Pierwszy dzień wiosny z wagarami w tle

Nie udał się bój rosnących w siłę mocy wiosennych z okupującymi wciąż nasze polskie ziemie ( i nie tylko polskie) siłami zimowych mocy. Mimo, że kalendarz oznajmił nam dzisiaj tj. 21 marca zmianę układu sił, to zima nadal trzyma się mocno, a nawet zapowiada kontratak. Wszyscy już mamy dosyć tej szaroburej rzeczywistości. Pomimo wyraźnego wydłużenia się dnia bardzo odczuwamy brak słońca, skąd liczne przypadki depresji i objawów podłego samopoczucia. Najbardziej chyba zawiedzeni są młodzi ludzie. Wszak pierwszy dzień wiosny obchodzony jest jako Dzień Wagarowicza. Zawsze w tym dniu pełno było roześmianej młodzieży na ulicach i w parkach, a przy tym wszystkim było jakoś raźniej, bo to był widomy znak zmiany w nastrojach i strojach. A dzisiaj co? Gdy rano dostrzegłem jakiegoś pojedynczego ucznia idącego na wagary, nad zalew to pomyślałem sobie, że biedak zmarznie i zapewne przemoczy sobie buty, bo musi iść po roztapiającym się śniegu i wytrwać nad tym zalewem do czasu odjazdu autobusów odwożących uczniów z miejscowych szkół po lekcjach do domów. Znam ten ból, bo jeszcze pamiętam jak ja sam spędzałem takie dni w lesie, gdzie nie było się jak schować i przeczekać wielu przecież godzin czasu dzielącego nas od planowanego powrotu do domów. Wszędzie mokro, nie ma gdzie usiąść, nie ma się czym zająć, nogi zziębnięte i bolące od wielogodzinnego dreptania, a wiec…„zabawa była przednia”. Przeklinaliśmy cicho pomysłodawców i naszą z nimi solidarność. Gdy tak sobie wspominałem swoje durne lata, to przypomniała mi się piosenka Czesława Niemena Nim przyjdzie wiosna. Tu w wykonaniu Staszka Sojki. http://www.youtube.com/watch?v=FSFhXJ2rMyo
Oto fragment, który pasuje do mojego opisu: – Nade mną sosna, nade mną brzoza witkami szepce…Tak się zapadam jak w śniegu puchy…
Nim przyjdzie wiosna,
nim miną mrozy,
w ciszy kolebce –
nade mną sosna,
nade mną brzoza
witkami szepce.

Szepce i śpiewa
niby skrzypcowa
melodia cicha,
melodia nowa,
której nie słychać,
która dojrzewa.

Tematykę szkolną, która nadal mnie interesuję znajduję m.in. na prowadzanym przez Politykę Belferblogu http://chetkowski.blog.polityka.pl/2013/03/19/za-zimno-na-wagary/ Dzisiaj wytrawny autor, a przy tym wybitny nauczyciel renomowanego liceum w Łodzi nie omieszkał zająć się tym wdzięcznym tematem. Dla niecierpliwych przytoczę tylko mały fragment tekstu Za zimno na wagary , w którym autor przytacza sposoby zatrzymania młodzieży w szkole:
obecnie prawie każda placówka szykuje liczne atrakcje. Normalnych lekcji raczej nie będzie. Bywa, że wychowawcy z troski o bezpieczeństwo uczniów organizują im nawet wagary. Takie zorganizowane wyjścia pod opieką belfra są coraz popularniejsze. Przy okazji niektórzy nauczyciele wspominają, jak wspaniale wyglądał Dzień Wagarowicza za ich czasów. Dokąd to się nie uciekało, gdzie się nie było, jak się nie rozrabiało, co za bohaterstwo, co za wolność, co za swoboda… po prostu palce lizać, że aż uczniom rzygać się chce.W komentarzach do tego tekstu również znajdziemy podobne do moich wspomnienia tego, co użyli w dniu wagarowicza inni czytelnicy:

