Telefoniczne interesy

Zwykle co kilka dni dzwoni nasz telefon z jakąś wspaniałą ofertą. Odbiera zwykle żona i zaraz przełącza na opcję głośno mówiący, abyśmy mogli słyszeć oboje. Zazwyczaj jakaś młoda dziewczyna pyta grzecznie, według wyuczonej formuły.

– Czy to pani (pan) i tu wymienia osoby z poprzedniego pokolenia właścicieli domu i telefonu? Na ogół odpowiadamy, że niestety wymienione osoby już nie żyją i to od wielu lat. Ma pani jakąś starą bazę danych, czy co… pytamy? |
– A to przykra sprawa mówi uprzejmie rozmówczyni. Ale jeśli już rozmawiamy to, czy mogłabym przedstawić naszą nową ofertę?…:
– Czy zgodzi się pani odpowiedzieć na kilka pytań dotyczących zakupów różnych artykułów? Albo… |
– Czy jest Pani zadowolona z poprzedniego pokazu, zakupu itd.?

Jest też firma zainteresowana mną osobiście, bo jakiś czas temu zdecydowałem się na telezakup kilku wydawnictw książkowych z myślą o wnukach. Dałem się przekonać. Kupiłem, a oni dostarczyli sprawunek w wyznaczonym terminie i dostaliśmy się do ich bazy danych. Od tamtego czasu co jakiś czas wydzwaniają i przedstawiają nową niezwykle atrakcyjną ofertę. Oboje z żoną wiemy, że te panie wykonują tzw. telepracę i w jej ramach uprawiają telemarketing na zlecenie jakiejś agencji, czy może jakiegoś producenta. Jest to ciężka praca jaką wciąż można jeszcze znaleźć, a to dzięki temu, że mało jest ludzi, którzy wytrzymują w takiej pracy przez dłuższy czas. Wiemy, że nie jest łatwo tak wydzwaniać do ludzi i o coś ich wypytywać lub też coś im proponować. Ile one muszą się nasłuchać różnych impertynencji zanim uzyskają zadowalające wyniki.? Rozmowy są nagrywane, a ocena ich skuteczności to nie tylko uzyskanie zamówienia, ale również radzenie sobie ze stresem, umiejętność rozładowania napięć i zażegnywania awantur. Młodzi nie mają lekko. Piszę o tym, aby przy okazji zapytać ludzi, którzy przeszli przez taką przygodę o tę drugą stronę pracy w telemarketingu, czyli o opinię o nas klientach. Napiszcie jak wygląda praca ankietera wiszącego całe dnie na telefonie? Może uda się w ten sposób przybliżyć młodym ludziom jeden z osiągalnych sposobów zarobienia na wakacje, czy zarabiania na życie, z braku innych możliwości zarobkowania. O tym, że bywają to dramatyczne przygody z pracą niech świadczy ten oto artykuł prezentowany kiedyś w Onet.pl http://biznes.onet.pl/koszmar-wakacyjnej-pracy,18563,3320087,1,news-detal

W kąciku „Waszym zdaniem” Onet.pl poleca pojawił się kiedyś temat: Cała prawda o pracy telemarketera.Oto co pisze młoda adeptka tego zajęcia:
Od maja zaczęłam szukać pracy na wakacje. Powysyłałam setki maili do sklepów, warzywniaków, galerii i nic. W końcu koleżanka powiedziała że pracuje w call center właśnie. Pomyślałam sobie, że i tak innej pracy już nie dostane, a kasa się zawsze przyda, nie będę całe wakacje w domu siedzieć. I umówiłam się na rozmowę, powiedzieli mi na niej ze mnie zatrudnia. Miałam 3 dni szkolenia – z rozmowy z klientami, bhp i szkolenie z konkretnej oferty i z telefonów. Potem musieliśmy zdać rozmowę żeby nas w ogóle przyjęli. Podpisaliśmy umowę i pracowaliśmy. Pierwszego dnia poszłam na przerwie do kuchni i całe 10 minut przepłakałam. Czułam się jak jakąś idiotka, którą wszyscy mają w nosie i najchętniej udusili przez słuchawkę. W tej pracy czułam się jak ktoś obcy, wiecie takie 2 twarze. Koleżanka powiedziała mi że najlepsze co mogę zrobić to nie przejmować się i po prostu olewać chamskie odzywki od klientów. Czasami jest strasznie trudno, ale daje jakoś radę. I pewnie niewielu z was zdaje sobie sprawę ze my jesteśmy rozliczani z rozmów. Nie wystarczy ze wy powiecie nie dziękuje, my mamy chociaż przedstawić wam ofertę bo jak nie to dostajemy opieprz od naszych liderów. I wiecie co – szczerze mówiąc już mam dość tej pracy, najchętniej bym z niej zrezygnowała. Spytacie – no to co stoi na przeszkodzie? A no to,  że coś trzeba jeść, trzeba raz na jakiś czas kupić cos do ubrania, a od rodziców wiecznie nie będzie się prosić o 20 zł na bluzkę. Skończyłam 1 rok studiów, na razie nie mam żadnego doświadczenia, nie studiuje w bardzo dużym mieście i jest to dla mnie jedyna szansa żeby w ogóle sobie dorobić. A to co wy czasami mówicie przez słuchawkę to jest dopiero śmieszne i żałosne – to moja praca, nie wymarzona, ale przynajmniej mam kasę na swoje wydatki. Wiec pomylcie o takich młodych osobach, w mojej sytuacji, które nie maja wszystkiego podanego na tacy, zanim wydrzecie się do słuchawki, poprzeklinacie i zagrozicie ze złożycie na nas skargę. Nie rozmawiacie z maszynami tylko z ludźmi, którzy tez maja uczucia i tez bolą je ostre słowa. Pozdrawiam wszystkich!

