Inwestować, czy nie?

   Moje spotkania świąteczne i noworoczne były okazją do rozmów na różne tematy. My, Polacy mamy taką naturę, że składając innym życzenia budujemy wielopiętrowe konstrukcje słowne, w których ukazujemy naszym bliskim miraże pochodzące wprost z nieba, jeśli tylko (zupełny drobiazg)nasze życzenia się spełnią. Co nam szkodzi użyć kolejnych: -niech Ci się… życzę Ci aby…daj ci Boże itd.

   Po skończeniu wzajemnego obdarowywania się wszelkimi łaskawymi życzeniami– bo cóż sobie żałować – siadamy przy stole i …rozmawiamy, a właściwie to narzekamy, narzekamy i snujemy katastroficzne wizje tego, co nas może spotkać w Nowym Roku.

   Przy moim stole rozmawiano m.in. o emeryturach dostrzegając zagrożenia jakie niesie zapowiadane przez rząd kolejne reformowanie reformy emerytalnej. Najstarsi z nas biorący już od lat mizerne emerytury dostrzegają związek pomiędzy ich wysokością, a wiekiem w którym przeszli na emeryturę. Panie mające zamiar w perspektywie kilku lat odejść na emeryturę już obliczają jej hipotetyczną wysokość i zatrwożone nie widzą szans na związanie końca z końcem gdy już nastąpi ta wymarzona chwila. Wiedzą jednak, że ma to ścisły związek z tym, że po kilka lat zajmowały się domem i nie opłacały składek emerytalnych. Wszyscy coraz częściej dostrzegają fakt, że trzeci filar ubezpieczeń mający zabezpieczyć godne życie emeryta pozostaje lichutką podpórką, a nie prawdziwym filarem, bo… nie inwestowaliśmy w nasze zabezpieczenie emerytalne żyjąc dniem dzisiejszym. Wszyscy inwestujemy w swoje dzieci, aby chociaż one w przyszłości miały lepiej niż my. Na tym tle zauważyłem jednak spore zmiany, bo ktoś podejmuje dodatkową pracę, a ktoś inny zrezygnował z uprawnień do wcześniejszej emerytury, aby poprawić swoje przyszłe uposażenie.

   Pozostając w nurcie tej rozmowy, jeden z jej młodszych wiekiem uczestników biesiady podniósł następujący problem:

A co byście powiedzieli na taki przypadek z życia?:

Pewna młoda pani stomatolog stanęła wobec następującego problemu. Po ukończeniu studiów finansowanych przez rodziców i zdobyciu uprawnień, rodzice wyłożyli również pieniądze na gabinet dentystyczny. Była szczęśliwa z tego powodu, że już ma wszystko, co potrzebne aby prowadzić spokojne życie. Tymczasem…Tu opowiadający zawiesił głos obserwując wzrastający poziom zainteresowania tematem, tymczasem rodzice przedstawili jej rachunek z wyszczególnieniem nakładów poniesionych na jej edukację i zorganizowanie gabinetu. Była zaszokowana takim obrotem sprawy, ale powiedziała że zapożyczy się, a pieniądze odda. Co sądzicie o takim obrocie sprawy, zapytał? Zapadła chwila ciszy. Rodzice dorosłych już dzieci przyjęli to opowiadanie milczeniem i wzruszeniem ramion. Młodsi uznali, że taki obrót sprawy nie licuje z rolą rodziców, którzy przecież tylko dla dzieci żyją, więc jak mogli żądać zwrotu poniesionych nakładów od własnego dziecka? Pozostała jednak atmosfera jakiegoś niedopowiedzenia. Jakaś rysa – nie wiem czy zasłużona – na obliczu tamtych rodziców.

   Dzisiaj, na lekcji przedsiębiorczości, przy omawianiu tematu inwestowania wolnych środków podyktowałem do zeszytu podręcznikową definicję inwestowania, która brzmi:

Inwestowanie to lokowanie wolnych środków pieniężnych w sposób zapewniający w przyszłości osiągnięcie lub zwiększenie dochodów.

   Gdy omówiliśmy rodzaje inwestycji postanowiłem poddać pod dyskusję nastolatków przedstawiony wyżej przypadek z życia. Dyskusja była bardzo żywa i niezwykle pouczająca. Ciekawe, czy zgadniecie o czym mówili uczniowie i jak oceniali rodziców?

78 uwag do wpisu “Inwestować, czy nie?

  1. ~iimajka pisze:

    Zapewne niezbyt pochlebnie ;)Nie znam się na zasadach i słownictwie finansowym, ale… na mój rozum nie można było nazwać pieniędzy wyłożonych na edukację córki inwestycją. Skoro z definicji powinna ona przynosić dochód, oni uzyskają najwyżej zwrot pożyczki i… nic więcej. W przyszłości córka może się na nich wypiąć, mówiąc iż rachunek wyrównała 😉 Chyba że wyliczą jeszcze pożywienie i opierunek.Inwestycja to w tym przypadku chyba jej dochód uzyskany dzięki zasponsorowanej dzięki nim edukacji, ale z tego dochodu powinni korzystać pośrednio lub nie do końca życia w sposób może stały (moze coś jak lokata w nieruchomości 😉 )Pomijam, że postąpili niesłusznie, bo zapewne oni sami nie rozliczyli się z własnej edukacji z własnymi rodzicami. Myślę, że edukacja naszych dzieci to nie inwestycja, a jakby spłacenie długu własnego – tylko jak się nazywa taka forma gdy zmieniają się strony?

    Polubienie

  2. ~anna z 3 ławki pisze:

    ja nie wiem u Pana to zawsze są żywe dyskusje i ciekawe opinie… jakoś ja przez trzy lata nauki w ekonomiku nie doświadczyłam ani jednej takiej burzliwej dyskusji trochę za dużo koloryzacji…

    Polubienie

    • ~Tatul - Brucz pisze:

      ~Anno, nie wiem czy z trzeciej ławki widać, czy nie, ale ja pracuję w dwóch szkołach. Ta dyskusja odbyła się akurat nie w ekonomiku. Zgadniesz o czym dyskutowano?

      Polubienie

      • ~gośka pisze:

        zgaduję, że dyskusja przeszła od ekonomii do moralności?P.S. Sama jestem mamą (chociaż mam jeszcze dzieci „wczesnoszkolne”), ale czasami mam ochotę tak zrobić. Szczególnie wtedy, gdy nie chcą się uczyć. Do rachunku dodałabym pozycję: „zszarpane nerwy”. Oczywiście żartuję. :)Ciekawe jaki podatek zastosowali i czy uwzględnili inflację.