– Władek ...Na wagary w pierwszy dzień wiosny uciekliśmy kiedyś całą klasą (ósma podstawówki), a że moja mieścina jest mała, to poszliśmy wałęsać się najpierw po parku, później po lesie – niestety, zatrzymała naszą grupę policja, która spisała nasze dane – strach był niesamowity (okazało się później, ze niczego nie spisali i nikogo nie powiadomili). Na świadectwie ukończenia szkoły każdy miał wpisaną informację o nieusprawiedliwionej liczbie godzin – wtedy był to wielki wstyd.
– Jaruta – Na wagary poszłam raz jeden, jedyny – w maju, w IX-tej klasie. Inni czasem chodzili i sobie chwalili, więc też chciałam zakosztować. Kawiarnie i kina odpadały – MO przed południem legitymowała młodzież spotkaną w takich przybytkach; informowali szkoły. Nikt mi nie towarzyszył. Niedaleko wszakże był Ogród Botaniczny i tam poszłam z dwiema książkami i kanapkami na drugie śniadanie. Pierwsze dwie godziny były sympatyczne – ogród piękny, pogoda dopisywała, siadłam sobie na ukrytej w żywopłocie ławeczce żeby się w oczy nie rzucać. Po dwóch godzinach ścierpłam na tej ławce, po trzech miałam pomaleńku dosyć… Musiałam dosiedzieć do 14.00, bo lekcje kończyłam o 14,20 i co miałam powiedzieć w domu? Ukarana zostałam paskudnie – w życiu się tak nie wynudziłam. Nigdy więcej! W domu się po tygodniu jednak przyznałam. Rodzice mieli zabawę, a Ojciec uznał filozoficznie „Grzeszyć też trzeba umieć”.
   Jak widać radość z wagarowania dość szybko zamienia się w duży dyskomfort. Moja znajoma uczennica z maturalnej klasy tak to ujęła:
– Miło, że Pana nadal interesuje życie szkolne, mimo, że Pan już nie uczy. Takie święto jak to dzisiejsze, czyli Dzień Wagarowicza, obchodzi się według przyjętej wśród młodzieży zasady: Pamiętaj ,abyś dzień święty święcił . Tak, było obchodzone! Mogę to z czystym sumieniem powiedzieć, bo będąc w pobliskiej galerii zauważyłam, że roiło się tam od młodzieży i to już od tej najmłodszej. Mam na myśli gimnazjum. Ja natomiast jestem takiego zdania, że jak mam iść i włóczyć się nie wiadomo gdzie i z kim, a później mieć problemy z nauczycielami, albo z władzami porządkowymi, to wolę zostać w domku. Przynajmniej wiem, że jestem bezpieczna i nic mi nie grozi. Od 2 lat nasza szkoła znalazła sposób na ograniczenie wagarowania i w tym dniu organizuje Dni Otwarte Szkoły .. Uczniowie wraz z nauczycielami organizują przedstawienia, wystawy swoich profili naukowych oraz inne tego typu atrakcje. Zaprasza się na ten przegląd ofert edukacyjnych uczniów i nauczycieli z pobliskich gimnazjów, którzy chętnie korzystają z zaproszenia i przychodzą. Bo po pierwsze, że nie mają w tym dniu lekcji, to jeszcze liczy się im obecność w szkole…
   Dzisiaj przed oknami mojego domu przeszły w przedszkolnym szyku dzieci ze swoimi paniami z miejscowego przedszkola, aby w pobliskiej rzece dokonać rytualnej rozprawy z Marzanną. Zadanie wykonały zgodnie z przyjętym scenariuszem, bo wracały bardzo rozgadane i zadowolone. Obserwując ten pochód z okna zauważyłem, że moja wnusia z wielką uwagą przyglądała się swoim rówieśnikom i bardzo zazdrościła im takiej wyprawy.