Gdy dzisiaj kupowałem materiały budowlane w małym sklepiku, to jego właścicielka akurat została poproszona do telefonu. Po chwili ciszy usłyszałem jak z wyrzutem odpowiadała rozmówcy:
– Dokąd będziecie czepiać się mojej babci, która już od 25 lat nie żyje. Dlaczego nie wykreślicie tego numeru ze swoich spisów? Zmarłym chcecie wciąż sprzedawać swoje produkty?
Istnieje więc problem, na który chcę zwrócić uwagę. Jedni chcą pracować, aby zarobić na pokrycie swoich wydatków, a drudzy z różnych względów nie chcą korzystać z tych wyjątkowych okazji jakie się im przez telefon proponuje.

Nie wolno prowokować awantur, ani zbyt łatwo ulegać nawet najbardziej uzasadnionemu oburzeniu. Jak osiągnąć taki stan?

Ja, będąc świadomym faktu nagrywania rozmów nigdy nie rzucam słuchawki, cierpliwie tłumaczę swoje racje, chwalę umiejętności pań zatrudnionych w telepracy i życzę im sukcesów, ale nie w kontakcie ze mną.

Niechby się im poszczęściło przynajmniej tak jak w tym opowiadanku:


 

50 uwag do wpisu “Telefoniczne interesy

  1. ~Kneź pisze:

    Hm… mój czas tez kosztuje – nic na to nie poradzę. Napastowanie mnie ofertami, których nie chcę jest naruszeniem mojego spokoju, wykorzystaniem mojego czasu, komfortu, i naruszeniem zasad życia społecznego, nie mówiąc, że na ogół wiąże się to z nieuzasadnionym i niezgodnym z prawem wykorzystaniem danych osobowych i jest zwyczajnym spamem i chamstwem. Oczywiście rozumiem potrzebę zarabiania pieniędzy, ale nie moim kosztem. Zauważyłem, że np. telemarkieterzy z kablówki owszem napadają mnie regularnie, ale już sąsiada gdy chciał rozwiązać z nimi umowę pofatygowali osobiście do biura, chociaż jest inwalidą i ma bardzo duże problemy z poruszaniem się, a ofertę satysfakcjonująca goi przedstawiono dopiero po rozwiązaniu przez niego umowy. Ja tej firmy pozbyłem się po dłuższych perturbacjach, w tzw. trybie windykacyjnym, bo inaczej obciążyłaby mnie za nic. Tak więc dlaczego oni do mnie dzwonią? Ja ich nie upoważniałem – tego biednego pracownika tez nie – niech mu w takim razie zapłacą za stres, a mi za stracone nerwy i czas.

    A może by tak zaproponować takie rozwiązanie, że po uzgodnieniu kto i czego chce, poinformować takiego delikwenta, że za określony czas wyznaczamy stawkę w określonej kwocie, np 10 zł/h, bo dlaczego nie? Można w zasadzie zaproponować dowolna kwotę i wystawić rachunek przez firmę windykacyjną, bo zapewniam że z drugiej strony gdy już cokolwiek się zobowiążemy, nie będzie zmiłuj się i wyegzekwują wszystko co do ostatniego grosza, odsetek, kar umownych i kosztów, należnych lub tylko należnych z pozoru, albo i całkiem nienależnych.

    Polubienie

    • Gdyby relacje klient-sprzedawca w tej dziedzinie obwarować tak ostrymi przepisami, to pewnie oznaczałoby jej całkowity upadek. Ponieważ po tę niewdzięczną pracę sięgają osoby niepełnosprawne lub np. samotne matki, to oznaczałoby to pozbawienie ich możliwości dorobienia pary zł.
      Ja myślę Kneziu, że trzeba szkolić, szkolić i wychowywać kolejne pokolenia telesprzedawców i teleklientów.
      I niech się kręci.
      Pozdrawiam

      Polubienie

    • Myślę, że uda się dochować tradycyjnego już cyklu wydawniczego.
      Czekając na nowe p[osty polecam sięgnięcie do archiwum bloga , gdzie jest sporo szkolnej tematyki.
      Pozdrawiam

      Polubienie

  2. To jest wlaśnie jeden z tych nowych zawodów( jeśli tak to można nazwać) telemarketer też ma nie łatwą pracę, musi wykonać dziennie masę telefonów i namawiać ludzi na daną ofertę. Obecnie to jeszcze jedna fucha”, którą w ogóle można złapać .Ale nie wszyscy wytrzymują- marna praca, marnie platna, na dodatek szkolenia, wyjazdy, żeby tylko pracownika odciągnąć od rodziny.Uczą wciskać klientowi różny towar twierdząc, że jest im niezbędny:)niechby sie im tak poszczęsciło, jak w tym opowiadanku, bo to w sumie o to chodzi, to cały kurs w zasadzie tej sprzedaży!

