Radny, czyli zaradny?

W mojej karierze (ha, ha, ha…) zawodowej byłem zwykłym spółdzielczym urzędniczyną – 1 rok, byłem lustratorem (to znacznie więcej niż dzisiejszy audytor)Centrali Rolniczych Spółdzielni ”Samopomoc Chłopska” – przez 5 lat, prezesem zarządu Gminnej spółdzielni – też 5 lat, a w tym czasie ukończyłem studia ekonomiczne, a w innej spółdzielni znów 2 lata prezesem zarządu  zanim wreszcie zostałem nauczycielem już po kres mojej aktywności – 22 lata. Sporo tego było, prawda? Sam mawiałem z ironią o tej mojej (ha, ha, ha…) karierze,  że … Co zawód, to zawód. Zmieniałem pracę zawsze na zasadzie porozumienia stron i zawsze miałem trudności w uwolnieniu się od obowiązków. Na ogół nikt stojący z boku nie chciał mi wierzyć w to, że to ja sam rezygnowałem z czegoś tak intratnego jak stołki prezesa spółdzielni.

Już jako nauczyciel podjąłem się obowiązków przewodniczącego rady nadzorczej w spółdzielni mieszkaniowej, w której otrzymałem po 18 latach oczekiwania mieszkanie lokatorskie. Poszło zwyczajnie. Wziąłem udział w zebraniu członkowskim, bo chciałem coś zrobić dla siebie i wielu innych nieszczęśników, którzy otrzymywali w podobnym czasie (1987-89)mieszkania w nowo oddawanych blokach. Wszyscy mieliśmy wtedy podobną atrakcję w docieraniu do mieszkań. Było to błoto o konsystencji śmietany pochodzące z miejscowych iłów o barwie popielu. Chodziliśmy unurzani w tym błocie po kostki, bo nie miał kto, i za co utwardzić nowej ulicy, przy której postawiono nasze bloki. Idąc do pracy musieliśmy więc po drodze zmieniać buty, aby jakoś po ludzku wyglądać. Poszedłem więc aby domagać się skrócenia naszych mąk i zabierałem wielokrotnie głos w tej i nie tylko w tej sprawie. Byłem aktywnym mieszkańcem więc zgłoszono mnie na kandydata na Walne Zebranie, które wybrało mnie na członka Rady Nadzorczej, a ta na swego przewodniczącego. Nim się obejrzałem już było po sprawie. Kadencja trwała 3 lata, a w moim przypadku, ponieważ  nie udało mi się z tego wyplątać wybrano mnie i na kolejną kadencję  i tak spędziłem zanurzony w spółdzielcze sprawy długie 6 lat. Na kolejne Walne Zebranie  poszedłem już zdeterminowany. NIE! Bo właśnie przestałem być członkiem spółdzielni. Było to w roku 1994 kiedy na skutek zmian jakie zachodziły w Polsce po 1989 roku niemal cała spółdzielczość upadła, a spółdzielczość mieszkaniowa utraciwszy finansową pomoc państwa przestała inwestować w bazę mieszkaniową stała się de facto spółdzielczością zarządzającą zasobami. Taka była moja kariera (ha, ha, ha…) w zakresie prominentnych stanowisk w zarządach i radach nadzorczych spółdzielni.
Od czasu odejścia z tej fuchy nikt nawet nie wspomniał o tym, że przepracowałem tam 6 lat. Natrudziłem się z problemami jakie życie stawiało przed spółdzielnią , a więc i jej radą nadzorczą biorąc za tę fuchę tyle forsy, że aż mi zazdroszczono. Wypłacano nam dietę za zebrania, które odbywały się raz w miesiącu, głównie wieczorami i trwały zwykle 4-6 godzin. Wynagrodzeniem była ½ diety liczonej tak, jak w podróży służbowej, czyli jakieś 6-8 złotych… Na miesiąc!!!  Dla uzupełnienia obrazu osiąganych korzyści dodam jeszcze i ten fakt, że bywały jeszcze herbatki i jakieś ciasteczka do tej herbatki, ale bez szaleństw.|
Wspominam te fakty, bo coś się jednak zmieniło po latach. Oto jakieś dwa tygodnie temu otrzymałem zaproszenie z „mojej” spółdzielni mieszkaniowej na spotkanie z okazji obchodów 50 lecia istnienia tej spółdzielni. Byłem zaszczycony i pojechałem. Otrzymałem pamiątkowy medal 50 lecia i bonus w postaci książki z rycinami starych zakątków miasta, w którym tyle nowego zawdzięczamy spółdzielcom. Posłuchałem o historii i o perspektywach na przyszłość. Podano kawę i herbatkę i domowe ciasto, chyba upieczone w ramach oszczędności przez pracownice spółdzielni. Nie wiem kiedy sobie znowu o nas – starych działaczach przypomną, a jeśli nawet, to mogę już być po drugiej stronie.
Mam jednak świadomość rzetelnego wykonania ważnej funkcji i to w absolutnie społecznym charakterze. W okresie późniejszym miałem również przyjemność – na podobnych zasadach – sprawować  funkcję przewodniczącego Komisji Rewizyjnej w oddziale (szczebel powiatu)  Związku Nauczycielstwa Polskiego. Ten fakt został odnotowany w opracowaniu jubileuszowym jakiego dopracował się ZNP. Może kiedyś napiszą historię Spółdzielni Mieszkaniowej i tam wymienią w dwóch linijkach moje nazwisko, funkcję i czas jej sprawowania? Takie miody na mnie spływały z racji pełnienia tych i jeszcze innych funkcji społecznych.
Kto miał do czynienia z tak pojmowaną aktywnością społeczną ten zapewne jest podobnie jak ja oburzony ostatnimi posunięciami kadrowymi nowej władzy. Niezwykle zdolny pan Misiewicz – tak jak tysiące innych – jest w stanie podjąć się każdej pracy i takie propozycje otrzymuje od swego potężnego mentora. Wszystko potrafi i na wszystkim się zna. Ma najważniejsze z obowiązujących obecnie kompetencji. Jest lojalny.  To wystarczy.  http://natemat.pl/189347,czlowiek-wielu-talentow-rzecznik-macierewicza-ma-kolejna-posade-tym-razem-w-tvp