Teraz , po egzekucji Marzanny zima nie ma już innego wyjścia jak tylko wycofać się z naszej krainy ustępując wiośnie. Może to jeszcze potrwa kilka dni, ale wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują za rychłą zmianę.

Czas to… pieniądz – zyskany, czy również stracony?

Uczestnicząc w rekolekcjach, które u nas właśnie się zakończyły, wielokrotnie słyszałem o grzechu zaniedbania jakim jest skąpienie swojego czasu własnej żonie, mężowi, czy własnemu dziecku, a szerzej również krewnym, zwłaszcza żyjącym w opuszczeniu, czy nawet obcym ludziom cierpiącym bardziej z powodu samotności niż chorób, czy z niedostatku. Przykłady takich zaniedbań są bardzo urozmaicone. Pierwszy z brzegu, to chęć zapewnienia warunków materialnych dla swojej rodziny. Objawia się to podejmowaniem przez ludzi dodatkowej pracy, pracy po godzinach, jakichś zleceń realizowanych w czasie wolnym, czy wreszcie wyjazdami coraz większych rzesz zwłaszcza młodych ludzi na zagraniczne wojaże. Są też inne przykłady tkwiące w nas samych.

A skutki? Skutki są również bardzo zróżnicowane. Od rozpadu małżeństw i coraz większej liczby związków partnerskich żyjących niejako na próbę po również rosnące w siłę pokolenie eurosierot. O ile skutki społeczne i demograficzne są przedmiotem badań, a wyniki tych badań służąc objaśnianiu przyczyn kryzysu gospodarstw domowych i gospodarki jakoś trafiają do nas wszystkich, to inne skutki możemy sobie ocenić sami. Do tego niezbędne jest zainteresowanie tym, co czuje nasze dziecko, nasz partner, nasza mama, czy tata żyjący jeszcze w parze, czy już tylko w rodzinie jednoosobowej w warunkach opuszczenia, czy zaniedbania z naszej strony i jak to się odbije na jego przyszłym życiu.

Nie siląc się na ocenianie kogokolwiek, czy wskazywanie jakichś cudownych rozwiązań chciałem dzisiaj wskazać na dwa krążące w necie teksty dotyczące tego syndromu naszej polskiej i nie tylko polskiej rzeczywistości. Pierwszy to opowieść o dziecku podejmującym próbę rozwiązania problemu braku mamy zajętej pracą.  http://pozytywna.pl/obrazek/2963/

Zauważmy, ze chłopiec zebrał z udziałem swojej mamy potrzebne 10 złotych i mógł jej wreszcie powiedzieć:

– Mamusiu, mam teraz 10 zł. Czy mogę kupić godzinę twojego czasu?

Proszę przyjdź jutro godzinę wcześniej. Chciałbym się z tobą pobawić…

Ta godzina obecności mamy przy tęskniącym za nią dziecku niczego oczywiście nie załatwi, ale dobrze służy za tło do morału płynącego z tej opowieści:

To takie krótkie przypomnienie dla Was wszystkich ciężko pracujących.

Nie powinniśmy pozwolić, aby czas przelatywał nam przez palce bez spędzania go z tymi, którzy się naprawdę dla nas liczą, bliskimi sercu. Pamiętajmy, aby spędzić ten wart 10 zł czas z tymi, których kochamy.- napominają nas autorzy dodając jeszcze takie słowa:

Jeżeli jutro umrzemy, to firma, w której pracujemy wymieni nas szybko na kogoś innego. Ale rodzina i przyjaciele będą czuć pustkę przez resztę swojego życia.

To smutne opowiadanko uzupełnię fragmentem wywiadu z wybitnym menadżerem przemysłu samochodowego Jaime Cohenem. Gdy zapytano go:

Proszę powiedzieć, co jest najśmieszniejsze w ludziach? – odpowiedział.

