Czy pani Drozdowa pociech się dochowa?

P1130434.Wszystkim znajomym znane jest moje podejście do wszystkiego, co się rusza, ćwierka, pachnie, lub tylko budzi zainteresowanie i nadaje się do sfotografowania. Na tej zasadzie zrobiłem kiedyś zdjęcie gniazdka, Wypatrzyła je Hania – Ania w miejscu, którego ja bym na miejsce na gniazdo nie wybrał. Jakaś „ptica” myślała jednak inaczej. Zainteresowany obecnością nowego lokatora zacząłem go obserwować i rozpoznawać te ptaki. Zrobiłem zdjęcia gniazdka, a później i tego, co w gniazdku. Materiał zamieściłem na Fejsbuku. Aby nie zakłócać wysiadywania omijałem jak mogłem teren gniazdowania.    Nasz wyjazd na tygodniową rehabilitację do Opola służył spokojowi ptaków. Po powrocie pobiegłem  do gniazdka i z przystawionej drabinki zrobiłem zdjęcie jego wnętrza. Było wypełnione młodymi, które w tym czasie, na najmniejszy odgłos otwierały dzioby i konsumowały. Gdy z mojego aparatu nie wypadły im do dziobków smakowite gąsienice, to natychmiast zamykały oczęta, a ciężkawe już główki opadały na własne grzbiety lub na grzbiety sąsiednich maluchów i natychmiast zasypiały. Jakoś w tym czasie przyjechały do nas dzieci. Cieszyłem się z tego, że mogłem pokazać wnusi naszą przyrodniczą nowinkę. Dzieci tym razem, po długim weekendzie szybko odjechały. Jeszcze tego dnia wieczorem robiłem zdjęcia pani drozdowej gdy stała przy gniazdku i obserwowała mnie. Chwilami dało się dostrzec ponad krawędzią gniazdka główki młodych. Gdy następnego dnia rano poszedłem w tamto miejsce, to na ścieżce obok furtki leżało na trawie zrzucone gniazdko. Po młodych ani śladu. Wróciłem do domu, aby zakomunikować żonie o ptasim nieszczęściu. Podejrzewałem koty, których w pobliżu jest naprawdę dużo, albo kawki, które pojawiały się w tym czasie na podwórku zachęcone michą naszego Agisa. Cóż, natura! Uznaliśmy to ze smutkiem. Winą za powstanie tego zdarzenia obarczaliśmy jednak ptaki, no bo jak w takim odsłoniętym miejscu robić sobie gniazdo?

Minęło kilka dni i oto zauważyłem w pobliskich truskawkach takie coś, co ma jeszcze żółto w dziobie, nie ma ogonka, a poza tym ciało ma pokryte całkiem dorosłymi piórkami. Po zastanowieniu się uznałem, że przynajmniej jedno pisklę ocalało z pogromu i skoro rośnie i biega, to może uda mu się przeżyć? Pobiegłem po aparat aby zrobić zdjęcie, ale tym razem nie miałem szczęścia. Rozsuwając krzaczki truskawek szukałem malucha dość długo, ale bez powodzenia. Zrezygnowałem, aby nie płoszyć mamy i młodego. Niech im się uda.
Przy okazji zauważyłem, że część ludzi, którym to zdarzenie opowiedziałem nie wykazało żadnego zainteresowania losem ptaszków. Ot, zwyczajna sprawa. W przyrodzie takich dramatów jest całe mnóstwo… Mają rację. Nikt nie dramatyzuje nad losem muszek, gąsieniczek, dżdżowniczek, które ta mama przynosiła swoim maluchom. Mamusie kawek, srok, czy kociąt też muszą coś jeść, prawda? – Prawda, ale jakoś było mi smutnawo.

– Czy tragedie ptasiej rodziny, mogą poruszać naszą wyobraźnie na wzór tragedii ludzkich rodzin?

Ciekawe, czy pani drozdowa pociech się dochowa?

 

30 uwag do wpisu “Czy pani Drozdowa pociech się dochowa?

  1. Dorota odpowiedziała listownie:
    Witam Panie Czesławie ślicznie dziękuje za piękny list i zdjęcia. Muszę się zgodzić, że faktycznie są prawa natury i w przyrodzie silny zjada słabszego, ale akurat w tym przypadku jest mi smutno, że tak się stało. Oglądając nadesłane zdjęcia ptaszka i jego jajek ucieszyłam się i zafascynowałam ich kolorem. Drozd śpiewak też był piękny – sprawdzałam na necie jak wygląda i faktycznie bardzo się cieszyłam, że przekazał geny maluchom. Los jest jednak okrutny i nie pozwolił ptaszkom przeżyć, a ich mamie nacieszyć się dziećmi. Zastanawiam się czy przypadek również sprawia, że i my umieramy, cierpimy, znikamy. Smutne to bardzo. Panu dziękuje za to sprawozdanie z nieszczęścia i szczęścia zarazem, bo choć przez chwilkę cieszyliśmy się wszyscy zainteresowani obecnością Drozda i jego dzieci. Fajnie, że zrobił Pan zdjęcia, bo to dokument, że Pisklaki były takie śliczne. Nawet Pan nie wie jak dużo to dla mnie znaczy oglądnąć takie małe szczęścia. Jest mi przykro, ale myślę też, że następnym razem Drozdowa wybierze lepsze miejsce na gniazdko nauczona tym przykrym doświadczeniem. Precz z kotami mordercami! Cóż, w życiu trzeba wszystko zaakceptować i pokornie znieść
    Życzę Panu i Małżonce dużo zdrowia i siły na całą wiosnę i lato. Mam nadzieję, że zapał do filmowania nie opuści Pana i będę mogła nacieszyć oko następnym reportażem. Powodzenia

