Czy wszystko skończyć się musi?

Dwumiesięczny – bez mała – pobyt w Chicago dobiegł końca. Dość intensywnie przeżywany czas został udokumentowany na paru tysiącach zdjęć i kilku filmikach, które wymagają teraz odpowiedniego posortowania i zapisania według kolejności zdarzeń, aby móc do nich sięgać w każdym czasie. To na wypadek, gdyby pamięć nie nadążała za potrzebą snucia opowieści dla bliskich sercu i znajomych tak w Realu jak i na blogu. Do niektórych przeżywanych tam wątków będę jeszcze wracał, gdyż uważam, że warto dzielić się przemyśleniami, z których coś wynika.

Dzisiaj o powrotach, które mają raczej smutne konotacje, bo to jednak są rozstania pozostawiające sporo pytań w głowach tych, którzy się rozstają. Nie wiemy na jak długi czas się żegnamy i czy w ogóle się jeszcze spotkamy. W każdym razie uważam, że ktoś mądrze napisał, a ktoś inny wyśpiewał w piosence ; http://www.janwolek.com/tak_mlodo_jak_teraz.html
Już było: „Jakoś to będzie”
Już było: „Życie przed nami”
Tak pędzi się wciąż w obłędzie
Bo czuje się w słowach dynamit

Kiedy z pamięci wyszperasz
Ten frazes ukochany
Pamiętaj – tak młodo jak teraz
Już nigdy się nie spotkamy …
W relacjach z dorosłymi dziećmi to przesłanie Jana Wołka ma jeszcze bardziej wymowne zastosowanie.
Gdy planowaliśmy terminy wyjazdu nasza córka powiedziała: – Nie obawiajcie się problemów zdrowotnych,  bo o wiele od was starsi ludzie podejmują takie wyzwania i to z wielką radością. Przyjeżdżajcie, pobędziemy razem i sami zobaczycie jak my tu żyjemy. Pisałem już o tym w relacjach bezpośrednich. Każde spotkanie z ludźmi, przebiegające na gruncie pracy zawodowej córki, czy na gruncie prywatnym z jej przyjaciółmi i znajomymi była dobrą okazją do takich obserwacji. Teraz wiemy jak oni tam są zajęci, jak zaplątani w terminy, jak gonią, aby zdążyć z pracą zawodową, z życiem rodzinnym, które dostarcza wiele okazji do sprawdzenia się w tym zdążaniu i nadążaniu, czy z życiem towarzyskim wreszcie. Nie zawsze są to radosne przemyślenia. Rodzice mają jednak inne spojrzenie na emigracyjną rzeczywistość swoich dorosłych dzieci. Zawsze wydają się na miejscu porównania z tym, co ich rówieśnicy osiągnęli w tym samym czasie w Polsce. Tu przecież powstały zupełnie inne warunki od tych jakie panowały w czasie, gdy nasze dzieci wyjeżdżały. Wszyscy znamy  liczne przykłady osiąganych w Polsce  bardzo pozytywnych karier rówieśników naszych dzieci, zwłaszcza gdy mogli liczyć na mieszkanie u rodziców, czy też samodzielne zdobyte dzięki pomocy rodziny, a nie musieli kupować mieszkań, czy domów na kredyt i spłacać ich wraz z niebotycznymi odsetkami.
Nasi młodzi, będący jednak już w połowie życia, najczęściej nie mają  jednak wyboru wobec wyborów jakich kiedyś dokonali – czasem z naszym, ich rodziców udziałem. Już nie czas myśleć o powrotach i rozpoczynaniu tu życia na nowo. Dzieci tam chodzą do szkoły i między sobą najczęściej rozmawiają po angielsku. Tam zdobywają przyjaciół, a osiągając sukcesy w nauce nabywają jakieś kwalifikacje, które zdeterminują ich przyszłe życie…
Kto ma takie dzieci, ten wie o czym ja piszę. Wychowujemy wszak dzieci nie dla siebie ale dla świata, prawda? One już samodzielnie walczą o swoje miejsce na ziemi realizując własne marzenia.  My, niezależnie od własnych ocen i przemyśleń, mieliśmy sposobność przyglądania się pracy naszej córki i rozmawiania z ludźmi, których tam spotykaliśmy. Wszyscy gratulowali  nam ”taakiej córki”, która stała się dobrym duchem instytucji. To jej zasługom przypisuje się poprawienie atmosfery medialnej wokół muzeum i ożywienie jego działalności.  Byliśmy oczywiście wdzięczni tym ludziom i oczywiście że dumni z osiągnięć naszego dziecka.