Zawsze myślą na odwrót: Spieszą się do dorosłości, a potem wzdychają za utraconym dzieciństwem. Tracą zdrowie, by zdobyć pieniądze, potem tracą pieniądze by odzyskać zdrowie. Z troską myślą o przyszłości, zapominając o chwili obecnej i w ten sposób nie przeżywają ani teraźniejszości, ani przyszłości. Żyją jakby nigdy nie mieli umrzeć, a umierają jakby nigdy nie żyli…

No i dobra, powiemy. Powiedział, co wiedział. Łatwo mu tak oceniać ludzi jeśli ma miliony na koncie. Nie byłby taki mądry, gdyby nie miał pieniędzy, pracy ani żadnych perspektyw, tak jak my to mamy.

Mówmy co chcemy, ale chwila refleksji nad grzechem zaniedbania należy się nam wszystkim i to jest raczej obojętne, czy uczestniczymy w rekolekcjach, czy tylko sami się zastanawiamy nad sobą i świecie w jakim żyjemy.

Powtórzę słowa Amosa Oz” z poprzedniego felietonu…większość moich znajomych pracuje ciężej, niż powinni, żeby zarobić więcej pieniędzy, niż im naprawdę potrzeba, żeby kupować rzeczy, których naprawdę nie potrzebują, żeby zaimponować ludziom, których tak naprawdę nie lubią.”- Dodajmy pytanie: – Jakim kosztem ? Czy tylko oni za to płacą, czy też obciąża to całe ich rodziny, a zwłaszcza niczemu niewinne dzieci?

– Gdy się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy – powiada ludowe przysłowie.

Są godziny, które liczą się podwójnie i lata nie warte jednego dnia- głosi mądra sentencja.

Podobno nic nie dzieje się bez naszego udziału i naszych decyzji, a więc spróbujmy sami znaleźć odpowiedź na pytanie: – Czas to pieniądz …zyskany, czy jak to często bywa również stracony?


Czy wszyscy jesteśmy już zakupoholikami???

Wydarzenia ostatnich dni zepchnęły na dalszy plan inne, może nawet ważniejsze dla każdego z nas wydarzenia. Wszyscy jesteśmy klientami i konsumentami i choćby z tego powodu powinniśmy wykazać zainteresowanie i skorzystać z tego, co media przygotowały dla nas z okazji obchodzonego 15 marca Międzynarodowego Dnia Konsumenta. Czytaj dalej

Duch Święty wskazał – kardynałowie wybrali…

Tak jak pisałem w ostatnim tekście niecierpliwie czekaliśmy w domu wsłuchując się w każdy nowy materiał nadawany w Polskim Radio jak i w Telewizji, a dotyczący wyboru Papieża. Sporo informacji potwierdzało moje obawy o czas trwania Konklawe. Przepytywani eksperci kreślili niezwykle złożony obraz rzeczywistych stosunków panujących pomiędzy miłościwie nam panującymi hierarchami Kościoła Katolickiego, co wskazywało na przewidywanie długiego okresu niepewności. Stało się inaczej. Wieczorem oboje z żoną wyczekiwaliśmy na wynik piątego głosowania. Ona przed telewizorem, a ja przed monitorem komputera gdzie również dawało się dostrzec zniecierpliwienie. Wreszcie nadszedł ten moment gdy usłyszałem:

– Jest dym…i to biały!!!

Pobiegłem do niej, aby już razem czekać na ogłoszenie wyników. Nie trwało to długo. Przemarsz orkiestry, jakichś żołnierzy, gwar oczekujących w chłodzie tłumów podkręcały w nas napięcie. Wreszcie…

Mamy Papieża, z Argentyny , przyjął imię Franciszek. Dalej już wszyscy wiemy następuje seria zaskoczeń. Niby wszystko jest tak samo jak to bywało z wyborem poprzednich papieży, ale jednak tym razem odbywa się to inaczej. Przed błogosławieństwem Urbi et Orbi prośba o naszą modlitwę za Niego. Skromność w stroju i w postawie. No i to imię – Franciszek, niosące przesłanie Św. Franciszka, a wiec sługi Bożego, a nie Panującego nam Namiestnika Chrystusowego na ziemi. Co to ma oznaczać?