    Polubione przez 1 osoba

  2. Mieszkając jeszcze nie tak dawno na wsi miałem ze zwierzątkami, ptactwem sporo do czynienia. Bez tego naturalnego kolorytu trudno mnie sobie wyobrazić życie na wsi. Owszem, byli tacy co tępili, ja jedynie gryzoni nie trawiłem. Podziwiałem, dokarmiałem, starałem się im nie przeszkadzać. To wszystko mnie cieszyło. A czy pani drozdowa się dochowa? Może następnym razem przenieść gniazdo w bezpieczne miejsce, może przenieść się gdzie indziej. Miejmy nadzieję, że drozdy Was nie opuszczą. Pozdrawiam i pocieszam zasmuconych. 🙂

    Polubienie

    • Dzięki za pozdrowienia.
      Ja też mam nadzieję na sukces populacyjny drozdów, Mam tu jeszcze kosy – też ładnie śpiewają, stado wróbli,którym pomogłem przetrwać zimę i nie mniejsze stado sikorek, które teraz tylko sporadycznie przylatują w miejsce gdzie była ich stołówka. Porozglądają cię i tyle ich widać.
      Pozdrawiam

      Polubienie

  3. Ostatnio unikam programów przyrodniczych, gdyż nie jestem w stanie patrzeć jak słabszy stanowi pokarm dla silniejszego. Wiem, że taka jest brutalna prawda i prawo natury, lecz wolę tego nie widzieć. Kiedyś hodowałam kurczaki; przestałam, bo najpierw pielęgnowałam, dogadzałam, cieszyłam się, gdy z nich wyrosły kurki i koguty, ale…potem nie miał kto ich zabić ani też nie byliśmy w stanie mięsa z nich jeść, normalnie mięso rośnie w gardle i nie da się przełknąć. Dziwne może wydać się to, że kurczaka ze sklepu zjemy, a swojego chowu nie. A ptaszki- właśnie pięknie śpiewają za oknem; tylko wróble -złodzieje kradną mi nasiona z ogródka, a namnożyło się ich tak dużo, że wciąż prowadzą między sobą wojny na ogrodowych świerkach. Ile przy tym wrzawy…nie wtrącam się w ich porachunki , więc nie wiem jak te wojny się kończą. pozdrawiam

    Polubienie

    • To bardzo rodzinne ptaszki Basiu.
      Pamiętasz wierszyk o wróbelkach?

      O WRÓBELKU

      Wróbelek jest mała ptaszyna,
      wróbelek istota niewielka,
      on brzydką stonogę pochłania,
      Lecz nikt nie popiera wróbelka

      Więc wołam: Czyż nikt nie pamięta,
      że wróbelek jest druh nasz szczery?!
      . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
      kochajcie wróbelka, dziewczęta,
      kochajcie do jasnej cholery! K.I.Gałczyński

      Polubienie

      • Tatulu-tego wierszyka nei znałam; dziękuję. Za to bardzo spodobał mi się wierszyk zapamiętany z dzieciństwa; „raz wróbelek elemelek znalazł w polu kartofelek; nie za duży…nie za mały…dla wróbelka doskonały…” teraz uczę tego wierszyka wnuczki 🙂
        Może i wróble są rodzinne, ale te moje wróble to bardzo wojujące stada; wrzask, bijatyka i tylko kurz się wzbija jak lecą pióra.
        Wolę jaskółki; nie robią tyle hałasu. A za to – jakie pracowite…szczególnie uwijają się przed burzą [deszczem]. pozdrawiam

        Polubienie

  4. U mnie wróbli nie uświadczysz, śmietniki zamknięte, ale wiosenne śpiewy ptaków słychać od rana
    . Empatyczni ludzie – jak Tatul – pochylają się nad każdym nieszczęściem. W przyrodzie codziennie dzieją się krwawe dramaty. Dziś na trawniku widziałam pióra gołębia. Jaki drapieżnik pozbawił go życia, nie wiadomo. Pozdrawiam przyrodników.