Wyjeżdżaliśmy uspokojeni o tym co na dzisiaj osiągnęły nasze dzieci, jak i o  ich przyszłość, która może okazać się jeszcze bardziej owocna i stabilna zarazem. Pożegnanie w domu, a później na lotnisku miało już spokojniejszy niż podczas poprzednich pożegnań  przebieg, chociaż swoją porcję emocji posiadało. Może dlatego całonocny przelot na trasie Chicago- Berlin odbyłem bez spania oglądając w monitorku umocowanym w oparciu fotela siedzącego przede mną pasażera dwa nieme filmy. Nieme, gdyż specjalnie nie włączyłem sobie fonii starając się zrozumieć  z gry aktorów treść i sens ich fabuły. W pierwszym z nich jakaś pani pracująca jako masażystka wykonująca usługi w domach klientów i z mozołem taszczyła do nich leżankę z kompletem potrzebnych akcesoriów starała się urządzić sobie długie, szczęśliwe życie. Bez sukcesów zresztą. W drugim moja ulubiona od czasów młodości Shirley MacLaine, tu jako babcia próbowała wyprowadzić na prostą drogę życia swoją wnuczkę Cameron Diaz. Tu był pełny sukces. Okazało się, że związek pomiędzy siostrami, u którego podstaw leżał obok DNA jedynie ten sam rozmiar butów – szpilek oczywiście, udało się uratować. Tytuł polski „Siostry”, a w wersji oryginalnej „W jej butach” – Szczerze polecam każdemu widzowi.|
Na lotnisku w Krakowie wpadłem w objęcia drugiej córki Ani, która z rodziną czekała na nasz przyjazd. Wspólna niedziela, to okazja na wspólnego udziału we mszy świętej w Łagiewnikach, gdzie modlono się w intencji małżeństw i  rodzin. Tuż przed wejściem do sanktuarium, przed Bramą Miłosierdzia  moja Ania spotkała znajomego, a po krótkiej wymianie zdań przedstawiła mnie podobnie jak czyniła to moja Małgosia: – Pan pozwoli, to jest mój osobisty tatuś. Nic w tym szczególnego, prawda? A jednak ten pan powiedział: – Powinien pan być dumny z takiej córki jak pani Ania – zupełnie podobnie jak czynili to znajomi córki w Chicago. Zawsze odpowiadałem nie kryjąc wzruszenia, że jestem bardzo dumny i że serdecznie dziękuję Bogu za tak życzliwych ludzi jacy pojawiają się na drodze moich dzieci.

Dzisiaj gdy dojechałem z Krakowa do domu napisałem na Fb komunikat: Dojechaliśmy.
Pozdrawiam.
Wkrótce pojawił się komentarz Ani:

– Welcom home!! Odpowiedziałem na gorąco”
– Dzięki ANIIU. Pan Bóg obdarzył nas dwoma córkami, które bardzo pomogły w tej wyprawie. Jedna podwozi, druga odbiera z lotniska, to tak jakby z jednych ramion wpadać w drugie. Dziękujemy. Odpowiedź nadeszła po chwili:
–  „bo tylko miłość życiu daje smak”- to podśpiewywana piosenka Maryni, z Rancza;)
Znajdę tę piosenkę i nauczę się na pamięć – brzmiała moja odpowiedź.
– To serialowa piosenka 🙂 razem obejrzymy 🙂
Z Małgosią porozmawialiśmy na czacie FB. Równie serdecznie.

NIC się nie kończy, a co najwyżej zmienia formę…

16 uwag do wpisu “Czy wszystko skończyć się musi?

  1. A kto powiedział, że musi. Samoloty latają codziennie. Macie komfortową sytuację, przecież Kraków blisko. Tu można często, a tam raz Wy, potem Oni. Przepraszam, jak ja Was mogę pouczać! Bogu dzięki, że szczęśliwie jesteście już u siebie. Rozgośćcie się, i do kieratu. Pozdrawiam 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  2. Wysoko oceniasz moje możliwości finansowe Jędrusiu. Gdyby taka wyprawa kosztowała tyle co krajowa..
    Jest jednak inaczej.
    Technicznie to łatwizna , ale nie tylko technika się liczy.
    Pozdrawiam

    Polubienie

  3. ~Marek Jan pisze:

    Rozumiem Twoje rozterki Tatulu, ale cóż takie jest życie. Pewnie dla naszych dzieci chcielibyśmy zawsze jak najlepiej, ale to one w końcu wybierają i idą gdzie idą.
    Mnie na szczęście lub nie, jak kto woli, dzieci nie słuchały i poszły własnymi drogami, zgoła odmiennymi niż bym im chciał „wymościć”.