Pobiegłem do komputera aby zobaczyć co niosą pierwsze newsy i jaka jest reakcja Znajomych na Facebook. Pomyślałem, że ja też dam wyraz swoim emocjom i wkleję tam zdjęcie Papieskiego fotela, które wykorzystywałem w poprzednim materiale ale z dopiskiem : Ten fotel ma już swojego Lokatora

Wkleiłem też link do piosenki wykonywanej przez Zdzisławę Sośnicką : Nie czekaj mnie w Argentynie http://www.youtube.com/watch?v=5pdCwOwgf4U

Pod linkiem dopisałem: Tylko ta piosenka kojarzy mi się z Argentyną. Zgadnijcie dlaczego?

Nie było z tym problemów. Po chwili pojawiły się wpisy zorientowanych w sprawie. Tylko ja poczułem się trochę dziwnie gdy odsłuchałem całego tekstu. Nie bardzo odpowiadał sytuacji. No może za wyjątkiem refrenu:
Nie czekaj mnie w Argentynie
Mój statek tam nie zawinie
Wszystko przepadło, wszystko na próżno
Twój list dostałam o dzień za późno …

Nie dane mi było jednak dalsze zastanawianie się nad treścią tej piosenki gdyż po chwili znajoma Magdalena zamieściła link do innej piosenki …O Franciszku

http://www.youtube.com/watch?v=POryxZ4AvRw wysłuchałem jej z zaciekawieniem i udostępniłem na swoim profilu dodając link do pierwszego komentarza jaki się wtedy pojawił: http://tygodnik.onet.pl/32,0,79850,franciszku__odbuduj_moj_kosciol,artykul.html
Nowe imię. Franciszek. Ten święty, do którego Jezus skierował słowa: „Franciszku, odbuduj mój Kościół”.
…Franciszek to miłość, prostota, to również pójści
e pod prąd wielu kościelnym schematom. Ale nie w formie buntu, lecz świadectwa miłości i głębokiego, wręcz radykalnego, rozumienia Ewangelii.
Na Placu Świętego Piotra niesamowita atmosfera. Papież został od razu bardzo ciepło przyjęty przez tłumy ludzi. A jednocześnie wśród zgromadzonych dało się odczuć wielką nadzieję. Stojąca koło mnie osoba, słysząc jakie imię wybrał sobie nowy papież, powiedziała – ale bez strachu w głosie, lecz z nadzieją: „a więc Kościół wymaga aż takiej odbudowy…”

Piękne słowa. Jakaś dziewczyna po wysłuchaniu piosenki pisze: – Pamiętam, śpiewaliśmy to na zakończenie rekolekcji. Kiedy to było? A Nowego Papieża już lubię…

To tak jak ja. Słowa piosenki :Franciszku, jakżeś Ty odgadł? Bardzo silnie do mnie przemawiają w tej nowej sytuacji. Dzielę się linkiem z córkami , które kwitują je krótko: – Piękne. Gdzie to znalazłeś?

Ja nadal wsłuchuję się w komentarze i relacje z pierwszych godzin pontyfikatu. Swoje pierwsze reakcje nazwałbym zaciekawieniem, nadzieją, ale i rosnącą obawą o przyszłość Ojca Świętego Franciszka, na którego natychmiast rzucili się znawcy jego życiorysu, postaw i dokonań, zwłaszcza w czasach wojny domowej w Argentynie. Ja mam nadzieję, że starożytna mądrość mówiąca o tym, że : Kto mówi prawdę w prawdzie ma obronę szybko weźmie górę nad pomówieniami i oskarżeniami.

