Dzień Kota. Kolejny dzień wielkiej kumulacji świąt

Dzisiaj uświadomiłem sobie, gdy usłyszałem w radio, że …17 lutego mamy kolejne święto, a mianowicie Dzień Kota. Co ma wspólnego święto sympatycznego skądinąd futrzaka z minionymi świętami Walentynki, Dzień Singla? Ano ma i to sporo.
 Dzień Singla w życiu kotów znaczy wiele, bo jak wiadomo:
Najszczęśliwszym zwierzęciem na ziemi jest… kot w mieszkaniu singielki.
Nawet kartka dla singli, przy pomocy której sygnalizowałem na Fb ich święto przedstawiała młodego kotka z dopiskiem: Kto mnie przytuli… 
Nie, ja nie jestem singlem, ale też mam kota na punkcje kota… jak śpiewa radośnie pewna pani: https://www.youtube.com/watch?v=TysnLQegEag

Moja była kota, to kocica, która była z nami od 1998 roku, a więc była bardzo wiekowa jak na kota. Wydała na świat i odchowała całkiem spore stadko kociąt, na których zdjęcia jeszcze natrafiam przy przeglądaniu rodzinnych zdjęć. Do końca była całkiem sprawna, no może z wyjątkiem jedzenia, bo nie mając zębów nie mogła jadać suchej karmy, a z nieznanych nam powodów odstępowała od ulubionych dawniej dań pochodzących z pewnej firmy. Nie gustuje też w wędlinie, krojonej specjalnie dla niej w drobniutką kosteczkę. Mieliśmy więc niejaki problem z odżywianiem staruszki. Kiedyś znalazłem w Onet informację o pewnej Włoszce, która dożyła słusznego wieku 115 lat i przypisuje to diecie, na którą składają się surowe jaja i na…oddaleniu od siebie mężczyzn. Jeśli to ma było skuteczne wobec ludzi, to może i ja próbowałem tego na kotce. Od kawalerów sama stroniła, a surowe jajka? Nie zadziałały. Kotka była członkiem naszej rodziny. Oto co pisałem o niej w 2008 roku:

„Mamy 10-letnią kotkę, która uwzględniając przelicznik 1:7 jest prawie naszą rówieśnicą. To zwierzątko z gatunku wielogatunkowych dachowców, ale nie jest zwykłą kocicą. Towarzyszy nam od kocięcia i wydała na świat już zastępy kotów, zawsze bardzo troskliwie się nimi opiekując. Bardzo przywiązana do domu i… do mnie. Zawsze towarzyszyła mi w pracach wokół domu cierpliwie czekając, aż skończę i prowadziła mnie wtedy do mieszkania idąc przodem z wertykalnie podniesionym ogonem, którego koniuszek zaginał się w swojej końcówce. W domu układała się w pobliżu lub wprost na mnie. Na kolanach, gdy siedziałem; lub na piersiach, gdy leżałem. Masowała mnie wtedy łapkami mrucząc przy tym zawzięcie. Lubiła też miziać się ocierając swój łebek o moją brodę, jakby szczotkując sierść na swojej główce. Te zachowania znają wszyscy, którzy przez te 10 lat bywali w naszym domu. Moja żona bywała niekiedy nawet zazdrosna o te przejawy naszych kontaktów z kotką. Otóż ta ulubienica zachorowała, tak jak to się zdarza ludziom, na nowotwór. Lekarz zawyrokował potrzebę wykonania mastektomii całego lewego pasa sutków. Termin operacji – 31.12.2008 r. w Sylwestra właśnie. Przeżywaliśmy z żoną tę nowinę odnosząc skojarzenia do mojej, lipcowej operacji onkologicznej. Zwierzątko też jakby przeżywało coś, co wisiało nad nią w powietrzu. Budziła mnie wielokrotnie w nocy domagając się jedzenia, którego nie mogłem jej podać, aby była przygotowana do operacji. Samo budzenie to też osobliwość, bowiem w tym celu wykonuje każdorazowo coś jakby ostrzenie pazurków o dywan i czeka aż wstanę. Gdy się podnoszę, ona zmierza przodem do kuchni, gdzie rozstrzyga się przyczyna budzenia. Staje przy drzwiach, gdy chce wyjść na zewnątrz lub siada przed swoimi miseczkami, gdy chce papu. To taka forma komunikacji niewerbalnej, która działa doskonale.
Pamiętam o tym, że porze wyjazdu jakby przeczuwając, schroniła się na swoje ulubione miejsce na ciepłym piecu kaflowym. Zabrałem ją stamtąd zdecydowanym ruchem i włożyłem do przenośnego kojca. Nie protestowała. Podobnie było u lekarza. Gładziłem ją czekając, aż zacznie działać środek znieczulający. Po 10 minutach już spała. Lekarz wprowadził wenflon do przedniej łapki, wykonał prześwietlenie i kazał przyjechać po jej odbiór po pięciu godzinach. Gdy nadszedł czas, pojechałem. Wybudzona, w stosownym opatrunku – wdzianku, chodziła po mieszkaniu zataczając się od podanych leków znieczulających
i czegoś tam jeszcze. Chodziliśmy za nią rozumiejąc w jakim jest stanie.
Całość tamtej opowieści wraz z jej zdjęciem jest pod tym adresem: https://tatulowe.wordpress.com/2008/12/31/moj-sylwester-2008/      
Czy ja miałem kota na punkcie kota?