    Nieraz ponabijały sobie guzów i wtedy mógłbym stwierdzić ” a nie mówiłem”, no ale nie mówiłem tego sakramentalnego ” nie mówiłem” i nabijały sobie dalej guzy mniejsze lub większe. W końcu wylądowały na swoim i na swój rachunek i bardzo dobrze, choć ja będąc na ich miejscu, pewnie bym inaczej wylądował.
    No ale cóż nie da się przeżyć życia za nich, w końcu każdy żyje na swój rachunek a moralizowania nie znoszę i nie znosiłem tego nigdy od kogokolwiek, zwłaszcza o tzw. autorytetów. Moje dzieci pod tym względem są takie same. Pozdrawiam MJ

    Polubione przez 1 osoba

    • Piękna postawa, a dzieci pewnie są dumne ze swego taty.
      Ktoś mi ostatnio zacytował kogoś z wielkich w sentencji :” Dzieci są jak bukiet kwiatów . Pielęgnowałeś gdy rosły, a gdy zakwitły to jednak zrywasz je aby kogoś nimi obdarzyć”.
      Takie jest życie
      Również pozdrawiam

      Polubienie

  4. Oficjalnie, Witaj Tatulu z powrotem na naszej ziemi 🙂 Masz wspaniałe córki i jesteś z nich dumny, jest to marzenie każdego rodzica, ale niestety nie każdy może się tą dumą rodzicielską cieszyć.
    Z Chicago przywiozłeś mnóstwo dobrej energii, wspomnień i przeżyć, które pozostaną w Twej pamięci już na zawsze. Tego Ci nikt nie odbierze w żaden sposób. Dzięki tym pięknym wspomnieniom będziesz mógł przetrwać, aż może do następnego spotkania 🙂 A Małgosia się nie wybiera do Polski? Rozumiem, że praca, że dom, ale od czasu do czasu dobrze jest przystanąć i odwiedzić swój rodzinny dom, póki jest i są rodzice.

    Pozdrawiam

    Polubione przez 1 osoba

    • Dziękuję Gabuniu za ocenę moich relacji i przeżyć.
      Małgosia będzie w tym roku na konferencji w Londynie, ale raczej nie uda się jej „wskoczyć” do domku.Odległości, kalendarz, koszty… Wiele czynników trzeba brać pod uwagę
      Zobaczymy, czas pokaże .
      Pozdrawiam i ja

      Polubienie

  5. ~Brzoza pisze:

    Wiele historii sie konczy, aby na ich miejscu mogly powstac nowe. Dzieki temu, ze wciaz cos sie w zyciu dzieje- jestesmy stale w ” drodze” ( tej fizycznej i duchowej ). Wspaniale Pan napisal, ze z ” jednym ramion przeszliscie do drugich”. Dwie corki po dwoch stronach oceanu. Panstwu zycze dobrych dni w Polsce, wspanialych tematow z podrozy, powrotu do wspomnien I dzielenia sie przezyciami z nami.

    Polubione przez 1 osoba

    • Dziękujemy za wszystko co dla nas uczynili tam dobrzy ludzie. Każdy uśmiech, przyjazny gest, dobre słowo pomagało nam przeżywaniu różnych wydarzeń i to na długo pozostanie w pamięci. Będę wkrótce obchodził kolejną rocznicę blogowania i mam zamiar kontynuować tę działalność. Będę również sięgał do tematów zwiazanych z pobytami w Chicago.
      Pozdrawiam serdecznie

      Polubienie

  6. Tatulu, gratuluję, Córki wspaniałe i tylko cieszyć się, że relacje z dziećmi są bardzo dobre. Coś wiem o tym. Nie ma nic cenniejszego niż potomstwo. Żyje się przecież dla dzieci i wnuków. I nie ma większej radości niż ich szczęście. A wspomnienia będą umilać i osładzać to szare życie. Pisz dalej, tematy są, a przemyśleń wiele.
    Serdeczności.

    Polubione przez 1 osoba

  7. Rozstania rzeczywiście niosą smutek, zwłaszcza gdy perspektywa kolejnego spotkania jeszcze mglista i daleka. Najważniejsze jednak, że ma Pan dwie cudowne, dorosłe córki. Obie szczęśliwe, choć dzieli je ocean. Na szczęście współczesny świat, „skraca” fizyczne odległości poprzez Internet, Skype…

    Polubione przez 1 osoba

    • Tatul pisze:

      Tak właśnie jest. Łączymy sie, bardzo często i wiemy o sobie prawie wszystko.
      Zrobiłem ponadto parę tysięcy zdjęć, do których mogę wracać.
      Pozdrawiam serdecznie

      Polubienie

Dodaj odpowiedź do ~tatul Anuluj pisanie odpowiedzi

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.