Dla tych, którzy nie mają możliwości odtworzenia piosenki o Franciszku zamieszczam jej tekst :

Franciszku, jakżeś Ty odgadł,

że Bóg w nieskończoność rozciągnięty

mieszka cichutko pod korzeniem dębu,

dziś już spod Prawa wyjęty?

Albo kto Ci powiedział,

kiedyś Ty po górach chodził,

że Ty i kwiaty, że was Bóg urodził?

 

Dziś zaplątałeś się

w las atomowych rakiet,

więc może spróbujesz powiedzieć ludziom,

że z ich sumieniem coś na bakier.

Patrzę, bo tak Ci ładnie w tym worku,

tylko zastanawiam się dlaczego

Bóg od ośmiu długich wieków

nie dał Ci butów i worka lepszego…

 

Zabierz mnie, pójdziemy razem,

ja się chwycę Twego sznura,

zdejmę buty, żeby lepiej czuć kamienie.

Zabierz mnie, pójdziemy razem,

pochodzimy sobie po górach,

hej, lepiej czuć kamienie.

Trzech kolejnych Sterników Piotrowej Łodzi w genialnym ujęciu sprzed lat.

Czekamy na biały dym

 

Zaledwie przed 10 dniami napisałem tu na blogu: https://tatulowe.wordpress.com/2022/12/30/dal-nam-przyklad-benedicto-jak-odchodzic-mamy-2/ Oto fragment tamtego tekstu:
„Odszedł. Wszyscy wiemy jak to się stało i tak po ludzku wiemy, że postąpił słusznie. Widzieliśmy jak był zmęczony, gdy żegnał się z przedstawicielami Kościoła hierarchicznego oraz z licznie przybyłym tłumem ludzi, a poprzez media również z całym światem… Wielu dzisiaj mówi, że był wspaniały, wybitny, żelazny w swoim podejściu do kluczowych zasad doktryny wiary. Wielu zabierających głos na temat minionego pontyfikatu ma dokładnie odmienne zdanie. Nic w tym dziwnego. Tak zawsze bywa z ludźmi piastującymi najwyższe urzędy. Ocena ich życia i dorobku dzieli nawet najwybitniejsze umysły, jak i zwykłych zjadaczy chleba. Stanowisko w tej sprawie długo jeszcze będzie się ucierać, zatracać ostre granice, czy wzbudzać skrajne emocje…”

   W kraju przewalały się w tym czasie burzliwe debaty na temat wszelkich możliwych zaniedbań jakich dopuścił się rząd Tuska oraz proponowanej w związku z tym przez PiS zmiany obecnego rządu na rząd techniczny pod kierunkiem p. Glińskiego. Te ważne dla nas wszystkich sprawy siłą rzeczy odciągnęły uwagę od spraw kościoła, ogniskującego swoje działania wokół wyboru następcy Benedykta XVI. Dobiegały jednak do nas pochodzące z Watykanu coraz to nowsze informacje rzucające trochę światła na okoliczności odejścia Benedykta XVI i pokazujące nam chociaż trochę tła z toczącej się tam ostrej walki o władzę w kościele. http://www.tvn24.pl/wideo/z-anteny/kuria-rzymska-w-ogniu-krytyki,707504.html?playlist_id=14606