        Polubienie

  3. ~Brzoza -Inwestorka pisze:

    Inwestowac nalezy w dzieci. I tutaj nie mozna mowic o korzysciach, ktore powinny sie zwrocic rodzicom. Szczesliwe zycie dziecka, jego zadowolenie, sukcesy – sa juz dla nas rodzicow- nagroda. Jezeli natomiast dajemy i chcemy „zwrotu” materialnego , to rodzice powinni powiedziec o tym dzieciom wczesniej. Nie mozna stawiac doroslych dzieci przed takim problemem oddawania za wyksztalcenie, wychowanie, wakacje z rodzicami w dziecinstwie, nieprzespane noce mamusi i spacery z tatusiem. Za milosc sie nie placi. Ona jest bezcenna. Jezeli rodzice nie maja funduszy na edukacje swoich dzieci- to dzieci zawsze moga brac kredyty,pozyczki i wtedy same beda je splacaly nie majac dlugu wdziecznosci u swoich rodzicow. Nie chcialabym niczego, nawet od kochajacych mnie rodzicow- jezeli kiedys oni by mi to wypominali. „Ja odmawialam sobie wyjazdow, wycieczek, kariery- wszystko dla Ciebie! A Ty jestes taka niewdzieczna? / taki niewdzieczny?” NIGDY! Dzieci sa „jak bukiet pieknych kwiatow. Cieszymy sie nimi, a pozniej ofiarujemy je innym i nie zalujemy swoich decyzji”. Nie mozemy tez oczekiwac poswiecenia, wdziecznosci, ciaglego zainteresowania naszymi sprawami- od strony dzieci. Te, dobrze wychowane- nie zmuszane do niczego- wdziecznosc i milosc okaza same. Te, ktore nam sie nie udalo do konca wychowac tak, jakbysmy sami chcieli- zajma sie w przyszlosci tylko soba. I dopiero po wielu latach, kiedy byc moze nie bedzie juz tutaj rodzicow- docenia to, czego nie potrafili docenic wczesniej. Milosc wraca jak bumerang. Podobnie jak dobry czyn czy dobre slowo. Dlatego rodzice, ktorzy kochaja swoje dzieci-nie powinni sie niczym martwic. Inwestuje w dzieci wiecej, niz w siebie. O sobie nie zapominam, ale gdybym miala wybrac piekniejsza przyszlosc dla siebie, ciekawsza, lepiej platna prace, kursy, ktore dadza lepsza przyszlosc- bez wahania wybieram dobra przyszlosc swoich dzieci. I nie kalkuluje, czy mi sie to oplaci, czy dzieci powiedza mi za to- dziekuje. Daje i nie pytam o nic. Najwazniesze jest to, aby one byly szczesliwe. Wsrod rodzicow jest teraz wielu egoistow. Ludzi, ktorzy swoje szczescie przekladaja nad szczescie swoich dzieci. Wystarczy spojrzec na matki, ktore nawet przed swietami nie mialy czasu dla swoich dzieci. Bo wciaz bylo cos bardziej waznego, bardziej absorbujacego. Z ojcami jest podobnie. I najgorsze w tym wszystkim jest to, ze zaslaniaja sie haslem- „robie to dla mojej rodziny, dla moich dzieci , dla przyszlosci” . Nie wierze. Dlatego podany przez Pana przyklad rodzicow, ktorzy wyliczyli ile dali swojej corce – nie jest przykladem „inwestycji”, tylko zwyklym brakiem zrozumienia a byc moze i milosci.

    Polubienie

  4. ~Agnieszka pisze:

    „Obowiązek alimentacyjny względem dzieci oznacza, zgodnie z przepisami k.r. i o., że na rodzicach ciąży obowiązek łożenia na utrzymanie dzieci. Obowiązek alimentacyjny rodziców wobec dzieci powstaje z chwilą urodzenia się dziecka i wygasa, z chwilą jego usamodzielnienia się. Samodzielność nie jest równoznaczna z pełnoletniością. Obowiązek będzie istniał dopóki dziecko będzie się uczyło albo nie będzie w stanie samodzielnie się utrzymać z powodu kalectwa.” Uważam, że koniecznością jest pomoc dziecku, szczególnie gdy chce poszerzać wiedzę i rozwijać się. Przecież to wpłynie na jego przyszłość, a chyba życie dziecka w jak najlepszych warunkach jest priorytetem działań rodzicielskich. Nie traktuje tego jak inwestycje. Nazwałabym to raczej darowizną. Są różne sytuacje materialne, w treści posta nie ma zaznaczone czy były to pieniądze z kredytu czy może przez te pare lat uzbierane. Nie zmienia to faktu iż rodzice mogli załatwić to bardziej dyplomatycznie. Istnieją przecież studia zaoczne, dziecko idzie do pracy, płaci za szkołę, a rodzice zapewniają mu dach nad głową i jakąś ograniczoną pomoc materialną. Takich przypadków jest wiele. Uważam, że wystawienie rachunku i to bez jakiegokolwiek uprzedzenia jest po prostu chamskie. Na miejscu tej dziewczyny też uniosłabym się dumą, zawzięła i oddała wszystkie pieniądze. Nie wiem czy rodzice zdawali sobie sprawę jaka może być reakcja ich córki. Mogłaby odwrócić się od rodziny, w końcu kto wie jak zinterpretowała takowe podlicznie kosztów.

    Polubienie

    • ~ja pisze:

      Odwrócić się od rodziny nie może, ponieważ tak jak na rodzicach ciązy obowiązek alimentacyjny, tak nie wiele osób wie, że również na dzieciach ciąży on w stosunku do rodziców, którzy nie są w stanie sami się utrzymać lub mają dużo gorszą sytuację finansową. Mi się wydaje, że ci rodzice chcieli uświadimić córce, że pomagali jej jak mogli a teraz gdy ona ma mozliwośc zarabiania pieniędzy powinna się odwdzięczyć bo ich siły się kończą. Moi rodzice nie musieli mi tego uświadamiać. Mimo, że mam dwójkę dzieci,nie jestem stomatologiem a na studia musiałam zarabiać, regularnie przekazuję rodzocom pomoc finansową w ramach alimentów, gdyż tata jest na rencie a mama na głodowej emeryturze, w zamian mogę na nich liczyć czasami z opieką nad dziećmi i tak się kręci, wszyscy są szczęśliwi! Polecam takie relacje, uzdrawia to sytuację w rodzinie, w końcu dziecko, które kończy 18 lat staje się dorosłym człowiekiem i powinno odpowiadać za swoje czyny. Proszę pamiętać, że rodzic może inwestować ale prawnie nie ma obowiązku finansowania dóbr swojego dziecka i wdzięcznym trzeba być zawsze za każdy wysiłek rodziców.

      Polubienie

    • ~Tatul pisze:

      ~iimajko, Klarko, Brzozo, Agnieszko bardzo Wam dziękuję za tak głęboko umotywowane wypowiedzi, które same w sobie stanowią wielką wartość bloga. Dziękuję za to w imieniu własnym jak i czytelników, którzy wprawdzie nie komentują ,ale są Wam wdzięczni za wkład w tę swoistą rozmowę.Nadal czekam na wypowiedzi młodzieży, z którą omawiałem ten temat. Mam nadzieję, że poruszyłem ich wyobraźnię sugerując możliwe scenariusze prowadzące do opisanej sytuacji.Odpowiem na Twoje pytanie iimajko już jutro, zgoda?

      Polubienie

  5. ~liberty pisze:

    A umowa była jasna już przed pójściem na studia ? (do 18 roku życia szkoła jest obowiązkowa). Jeżeli tak, to wszystko OK. Jeżeli nie – grosza nie powinna oddać, bo nagłe i niespodziewane żądanie zwrotu darowizn to jakaś kpina !