    Polubienie

  5. Ja znalazłam kiedyś gniazdo, które było nie tylko z patyczków, ale też była poprzeplatana jakaś wełna czy podarte szmatki, mam je do dzisiaj. Często też widzę jak robią gniazda to noszą w dziobach zasmarkane chusteczki higieniczne, które my wyrzucamy – one tym wyściełają chyba. A raz wrona niosła plastikowy wieszak, potem z nim leciała ale z trudem – to chyba na podstawę konstrukcji 🙂

    Polubienie

  6. Za co kocham wieś najbardziej? Odpowiedź jest oczywista i bardzo prosta: za śpiew ptaków. Już kilka razy pisałam, że mieszkałam na wsi 19 lat. Nie uwierzycie, ale nic nie utkwiło mi w pamięci bardziej, niż odgłosy ptasiego śpiewu z samego rana, a wieczorem rechot żab w pobliskim stawie. Zaś w czasie zbierania truskawek, aksamitny głos skowronka, tak melodyjny i delikatny, że czasem podświadomie przestawaliśmy rozmawiać, by nie zakłócić koncertu temu wytrawnemu artyście.Teraz kiedy mieszkam w dużym mieście głosu ptaków wcale nie słyszę (poza jesiennymi nawoływaniami tych odlatujących). Kiedy jestem u siostry na działce, daleko od miasta, w ciszy, którą uwielbiają ptaki, słyszę te melodie dzieciństwa i młodości. Wcześnie rano, wystarczy jeden ptak siedzący na drzewie i śpiewający, by natychmiast obudzić się i wyjść boso na zroszoną trawę. O spaniu już wtedy nikt nie myśli.
    Nie dziwię się Tobie Tatul, że przejąłeś się losem swoich ptaszków. Bo przecież były Twoje, prawda? Śledziłeś ich życie dyskretnie, fotografowałeś, podglądałeś jak rosną. Przykre, że taki los je spotkał. Może ten jeden, który się uratował wyrośnie na dorodnego drozda.
    Pozdrawiam Tatul:)
    http://szescdziesiat-rowna-sie-dwadziescia.blog.pl/2015/05/23/studia-czas-zaczac-cz-iii-blok-podstawowy/

    Polubienie

    • ~MariaR pisze:

      Też sobie Tatulu z tego miłego prezencika skorzystałam i zastanawiam się, czy wszystkie te odgłosy z I planu (i pikłit, i ciuur, i ?…), to są drozdowe? Jeśli tak, to miałby ów śpiewak dość bogaty „repertuar” wokalny.
      Jakiej mniej więcej wielkości (w porównaniu do innych bardziej znanych) jest ten ptak?

      Polubienie

    • Dziękuję Tatul za koncert.
      Przez chwilę poczułam się jak w lesie podczas grzybobrania. Tam właśnie w ciszy leśnej, daleko od zgiełku, ptaki popisują się bez skrępowania swoimi umiejętnościami wokalnymi. Z tym właśnie skojarzył mi się wysłuchany fragment.
      Pozdrawiam Tatul:)

      Polubienie

  7. Ludzie się już dramatom natury nie przyglądają, bo są tak analogiczne do tych ludzkich, że już mają ich dość. Wystarczy raz dziennie telewizor odpalić i się człowiek nasłucha, co się stało i gdzie. Chociaż przyroda swoje sprawy załatwia bez rozgłosu medialnego, to tam jest o tyle lepiej, że jest selekcja naturalna – czasem w ludzkim świecie aż nadto potrzebna. Pozdrawiam 🙂

    Polubienie

  8. Interesuje mnie los ptaków tak samo jak zwierząt, jednak uważam, że już na przykład dokarmianie w lecie to głupota. Ptaki to natura i w sposób naturalny sobie poradzą. Oczywiście trzeba omijać „tereny lęgowe”, po co mamy się mają denerwować:-)

    Polubione przez 1 osoba

  9. Ja też tak mam, że jak się zajmuję jakimś zwierzakiem zamieszkującym w domu lub w ogrodzie, to się przywiązuję i potem, gdy coś się stanie, to przeżywam i jest mi smutno.
    Widzisz Tatulu, ludzie są jacy są i sam wiesz, że nie interesują się czyjąś krzywdą i nieszczęściem, a co dopiero jakimiś tam ptaszkami. W zasadzie po wrażliwości można poznać dobrego człowieka, a z tym niestety jest dość krucho 😦

    Polubione przez 1 osoba

  10. — pięknie obudziła nam się wiosna… ptaki, zwierzęta… często spotykam koło domu pasące się sarenki, o bażantach i zającach nie wspominam, bo to codzienność, przychodzą pod sam próg, nawet pies już nie reaguje, traktuje ich jak swoich… no a co do ptaków ? …. gniazd sporo, nikt nie przeszkadza, / dzieci w szkole, ja w pracy / … jedyny problem, to jak taki ptaszek, przypadkiem wleci przez otwarte okno do mieszkania…

    Polubienie

  11. Klik dobry:)
    Bardzo lubię podglądać zwierzęta, ptaki i robaki. Przeważnie jednak nie myślę o dramatach rozgrywających się także w ich świecie. Może dlatego, że nie widziałam.
    Pozdrawiam serdecznie.

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.