Ciepełko rodzinne

   W ubiegłym tygodniu zaszedłem do znajomego fryzjera. Ponieważ wypadło mi poczekać około pół godziny w kolejce, zacząłem przeglądać prasę jaką mój fryzjer wyłożył na gustownym stoliku ze szklanym blatem. Spojrzałem i minęła mi ochota na lekturę. Coś z motoryzacji, jakieś kobiece i do tego stare pisma, nic ciekawego. Zapytałem mistrza grzebienia: –  Dla kogo ta prasa? Same stare gazety. Czy ludzie nic nie czytają czekając na usługę? Odpowiedział, że nikt nie sięga po gazety więc ich nie uzupełnia. Cóż było robić. Wziąłem do ręki Wróżkę – niemal dokładnie sprzed roku. Przeglądając zwróciłem uwagę na horoskop. Mało kiedy spoglądam na to, co mi przepowiadają horoskopy, ale tym razem uznałem, że oto zaistniała całkiem ciekawa sytuacja, bo przeżyłem rok i teraz mogę sprawdzić co mi przepowiadano na upływający 2010 rok. Sprawdziłem. Przepowiadano mi nowe wyzwania w pracy, pomyślność w związku, małe zawirowania ze zdrowiem i parę rzeczy, z których już jakby wyrosłem. Mogę zatem uznać, że miałem szczęście do przepowiedni jak i do realizacji tego co mi wróżono – chociaż to nie tylko moja zasługa.

   Pomyślność w związku? Dlaczego nie  w małżeństwie, pomyślałem. Uznałem, że to chyba taki znak czasu . Taka poprawność polityczna zmierzająca do tego, aby nie urazić tych, co to są tylko w związku.

   Przypomniała mi się rozmowa z młodą kobietą. Od roku szczęśliwa mężatka, spodziewająca się wkrótce dziecka, opowiadała mi jak przebiegało spotkanie z koleżanką z jej klasy, z którą nie widziała się przez trzy lata. Panie opowiedziały sobie o wydarzeniach zaistniałych w ciągu tych trzech lat. Jedna wyszła za mąż zaraz po maturze, ma córeczkę i jest już po rozwodzie. Druga studiowała i właśnie teraz  zamierza wyjść za mąż za kolegę z klasy. Rozwódka na bazie swojego doświadczenia doradzała drugiej: – To fajnie, że wasz związek przetrwał od szkolnych lat, ale nie bądź głupia i nie bierz ślubu, bo i po co? – Czy chcesz skończyć tak jak ja ? Jakoś utkwiła mi w pamięci ta rozmowa i teraz ją wspominam.

   Nie można mierzyć innych swoją miarą. Każdy żyje tak, jak chce, ale wobec przegranej powstaje pytanie o to, co ja zrobiłem nie tak, że moje najlepsze chęci, plany, zamiary nie zostały wprowadzone w życie? Jak ogarnąć rozsądnym spojrzeniem ogrom czynników decydujących o udanym związku dwóch osób, bo przecież oboje muszą mieć poczucie spełnienia i przeświadczenie o udanym życiu?

   Okazuje się, że udany związek, zgodne pożycie i dowiezienie tych relacji sprzed ślubu aż do kresu życia, jest wartością znacznie przewyższającą wartość dorobku materialnego, czy jakiejś kariery, po której pozostaje tylko gorycz zawodu i jakiś kac moralny z powodu nie zawsze uczciwego, moralnego i przyzwoitego postępowania…bo takie były okoliczności.   Dla zilustrowania tego, o czym piszę pozwolę sobie przytoczyć wypowiedź młodej kobiety pochodzącą z działu „Listy do redakcji” pewnej gazety, a napisaną w reakcji na artykuł tyczący udanego życia pary sędziwych już ludzi.

   Ja naprawdę uważam, że takich małżeństw jak ci państwo jest teraz niewiele. Ci, którzy są w wieku naszych rodziców, to  albo już są po rozwodach, albo żałują, że nie rozwiedli się wcześniej tylko męczą się ze sobą. Oczywiście są pary, które obchodzą 40 lecie małżeństwa, ale nie ma w nich żaru, przyjaźni, szacunku często zrozumienia. Są, bo są. Bo gdzie teraz mają iść? A ja tak bym nie chciała. Ci państwo są żywym przykładem na to, że można żyć inaczej. Że można się kochać, szanować, tęsknic za sobą. Czy my – wkraczamy w inna epokę? W epokę zupełnie odmiennego podejścia do życia i do człowieka?

   Mąż przyjaciółki zaprosił ja dwa dni temu do restauracji. Radość wielka. Dzieci w szkole, a oni- jak za dawnych lat razem. I tam w restauracji po zamówieniu posiłków- on wyciągnął mały komputerek i nie patrząc nawet na żonę- czytał sobie „wiadomości sportowe”. Jej nawet już nie chciało się jeść. Kiedy zapytała, czy nie będą rozmawiali odpowiedział, że „przy jedzeniu się nie mówi”. No, tak, ale się czyta! Zjedli, pojechali do domu i już było po „miłym wyjściu do restauracji”. A przecież facet jest dobrym ojcem, mężem, człowiekiem. Czy nie ma już teraz wśród ludzi choćby tej malutkiej nutki romantyzmu? Czy zjadła nas technika? Czy my kobiety mamy się przyzwyczaić do tego, że teraz już zawsze tak będzie? A może to jest tylko „jeden przypadek”? Jak uchronić to COŚ, które powoduje, że nadal się chce po latach z żoną, czy mężem rozmawiać i zachowywać ciepłe relacje?

   Zaprzyjaźnione z nami od lat małżeństwo rozwodzi się. Okazało się, że dobrzy mężowie miewają swoje drugie życie, drugie konto w banku, drugą super płatną pracę, o której słowem nigdy nie wspomnieli żonie. Mają swój drugi świat, do którego nie zapraszają żony, a więc kogoś, z kim powinni być ( według przysięgi ślubnej ) do końca swojego życia. Dobrzy mężowie i wspaniali ojcowie ( naprawdę!) – zostawiają z dnia na dzień swoje rodziny, bo okazuje się, że gdzieś tam, za miesiąc urodzi się ich kolejne dziecko. Szkoda, że ich żona o tym nie wiedziała. I co ? Powiemy sobie po prostu; -Taki czas?  Dlatego ja – jak już napisałam, czasami chciałabym żyć w XIX wieku mimo, że przecież i wtedy nie było „różowo”. A jednak czegoś mi żal. Czy ja pójdę kiedyś, za powiedzmy 25 lat do parku z mężem za rękę? Czy będziemy mieli sobie o czym opowiadać, oprócz tego, że są dzieci, wnuki i problemy 2036 roku? Czy kiedyś tak będzie? No, nie wiem, naprawdę nie wiem! Ale dobrze, że ci państwo są właśnie tacy. Bo to daje nadzieje na to, że i w naszym związku też może tak być. Jak się postaramy i jak bardzo będziemy tego chcieli. To takie marzenie „na przyszłość”. Pozdrawiam i przepraszam, że dzisiaj pisze tak długo! Ale jak mogłabym inaczej? Temat – rzeka! I to jeszcze taka, z której wcale nie chciałoby się wychodzić :-)) Pozdrawiam raz jeszcze!  Stała czytelniczka.

   Prawda, że pięknie powiedziane? Jest nad czym pomyśleć, prawda?