    Polubienie

    • Jak przeczytałam słowa; ” marna praca, marnie platna, na dodatek szkolenia, wyjazdy, żeby tylko pracownika odciągnąć od rodziny.” to skojarzyłam, że świadkami Jehowy. Oni też wiele czynią aby odciągnąć „niewolnika niewolnika” od rodziny.
      Mój mąż już nie ma cierpliwości w wysłuchiwaniu tych katarynek; bo to przecież nie tylko oferty telefoniczne zatruwają nam życie lecz także różni akwizytorzy i „spotkania biznesowe” z obietnicą darmowego prezentu – chwyt na wygraną bądź prezenty; tych bubli to człowiek zdążył już nagromadzić wiele i potem trzeba płacić za wywóz tych śmieci. Praca pracą, lecz uprzykrzanie życia innym powinno być niedopuszczalne.

      Polubienie

  3. ~Piotr Opolski pisze:

    Mam dobry sposób na zawracanie głowy przez rózne oferty. Grzecznie pytam skąd maja moj telefon. Najczęściej słyszę, że z ksiązki telefonicznej. Oświadczam wtedy, że mojego numeru nie ma w ksiazce telefonicznej i dalej domagam sie skąd maja mój numer. Jest to skuteczne. Czasami pada że gdzies zgodziłem się na tego typu promocje. Także zaprzeczam.
    Po jakims czasie telefony sie koncza lub przynajmniej zmniejszają
    Pozdrawiam zycząc cierpliwości.

    Polubienie

      • ~Kneź pisze:

        To w końcu podoba Ci się ta zabawa w naciąganie ludzi na niechciane telefony, i transakcje na pograniczu oszustwa czy też nie podoba? Zdecyduj się, bo już nie wiem 😀

        Polubienie

      • A nie można tak pośrodku , Kneziu?
        Myślę, że dobrze określiłem swoje podejście do telepracy w tym akapicie:
        „…Istnieje więc problem, na który chcę zwrócić uwagę. Jedni chcą pracować,

        aby zarobić na pokrycie swoich wydatków, a drudzy z różnych względów nie chcą korzystać z tych wyjątkowych okazji jakie się im przez telefon proponuje.

        Nie wolno prowokować awantur, ani zbyt łatwo ulegać nawet najbardziej uzasadnionemu oburzeniu. Jak osiągnąć taki stan?

        Ja, będąc świadomym faktu nagrywania rozmów nigdy nie rzucam słuchawki, cierpliwie tłumaczę swoje racje, chwalę umiejętności pań zatrudnionych w telepracy i życzę im sukcesów, ale nie w kontakcie ze mną….”

        W stosunku do wielu dobrze prosperujących społeczeństw rozmiary telepracy u nas są wciąż śladowe. Czy tego chcemy, czy nie ktoś będzie na nas eksperymentował próbując coś nam zaproponować. Nie musimy się na nim wyżywać, co?
        Wciąż liczę na to, że ktoś z tamtej strony zabierze u nas głos.
        Pozdrawiam niedzielnie

        Polubienie

      • Moim zdaniem- nie można tak po środku; trzeba być albo zimnym albo gorącym; ciepłe to są nawet kluski niedobre.
        mówić; tak-tak -pięknie dziękuję; nie-nie- pięknie dziękuję; podobno trzeba być asertywnym i umieć powiedzieć NIE bez uzasadniania. .

        Polubienie

      • ~Kneź pisze:

        Bezsprzecznie, trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że nie są to na ogół oferty dla nas korzystne, za to na pewno korzystne dla oferującego je. Za nim stoi cała masa elementów do sterowania naszymi zachowaniami – kulturalnych, zwyczajowych, psychologicznych, lingwistycznych, nawet neurologicznych. My mamy do przeciwstawienia się tym manipulacjom jedynie możliwość ofuknięcia (dla zdrowia psychicznego) i odłożenia słuchawki, a w skrajnych przypadkach rezygnacji z posiadania telefonu. Jak mało kto rozumiem potrzebę pracy i zarabiania pieniędzy, ale nie wtedy gdy jest to za cenę oszustwa, którego to ja jestem ofiarą. Niestety z rzadka spotykam oferty uczciwe, w związku z tym uznałem ten sposób sprzedaży za nieuczciwy, bo narusza on moje prawa. Stąd uważam, ze uczciwa była moja propozycja, żeby na „dzień dobry” wycenić swój czas – jeżeli sprzedający uzna że warto zaryzykować, to niech przedstawia ofertę, jeżeli nie, to niech się rozłączy, byle szybko, bo ma na przedstawienie swojej propozycji np. minutę.
        Skąd tak propozycja? No bo ostatnio z uprzejmości zgodziłem się na krótki sondaż dla jakiegoś tam instytutu badania tego czy owego – ile czasu to potrwa? – zapytałem. PIĘTNAŚCIE MINUT, usłyszałem w odpowiedzi! Szybko zrezygnowałem z reszty rozmowy – w piętnaście minut to można potężny egzamin przeprowadzić, a nie sondaż. Przez piętnaście minut to ja mogę napisać kawał notki na bloga, albo przepis na szynkę stworzyć, albo wymyślną sałatkę zrobić! Tracenie tego czasu na sprzedawanie swojej prywatności, preferencji i wiedzy na rzecz firmy która tym będzie handlowała z moim udziałem, a bez mojej wiedzy i zgody, uważam za bezsensowne. Rozmówca mój jako przedstawiciel firmy żerującej na życzliwości i naiwności ludzkiej jest mi równie wrogi jak i ta firma. Oczywiście tych teleankieterów na szkoleniach uczą nie tego jak klientowi zapewnić korzyść, tylko jak GO wykorzystać. Jeżeli sobie z tego nie zdają sprawy to zwyczajnie naiwni, żeby nie powiedzieć głupi.

        Polubienie

      • tatul pisze:

        Ja trochę się orientuję w tym czego uczą takich sprzedawców i czego uczyć powinni. Niezależnie od intencji i kwalifikacji uczących, jest jeszcze sprzedawca – najczęściej z musu, a nie z wyboru. No i jest klient tworzący tzw. interakcję. Widzę, że wielu ludzi jest obolałych po obydwu stronach i przyjdzie sporo czekać na zmianę stanu rzeczy. My nie załatwimy niczego. To się musi samo „utrząść”. Mamy czas. Poczekamy. Pozdrawiam

        Polubienie

  4. ~Jagnisia pisze:

    Kilka lat temu, jeszcze w czasie studiów prasowałam jako roznosiciel ulotek. Dlaczego o tym piszę?? Bo poziom stresu i uprzejmości potencjalnych „klientów” jest podobny jak w przypadku call center niestety. Potrzebowałam pracy, bo zawsze starałam się sama zarobić na swoje wydatki i nie chciałam wiecznie wisieć na rodzicach. Ale co się nasłuchałam to moje i tyle…
    Panie Tatulu, czytam i staram się być na bieżąco, ale ostatnio jakby mniej czasu mam 😉

    Polubienie

    • tatul pisze:

      Doświadczyłaś i wiesz Jagnisiu. Współczuję i dlatego ten artykuł.
      Cieszę się z tego że czytasz na bieżąco ale smucę się tym, że jesteś tak zapracowana.
      Pomyślności życzę

      Polubienie

      • ~Jagnisia pisze:

        Nie tyle zapracowana co pochłonięta opieką nad moim małym szczęściem 🙂 więc to słodki obowiązek, choć niełatwy i wymagający wiele energii. Nie ma się więc czym smucić.

        Polubienie

  5. ~maleńkapń pisze:

    pracowałam jako telemarketerka i muszę przyznać że miałam poczucie winy dzwoniąc do ludzi i oferując coś co być może nie jest im potrzebne, dzwoniłam by na nich zarobić i nie potrafiłam pozbyć się tej myśli dlatego już tam nie pracuję. Moja przygoda w call center jest jednak o wiele dłuższa, gdyż pracowałam na infolinii przychodzącej dla pewnego operatora sieci internetowej i telefonicznej i muszę przyznać, że taka praca mi odpowiada. To właśnie w tedy zrozumiałam, że to jest praca dla mnie. Jestem trochę nieśmiała ale przez telefon nabieram odwagi. Lubię pomagać ludziom i nie raz miałam łzy w oczach jak udało mi się skonfigurować router z klientką a ona dumnie wykrzykiwała do słuchawki, że jest bardzo zdolna, mężczyźni nigdy tak nie reagowali, cieszyli się że w końcu internet działa i grzecznie dziękowali za rozmowę. Proszę sobie wyobrazić, że byłam w stanie siedzieć na takiej infolinii nawet 14 h na dobę a jak przychodziłam do domu to jeszcze rodzicom opowiadałam jak to skonfigurowałam urządzenie z klientem nie mając pojęcia jak ono wygląda. Ale to nie koniec mojej przygody na infolinii. Przez kilka miesięcy pracowałam na -może się wydawać- niemiłej infolinii gdyż dzwoniłam do klientów z informacją, że jak nie zapłacą w ciągu określonego czasu zaległości to zostaną odłączone im usługi, negocjowałam z klientem termin spłaty. Jeśli nie zapłacili to następny telefon był już z windykacji. W odróżnieniu od infolinii sprzedażowej ta praca bardziej mi odpowiadała ponieważ dzwoniłam w słusznej sprawie -jak ktoś nie płaci – czeka go kara, z tym wyjątkiem, że ja jeszcze dawałam takim osobą szansę. Teraz również pracuje „na słuchawkach”. Klienci uważają, że jestem nie kompetentna i chcą rozmawiać z prezesem aby mnie zwolnił bo siedzie, odbieram telefon i nic nie wiem. Taka praca wymaga ode mnie ogromnego opanowania gdyż jestem obrażana przez klientów przez to, że wykonuje swoje obowiązki. Pewnych informacji nie mogę im udzielić bo takie mam wytyczne stanowiska. To moja praca jak nie ja ją będę wykonywać to ktoś iny będzie to robił. Może kiedyś ją zmienię.