    Polubienie

  6. rony_k@onet.eu pisze:

    Historia jak każda ma dwie wersje a prawda leży zapewne gdzieś pośrodku. Znamy wersję młodej nie znamy historii od strony jej rodziców i ciężko oceniać nie znając wszystkich faktów. Znam sytuacje z życia, gdy dorosłe już dzieci mieszkają z rodzicami i pomimo, że pracują, zużywają prąd, wodę itp. nie dokładają ANI GROSZA do czynszu czy opłat za media. Spotkałem się z przypadkami wielkiej obrazy w domach, w których rodzice postawili sprawę jasno – wspólnie mieszkamy ale i ponosimy koszta.Przez nieco ponad rok po ślubie mieszkaliśmy u moich rodziców i sprawa była postawiona od początku jasno – ich dwoje, nas dwoje, koszty czynszu i mediów po połowie, stołujemy się osobno. Do dziś jestem wdzięczny rodzicom za zdrowe podejście do życia.Wracając do opowiedzianej historii – zauważ przemianę, która nastąpiła na przestrzeni pokoleń. Kiedy wspominam dzieciństwo pamiętam ile babcia pomagała mojej mamie w prowadzeniu domu, opiece nad nami itd., chwała jej za to. W zamian mogła liczyć na starość na opiekę mojej mamy i do końca swoich dni była wśród najbliższych a nie w jakimś domu opieki. Dziś jest inaczej – pokolenie obecnych matek też pracuje podobnie jak ich matki, z tą różnicą, że w wielu przypadkach na swoje matki liczyć nie mogą. Wiele współczesnych babć uważa, że swoje dzieci wychowało i swoje w życiu zrobiło a teraz przyszła kolej na czerpanie uroków z życia. To się odbija w późniejszym okresie – dzieci nie poczuwają się do opieki nad starymi rodzicami i wiele z nich ma bardzo smutną starość. Przedstawiona sytuacja to być może pewnego rodzaju asekuranctwo i brak wiary we własne dziecko ze strony rodziców wspomnianej pani stomatolog. A może ona sama nie jest bez winy, może dawała do zrozumienia, że to co dostała uważa za oczywiste i nikomu w przyszłości w żaden sposób nie ma zamiaru się odwdzięczyć ?

    Polubienie

    • ~Tatul - Brucz pisze:

      ~~ rony_…jastem bardzo blisko Twojego rozumienia sprawy. Nie znam szczegółów z życia tamtej rodziny i nic nie wiem na temat relacji pomiędzy córką i rodzicami. Różnie mogło z tym być.Rodzice muszą dzisiaj myśleć również o sobie, tak jakby nie liczyli na odwzajemnienie ze strony dzieci tego wszystkiego co dali dzieciom. To co zgromadzą i tak pozostawią dzieciom.Pozdrawiam

      Polubienie

  7. ~pozdrawiam pisze:

    Gabinet- nie mieli obowiązku. Ale mogli powiedzieć, e to pożyczka.Edukacja- prawny obowiązek, rodzic musi łożyć na uczące się dziecko, do 26 roku życia.

    Polubienie

    • ~zaleska pisze:

      ale co to znaczy – łożyć? jedzenie ,ubranie, dach nad głową. i kropka. dodatkowe lekcje, dodatkowe podręczniki, kursy, szkolenia, dokształcania. dobra szkoła kosztuje, rejonowa już nie tak bardzo. DRODZY MŁODZI! chcielibyście przywileje bez obowiązków?! rodzic ma niedojeść, niedospać, nie wypocząć, nie ubrać się, nie leczyć się, wywianować ukochane dziecko, i najlepiej szybko umrzeć, żeby nie sprawiać dziecku kłopotu! tak? czy w dzisiejszych czasach nie widać już prostej zależności między dawaniem i braniem? czy tylko dzieciom SIĘ NALEŻY? DRODZY! nie zapominajcie, że prawo stanowi o obowiązku alimentacyjnym RÓWNIEŻ wobec rodziców!

      Polubienie

      • ~ola pisze:

        a co ja mam powiedzieć, skoro pracuję od 16 roku życia, a na studiach dziennych 3 kierunki jednocześnie pracowałam, mając oboje bezrobotnych rodziców i co? i ja mam im wyliczyć, ile mnie kosztowało własne utrzymanie plus ich i jeszcze domu? TO SA MOI RODZICE. i nie mogli (a może nie chcieli) mnie utrzymywać (pili); ja ciężko pracowałam i utrzymywałam dom; zarabiałam po 1700 zł 10 lat temu, więc dawałam radę, ale nauka odbywała się po nocach i do zamknięcia czytelni, biblioteki. Weekendy – praca (dobrze, ze udało mi się znależć dobrze płatną). I co mam iść do moich rodziców i żądać zwrotu za to, ze mnie wtedy nie utrzymywali? Ludzie! To jest chore!!! To jak dalej zyć, skoro najbliższa rodzina się ROZLICZA??? Rozumiem, gdyby tamci rodzice najpierw uprzedzili, a później żądali zwrotu. Ale robić kosztowny prezent (gabinet) i nie spytać obdarowywanego, czy go chce i czy bedzie w stanie go spłacić?… A może ona nie chciala robić kokosów? Może chciała być państwowym lekarzem na 8 godz. dziennie od pon. do pt? A tak-musi trzaskać.Nie wiem, nie podoba mi się to. Mnie też boli i jest mi żal, ze musiałam utrzymywać sie sama, ale też chciałam, czułąm, ze powinnam pomóc domowi, gdy rodzice pracy nie mają. Pili, owszem, ale nie za moje, a poza tym pracy wtedy faktycznie nie było. teraz jest w miarę ok, chociaż też mi żal, ze np. nikt mi nie zapewnił mieszkania, choćby najmniejszego, na start. Musieliśmy teraz z mężem wziąć kredyt; spłacimy go za 30 lat w wieku 63 lat. Czyli z emerytury. I do kogo ja mam się poskarżyć?

        Polubienie

      • ~zaleska pisze:

        a musisz się skarżyć? Twoje życie było trudne, poradziłaś sobie, i z tego powinnaś być dumna. trochę to niezwykłe, że skończyłaś 3 kierunki, pracując jednocześnie, ale cóż – pewnie było warto. życie każdego jest jakieś. nie każdy ma w domu bogato i bezpiecznie, i nie o tym dyskutujemy.

