Strach w oczach. Nawet kiełbaski nie chciał zjeść
Minęły ciche i rodzinne święta. Teraz nadeszła pora na rozpamiętywanie przeżyć i opowiadanie znajomym jak to u nas było. Ile dań podano na wigilijnej wieczerzy, jak wzruszaliśmy się przy składaniu sobie życzeń i łamaniu się opłatkiem itd. Itd.
My, gdy powróciliśmy z wieczerzy zorganizowanej w tym roku przez moją siostrę Annę przeżyliśmy pewien szok. U sąsiadów urządzono (nie wiadomo czemu w wieczór wigilijny) kanonadę ogni sztucznych nakierowując wyrzutnię rac w stronę naszej działki. Wraz z pierwszymi wystrzałami zaczął dobijać się do drzwi tarasu nasz pies Agis, który od dwóch lat, gdy jest z nami, jeszcze ani raz nie był w mieszkaniu. Tym razem wyminął mnie w drzwiach i pędem wpadł do pokoju, po czym ułożył się pod telewizorem zerkając bez przerwy w okno. Był przerażony wystrzałami i rozbłyskami sztucznych ogni. Obserwowaliśmy z zaciekawieniem jak zachowa się nasz niespodziewany wigilijny gość. Przecież według legend świątecznych w tę noc zwierzęta przemawiają ludzkim głosem. Żona skorzystała z okazji i podała psu czerwony opłatek z kawałkiem kiełbasy składając mu przy tym najlepsze życzenia. Pies był jednak do tego stopnia sparaliżowany strachem, że nie zjadł kiełbaski, a więc i opłatka tylko leżał w tym samym miejscu i spoglądał na nas wszystkich pytającym wzrokiem. Na gazecie tuż przed jego pyskiem leżała kiełbasa z opłatkiem.
Po dwóch godzinach, gdy już pewne się stało, że dalszej kanonady nie będzie niemal wyniosłem go z mieszkania i zamknąłem w pomieszczeniu gdzie zawsze sypia. Myślę, że już zapomniał o tym incydencie i wcale nie garnie się do mieszkania. Nadchodzi jednak Nowy Rok. Jakże go powitać bez kanonady???
Przecież jest to najlepszy przejaw szampańskiej zabawy, prawda?
W ubiegłym roku poświęciłem temu tematowi sporo miejsca opisując swoje wrażenia z perspektywy mojej malutkiej Bogorii. Temat nie jest nowy więc zamiast przewidywać co będzie się działo w tym roku przypomnę fragmenty tamtego tekstu:
„W noc sylwestrową obserwowałem rynek w mojej maleńkiej Bogoryjce, w czasie powitania Nowego Roku. Kanonada trwała ponad pół godziny. Punkty odpalania rac rozproszone były po całym miasteczku. Najbardziej okazałe widowisko urządzono w pobliżu hali, gdzie był bal sylwestrowy. Dużo mniejszych pokazów odbyło się w okolicach domów gdzie trwały prywatki, czy spotkania rodzinne. Gdyby dodać do tego dni prób przed Sylwestrem i pojedyncze wystrzały już po balu to trzeba powiedzieć, że straszenie zwierząt miało znaczne rozmiary. Jak to wyglądało w większych i całkiem dużych miastach, odpowiecie sobie sami.
Czy amatorzy fetowania radości z nadejścia Nowego Roku brali pod uwagę reakcję zwierząt na wystrzały? Wątpię!
Wyczytałem gdzieś, że proch strzelniczy wynaleźli Chińczycy, gdzieś ok. X w. n.e. i to z przeznaczeniem do zimnych ogni właśnie. Dwór cesarski potrzebował takich akcentów potwierdzających wielkość władcy. W tym temacie jak widzimy nic się nie zmieniło przez te 10 wieków. Nadal podoba się to zarówno władzy jak i ludowi. Wniosek? Będzie tego coraz więcej. W okresie świątecznym sprzedano w Polsce podobno ok. 5 tys. ton fajerwerków. Czy jednak każdy, kto sobie zamyśli powinien mieć dostęp do zakupu tych produktów? A może z pożytkiem dla wszystkich ograniczyć sprzedaż fajerwerków wyłącznie dla instytucjonalnych organizatorów imprez zbiorowych – jak to zrobiono w innych państwach?”
Wiele razy w czasie okresu świątecznego komentowano w mediach tę naszą modę na pokazy pirotechniczne od strony skutków, czyli oparzeń, okaleczeń czy wreszcie pożarów. No i obrońcy zwierząt mocno protestowali. Nasi bracia młodsi – jak ktoś pięknie określił zwierzęta, bardzo cierpią przez to nasze głośne świętowanie. Czy my chcemy im dokuczać? Myślę, że nie! Często po prostu nie bierzemy pod uwagę tego aspektu sprawy. A szkoda!
Zwierzaki znoszą wystarczająco dużo cierpień i niedostatków winy tych większych braci -jakimi nie chcemy być. Może to i dobrze, że w noc wigilijną po raz kolejny nie zabrały głosu, bo mielibyśmy sporo do wysłuchania. A gdyby psy domowe, biorąc przykład ze swoich panów w tych dniach zamieniły tabliczki na bramach z tych znanych wszystkim „Uwaga zły pies” na dajmy na to: Uwaga zły człowiek!!!
Relacje człowieka ze zwierzętami to temat rzeka. Są tu opowieści niezwykle pozytywne, ale i takie o wyłapywaniu psów z zamiarem produkcji psiego smalcu- rzekomo dobrego przy chorobach płuc, czy o przywiązywaniu psów do drzew w lesie, aby nie biegły za samochodem odjeżdżającego w siną dal ich pana. Często porzucamy nasze, już niechciane psy gdzieś po drodze gdzie tułają się jako bezdomne cierpiąc z tęsknoty ale i z głodu. Uzasadnieniem często słyszanym jest wtedy; – cóż to za pies? Dla wszystkich jest przyjazny i merda ogonem, a jak usłyszy wystrzał czy grzmot burzy to chowa się w najdalszy kąt!!!
Czy każdy pies musi być obrońcą domu, tak jakby był na etacie? Pomyślmy ile korzyści osiągają ludzie z kontaktów ze zwierzakami. Od przewodników dla ociemniałych, poprzez psy patrolowe, obronne, ratownicze aż po zwykłe przytulanki dla dzieci, dla samotnych i chorych ludzi. W zamian za uwagę i troskę im poświęconą człowiek otrzymuje od nich wdzięczność, przywiązanie i – nie bójmy się tego słowa: – bezwarunkową miłość to niekiedy więcej niż okazują nam najbliżsi.
J.Sztaudynger napisał:
Ta mądrość człowiekowi
Przychodzi dopiero z wiekiem.
Nie każdy pies jest psem,
Nie każdy człowiek człowiekiem.
Z tego, co wiem nic się nie zmieniło w przepisach. Obrońcy zwierząt głoszą swoje, a ludzie zatroskani o bezpieczeństwo domorosłych pirotechników swoje. Będzie więc tak jak bywało w latach ubiegłych.
W telewizji pokazali moment wybuchu średniej petardy umieszczonej w rękawiczce, do której włożono dwa udka kurczaka mające imitować tkankę ludzką. Pirotechnik pokazał skutki wybuchu . Rękawiczkę rozniesioną w puch i strzępy tkanek. Na szczęście były to tylko udka kurczaka.