    Polubienie

    • tatul pisze:

      ~maleńkapń, dziękuję za tak otwartą wypowiedź z tej Waszej, a nie konsumenckiej strony barykady. Liczyłem na taki głos jedynie podejrzewając jak musi być przykre przyjmowanie „na klatę” wszelkich obelg i ataków. Nie wiem czy jestem w stanie zaproponować jakieś konstruktywne rozwiązanie. Może jeszcze ktoś się o to pokusi?
      Poczekamy?
      Pozdrawiam

      Polubienie

    • ~Internautka pisze:

      Zmienisz i tego Ci życzę . Poza tym cenie takie osoby jak Ty, wiedząc , że ludzie nie chcą pracować w call center. nie czekałaś na cud , że ktoś Ci coś załatwi , ale sama podjęłaś się ciężkiego zadania. Podziwiam takie osoby

      Polubienie

  6. ~Internautka pisze:

    Czy ten rodzaj pracy jest ciężki? Bardzo, dlatego między innymi dziwią mnie pracodawcy , którzy nie doceniają starań konsultantów, wysłuchujących od swoich rozmówców dziesiątki zdań , przeciwko, krzyku, niecenzurowanych słów. Mam jedno określenie na takich pracodawców, oczywiście zostawię je dla siebie , i nie chce z nimi nigdy więcej współpracować. Dla ludzi , którzy przeszli ten rodzaj zarabiania na życie , ślę szczere gratulacje , jestem godna podziwu dla nich ,wiedząc ,że poradzą sobie z każdym przedsięwzięciem.

    Polubienie

    • tatul pisze:

      Dziękuję w imieniu tych osób, które zbierają niezasłużone cięgi tylko dlatego ze mają do zapłacenia rachunki i podjęli taką pracę

      Polubienie

  7. ~dim pisze:

    Wracam do domu po pracy, jem obiad i nagle odbieram telefon z cudowną ofertą zakupu np. garnków zakamuflowaną pod hasłem „zdrowy tryb życia”. Powinienem z cierpliwością wysłuchać całej tyrady, bo po drugiej stronie jest ktoś, kto ma rachunki do zapłacenia i go lider opierniczy? Numer mam zastrzeżony, anonimowe połączenia zablokowane, nigdy nie zgadzam się na przetwarzanie w celach marketingowych itp., a i tak się jacyś natręci znajdą. Jak będę chciał kupić garnki, to się sam zgłoszę.

    Polubienie

    • tatul pisze:

      Mają swoje sposoby. Ja wspominam o właścicielach telefonów z poprzedniego pokolenia. Pomyślałem więc, że może wystarczy stara książka telefoniczna??? W razie czego można zmienić front na; …skoro już rozmawiamy, to….
      Pozdrawiam

      Polubienie

  8. ~Moretta pisze:

    a ja tak pracuje od kilku lat, wstaje rano pije kawe i już jestem w pracy…rzadko zdzarza mi się jakiś opryskliwy klient i to zazwyczaj klienci rzucają słuchawkai jak się im nie chce wdawac w dyskusję…chwalę sobie, bo dobrze zarabiam, ale i sporo pracuje….nie mam żadnego poczucia winy, bo nie oszukuje swoich klientów, a najlepszym dowodem jest fakt, że zadnej skargi, ani reklamacji, czy zwrotu zamówionego towaru od 3 lat nie miałam…wnioski mam takie, że klient traci, bo wsadza wszystkie firmy do jednego worka, ze niby każda oszukuje i wciska, a strający się o pracę próżno doszukują się głębszej filozofi w tej pracy: ja sprzedaje-klient kupuje…pracując w sklepach tez nie jedna baba mnie zbluzgała, a raz nawet wszedł jakiś pijak i zamknął łucznik od środka i mi od ‚kochanie’zaczął wyjeżdzac-przegoniłam mopem i wyzwiskami….pracując z telefnem czuję się bezpiecznie, fair-bo nikogo nie oszukuje, mam świetny kontakt ze stałymi klientkami, a nie wdaje się w głupie gatki jak w zyciu, a co najważniejsze zarabiam dobrze, co jest wymiernikiem mojej pracy, a skoro dobrze zarabiam to i dobra jestem w tym co robię, wiec szef się nie czepia i jest git