        Polubienie

      • ~ola pisze:

        Nie, nie musze się skarżyć; opowiadam tylko swoją historię, bo oburza mnie zabieg spłacania i wystawiania rachunków w najbliższej rodzinie. Albo się kochamy, albo się rozliczamy… A studiowanie dziennie 3 kierunków na raz, pracowanie wieczorami i całe weekendy oraz utrzymywanie domu – nie było TROCHĘ trudne, tylko masakrycznie trudne. I ja się nie skarżę; ja się tylko zastanawiam, jaki w takim razie rachunek powinnam wystawić swoim rodzicom? wg tej logiki, jaką tu się prezentuje…

        Polubienie

      • ~Tatul pisze:

        ~Olu, ja nie mam odpowiedzi na każde pytanie. Nie wyrównam też rachunków pomiędzy Tobą, a Twoimi bliskimi. Pochyliłem czoło przed Twoim doświadczeniem i nadal uważam, że jesteś doskonałym przypadkiem wskazującym na to, że warto ufać dzieciom i liczyć na nie w starości. Jesteś też dobrym przykładem osoby, która czyni dobro z innych powodów jak wdzięczność za wykształcenie, czy ogólnie za ułatwienie startu życiowego.Nie obwiniaj mnie za to, że obudziłem Twoje przykre wspomnienia. Powiedz raczej jak Twoje doświadczenie wpłynęło na Twoją obecną sytuację życiową. To może zachęcić młodych do naśladownictwa

        Polubienie

      • ~ola pisze:

        ależ ja nie mam do Ciebie pretensji! Tylko zal do osoby, która zaczęła „a musisz się skarżyć” – to przykre, gdy ciężką młodość ktoś kwituje „no i co się takiego stało”. Pozdrawiam, a te doświadczenia przyniosły mi tylko krótsze dzieciństwo, szybka dorosłość i siwe włosy w wieku 25 lat, poza tym nadal uważam, ze pocieszanie w stylu”ale przynajmniej okazałaś się być dorosła i odpowioedzialna” mało mnie pocieszają. Nie mam za bardzo z czego się cieszyć, owszem, moi rówieśnicy w pewnym momencie musieli zacząć żyć samodzielnie, ale niektórych rodzice dalej wspierają-mieszkaniem, kasą, opieka nad dziećmi… ja moge liczyć tylko na siebie i jestem tym już trochę zmęczona. Pozdrawiam Cię serdecznie i pomódl się czasem za mnie, żeby mnie szlag nie trafił i sił nie zabrakło. I nie bolało w środku-ten żal…

        Polubienie

      • ~Tatul - Brucz pisze:

        ~Olu, rozumiem gorycz w Twoich słowach, ale…Przyznasz, że Twoja droga też miała swoje plusy? Nic tak nie nauczy samodzielności jak konieczność bycia samodzielnym i jeszcze utrzymywać innych.Ja chylę przed Tobą czoło i pozdrawiam

        Polubienie

      • ~ola pisze:

        Tak, ale… ja i tak nauczyłabym się odpowiedzialności i pracy, a trochę mi żal tych lat, gdy moi rówieśnicy tylko studiowali i to mieli jedynie robić. Ja w tym czasie opłacałam rachunki, szukałam kredytu na spłatę dlugu mojego ojca, robiłam zakupy na caly miesiąc dla całej rodziny (ze wzgl. na brak czasu musiło to być w jednym dniu; plecak, 10 toreb, tramwaj i wio do hipermarketu.) Każdy weekend w świecie, wyjazdowy-bo praca. Każdy wieczór w obcych domach, bo praca, czytanie książek – w nocy, bo kiedy? Zal mi tych dni, lat beztroskich których nie miałam. A piszę o tym, bo dla mnie to, o czym piszecie, to paranoja. Wg założenia, tezy zawartej w wątku głównym ja równiez powinnam wystawić rachunek rodzicom za ich utrzymanie oraz za moje w latach, gdy powinni mnie utrzymywać…

        Polubienie

      • ~alejka pisze:

        Swoją drogą ciekawe co to za trzy kierunki (jednocześnie) skończyłaś i dałaś radę pogodzić studia z pracą. Jeśli to prawda to jestem pod wrażeniem.Przeprasza, że wtrącam się poza tematem.

        Polubienie

      • ~ola pisze:

        a jak by ktos dalej nie wierzył, ze to możliwe, dodam, ze pracowałam jako ankieter ośrodka badania opinii publicznej – praca popołudniami, wieczorami i całe weekendy. Do tego diety jak za samochód, a jeżdziłam pkp i pks – taką miałam szefową, ze mi dobrze płaciła. I tylko dzięki temu dałam radę.

        Polubienie

  8. ~mgk pisze:

    Popieram w/w rodziców.Ja również inwestuję w moje córki. Prywatne lekcjie j. obcych, reedukacja, korepetycje itp. Ale uczciwie mówię, że córki sa moją przyszłą emeryturą. Takie zycie.

    Polubienie

    • ~BUBA pisze:

      W sumie okropne to co piszesz. Daj dzieciom mniej, a emerytura dla siebie zajmij sie sam. Obciazac dzieci na przyszlosc? I juz „ustawiac sie”, ze maja ci cos dac? ODDAC w sumie. Dla mnie to okropne. Sorrki.

      Polubienie

  9. ~gośc pisze:

    BZDURA – dzieci zaciągają „kredyt”na edukajcę u swoich rodziców który będą musieli spałcic własnym dzieciom ,po to jest rodzina żeby sobie pomaga,co się tyczy gabinetu to starzy powinni powiedziec od razu że trzeba będzie to oddac ,a tak dziewczyna kasę odda a niesmak pozostanie

    Polubienie

    • ~Nika pisze:

      w j.czeskim ” nie” z czasownikami piszemy razem: to se nevrati ;)A co do tematu: to zalezy od umowy PRZED studiami/zrobieniem gabinetu: czy bylo wyraznie powiedziane ze to pozyczka czy nie. Jak nie – to uwazam ze takie zachowanie rodzicow jest po prostu nieuczciwe. Tak zwyczajnie, po ludzku, nie mowiac juz o tym ze sa jej rodzicami. W koncu dajac znajomym prezent nie zadamy potem zwrotu pieniedzy. A co dopiero dzieciom. Ale pewnie bedac ich corka, jesli sprawa zostalaby mi postawiona w ten sposob tez chcialabym oddac te pieniadze zeby potem nie mogli mi tego wypominac. Jednak taka sytuacja na pewno pozostawilaby duza i nieciekawa ryse na naszych stosunkach.

      Polubienie

  10. ~g pisze:

    tak, tak, wciaz to samo, kto komu co dal i co sie komu nalezy; corka niech pamieta, ze te pieniadze od nich dostala, a oni niech pamietaja, ze przyjdzie czas, iz bez niej nie beda mogli sie obejsc, wiec moze za wczesnie na rozliczanie.

    Polubienie

  11. ~gwen pisze:

    tak, tak, wciaz to samo, kto komu co dal i co sie komu nalezy; corka niech pamieta, ze te pieniadze od nich dostala, a oni niech pamietaja, ze przyjdzie czas, iz bez niej nie beda mogli sie obejsc, wiec moze za wczesnie na rozliczanie.