33 uwagi do wpisu “Dzień Kota. Kolejny dzień wielkiej kumulacji świąt

  1. Może i masz. Kto Cię tam wie. Jeśli nawet, to super pozytywny ten Twój „kot”. Znajduję w nim potwierdzenie, że jeśli ktoś jest blisko naszych braci mniejszych to jest nadzwyczaj wartościowym człowiekiem. Wystarczy zapytać kogokolwiek, każdy to potwierdzi. Twoi wychowankowie jednym głosem tak mówią. To piękne. Ciekawi mnie tylko jedno, kto kogo wychował : Ty żonę, czy żona Ciebie. Ja chyba wiem. Pozdrawiam Państwa, dbajcie o kotkę- babcię, taka miła. 🙂 🙂

    Polubienie

    • Baaardzoe Ci dziękuję za taki komentarz Andrzeju. Obejmuje nie tylko ten tekst, ale i działalność fejsbukową. Pytasz i sam sobie odpowiadasz , a w dodatku bardzo trafnie.
      Pozdrawiam serdecznie

      Polubienie

  2. Skoro dziś dzień kota, to muszę moją sierściuchę 9-letnią wyściskać i przed raczkującym niemowlakiem obronić 😀 Tatulu nie wiem czy ja ominęłam w tekście czy ty zapomniałeś ale wczoraj chyba był jeszcze w kumulacji dzień życzliwości 😀
    Miłego dnia 🙂

    Polubienie

    • Tak jest Antoni. Ja mam i psa , z resztą podobnie jak Ty. Przysłowie głosi, że my mamy psa, a kot ma nas i ja jestem tego potwierdzeniem, ale nie narzekam
      Pozdrowienie dla Twojej Koty

      Polubienie

  3. ~Aisab pisze:

    Stwierdzam, że każdego dnia jest jakieś święto. U mnie najczęściej powtarza się „święto lenia”. Mam „kota” na punkcie tego święta, dlatego nie mam sierściucha -kota ani pieska, ani żadnego innego zwierzątka. Między innymi z obawy, że nasze wnuczki i wnuki by je zamęczyły,; syn ma żółwia to biedny musi przy nich chować się do „mysiej dziury”; dzieci nie rozumieją że zwierzątko to nie żywa zabawka; a mam stać przy nich niczym „kapo” i pilnować żeby wzajemnie nie zrobili sobie krzywdy – nie, to nie dla mnie; byłoby mi żal jednych i drugich; pozdrawiam czekając na kolejne święto 🙂

    Polubienie

      • ~Aisab pisze:

        P.S. dopiero teraz zajarzyłam, że pytałeś;
        „Ciekawe na jakie święto czekasz …”
        poważna odpowiedź brzmi;
        na DZIEŃ MATKI
        i nie dlatego, że jestem matką ale z powodu tęsknoty za swoją już śp. Mamą.