    Polubienie

  9. Agnieszka skomentowała to następująco:

    ” W dniu mojego porodu wydzwaniał do mnie pan z banku. Odebrałam i powiedziałam, że nie mogę z nim teraz rozmawiać i ma nie wydzwaniać bo leżę na porodówce i przez niego zaraz zabiorą mi telefon. Myślałam, że pan zrozumiał. Na 2 dzień zamknęłam oczy ,a po 5 minutach obudził mnie pan z banku zapytać czy możemy już rozmawiać… dodam, że to była godz 8.30. Niestety jeżeli pracownicy call center nie rozumieją jak się do nich mówi i dlatego muszą wysłuchiwać tego, czego wysłuchują. Szkoda mi ich ,ale niestety taka nasza rzeczywistość.”

    Polubienie

  10. ~Panierka pisze:

    Witam wszystkich.
    Pracowałam w call center 3 miesiące i muszę powiedzieć że dobrze wspominam tą pracę. Wbrew pozorom rzadko mi się zdarzało wysłuchiwać imperatywów pod swoim adresem od klientów. Ludzie byli na ogół mili i jeżeli odmawiali to kulturalnie i uprzejmie. Rozumieli, że to moja praca i dla przyjemności tego nie robię. A jeżeli już trafiło się na kogoś, kto wyzywał i był chamem to trudno. Ja do siebie tego nie brałam i dzwoniłam dalej, bo tak musiałam i tyle. To, jak ludzie traktują konsultantów, świadczy tylko i wyłącznie o ich kulturze osobistej. Pozdrawiam wszystkich. Tych miłych i niemiłych również 🙂

    Polubienie

    • tatul pisze:

      Dzięki Panierko za tak rzeczowy komentarz.Profesjonalizm przede wszystkim. Każdą pracę można wykonać w sposób szanujący uczucia i poglądy drugiej strony.
      Przy okazji…Czy możesz podać gdzie ten tekst był polecony? Dziękuję
      Pozdrawiam

      Polubienie

  11. ~Agu pisze:

    Ostatnio kompletnie zagięłam dziewczynę czytającą mi elaborat z kartki. Aż mi jej żal… Wysłuchałam jej uprzejmie i kulturalnie a kiedy skończyła poprosiłam ją aby zaproponowała mi jeszcze raz swój produkt własnymi słowami – nie czytając podłożonego gotowca to może pogadamy… Zatkało ją… Naturalnie i się spaliła – sama odłożyła słuchawkę . Bidula nie miała pojęcia o pracy jaką wykonuje. Telemarketing to bardzo trudny zawód wymagający specyficznego, silnego charakteru.

    Polubienie

    • tatul pisze:

      Dziękuję „Agu”. Podzielam Twoją opinię. To jest trudny zawód, ale i dlatego fluktuacja jest w nim nadzwyczaj duża. Ktoś, kto wpadnie z „musu” nie przykłada się do zgłębienia różnych niuansów ułatwiających ,czy wręcz umożliwiających trwanie w zawodzie. Na to jednak nie ma sposobu. Rynek!!!

      Polubienie

  12. ~grzechol pisze:

    Zgadzam się, że telemarketing to bardzo często sposób na wciskanie nam dóbr i usług, których nie potrzebujemy, często w sposób nachalny, irytujący, a nawet niezgodny z prawem. Ale, po pierwsze, przecież to nie osoba siedząca po drugiej stronie słuchawki jest temu winna, tylko ten, który zleca jej wykonywanie tej pracy! A po drugie, nic nie usprawiedliwia chamstwa czy obrzucania wyzwiskami. Ja też się irytuję, kiedy po raz czwarty mówię konsultantowi, że nie chcę przedłużać umowy. Zwłaszcza, że wiem, iż najprawdopodobniej za kilka dni będę musiał to mówić piątej osobie. Lecz na pewno nie pozwoliłbym sobie na bycie nieuprzejmym, krzyczenie czy pogardliwe traktowanie telemarketera. Niestety wiele osób zachowuje się w ten sposób, odreagowując swoje własne porażki, problemy i kompleksy. Szef wyżywa się na nich w pracy, to za to oni pokrzyczą sobie na konsultanta – bo on musi być uprzejmy, i przez to staje się kozłem ofiarnym. To przykre, ale tak po prostu jest.

