Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie…

Ileż to memów wklejają codziennie moi fejsbukowi znajomi na temat przyjaźni, a zwłaszcza tej prawdziwej przyjaźni, aż po grób. Zwykle, tak przez przekorę opatruję je komentarzem będącym czyjąś tam sentencją i wtedy całość wygląda tak:
Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie, a w biedzie przyjaciół poznajemy siebie…
Tak się jakoś składa, że po tym uzupełnieniu urywają się komentarze typu: Prawda, pełna zgoda, tak jest i nastaje cisza. Nie wiem dlaczego…
Tak się złożyło, że od początku nowego roku dość często odwiedzam szpital. Najpierw wysiadywałem na korytarzach oczekując na swoją kolej, a teraz przesiaduję w sali, gdzie leży mój znajomy. Przesiaduję, pogaduję lub tylko się przysłuchuję co mówią inni. W czasie takich odwiedzin wiele się można dowiedzieć o ludziach i ich problemach – nie tylko zdrowotnych, o kondycji służby zdrowia, o stanie szpitali i przychodni POZ, o kulturze ludzi wewnątrz jak i tych z zewnątrz szukających tu pomocy, o przyjaźni, ba nawet o miłości też. Trzeba tylko patrzeć, rozmawiać, uśmiechać się przyjaźnie i pytać z życzliwym zainteresowaniem, a jeszcze lepiej słuchać, słuchać i jeszcze raz słuchać. Tę prawdziwą przyjaźń, a może nawet miłość dobrze widać właśnie tam, gdzie ludzi można poddać próbie. Szpitale doskonale się do tego nadają. Tam widać opiekę ludzi sprawowaną nad dowożonymi ludźmi, a także później gdy chory pozostaje w szpitalu i często bardzo ciężko przeżywa swój ból, strach i osamotnienie. Bardzo pomocne stało się umożliwienie odwiedzania chorych niemal na okrągło, bo jeśli nie przyjdą członkowie rodzin do niektórych chorych to jednak zawsze ktoś z odwiedzających sąsiada z sąsiedniego łóżka też zainteresuje się innymi chorymi, coś opowie, czy wykona jakieś sympatyczne gesty. Nie zawsze jest to akceptowane przez personel, bo trudno im wykonywać swoje funkcje, gdy sala jest pełna odwiedzających. Bywa, że wyproszenie ich z sali na czas wykonania jakichś bardzo intymnych zabiegów jest źle odbierane i o konflikt łatwo, a to nie służy żadnej ze stron. Gdy tak sobie myślałem o tym aspekcie natury ludzkiej, to przypomniałem sobie, że już kiedyś o tym pisałem. Poszperałem w archiwum i oto mam okazję przypomnieć tym, co kiedyś to czytali i zapoznać nowych moich blogowych gości z poniższym tekstem:

Nawet i zachorować warto – 5 października 2011

Zauważyłem, że tematyka polityczna i religijna jest dla wielu ludzi irytującym tłem do ogólnych rozważań, więc dzisiaj wykorzystam tło zdrowotne. Mamy wciąż pogodową jesień, a z nią falę zachorowań na zmorę tego czasu czyli przeziębienia i choroby grypo podobne. Taka przypadłość dopadła mojego znajomego i lekarz nie zastanawiał się długo. Bojąc się wystąpienia zapalenia płuc skierował go do szpitala. Ponieważ pobyt w szpitalu chyba dla każdego z nas jest mocno stresującym wydarzeniem pomyśleliśmy z żoną, że w kwestii zdrowia nie ma nic pewnego . Nic nie wskazywało na nadchodzącą chorobę, a tu masz babo placek. Do szpitala. Zostaw wszystko, spakuj się i jedź do szpitala. Ja przynajmniej, na samą myśl o tym dostaję gęsiej skórki. Jako, że wiadomości na temat jego stanu zdrowia były z dnia na dzień coraz bardziej optymistyczne więc postanowiliśmy z żoną odwiedzić chorego, a właściwie już rekonwalescenta, przy okazji pobytu w mieście, gdzie jest ten szpital. Zastaliśmy go w dobrej formie. Ucieszył się z odwiedzin i chętnie opowiadał nam o przebiegu swojej przygody ze służbą zdrowia. W jego opowieści dostrzegłem dwie istotne i warte przemyślenia nauki.
Pierwsza, to metoda leczenia wykorzystująca obok farmakoterapii znane od wieków domowe sposoby jak poddanie chorego intensywnemu wypoceniu się. Trzy razy w ciągu pierwszej nocy pobytu w szpitalu zmieniał bieliznę, a rano już nie miał gorączki. Pomyślałem, że ja przechodząc podobne problemy zdrowotne chyba nie sięgnąłbym po tę metodę, a jak widać warto.
Druga nauka była już innej natury. Otóż do leżącego w tej samej sali starszego wiekiem pacjenta przychodziła codziennie jego synowa, a po lekcjach również jej córki, uczennice miejscowego gimnazjum i liceum. Niby rzecz normalna, a jednak odwiedziny te zasługiwały chyba na szczególną uwagę, bo mój znajomy był po prostu urzeczony tą rodzinką i tym jak one wszystkie traktowały tego starszego pana. To nie sztampowe, jak choćby nasze odwiedziny, w czasie których się pogada, pożartuję i pożegna, ale pełne miłości i oddania zachowania mające choremu ulżyć w chorobie i poprawić jego samopoczucie. To doświadczenie było na tyle wyjątkowe, że budziło zaciekawienie wszystkich panów leżących na tej sali. Każdy z nich, po wyjściu odwiedzających zastanawiał się głośno, jak i w wewnętrznym dialogu ze sobą samym nad tym, czy jego córka, a nie tylko synowa tak postępuje lub, czy w razie potrzeby postąpi podobnie? Jeśli nie, to kolej na następne pytania. Dlaczego w tamtej rodzinie jest tak, że aż wzruszenie ściska krtań, a w innych bywa zupełnie odmiennie? Czy to zasługa wychowania? Czy może ten dziadziuś jest tak wyjątkową osobą, że budzi tak wzniosłe uczucia?
Przyznam, że i ja myślę o tym nieustannie…
Tymczasem zadbam o swoje zdrowie stosując naturalne metody przydatne w profilaktyce zdrowotnej. Już jestem po szczepieniu przeciw grypie, bo nie chciałbym znaleźć się w przymusowej sytuacji, w której będę zależny od kogoś innego. Chorych trzeba nawiedzać. To bardzo przydatne przykazanie i to dla obydwu stron. Wszystkim życzę dobrego zdrowia.

PS : Niedawno zmarły red. Andrzej Zalewski w ramach prowadzonej w programie I PR cyklicznej audycji Ekoradio zalecał: Pamiętajcie:
Gorące serca zwalczą mróz!

16 uwag do wpisu “Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie…

  1. Wybacz, też krótko. Zmogło mnie. Z nosa kapie, z oczu cieknie. Powiem tak, Bezinteresownych przyjaźni coraz mniej. Często jest to udawanie. Wyjątkowego serca by trzeba by stopić ten lód. Co do szpitali to nie narzekam. Mam pozytywne doświadczenia. Ale nie wszyscy je takimi mają. I to dotyczy tego samego szpitala. Najlepszy jest w Leśnej Górze. Takie to nasze życie. Pozdrawiam. 🙂

    Polubienie

  2. ~grafficiarka.blog.pl pisze:

    Szpitale to bardzo specyficzne miejsca. Czasem myślę, że to zwierciadła społeczeństwa. Z jednej strony chorzy, którzy znajdując się (często nagle) w zupełnie innych warunkach, zależni od innych, cierpiący – zachowują się często inaczej, są bardziej otwarci, tracą codzienne zasłony i skorupki. Jakby szpital zwalniał ich z tego. Z drugiej strony rodziny, odwiedzający – mają swoje „sprawdzam” – tu okazuje się, czy codzienne zapewnienia o przyjaźni, miłości, przywiązaniu zdają swój życiowy egzamin. Tak – szpitale to ciekawe miejsca. Wspaniałe pole obserwacji.