    Polubienie

  12. ~qwerrty pisze:

    A ja przekornie nie zganię rodziców. Postawili na inny model niż poświęcenie wszystkiego rodzinie. Innymi słowy zmienili model Słowiański na Amerykański. Czy to źle? Zależy jak spojrzeć. Przeanalizujmy rozwój wypadków.Córka zaczyna zarabiać, stoi już na własnych nogach. Nie dostała nic darmo, tylko jako pożyczkę. Wszystko zależy od niej. Nie musi żyć z poczuciem… ja wiem… winy? wdzięczności? przerzuconego w czasie obowiązku? Żyje w 100% na własny rachunek. Od podstaw. Dogaduje się z rodzicami, którzy wspaniałomyślnie określają odstetki na poziomie inflacji.Ma dziewczyna do spłaty np. 300.000 – 500.000 zł. Jej zarobki pozwalają na oddawanie kilku tysięcy miesięcznie rodzicom. Rodzice żyją w luksusie, ona, na dorobku wiąże koniec z końcem nie gorzej niż przeciętna Polka. Wychodzi za mąż. Nauczona doświadczeniem nie przyjmuje prezentów od rodziców. Po co ma ich spłacać? Po 15-20 latach kończy spłatę. Myśli o dziecku (przecież na już pieniądze, żeby je utrzymać). Wydaje pieniądze na invitro i podtrzymanie ciąży, bo w tym wieku to już b. trudne. Szczęśliwie rodzi córeczkę. Jest wolna od wszelkich zobowiązań. Zaczyna zabezpieczać się sama. Otwiera młodej „konto”. Notuje skrzętnie wydatki na dziecko, zbiera faktury (przecież trzeba być uczciwym). Jej rodzice balują gdzieś na Hawajach, używają życia. Ona zatudnia nianię i pracuje w pocie czoła. Mijają lata. Rodzicom wiek uniemożliwia podróże, zresztą już dawno nasycili apetyt życia na poznawanie nowych miejsc. Tęsknią za rodzinnością. Pytają się córki, czy nie mogliby zamieszkać z nimi na jakiś czas. Nie ma problemu. Córka ma wolny pokój, może ich przyjąć. Pyta tylko na ile. Miesiąc, tak żeby poczuć rodzinną atmosferę. Nie ma problemu. Rodzice mieszkają u córki przez miesiąc. Odprowadzają młodą do szkoły, wspominają dawne lata. Jedyny zgrzyt pojawia się po miesiącu, gdy wracają do siebie. Córka przedstawia im wyliczenie: rachunek za mieszkanie z wyżywieniem pomniejszony o koszt opiekunki. Uiszczają opłatę. Wracają do siebie. Lata mijają. Młoda usamodzielnia się i dostaje rachunek za wychowanie, zaczyna go spłacać. Tymczasem rodzice niedołężnieją. Pytają córki, czy ona może przyjąć ich do wolnego pokoiku. Córka odmawia, ale załatwia (z niską prowizją) miejsce w domu spokojnej starości. Rodzice żyją na wolniutkich obrotach, niedołężnieją fizycznie i psychicznie. Zaczynają tęsknić za drugim człowiekiem, widzą, że inni pensjonariusze są odwiedzani przez dzieci. Oni nie. Któregoś dnia matka dzwoni do córki i prosi, by ta ją odwiedziła. Córka nie ma czasu, a na pretensje matki odpowiada któko: nic wam nie jestem winna. I teraz mała puenata. Czy się spłaca rodziców czy nie, końcówka scenariusza może się zdarzyć. Spłacanie zapewni pieniądze na starość (choćj uż nie uwagę), a liczenie na wdzięczność dzieci to ruletka. Może się uda, a może nie. Dziecko, które ma rodziców spłacić widzi ile to kosztuje, więc nad swoimi dziećmi się zastanowi (czy warto inwestować) i będzie bardziej samodzielne. Jedyny prawdziwy negatyw tej sprawy to przeliczanie wszystkiego na pieniądze. Wszystko można kupić. To bardzo niszczy więzi i powoduje skupienie się na sobie. Vide system amerykański.Ciekawe, czy komuś się chciało to przeczytać. Pozdrowienia dla wytrwałych!

    Polubienie

    • ~Tatul - Brucz pisze:

      ~qwertty, mnie się chciało przeczytać. Piękny tekst, który mógłby być samodzielnym postem pod przyszłą dyskusję. Takiego ożywionego myślenia pragnąłemna wypadek gdyby ten tekst został polecony. Ty spełniasz moje marzenie w 100 proc. i za to bardzo dziękuję.Pozdrawiam serdecznie

      Polubienie

  13. ~NOSTRADAMUS pisze:

    Inwestowanie w dzieci z samej definicji ma przynieść korzyści dzieciom, a nie nam samym. Gdyby rodzice inwestowali w siebie wtedy osiągnęliby korzyści. Takie postawienie sprawy w przypadku opisanym jest nieuczciwe. To tak jakbym wystawił rachunek rodzicom za całe moje życie, uzasadniając to tym że ja się tu nie prosiłem, więc teraz niech płacą.

    Polubienie

  14. ~lucja pisze:

    jedna grupa stwierdziła, ze rodzice chcieli mieć dzieci to niech płacą ……. to grupa uczniów którzy dostali w życiu od rodziców wszystko ………. oprócz miłości, poswieconego czasu …… itpdruga grupa stwierdziła, ze skoro rodzice ponosza koszty w zwiazku z ich wychowaniem, eduakcją to oni na starość nie zapomną o rodzicach …. nie dlatego, ze im ktoś kosztorys utrzymania przedstawi tylko dlatego, że tak zostali wychowani ….. „ja dbam o kogoś to ktoś o mnie i odwrotnie” oczywiscie bez mowienia, przypominania, wypominania i liczenia sie o każdą złotówke….. to grupa osób, która otrzymała moze nie wszystko co potrzeba, ale dostała miłość, troskę rodzicielską ….. Dzieci to inwestycja …………. co włożymy to wyjmiemy …………….. to powiedzenie znane jest nie od dziś….. tylko w tym powiedzeniu nie ma mowy o pieniądzach 🙂 ………….. tylko o uczuciach ………….

    Polubienie

    • ~Brucz pisze:

      ~lucja, przytaczasz jako jedyna hipottetyczną treść dyskusji moich uczniów nad poruszonym problemem. I widzę w tym dużą wiedzę na temat poglądów wśród nastolatków. Tak jest w istocie. Młodym się należy. Mówią nawet : – A co prosiłam się na świat? Jak mnie spłodzili, to niech finansują koszty mojego dojścia do samodzielności. Ktoś powiedział: To jest świństwo!!! Co to za rodzice??? Byli też tacy, którzy widzieli rozsądek w podejściu biznesowym do poruszanego problemu czyniiony w trosce:I . O swoją samodzielność finansową na stare lata,II. Nauczenia córki samodzielności i szacunku do pracy.Bardzo różne wnioski odnotowałem w tej dyskusji. Podobnie jak tu, na blogu różnice zdań były ogromne.Pozdrawiam

      Polubienie

  15. ~pryzmat pisze:

    Poniekad jest to sluszne.Wykladanie czesto ciezko zarobionych pieniedzy na edukacje dzieci jest brane przez ‚narybek’ jako zas… obowiazek rodzicow.Nic bardziej blednego.Jesli zapewnienie edukacji z wyksztalceniem srednim wlacznie jest w ramach rodzicow, to wyzsze wyksztalcenie i nastepne wydatki – juz niestety nie.Rodzice czesto pomagaja lub w calosci finansuja wyzsza edukacje kosztem wlasnego stanu bycia .Majac czesto 50 – 60 lat pozostaja bez grosza i widokow na spokojna starosc na ktora zapracowali i zasluzyli. Sytuacja finansowa ,w tym koszta edukacji powinny byc przedstawione przyszlemu studentowi i przedyskutowane przed podjeciem edukacji. Uniknie sie zaskoczen,niemilych niespodzianek,rozczarowan itd…Dzisiejsze warunki ekonomiczne rodzin zmuszaja do trzezwego i realnego spojzenia na ta sprawe. Czy ktokolwiek inwestuje pieniadze lub zaciaga powazne pozyczki bez uprzedniej analizy mozliwosci finansowych?