    Polubienie

    • tatul pisze:

      ~Grzecholu, tak właśnie chciałem ten temat przedstawić. Nie ma to winnych, ale chyba wszystkim nam jest potrzebne doświadczenie we wzajemnych kontaktach, a źródłem tego doświadczenia musi być praktyka.
      Pozdrawiam

      Polubienie

  13. ~m pisze:

    Pracowałam w call centerach dość długo – w zasadzie co roku na wakacje udawało mi sie znaleźć pracę w innym (bo nie oszukujmy się, tam prawie każdy pracę dostanie). Początkowo pracowałam na sprzedarzt – przedłużałam umowy. Zawsze starałam się dobrać jak najlepszą ofertę dla klienta i do każdego podchodziłam indywidualnie. Z początku przejmowałam się, gdy ktoś coś niemiłego mi powiedział, ale z czasem dopadła mnie znieczulica i gdy klient obrzucał mnie stekiem wyzwisk to nawet sie cieszyłam, Miałam wtedy czas, by odpocząć bo zazwyczaj taka tyrada trwała kilka minut a ja w tym czasie tylko potakiwałam. Z czasem jednak praca zaczęła mnie męczyć, bo niestety większość konsultantów ma na względzie swoje dobro, a nie klientów. I niektórzy z moich współpracowników z premedytacją nie mówili o niektórych ważnych kwestiach. Ponieważ na dłuższą mete taka praca jest niesamowicie strasująca (praktycznie co godzinę musiałam sie tłumaczyć, dlaczego jeszcze nie mam normy) to się zwolniłam. Następnego roku załapałam się do Biura Obsługi Klienta. Mysłałam, że może tam praca będzie przyjemniejsza. Okazało się, że jest jeszcze gorsza. Jak powiedział kiedyś mój kierownik, klient jest najmniej liczącą się osobą w tej firmie (a to była duża, komórkowa firma). Na załatwienie sprawy klienta mieliśmy 3 minuty. Oczywiście nigdy nie wyrabiałam się w czasie. Kiedyś spędziłam półtorej godziny na załatwianiu sprawy klienta (który narzekał, że przede mną 5 konsultantów odesłało go z kwitkiem), niestety potem musiałam tłumaczyć się z mojej niskiej efektywnosci. Poza podejściem do klienta najbardziej demprymujacą rzeczą był jednak problem naszego przygotowania merytorycznego. 3 tygodniowe szkolenie na niewiele się przydało, gdy przyszło rozwiązywać realne problemy klientów. A najgorsze było to, że gdy nie wiedziałam jak coś zrobić i pytałam się mojego przełożonego, to ani on ani jego przełożony nie byli mi w stanie udzielić jednoznacznej odpowiedzi… Niemniej jeśli chodzi o podejście do klienta, to gdy wyczuwałam, że osoba po drugiej stronie jest miła i nie awanturuje się, nawet gdy dowiaduje się, ze ma o 800 zł przekroczony abonament, to starałam się zrobić wszystko by jej pomóc. Dzwoniłam, dopytywałam się, przekraczałam 10-krotnie czas jaki miałam jej poświęcić, byleby tylko pomóc rozwiązać sprawę. Ale jeśli ktoś po drugiej stronie był niemiły to robiłam tylko i wyłącznie to, do czego miałam uprawnienia i nie angażowałam się zbytnio w jego sprawę. Tak tez postępowała większość moich współpracowników.

    Polubienie

  14. ~dziewczyna z Call center pisze:

    Niestety praca w call center nie jest łatwa, codziennie jesteśmy narażeni na stres, często to że dzwonimy i pytamy o osoby które nie żyją nie jest zależne od nas, my tylko wykonujemy swoją prace, a pracujemy na bazie jaką otrzymujemy od zleceniodawcy. Dodatkowo każdy telemarketer ma nad sobą koordynatora i team lidera, rozliczani jesteśmy ze wszystkiego, nawet z tego jakim tonem mówimy i czy słychać w głosie „uśmiech”, jednak coraz trudniej o niego gdyż klienci często krzyczą bądź wyzywają, a my chcemy tylko zarobić i dobrze wykonać swoją prace, bo inaczej zaraz znajdzie się obok koordynator, team lider bądź trener. Zazwyczaj są to osoby, które nie mają za bardzo pojęcia o tym co my sprzedajemy bądź do czego nakłaniamy. Kolejnym aspektem jest to że jeślki nie sprzedamy danej ilości produktu dziennie na nastepny dzien wysyłają nas do domu na bezpłatne wolne i przemyślenia dlaczego się nie udało. W call center pracuje się zazwyczaj na umowę zlecenie, więc jakiekolwiek urlopy nie są płatne, a jeśli już przełożeni orientują się że dużo osób wyrabia „normę” (sprzedaje odpowiednią ilośc produktu bądź więcej, co wiąże się z prowizją) podnoszą ilość sprzedanych produktów, bo wtedy nie muszą wypłacać prowizji. Ja osobiście w call center pracowałam ponad 2 lata spotkały mnie różne sytuacje, ale nigdy wcześniej nie byłam tak nerwowa i wykończona psychicznie jak wtedy.