    Polubienie

  3. Ja tam myślę, że nie trzeba trafiać aż do szpitala, żeby się poznać na ludziach, bo czasem codzienne troski weryfikują przyjaźnie. Całe szczęście czasem się zdarzają ludzie, którzy potrafią właśnie choćby wysłuchać. Z innej beczki: parę lat temu, mój jeszcze wtedy tylko chłopak (obecny mąż) trafił do szpitala. Leżał na sali z chłopakiem dwa lata starszym chorym na stwardnienie zanikowe boczne (kończy się śmiercią – dla nieświadomych). Chłopak na stałe mieszka w Szkocji ale dopiero w PL doszli co mu jest. Leżał sam, nikt go nie odwiedzał. Zaprzyjaźniliśmy się, do dziś mamy kontakt, choć jego stan jest już bardzo ciężki. Ale myślę, że lżej mu jest skoro wie, że choroba nie odsuneła od niego ludzi życzliwych. I to jest coś na wzór przyjaźni.

    Polubienie

  4. Mój nie żyjący już od 13 lat mąż uwielbiał życie towarzyskie. A kiedy leżał przez całe 10 lat przykuty do łóżka, nie było nikogo z tych znajomków .

    A ja miałam to tak, ze jak leżałam w szpitalu to czasem było odwiedzających aż za wielu, a kiedy wypisali mnie jeszcze ciągle chorą do domu, jakoś nikt się nie pokwapił mnie odwiedzić…Pozdrawiam serdecznie

    Polubienie

    • Takie jest życie. Ale mimo wszystko żyć trzeba i liczyć tylko na siebie, a jeśli jakieś jednostkowe postawy ludzi będą nam sprzyjać, to trzeba z nich korzystać i chwalić pod niebiosa
      Pozdrawiam dzielną żonę

      Polubienie

  5. ~Antoni Relski pisze:

    W końcu to jeden z Uczynki miłosierne co do ciała numer 6
    6. Chorych nawiedzać.
    bo przy zaniedbaniu pozostanie nam już tylko 7. Umarłych grzebać.
    Pozdrawiam

    Polubienie

    • tatul pisze:

      Tak też robię. W sali mojego chorego był pacjent którego odwiedzało 6-8 osób jednocześnie i przesiadywali z nim wiele godzin. Sama radość …dla personelu i dla współmieszkańców

      Polubienie

  6. matka prawie wariatka pisze:

    My, póki co i na szczęście, nie chorujemy od dawien dawna 😉
    Mam plan, żeby tak zostało.
    Aczkolwiek będąc w ciąży byłam hospitalizowana 3 razy z czego raz leżałam 34 dni i wyszłam już z córką.
    Moja psychika i emocje, nie powiem, zaczynały siadać…

    Polubienie

  7. Tatul, zgadzam się z Agni. Nie trzeba szpitala, by potwierdzić przyjaźń. Przyjaciół, prawdziwych, każdy z nas ma niewielu. Czasem jednego, ale za to na całe życie. Inni mają grono znajomych, ale mianem przyjaciela nie określiliby żadnego. Wielu określa się mianem naszych przyjaciół, do momentu, kiedy nie potrzebujemy pomocy. Gdy poprosimy ich, ulatniają się ze swoją przyjaźnią jak kamfora.
    Pozdrawiam 🙂

    Polubienie

  8. mrfoobaar pisze:

    Dawno temu. Środa 13 maja. Kryzys nastąpił koło południa. Oddech stawał się coraz płytszy. Perspektywę przed oczami wypełniał intensywny niebieski kolor. Film się urwał. Kiedy leki przestały działać ocknąłem się na szpitalnym łóżku. Sąsiad zrecenzował zasłyszane fragmenty historii. Niewiele z nich wynikało. Dopiero następnego dnia podczas obchodu zostałem uświadomiony co mnie położyło.

    Wieści o problemach ze zdrowiem szybko się rozeszły. Kilka osób próbowało dodzwonić się. Natomiast nie mogli przebić się przez sekretariat. Wizyty ograniczano do niezbędnego minimum. Ciotka miała więcej szczęścia. Wykorzystała nieuwagę personelu i pojawiła się na chwilę. Przyniosła obiad w słoiku, trochę owoców i jakieś słodycze. Zamieniliśmy raptem kilka zdań i została wyproszona. Dobroci podzieliłem pomiędzy sąsiadów z sali. Pech chciał, że zostaliśmy przyłapani na konsumpcji. Posiadanie swoich racji żywnościowych było surowo zabronione podobno ze względów epidemiologicznych.

    Dobrze, że to było dawno.

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj odpowiedź do Tatul Anuluj pisanie odpowiedzi

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.