Dzisiaj już znamy termin Konklawe oraz z grubsza orientujemy się w tym o co toczy się tam walka. Dla mnie walka o władzę w Watykanie to jest tak samo naturalne zjawisko jakie obserwuje się wszędzie na świecie. W tak złożonych instytucjach jak Państwo kościelne o globalnym zasięgu i działaniu na styku różnorodnych systemów społecznych i politycznych, a do tego pomiędzy sferami wpływów innych kościołów i religii musi rodzić niezwykle trudną do ponownego ułożenia nić powiązań, zależności i wpływów. Nic więc dziwnego, że kardynałowie pochodzący z całego świata czując się dotąd opuszczonymi i nie mającymi wystarczającego wsparcia z Centrali, teraz walczą z tymi zasiedziałymi w Kurii i narzucającymi prowincji swój sposób widzenia świata. Formułowane wobec nich zarzuty działania jakby w oderwaniu od tego, co niosą zachodzące w niezwykle dynamicznym tempie zmiany społeczne i oczekiwania wiernych wydają się logiczne w świetle krytyki ludzi kościoła. Skoro nadarzyła się doskonała okazja do przeprowadzenia zdecydowanych reform, to chcą zapewnić im potrzebne warunki, a za sterami Łodzi Piotrowej postawić kogoś, kto zapewni wdrożenie tych reform i pomoże spełnić oczekiwania wiernych.
A oczekiwania są wielkie i odsuwane ich ad calendas grekas będzie jeszcze bardziej potęgować napięcia i odchodzenie wiernych z kościoła powszechnego.
    Faktycznie mamy teraz ogromne nasilenie antyklerykalizmu zarówno w sferze polityki, jak i na wszelkich forach, gdzie w jakikolwiek sposób poruszany jest temat wiary, kościoła i jego sług. Pożywki do tego ataku dostarcza często sam kościół katolicki – ten hierarchiczny, forsujący tak jak abp. Michalik teorie oblężonej twierdzy, zagrożonej zmasowanym atakiem liberałów, libertynów, masonów i Bóg wie kogo jeszcze. Niemal każdy dziennikarz, czy bloger poczuwa się do obowiązku zabrania głosu w tej sprawie, i to głosu często bardzo krytycznego. Nic więc dziwnego, że odgłosy tej walki, gdy w końcu trafiały do czytelników, radiosłuchaczy, czy telewidzów, to czyniły potężny zamęt w ich poglądach. Hierarchowie zaliczani do „kościoła toruńskiego” wyraźnie podgrzewający atmosferę nie tają już swoich planów o przejęciu władzy nad Polską działając poprzez posłuszne – jak zawsze i spolegliwe partie chadeckie, czy też endeckie. To rodzi bunt, a przynajmniej sprzeciw bardzo dużej części społeczeństwa. Nastawienie do polityki Kościoła Instytucjonalnego przenosi się na księży, którzy prezentują podobne poglądy, czy postawy. Mało kto rozumie, że w instytucji zarządzanej autorytatywnie obowiązuje posłuszeństwo, a każdy biskup ma prawo kształtowania po swojemu polityki w swojej diecezji. Mało kto rozumie fakt, że wszelkie przewiny księży jak choćby pedofilia, wykroczenia przeciw prawu, alkoholizm, utrzymywanie męsko-damskich stosunków, posiadanie dzieci są rozpatrywane wewnątrz kościoła podobnie jak to się czyni wobec wykroczeń zwykłych wiernych, którzy się spowiadają i otrzymują rozgrzeszenie. Ludzie zachowują się tak jakby odmawiali księdzu rozgrzeszenia i gdy przekroczy on jakieś tam społecznie tolerowane granice, to obracają się przeciwko niemu, a jego winami obciążają całe duchowieństwo. Ta zbiorowa odpowiedzialność chyba najbardziej boli i przynosi najwięcej wymiernych szkód po obydwu stronach barykady zbudowanej z podejrzliwości, uogólnień i nie do końca sprecyzowanych zarzutów.
    Księża są jednak potrzebni wszystkim, zarówno tym prostym i mało wykształconym ludziom, a również i tzw. elicie każdej społeczności. Nie jest prawdą twierdzenie, że w kontakcie z Bogiem nie potrzebni są pośrednicy – czytaj księża, a nawet i kościoły, bo… modlić można się wszędzie. Ludzie potrzebują przewodników duchowych i poszukują ich poprzez tzw. churching uprawiany w miastach, jak i w necie (przykłady : ks. Pelanowski, Pawlukiewicz, O. Knabit i inni). Potrzebują ludzi mówiących do nich zrozumiałym językiem i w sposób zaangażowany oraz wiarygodny. Już te warunki określają wymogi jakie stawia się księżom. Księżom potrzebne jest łatwo rozpoznawalne powołanie, nie tylko do życia konsekrowanego, ale do pracy z ludźmi, którzy szukają wsparcia, zrozumienia, wysłuchania, otuchy i czegoś tam jeszcze. Ksiądz musi być postrzegany jako człowiek mądry, wierzący w to, co głosi i robi, a nie tylko wykonujący zawód księdza. Ma być swoim człowiekiem, a do tego skromnym, chociaż nie koniecznie ubogim. Ma traktować jednakowo wszystkich wiernych i raczej nie wiązać się w jakichś układach towarzyskich z bogatymi, czy stojącymi u władzy.
   To wszystko dotyczy zwykłych księży z jakimi mamy kontakt w parafiach. Czy takie same wymagania można stawiać ich zwierzchnikom, aż po sam szczyt hierarchicznej drabiny? Myślę że tak – oczywiście z uwzględnieniem ról jakie przychodzi im odgrywać. Przecież każdy z nich najpierw był klerykiem, a później dopiero księdzem i hierarchą.