        Polubienie

      • Dziękuję za tę wypowiedź Basiu. Ja mam podobnie nabożny stosunek do swojej matki i sporo miejsca tu Jej poświęciłem. Innym matkom też.
        To już niedługo napiszemy o tym dniu?

        Polubienie

      • ~Aisab pisze:

        Tatulu z wielkim wzruszeniem przeczytałam tamten Twój tekst o Matce. Nie mnie oceniać, lecz moim zdaniem – teksty o Matce będą zawsze aktualne, co by nie napisać. … Tylko u mnie tytuł; „Matka jest tylko jedna…” brzmiałby inaczej, bo ja od poczęcia miałam dwie Matki. Jak myślisz – dlaczego Bóg zapragnął być dzieckiem i narodzić się z ludzkiej Matki ? odpowiedzią na to pytanie jest obraz Siedmiu Boleści Maryi,
        [1. Proroctwo Symeona (Łk 2, 34-35)
        2. Ucieczka do Egiptu (Mt 2, 13-14)
        3. Zgubienie Jezusa (Łk 2, 43-45)
        4. Spotkanie z Jezusem na Drodze Krzyżowej
        5. Ukrzyżowanie i śmierć Jezusa (Mt 27, 32-50; Mk 15, 20b-37; Łk 23, 26-46; J 19, 17-30)
        6. Zdjęcie Jezusa z krzyża (Mk 15, 42-47; Łk 23, 50-54; J 19, 38-42)
        7. Złożenie Jezusa do grobu (Mt 27, 57-61; Mk 15, 42-47; Łk 23, 50-54; J 19, 38-42) ]

        bo tylko SERCE MATKI z miłości może przetrzymać tyle mieczy boleści;

        „Jedynie serce matki uczuciem zawsze tchnie
        Jedynie serce Matki o wszystkim dobrze wie
        Dać trochę ciepła umie i każdy ból zrozumie
        A gdy przestaje dla nas bić, tak ciężko, ciężko żyć” [M. Fogg]
        stąd dwie Matki; Maryja -duchowa [ratująca przed aborcją] i Mama biologiczna.

        Polubienie

      • Basiu, pozwól, że tu odpowiem na Twój ostatni komentarz dotyczący tekstu o matce. Oczywiście zer zgadzam się z nim w pełni. Chciałem tylko uściślić i uzasadnić temat..Zauważ, że po słowie Matka jest przecinek, a tytuł wziąłem z makabrycznego dość dowcipu tej treści:

        Jeśli ktoś pamięta film zatytułowany „Ballada o Januszku”, a w nim przedstawiony los matki birbanta i łobuza, niegodnego miana syna, ten łatwiej zrozumie sens gorzkiego dowcipu, którego tytuł umieściłem w tytule dzisiejszej opowieści. Otóż taki birbant wracający z libacji, dopominał się od zastraszonej matki wódki, której 2 butelki schował w szafie. Matka odpowiedziała, że powinny być tam gdzie je zostawił, i aby szukał dalej. Wreszcie znalazł. Krzyknął jednak w jej stronę: – Matka, jest tylko jedna!

        Czy to jest odosobniona scenka z udziałem wyrodnego syna? Niestety nie. Wczoraj pisano w Onet o tym problemie. Około miliona mieszkań z opuszczonymi staruszkami lub żyjącymi z takimi birbantami jaj ów Januszek.
        Smutny obraz

        Polubienie

      • ~Aisab pisze:

        Tatulu – znałam ten dowcip, gdyż nasz starszy syn często go w żartach powtarza. Głęboko w pamięci wyrył mi się również film, o którym wspominasz; a szczególnie „karcer” jaki syn stosował wobec matki wpychając pod łóżko, na którym potem „bujał się” żeby ją tam pod łóżkiem przygniatać.
        Masz rację, że także dziś spotykamy się z tego typu zachowaniami „wyrodnych” czy „marnotrawnych” synów/córek. Zresztą czasami takie przykłady mamy w zasięgu ręki. Oglądasz serial zatytułowany „Szkoła życia” albo Sąd rodzinny??? Patologia w rodzinach ma swoje odzwierciedlenie w codziennym życiu i…. wydaje czasami gorzkie owoce. Jesteśmy jednak bezradni wobec takich postaw. Niedawno spotkałam się z sytuacją życiową w mej rodzinie , którą zatytułowałabym właśnie;”dwie matki” [ biologiczna i wychowująca]. Postawa dziecka/ córki mnie mocno zadziwiła, a to dorosła, wykształcona i inteligentna osoba, która posłużyła się cytatem; „nie ta matka która urodziła, ale ta która wychowała”. A ponieważ obie matki, to moje kuzynki, więc znam sprawę od podszewki i dziwi mnie fakt, że córka wyrzeka się matki biologicznej, która jeszcze żyje i to w trudnych warunkach, bo syn „Januszek” żeruje na jej emeryturze. Zaś owa „dama” rzekomo tęskni za matką, już śp. która ją wychowywała. Zachodzę w głowę – co jest powodem takiego wrogiego stosunku do matki biologicznej i póki co – nie znajduję uzasadnienia. Myślę, że te sprawy rodzinne są poza naszymi możliwościami do rozwiązania. Nam nie wolno „wtrącać się” w życie innych, bo każdy ma swój patent na życie.. Zaś singli jest coraz większej -czy jest to tylko moda, czy może „pies pogrzebany” głębiej???

        Polubienie

  4. Tatul, zapewniam Cię, że nie masz kota na punkcie kota. Każdy, kto ma w domu zwierzątko, nie ważne maleńkiego chomika, czy ogromnego psa, musi wiedzieć, że jest to żywe stworzenie. Potrzebuje jedzenia, pielęgnacji, a przede wszystkim miłości, jak każdy członek rodziny. I tak należy go traktować. Ja z moimi dziećmi przeszłam przez różne zwierzątka. Ostatnim jakie mieliśmy był czarny króliczek miniaturka. Był z nami prawie 10 lat, a kiedy zakończył życie, moje dorosłe dzieci pochowały go przy naszym garażu.
    Pozdrawiam Tatul:)

    Polubienie

    • Dorodne jest to Twoje kociątko.
      Kiedy mieszkałam z rodzicami na wsi mieliśmy koty i psy. W szopie miały swoje legowiska i tam przychodziły na świat ich młode. Jako dzieci kochaliśmy małe, niewidome, bezbronne kocięta. Pamiętam, że dosyć długo nie otwierały oczu.
      Pozdrawiam Tatul:)

      Polubienie

  5. ~tuv pisze:

    jak miło że ktoś popełnił wpis z okazji tegoż święta;)
    Mamy koty dwa.
    Nasza kotka została urodzona we wrześniu 1999 roku.
    Czarnusia ma zęby (jeszcze;))) i rodziła tylko raz.Wysterylizowaliśmy ją.
    Jest koteczką wychodzącą.Ale już widać że starsza pani bo zimno na dworze,czasem śnieży to jej kupola robić się na dworze nie chce i za przeproszeniem wali czasem w ulubionym kątku;>

    Od razu powiem że żarcie firmy Whiskas już poszło precz,bo moim kotom się zdecydowanie odwidziało.
    Kitket również poszedł precz.

    Kupujemy serca kurzęce dla Rudki (sunki naszej, 5,99zł za kilogram)
    to i koty przy okazji się nimi raczą.Czarnusi kroję na drobniejsze kawałi i wielce zadowolna z tego jest.

    Jajeczko surowe i owszem,czasem daję/najbardziej a raczej tylko wybiera żółtko;)))
    czasem łyżkę gęstej śmietanki
    Suche też wpierdziela, ale zęby ma jak pisałam.

