Nie zawsze jest tak źle, jak się spodziewamy

Wczoraj miałem od dawna umówioną wizytę lekarską. Nie, nie prywatną, a taką z ubezpieczenia. Wybierając się przewidywałem dłuższe oczekiwanie i dlatego przeglądnąłem półki z książkami, aby znaleźć coś interesującego, a przede wszystkim w formacie  pocket book – jak to nazywali Amerykanie. Znalazłem taką, przymierzyłem do kieszeni marynarki i w drogę. Dotarłem na pół godziny przed godziną rozpoczęcia pracy dojeżdżającego z dość daleka lekarza. Usadowiłem się tak, aby mieć światło dzienne za sobą i zabrałem się do wstępnych oględzin mojej lektury. Trudna i specjalistyczna treść, a do tego pisana drobniutką czcionką na papierze z lat 70-tych, bo wtedy była wydana. Sąsiadka obok zaglądała do torebki, w której miała  włączony tablet, a więc należała do współczesnych nie tylko w upodobaniach , ale i metrykalnie. Z czasem zaczęli nadchodzić kolejni pacjenci podejmując próbę pozycjonowania.
– Kto z państwa ostatni? – pytali na wstępie i zajmowali się sobą tak jak i my. Wśród nadchodzących wkrótce pojawił się i nasz pan doktor. Pozdrowił grzecznie oczekujących i po chwili zaprosił pierwszych z oczekujących. Odłożyłem książkę po przeczytaniu jedynie wstępu z postanowieniem powrotu do niej przy okazji kolejnej wizyty. Wszedłem gdy tylko wyszedł mój poprzednik. Przedstawiłem się i czekałem aż doktor skończy wpisywanie czegoś do karty chorego, który już wyszedł.
– Proszę usiąść, co u pana panie B. – zapytał. Uśmiechnąłem się do siebie, bo nasuwały mi się różne dowcipne odzywki, ale ograniczyłem się do meritum.
Nic nowego się nie dzieje – na szczęście, miałem zrobić zalecone badania i one są pewnie w mojej karcie chorego. Poza tym skończyły mi się leki – odpowiedziałem.
– Zaraz poczytamy – powiedział i zaczął wyszukiwać mojego nazwiska w sporym stosiku kart leżących na biurku. Gdy znalazł moją, to dalej już potoczyła się według znanego wszystkim scenariusza. Nasunęła mi się jednak myśl o tym, że uniknąłem sporego oczekiwania, które mi się szykowało gdybyśmy obaj przyszli o czasie.
Po kilku chwilach byłem obsłużony, otrzymałem receptę i zlecenie na kolejne badanie, wyznaczono mi również termin kolejnej wizyty. Po dalszych kilku chwilach przeznaczonych na zakup leków wracałem zadowolony do domu marząc, oby tak zawsze… A najlepiej by było, aby tych wizyt nie było wcale, nieprawdaż?
Przy okazji pisania tej opowiastki pokusiło mnie, aby sprawdzić u wszechwiedzącego wujka Google, czy poprawnie nazywam format małej książki terminem pocked book. Nie znalazłem niczego na temat takiego formatu książki drukowanej na papierze, natomiast mnóstwo informacji na temat e-book , Pocketbook jako firmie, która jest czwartym na świecie największym producentem czytników książek elektronicznych z ekranem wykonanym w technologii E Ink… jak i o produktach tej nowej przecież branży.

Muszę się zastanowić nad tą propozycją, gdy tylko skończy się zapas książek papierowych małego formatu.

18 uwag do wpisu “Nie zawsze jest tak źle, jak się spodziewamy

  1. Ja tam jednak wolę papier… Szelest kartek, zapach tuszu… no i książce, nie ważne czy w formacie „pocket” czy w normalnym, na szczęscie nigdy nie wyczerpie się bateria 😀 Można czytać do utraty tchu! (albo do końca książki) 🙂 Pozdrawiam

    Polubienie

  2. Agni – Dla mnie format książki wynika z potrzeby zmieszczenia tej książki w kieszeni, jako że nie lubię saszetek, teczek i aktówek.. Mam w komputerze parę pozycji ale to nie jest to samo. Mogę przeczytać na monitorze kilka artykułów, ale na dłużej to mnie męczy. Z czasem chyba dam się jednak przekonać argumentom Klarki
    Pozdrawiam

    Polubienie

  3. Drogi tatulu, zainteresowały mnie komentarze na temat książki i czytania. Jestem wielką miłośniczką czytania. Dla mnie książki papierowej, z śladami dotyku wielu rąk, nie da się niczym zastąpić. Im mocniej pokiereszowana, tym bardziej mnie pociąga. Korzystam również z książek w wersji elektronicznej, ale tylko wtedy, kiedy nie ma szukanej pozycji w bibliotekach.
    A co do wizyty u lekarza………może idziemy ku lepszemu? Niedługo to lekarz będzie czekał na pacjenta, a nie odwrotnie 🙂
    Pozdrawiam 🙂