https://www.wprost.pl/kraj/10022338/Misiewicz-w-radzie-nadzorczej-PGZ-Koncze-studia-licencjackie.html

Jak mają się do obecnych standardów stare zasady starych ludzi?

 

 

5 uwag do wpisu “Radny, czyli zaradny?

  1. Tak było, jest i pozostanie. Nie wierzę w żadne głębsze zmiany. Możliwa jest jakaś kosmetyka i tyle. Po prostu taka jest ludzka natura, jak grabie, pod siebie. „Bawiłem” się kiedyś w różne społecznikostwo, pełniłem różne funkcje. Byłem przewodniczącym, prezesem, sekretarzem, delegatem, oczywiście społecznie. Jedynie jako przewodniczący miałem ryczałt 90 zł/m-c. Dla porządku, całe życie bezpartyjny. Napatrzyłem się na to wszystko, doświadczyłem i dałem sobie spokój do końca życia. Zaraz potem doszło do zmian, zaczęli dostawać niezłe pieniądze. Trzyma się taki kurczowo, bo kasa pozwala nieźle się ustawić. Jak takiego rozpoznać? Najlepiej po obuwiu, gadżetach, wyróżniają się. Zaczęły się na szerszą skalę układy, układziki. Wystarczy popatrzeć wokół, sami lojalni. Wujowie, stryjowie, różni krewni, bliscy sercu i nie tylko sercu. Kiedyś decydował sekretarz, egzekutywa, dzisiaj ten ktoś. Mnie to tak bardzo by nie przeszkadzało, byle było to robione uczciwie, przejrzyście i bez korupcji. A medale i gratyfikacje zawsze rozdawano, w niektórych okresach nawet „wagonami”. Nie znoszę słowa „lojalny”, niestety na niektórych odcinkach musi ono funkcjonować. Na tych gdzie tajemnica jest ważna. A z tym słowem miałem kiedyś w swoim życiu niezłe „przeboje”, ale to osobista sprawa. Radny czyli zaradny? Tak zaradny, pod siebie. Pozdrawiam. 🙂

    Polubienie

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.