    Polubienie

    • ~Tatul - Brucz pisze:

      ~pryzmat, w pełni się zgadzam. Dodam tylko, że studentka nie ma tzw. zdolności kredytowej. Nie ma jej także początkujący stomatolog. Ta pani otrzymała to, co było potrzebne do normalnego funkcjonowania w zwodzie i do tego wolne od obciążeń wynikających z konieczności spłaty kredytu i odsetek, które byłyby rónież duże.Dziecko wyposażone we wszystko miałoby znacznie lepszą sytuację finansową niż spłukani rodzice. I byłoby wszystko fajnie, gdyby ich starość w sposób naturalny znalazła się w sferze zainteresowań i poświęcenia córki i….jej rodziny. Czy tak jest w życiu???Znamy takie przypadki, ale znamy również zupełnie inne. Takie co to …”w pale się nie mieszczą”.Pozdrawiam

      Polubienie

  16. ~ban350@wp.pl pisze:

    Owszem …. całe życie inwestujemy W DZIECI !!!!. Podkreślam to nie jest inwestycja z naszego (Rodziców) punktu widzenia (czyli ma nam przynieść zysk), tylko INWESTYCJA W DZIECI (czyli ma dać coś naszym dziecion w przyszłości – wykształcenie, pozycję społeczną, dochody, …) ban350

    Polubienie

  17. ~ela pisze:

    moj tata wiecznie mi wypomina, ze musi na mnie wydawac pieniadze. a ja sie pytam – czy ja sie prosilam o przyjscie na swiat?skoro juz zrobili sobie dziecko to co mysleli?ze od pierwszego dnia bedzie samo sie utrzymywalo czy jak??

    Polubienie

  18. ~eliza pisze:

    Sprawa jest bardzo prosta, dziecko na świat się nie prosiło, w związku z tym ludzie, którzy decydują się spłodzić i wychować dziecko, są obowiązani utrzymywać je do zakończenia edukacji, nie dłużej niż do 25 roku życia. Nie mają prawa wystawiać za to rachunku, bo łaski nie robią, to ich psi obowiązek, nawet jak dziecko mieszka oddzielnie i nie utrzymuje kontaktu z rodzicami to ma prawo wystąpić o alimenty od nich. Natomiast sprawa pomocy finansowej w urządzaniu gabinetu to już zupełnie co innego, tyle że człowiek normalny to powiedziałby od razu, że nie pomaga bezinteresownie i dał dziecku wybór czy chce takiej pomocy. Jeśli tego nie zaznaczyli to córka nie ma żadnego obowiązku zwracać im pieniędzy. Moim zdaniem to historia o ludziach wypaczonych umysłowo.

    Polubienie

  19. ~kasza pisze:

    Wybacz ale Twoja definicja nie pokrywa się z tą sytuacją, którą przedstawiłeś.Rodzice chcą oddania poniesionych kosztów a nie procentu ( np. miesięcznego) z przyszłych dochodów córki – wtedy to jest inwestycja.Wg mnie nie można zainwestować w dziecko, można dać, pomóc itd. A co będzie gdy rodzicami trzeba będzie się zająć na starość? Córka będzie pobierać opłaty? KIJ MA DWA KONCE – ZAWSZE

    Polubienie

  20. ~stident wieczny pisze:

    Odniosę się do jednej tylko sprawy – inwestowanie w dziecinie jest inwestowaniem bezpośrednio w nasza przyszłość tylko w ich życie dorosłe. Pewien Pan zapomniał pewnikiem dodać, że rachunek nie wziął się z powietrza. Jeżeli rodziców było stać na sfinansowanie studiów, wyposażenie gabinetu to śmiem twierdzić, że rzecz poszła o następne finansowania. Nasze polskie dzieci dorosłe są absolutnie przekonane iż to rodzice mają ich finansować. To nic ,że szkoły, korepetycje, kursy, drugie studia płatne. Ważne że nie ma jeszcze mieszkania,samochodu itd,itp. Ale to my rodzice jesteśmy winni- niedawno w rodzinie usłyszałam pytanie: Czy kupiłaś dzieciom mieszkanie. I wielką niemą reprymendę jak powiedziałam,że nie mam za co,nie zarabiam dużo,a przez wiele lat inwestowałam w naukę dzieci i swoją,bo pewnikiem już nie byłoby mnie w pracy. Bo w tej rodzinie właśnie rodziców- byle kmiotków- bez wykształcenia i prywatnego biznesu na to było stać i wyposażyli dzieci w wielkie mieszkania. Nie,nie korupcja,nasze przyzwolenie na tzw: napiwki. Toteż nie dziwię się tym rodzicom. dobrze ,że pokazali dziecku ile ich kosztowało, ale i tak to nie wszystkie wydatki jakie ponieśli.

    Polubienie

    • ~T pisze:

      stident wieczny, charakterystyczne są wypowiedzi młodych, którzy nauczeni brać nie wyobrazają sobie inego scenariusza. Na tym tle głos rodziców brzmi zgoła odmiennie. Kto nauczy młodych smaku dorabiania się jeśli na starcie tego nie poznają?

      Polubienie

  21. ~27latek pisze:

    Odnoszę wrażenie, że większość osób zapomina o jednej ważnej rzeczy. Wszyscy wiedzą i przyjmują do wiadomości, że rodzice mają obowiązek utrzymywać dzieci, łożyć na ich edukację itp (nazywa się to, zgodnie z polskim prawem obowiązkiem alimentacyjnym). Jednakże wielu osobom umyka fakt, iż obowiązek alimentacyjny działa w obie strony. To znaczy, że jeżeli rodzice nie są w stanie utrzymać się sami, dzieci mają obowiązek im to utrzymanie zapewnić. Także rodzic może domagać się od dziecka pomocy do emerytury. Więc jak najbardziej własne dzieci, odpowiednio wychowane, które nie będą tylko „doić” rodziców ale też pomogą jeśli będzie taka potrzeba, są najlepszą inwestycją jaka może się zamarzyć. W tej sytuacji, uważam, że domaganie się zwrotu pieniędzy za edukację jest nie na miejscu, to już zwrot pieniędzy na gabinet jak najbardziej. Owszem rodzice tej pani powinni wcześniej ją uprzedzić, że to będzie zwrotna pomoc.