    Polubienie

    • tatul pisze:

      No proszę, można mieć i takie podejście do książki i czytania. Podziwiam
      A kolejki do lekarzy znikną, tak samo jak i bezrobocie. Jeszcze trochę poczekamy.
      Witam na blogu i pozdrawiam

      Polubienie

      • CyryliMetody1 pisze:

        Szanowny Panie, nie, kolejki do lekarzy nie znikną. Bo są one wynikiem systemu. Systemowi zależy na kolejkach. A zmiana systemu przebiega bardzo wolno. Lekarzom też nie przeszkadzają, bo kolejka zwiększa prestiż lekarza,jakikolwiek on jest. Zwiększa też jego cenę. A czy kolejka uwłacza systemowi? System ma to gdzieś.
        Obecnie dla mnie, jeżeli nie korzystam ze specjalnych znajomości, wizyta u lekarza to strata całego dnia. A np w Niemczech czy w Szwecji, bo o tych krajach mogę mówić, pacjent wie, że wizyta będzie
        od 12.15 do 12.30 i stricte w tym czasie. pacjent przychodzi o 12.14 i czeka 1 minutę. Nie wiem czy w całych Niemczech, ale na pewno w Spayer. Czyli można. Czemu u nas nie można? Nie wiem. Ale nie muszę wiedzieć.
        A teraz miej oficjalnie, domowo, jest prawie 23 godzina. Przed chwilą wróciłem ze spaceru wieczornego z psem. Po drodze strzeliłem sobie piwko, bacząc aby policja mnie nie nakryła. Przedtem byłem autem u moich wnuków, ok 40 km od nas, pomagając im w lekcjach chemii i fizyki, Rezultaty są. Gdy to skończę pisać coś zjem, chyba plasterki żółtego sera, który bardzo lubię, wówczas Żona niebawem wróci z kancelarii. Porozmawiam z Żoną, bardzo lubię te rozmowy, potem zrobię sobie koktail: gęsty jogurt, mandarynki, może reneta i – po kryjomu troszkę krupniku. Acha, dodam jeszcze łyżkę oleju lnianego, powoduje bardzo łagodny smak, wręcz jedwabisty (cokolwiek by to miało znaczyć). Potem kąpiel i spać. Fajnie mi się rozmawiało z Wami. Jutro mam dość ciężki dzień.
        Jak emeryt może mieć ciężki dzień? Może!
        No to dobranoc. Nie piszcie mi grzecznościowych zdawkowych odpowiedzi. Szkoda czasu.
        Tylko jeżeli rzeczywiście macie rzeczowa krytykę, chętnie przeczytam i przyjmę do wiadomości.
        Pyrsk ludkowie, po śląsku.

        Polubione przez 1 osoba

  4. ~miral59 pisze:

    Moim skromnym zdaniem, książka papierowa jest przyjacielem, ale gdy wybieramy się na ten przykład w podróż, elektroniczna jest lepsza. Niewielka i lekka, co przy podróżach samolotem ma duże znaczenie.
    Czytanie na monitorze różni się trochę od czytania takiej elektronicznej książki. Monitora z komputerem nie zabierzesz ze sobą na spacer do parku, czy do łóżka. Taka elektroniczna książka może ci towarzyszyć wszędzie. A co do baterii… Moja córka zabrała taką książkę na nasz wrześniowy wyjazd. Pod namiotem nie za bardzo jest gdzie doładować… Wyjechaliśmy w piątek, a wrócili w poniedziałek. Całą sobotę czytała, bo padał deszcz i w zasadzie nigdzie nie chodziliśmy. Bateria wytrzymała. Czyli nie jest aż tak słaba…

    Polubione przez 1 osoba

  5. Mieszczka.com pisze:

    Pocket book – po naszemu kieszonkowa książka, ale elektroniczna. Osobiście nie korzystam, wolę książki drukowane. Kiedy zdarzy mi się jechać komunikacją miejską, to tylko ja czytam książkę papierową – ha ha, ha…

    Polubienie

  6. Ultra pisze:

    Niestety, wolę papierową wersję, co wiąże się z dźwiganiem. Piszę niestety, bo większość już dawno wybrała elektronikę, lżejszą z dużymi literami i dużym wyborem książek.Ja skazana jestem na jedną, wybraną. Czasem pożyczam od wnuka, ale przyzwyczajenie to druga natura.
    Serdecznie pozdrawiam

    Polubione przez 1 osoba

    • Gratulacje. Lekarz rodzinny lub jego pracodawca bierze ryczałt za każdego zapisanego i dzięki jego oddziaływaniu uzdrowotnianemu jest tak dobrze. I nie ma czego mu żałować. Niech sobie bierze i niech zdrowie służy wszystkim jego podopiecznym

      Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.