najlepszej strony. Może sama będę niektóre z nich inicjować. Pozdrawiam Cię serdecznie i wracam do drożdżówki.

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj odpowiedź do ~tatul Anuluj pisanie odpowiedzi

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.