Ja liczę na to, że te chwile dzielące nas od pojawienia się białego dymu nad dachem Kaplicy Sykstyńskiej, to właśnie czas wytężonej pracy nad tym, aby pewnym sprawom przywrócić właściwą miarę skromności, służebności wobec maluczkich, przejrzystości finansów i innych zachowań nieraz bardzo już oddalonych od Chrystusowego wzorca .

Ja ze spokojem czekam na biały dym nad dachem Kaplicy Sykstyńskiej i nie jest dla mnie ważne kiedy się on pojawi.

 

Ja też mam swoją opowieść o …szczawiu

Pan Niesiołowski wywołał nieopatrznie znacząca dla nas wszystkich debatę społeczną o biedzie, o głodujących dzieciach i to w liczbach wręcz astronomicznych, bo sięgających 800 tysięcy, a symbolem tej debaty stał się szczaw i mirabelki. Meritum problemu zgłębiało już bardzo wielu ludzi, w tym mój blogowy znajomy <mironq> Zapraszam do niego http://mironq.blogspot.com/2013/03/66-szczaw-i-godne-dzieci.html Ja mam do zaproponowania lub tylko przypomnienia Państwu swoje opowieści ze szczawiem w tle jaką przedstawiłem tu w maju 2009 roku. Myślę, że warto przeczytać. Zapraszam… Czytaj dalej

Świętujemy Dzień Kobiet na dwa dni przed Świętem Mężczyzn

Pomiędzy Świętami Kobiet i Mężczyzn warto rozważyć parę spraw. Zapraszam. Świętujemy, czy też nie, to jednak jesteśmy wewnątrz corocznego ceremoniału obchodów Dnia Kobiet. Zapewne w prasie, w mediach elektronicznych będzie dużo odniesień do bądź co bądź ukształtowanej już długoletniej tradycji. To dopiero przed nami. Ja zapraszam do tekstu napisanego kiedyś, już po obchodach święta. Porównajmy jak było i co się zmieniło: Czytaj dalej

Tatuaż

Gdy dzisiaj w Jedynce Polskiego Radia usłyszałem rozmowę z dr Tomaszem Pniewskim z Centrum Dermatologii I Medycyny Estetycznej na temat tatuaży, to zastanowiłem się nad tym fenomenem – chyba jednak mody na trwałe okaleczanie się. Dawno temu, gdy ja byłem jeszcze młodym człowiekiem, to tatuaż był związany niemal wyłącznie z okresem odbywania służby wojskowej, zwłaszcza w marynarce wojennej, no i jeszcze z więzieniem. Czytaj dalej