    Polubienie

    • ~Tatul - Brucz pisze:

      27 – latek, a jaki rzeczowy. Podziwiam postawę i gratuluję takich poglądów. Faktem jest, że nie dopytywałem o szczegóły opisanego rozliczenia. Tam mógł być gniew i to kierowany w obydwie strony jak i mogło dojść do przewartościowania postawy córki względem rodziców. Może stracili nadzieję na to, że córka odwzajemni ich troskę o jej przyszłość, troską o przyszłość rodziców, którzy spłukani i może zapożyczeni stracili nadzieję na swoją spokojną starość?Jedno jest pewne. Nie ma jednolitego podejścia do wzajemnych obowiazków w rodzinie i nasze rodziny są różne. Prawdą jest, że pomoc rodziców powinna wynikać z miłości,a nie z ekonomicznej kalkulacji biznesowej. Prawdą jest równnież to, że w rodzinie również obowiązuje aforyzm Aleksandra Fredry:”Każdy siebie ma na względzie, A drugiego, za narzędzie”.Niedawno ogłoszono bulwersującą informację, z której wynikało, że jeden z najbogatszych ludzi świata(chyba Buffet) rozdysponował swoje miliardy w ten sposób, że ok 20 mld USD przeznaczył na fundację twórcy Windows-a,Billa Gates`a, a jedynie coś ok. miliarda oddał swoim dzieciom. Niech nauczą się szanować pieniadz i zarabiać, a nie tylko wydawać. My, rodzice z Polski rodem mamy zakodowane to, że trzeba się troszczyć o własne dzieci przynajmniej do czasu zanim przejdą na emeryturę( To zdanie Józefa Szajny wygłoszone w wywiadzie z okazji Dnia Ojca).Pozdrawiam

      Polubienie

  22. ~aneta13120 pisze:

    Bardzo dobrze pamietam ta lekcje przedsiebiorczosci. Gdy opowiedzial Pan te historie bylismy w szoku. Pozniej zaczela sie dyskusja. Jedni twierdzili ze rodzice nie powinni tak robic. Skoro zainwestowali w córke to nie powinni żadac zwrotu pieniedzy. Jedni natomiast twierdzili ze rodzice mogli uprzedzic swoje dziecko o zamiarach. Poczatkowo ja rowniez tak uwazalam jednak dopiero pozniej nasunela mi sie mysl ze ci rodzice poczatkowo sami moze nie widzieli ze beda chcieli zwrotu pieniedzy. Dopiero po jakims czasie postanowili je odzyskac, chcac je zlozyc w bezpiecznym miejscu na tzw.,,czarna godzine”. Ciekawa tylko jestem czy ktos z klasy pamieta jeszcze te historie i czy odrobil zadana przez Pana prace domowa i porozmawial na ten temat z rodzicami. Przekonamy sie juz w poniedzialek…

    Polubienie

    • ~t pisze:

      ~aneto… ja również będę czekał poniedziałku z niecierpliwością. Na wszelki wypadek przejrzyj jednak wypowiedzi poprzedzające Twój komentarz. Będziesz mogła porównać wypowiedzi w klasie z tonem wypowiedzi zamieszczonych tutaj.Pozdrawiam serdecznie

      Polubienie

  23. ~Izuśka P. pisze:

    Wydaje mi się, że wkład pieniędzy w dzieci to jest pewien rodzaj inwestycji. Rodzice starają się zapewnić nam przyszłość,prace aby było łatwiej. Zgodnie z definicja, inwestycja to wkładanie pieniędzy w coś co nam z czasem przyniesie korzyści. Czy wykształcenie dziecka to korzyść? Według mnie bardzo ogromna. Rodzice nie mają takiej pewności czy dziecko np.na studiach sobie poradzi ale jednak swoje środki przeznaczają na naukę.Odnośnie tego problemu jakim był wystawiony przez rodziców rachunek wydaje mi się,że skoro dużą sumę pieniędzy włożyli w dziecko jakąś część tych pieniędzy powinno ono zwrócić. Pomogli córce, wiec też oczekują pomocy od niej. Moze przez zwrot sumy chcieli zapewnić sobie spokojną starość,pieniądze jakie by odzyskali i świadomość ze córka ma prace(dobrze płatna) dała by im poczucie bezpieczeństwa. Nami rodzice opiekują się jak jesteśmy młodzi ale my powinniśmy się opiekować nimi jak będą starzeć.

    Polubienie

    • ~Tatul pisze:

      Izuśka, dziękuję za wypowiedź. Mogło tak być jak myślisz. Dobrze mieć zabezpieczenie dla siebie na starość i być pod opieką troskliwego dziecka. Przecież rodzic nie zabierze tego co zgromadził ze sobą . Pozostawi dzieciom wszystko co zdołał zgromadzić.Pozdrawiam

      Polubienie

  24. ~Inguna pisze:

    W opisanej rodzinie panuje chyba trochę chory układ. Najpierw finansowali córce studia, kupili gabinet, a na końcu wystawili rachunek. Normalnie z doroslą osobą zawiera sie umowę w chwili zmiany sytuacji życiowej którejś ze stron. Corka rozpoczynała studia i wtedy był czas na omówienie spraw finansowych. Gdyby jej naprawdę zależało znalazłaby sposób na współfinansowanie swej edukacjj, a gabinet otworzyła by wspólmie z kolegą za pożyczone pieniądze. Stawianie własnego dziecka pod ścianą nie świadczy dobrze o rodzicach, Gdyby we właściwym czasie stać ich było na odwagę rozmowy z córka przez okres jej studiów dając jej połowę tego co dawali mogli odłożyć sporą sumę na starość dla siebie i każdy byłby zadowolony.W rodzinie trzeba o wszelkich kwestiach, finansowych też rozmawiać i grać uczciwie, by żadna ze stron nie cierpiała.

    Polubienie

  25. ~Inguna pisze:

    Dzięki za pozytywną ocenę komentarza, Myślę, że mądrego i odpowiedzialnego postępowania we współżyciu z własną rodziną i nie tylko można się w każdym wieku nauczyć. Jeśli ktoś nie zdążył w młodości, mże to zrobić zaczynając choćby dziś ucząc sie w ciekawej Akademii Mądrego Zycia.. Jest taka pod adresem http://www.teta@ai. Tam jest jeszcze wiele ciekawych stron pomagających żyć godniej i lepiej.Polecam, bo sama z dobrym skutkiem korzystam,choć jestem emerytką Pozdrawiam !

    Polubienie

  26. ~s.M.Chmielewska pisze:

    Myślę, że zbyt mało wiemy o wzajemnych relacjach w podanym przypadku. Niewątpliwie układ między dającym a biorącym musi być jasny. Jeśli pożyczamy, oczekujemy zwrotu, jeśli dajemy- to dajemy.Nie wolno zmieniać zasad w trakcie gry. Problem leży gdzie indziej i ten przykład nie jest do końca dobry. Jest to problem „Się należy”. Ja wychowując swoje przybrane dzieci, na pewnym etapie ich dorastania, stawiałam sprawę jasno: zapewnię ci najlepszą szkołę, na jaką mnie stać, ale zaciągasz zobowiązanie: masz to dobrze wykorzystać tzn. uczyć się i zachowywać odpowiednio, po to, żeby być w przyszłości mądrym, samodzielnym człowiekiem. Nie wywiążesz się z tego zobowiązania- dostaniesz minimum. Nauka w byle jakiej szkole,opieka do 18-tego roku życia i tyle. Jeśli chodzi o studia- podobnie: pomogę, ale pod warunkiem, że pomożesz sobie sam, że potraktujesz bardzo poważnie mój wysiłek nie jako coś, co się należy, tylko jako dar. I nie zmarnujesz go w przyszłości. Nie chodzi o żądanie opieki na starość. To powinno z zasady wchodzić w pakiet relacji miłości i zaufania. Jeśli staniesz się porządnym człowiekiem, to troska o starzejących się rodziców jest już w pakiecie. Poza tym, w codziennym życiu w rodzinie masz też obowiązki.W zależności od wieku. Pomoc w domu, pomoc w pracy. Wtedy możesz liczyć na wzajemność- prezent, wakacje itp. Oczywista dotyczy to nastolatków. Młodym szalejącym mówię jasno: dostajesz minimum do osiemnastki i zarób na swoje szaleństwa. No, jak wracają po przykrych doświadczeniach- trzeba podać rękę, bo rodzicem jest się do końca życia. Ale wspierać mądrze, żeby poczuł trud wychodzenia z tarapatów, a nie sprzątać za niego. Pewien mój przyjaciel mawiał: należy się do 18-tego roku życia, potem wszystko jest już darem. Może skrót, ale dobrze jest mieć świadomość, że studia, pomoc od rodziny, miłość, to bezcenny dar. Ale dzieci są też bezcennym darem. I nigdy rachunki nie będą wyrównane. Ktoś tu mądrze powiedział: dobrze wychowane, w miłości, dzieci oddadzą to swoim dzieciom. I na pewno rodzicom. Osobiście nie wystawiłabym faktury za wychowanie i szkoły dzieciom, chyba, że umawialibyśmy się inaczej. Natomiast uświadamiam, że to kosztuje: pieniądze i wysiłek. I nie wolno tego zmarnować. Pozdrawiam

    Polubienie

    • Tatul pisze:

      ~Siostro Małgorzato, bardzo dziękuję za te słowa komentarza popartego tak wielkim doświadczeniem . Do bogatej i proszę zwrócić uwagę jak kulturalnej dyskusji jaka tu się nawiazała dodała siostra głos wyrażający argumenty biorące swój początek zarówno w miłości jak i w odpowiedzialności za przyszłość naszych nastolatków, którym póki co „się należy”. Postępując wobec nich z miłością, ale i odpowiedzialnie pomagamy im znaleźć dobre rozwiazania dla ich przyszłości, a przy tym i dla nas samych. Nikt chyba nie zna tak dobrze losu dzieci i dorosłych wypchniętych z rodzin na pastwę losu jak Siostra, biorąca ich pod skrzydła opieki swojej i Fundacji, którą kieruje.Znajduję w tej wypowiedzi wsparcie dla moich poglądów na ten drażliwy dla niektórych temat. Miłość – tak!!! Ale nie ślepa. Każdy powinien znać „swoje miejsce w szeregu”. W okresie gdy jest dzieckiem, rodzicem, dziadkiem powinniśmy pełnić swoją rolę w sposób odpowiedzialny i przygotowywać się do wejścia w kolejną rolę.Dziękuję za wizytę i komentarz.Pozdrawiam serdecznie

      Polubienie

  27. ~wandzior pisze:

    zainwestowalam w dzieci.z tego powodu musialam wyjechac z kraju zeby splacac kredyty. nigdy nie oczekiwalam zwrotu czy pomocy w splacie.uwazalismy z mezem ze jesli nie mamy majatku to chociaz calej piatce zapewnimy wyzsze wyksztalcenie.skorzystal kto chcial. teraz od doroslych juz dzieci doswiadczam wiele dobrego drobnych gestow pamieci troski wsparcia. nieoczekiwalismy z mezem tegoa dostajemy.miloscrodzi milosc

    Polubienie

  28. ~Fahrenheit pisze:

    Uważam podobnie jak jedna z osób komentujących ten tekst. Pieniędzy „wyłożonych” w celu edukacji oraz zapewnienia godziwego życia własnym dzieciom nie powinno nazywać się inwestycją. Inwestować można na giełdzie, co na marginesie wiąże się z dużym ryzykiem, ale według mnie każda inwestycja wiąże się z pewnym ryzykiem i to może pokonanie lęku przed tym ryzykiem w przypadku udanych inwestycji sprawia, że bardziej się z niej cieszymy. Ale żeby rodzice przedstawiali swojemu dziecku – jak w zamieszczonej na Pańskim blogu historii – rachunki za w tym przypadku urządzenie gabinetu? Uważam to za przesadę, ponieważ rodzice wraz z poczęciem dziecka nie podpisują z nim żadnej umowy, tylko wiążą się z konsekwencją tego, że temu człowiekowi trzeba będzie w przyszłości pomóc.Być może mam inne zdanie na ten temat niż Pan, ze względu tego, że sam jestem jeszcze młodym człowiekiem, ale już wchodząc w świat dorosłych uważam, że dla kochających rodziców największym wynagrodzeniem za poświęcony dziecku czas i każdą kwotę pieniężną będzie miłość do nich.

    Polubienie

    • ~Tatul pisze:

      ~Farenheit, pięknie piszesz i wskazujesz na modelowe rozwiazania. Życie wskazuje jednak na to, że zarówno rodzice wobec dzieci, jak i dzieci wobec rodziców bardzo odbiegają od modeli.Co wtedy?

      Polubienie

  29. ~Fahrenheit pisze:

    Miłość dzieci do swoich rodziców…jestem zdania, że to wszystko zależy od tego, jak dzieci czują się we własnym domu, od tego jak został wychowane, jakie wartości zostały im wpojone. Dla mnie coś takiego jak szacunek również działa w obie strony, ale dobrze, bo rozmijam się z tematem. W dzisiejszym dziwnym świecie wszystko jest inne jak dawniej, zmieniła się hierarchia wartości, jak i ludzie. Ale pomimo tego myślę, że dla większości osób rodzina jest bardzo ważna i dzieci potrafią pomóc swoim rodzicom na starość udzielając np. schronienia nad głową. W końcu gdyby nie rodzice i ich miłość nie było by nas na tym świecie. Co do poprzedniego moje komentarza przypomniał mi się jeden odcinek „Rozmów w toku”, który obejrzałem, pomimo, że nie oglądam tego programu często. Był tam przedstawiony ojciec, który ze swoją żoną poczęli z tego co pamiętam ósemkę dzieci. Pan ten miał już plan, na swoją starość, że wtedy to każde z tych dzieci co miesiąc ma dać jemu i jego żonie 200 zł, więc jak łatwo wyliczyć jest to 1600 zł miesięcznie, plus emerytura czy renta wyniesie z 3000 zł. Ale ten sam ojciec zapytany czy on sam daje pieniądze swoim rodzicom żeby zapewnić im lepszy żywot, odpowiedział „Nie”. A jeżeli przykład idzie z góry, to koniec tej opowieści jest łatwy do przewidzenia.

    Polubienie

    • ~Tatul pisze:

      ~Farenheid – Ciekawy przykład wyrachowania przedstawiłeś.W wielu kulturach tradycją jest posiadanie dużej liczby dzieci jako zabezpieczenie na starość. U nas na szczęście jest naczej. Gdyby tylko bez zarzutu funkcjonował system emerytalny. Gdyby rodzice potrafili właściwie wychowywać swoje dzieci. Gdyby wreszcie one , bez wyjątku poczuwaly się do zapewnienia opieki swoim niedołężnym rodzicom, to byłby raj na ziemi, prawda?

      Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.