    Polubienie

    • ~m – bardzo dziękuję za tak obszerną wypowiedź. Myślę, że gdyby takie wypowiedzi uczynić treścią tekstu o Waszej pracy, i gdyby redakcja zechciała to polecić szerszemu gronu czytelnik ów, to może udało by się zmienić nastawienie tych, którzy wyzywają. I to nie tylko klientów mam na myśli ale również nadzorców Waszej pracy.
      Pozdrawiam

      Polubienie

    • – Dziewczyno z Call center, pięknie dziękuję. Dodałaś kawałek solidnych i przejmujących argumentów do dyskusji na poruszony temat.
      Teraz gdy spadł już z pierwszej strony, to niestety już mało kto tu zajrzy. Mimo tego cieszę się z polecenia tekstu, bo kilka tysięcy czytelników tu zajrzało i mogło się zapoznać z problemami obydwu stron zaangażowanych w ten rodzaj działalności .
      Pozdrawiam

      Polubienie

  15. s.M pisze:

    Ja dorzucę uwagę zmęczonej potencjalnej „nie-klientki”. Odbieram dziennie kilka-kilkanaście telefonów z propozycjami nie do odrzucenia. Za każdym razem odbieram z myślą, że może dzwoni ktoś w potrzebie, tragicznej sytuacji, z problemem. Bo dzwoni bardzo wiele osób. I słyszę kolejną propozycję. Oczywiście nie jest to wina osób wykonujących po prostu pracę, ale nachalności reklamy i marketingu, które wdzierają się w każdy kąt naszego życia. Jesteśmy w pewien sposób bezbronni wobec tego. Dlatego osobiście- nie podejmuję żadnej rozmowy, mówię stanowczo „dziękuję, pozdrawiam” od razu, na początku i odkładam słuchawkę. Mam świadomość tego, że po drugiej stronie jest człowiek rozliczany z efektywności,ale cóż, z efektywności rozliczani są policjanci zbierający mandaty, co nie oznacza, że mam im pomagać przekraczając prędkość. Jeśli telemarketing nie będzie przynosił dochodu, wymusi się inne sposoby sprzedaży, może mniej agresywne. Pozdrawiam.

    Polubienie

    • tatul pisze:

      Dziękuję Siostro. Ja postępuję podobnie. Możemy zatem upowszechniać opisany przez Siostrę sposób uprzejmego, ale stanowczego rozwiązania problemu niechcianej oferty: Proponujemy więc :
      mówienie stanowczo „dziękuję, pozdrawiam” od razu, na początku i odkładanie słuchawki”
      Wszystkiego dobrego życzę

      Polubienie

  16. Reblogged this on Tatulowe opowieści i skomentował(a):

    Telemarketer dzwoni z ofertą „nie do odrzucenia”. Denerwujemy się, rzucamy słuchawkę, czy też wysłuchujemy wszystkiego co nam proponują i serdecznie dziękujemy?
    Pamiętajmy o tym, że istnieją dwie strony takiego biznesu i każda ma swoją prawdę. Przypominając ten temat mam nadzieję na kontynuację rozmowy o tym problemie

    Polubienie

  17. CyryliMetody1 pisze:

    Szanowny Panie, myślę że problem telefonicznych ofert znacznie zmalał, po wprowadzeniu rodo. Ja przyjmuję kilka sposobow rozmowy: (i) Sposób Siostry. Wtedy gdy nie mam czasu. (ii) Sposób Siostry, lecz rozwinięty. Mówię, że bardzo się cieszę że właśnie mnie wybrano, ale że jestem bogaty, zdrowy, szczęśliwy i wykształcony, mam kochającą żonę, którą też kocham, rodzinę a więc nic mi do szczęścia nie potrzeba. Łącznie z tą wspaniałą ofertą. Po czym stanowczo i grzecznie kończę rozmowę. I sposób (iii) gdy mam dużo czasu: rozmawiam, starając się powiedzieć, że np. bezpłatny kredyt bardzo mnie interesuje, bo chciałbym …. ale jeżeli jest bezpłatny, to będą czul się jak złodziej, bo z czego będą żyli bankowcy. Oni mają na utrzymaniu żonę i dzieci, a ja mam otrzymać kredyt za darmo. Złodziejem będę się czuł. I tak dalej …
    A jeżeli mówimy o niechcianych telefonach, to przytoczę historyjkę , Numer telefonu pewnej Pani z portalu randkowego, (czyli po prostu kurwy za 200 zł za numerek) różnił się tylko jedna cyfrą od telefonu mojej Żony. I na portalu randkowym podany był num er telefonu tej Pani z błędem, czyli numer mojej Żony. Przez kilka dni i nocy Żona odbierała telefony, czy może przyjechać, czy cena aktualna i podobne. Dopiedro interwencja u administratora portalu przyniosla dobry skutek. Teraz to opisuję jako historyjkę, ale po kilk,unastu telefonach w nocy może człowieka trafic szlag.
    Serdecznie pozdrawiam,

    Polubienie

    • Witam na tych stronach.
      Bardzo interesujące sposoby załatwiania tego typu spraw. Kultura przede wszystkim. Jest nadzieja ze z czasem wykreślą ten numer telefonu z własnego rejestru uznając że szkoda ich czasu marnować.
      A incydent jakiego dopuszczono się wobec żony był perfidny i przykry.
      Pozdrawiam

      Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.