    Miłego;)))

    Polubienie

    • tatul pisze:

      Witaj tuv. Chyba popełniłaś pierwszy wpis na tym blogu, prawda? Cieszę się obiecując sobie jakąś kontynuację.
      Dziękuję za opinię na temat karmienia kota. Dziwnym trafem te same marki karmy przestały pasować również mojej kotce. Ja próbowałem ostatnio wątróbek drobiowych i zauważyłem że zarówno surowa jak i taka ledwo ścięta na oleju bardzo jej pasowała, ale to nie może być mono dieta. Spróbuje dać jej serca drobiowe no i te jajka.
      Pozdrawiam

      Polubienie

      • ~tuv pisze:

        co do wątróbek.
        mam mieszane uczucia bo kiedyś drugiego kota nimi pasłam (koleżanka podpowiedziała że to jest dobre rozwiazanie)
        Niestety.
        Wątróbka jest bardzo cieżko strawna i zalega w żołądku.Nasz Kubuś ma do dziś obwisły z tego powodu brzuch. ( ma lat osiem)
        Nie chcę się wymądrzać;) to tylko moje skromne doświadczenie

        Polubienie

  6. ~tuv pisze:

    lubięTwoje wpisy na kneziowisku i nawet dziś myślalam o takim jednym
    Co byś napisał o :
    post a ciężka praca górnika dołowego?
    Pochodzę z rodziny górniczej ale … no właśnie.Mama nie przywiązywała takiej wagi do postu,zresztą ojciec po wypadku był juzna powierzchni.
    Inaczej u babci. Wierząca mocno ale..NIE PAMIĘTAM !!!
    no i tak to.
    No i my zagłebiacy ;)))) to i z tegoz powodu tu inaczej ciut było;)

    Polubienie

    • tatul pisze:

      ? Ja jestem góral nizinny ze świętokrzyskich gór, a szczególnie z ich pasma wygiełzowskiego.
      Myślałem o następnym tekście związanym z dzisiejszym Popielcem, ale jeszcze się nie zdecydowałem.
      U mnie się pości i przestrzega tradycyjnych zachowań, ale każdy robi tak,jak mu pasuje.
      Tak to ci jest

      Polubienie

  7. A ja kiedyś wyprałam kota. 😦
    A było to tak. U mojego wujka, na plebanii, była kotka. Kiedyś kotka się okociła , sześć cudownych kociąt, pięć szarych i jeden czarny … najśliczniejszy był czarny. Od razu został moim pupile. miał białą łatkę na szyi , wszyscy się śmiali, że kot z celibatką, znaczy koloratką. Dałam kotu na imię Adel, na cześć mojego czarnoskórego kolegi z grupy studenckiej. Jak zbliżało się oddanie dyplomu to przeniosłam się ze wszystkimi klamotami, deskami, bristolami do wujka, bo w naszych 2 pokojach nie było gdzie. Pewnego razu chciałam wrzucić parę rzeczy do prania. nastawiłam pralkę, wsypałam IXI i poszłam. za jakś czas wschodzę do łazienki, patrzę, a między moim białym coś ciemnego, wystraszyłam się, że gospodyni coś miała w pralce. Lecę do kuchni :
    – pani Gieniu, coś czarnego było w pralce ?
    – nieeee , a co ?
    – bo coś czarnego tam lata ..
    – o rany, Adel !!!!!!!!!!!
    zatrzymałyśmy pralkę … rzeczywiście to był Adel, kapkę wyprany, ale nie odwirowany, jak wyrwał z tej pralki to kilka dni się nie pokazał … trochę jakby mu futro wyrudziało id tego IXI

    Polubione przez 1 osoba

  8. Reblogged this on Tatulowe opowieści i skomentował(a):

    Dziś mamy Dzień Kota. Jedynka Polskiego Radia poświęciła kotom wiele miejsca. Telefony i komentarze radiosłuchaczy są pełne wspomnień o relacjach z kotami i ich miejscu w życiu rodziny.
    Mam i ja takie wspomnienia.
    Oto one

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do ~tatul Anuluj pisanie odpowiedzi

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.