Przeżyliśmy Dzień Matki, a przed nami Dzień Dziecka.
Mamy, Mamusie, Mamunie, Mamuśki zostały w dniu ich święta obsypane gorącymi życzeniami, jakimś stosownym kwieciem czy bombonierką. W naturze nic jednak nie ma za darmo. Teraz pora na rewanż. Jutro babusie dziadziowie, mamusie i tatusiowie pospieszą z życzeniami dla swoich dzieci i wnuków. I warto się postarać, aby te gesty zapadły w ich pamięć, bo to jest inwestycja w międzypokoleniowe więzy krwi. Od siły tych więzów będzie dużo zależało, w tym nasza – ich rodziców – przyszłość.
To, o czym dziś piszę tkwi korzeniami w demografii. Kraje bogate, w tym i Polska odchodzą, a właściwie już dawno odeszły od modelu rodziny wielopokoleniowej, w której w sposób naturalny pomagano sobie od urodzenia aż po grób. Dzisiejsze rodziny są już całkiem inne, a wiec i zasady życia rodzinnego uległy zasadniczym zmianom. Wiele jest przyczyn tego zjawiska, ale życie, które nie lubi próżni potoczyło się własną drogą wymuszoną przez potrzebę przystosowania się ludzi do zmieniających się warunków społecznych.
Przesunął się znacznie wiek zawierania małżeństw, a w ślad za tym przyjście na świat pierwszego – niestety coraz częściej jedynego potomka. Okres najwyższej płodności kobiet przesunął się w latach 90-tych z grupy 20-24 lata do grupy 25-29 lat. Konsekwencją jest przychodzenie na świat coraz mniejszej liczby dzieci. Współczynnik dzietności wynoszący w początku lat 90-tych 2,0 spadł do 1,5 a nawet okresowo do 1,3. To są bardzo duże spadki, bo zwykłą zastępowalność pokoleń wymaga osiągania współczynnika nieco ponad 2.0. Efektem jest zmniejszenie liczby urodzeń o około 300 tys. dzieci rocznie, co źle wróży nam wszystkim, a szczególnie ludziom starszym, spodziewającym się zasłużonej spokojnej starości.
Nie będę przytaczał wniosków z analizy przyczyn tego zjawiska, bo nie chciałbym czegoś pomylić, czy też źle zinterpretować. Dostępne są dane demograficzne i ustalenia badaczy tego zjawiska, którzy od lat podpowiadają rządowi podjęcie stosownych środków zaradczych. Jak skuteczne są te starania wiemy wszyscy, bo niewiele prócz obśmianego becikowego udało się załatwić kilku kolejnym rządom. Dzisiaj już wiemy, że gdyby nie wejście do Unii Europejskiej, która dostrzega rozmiar zagrożenia skutkami bomby demograficznej nie zmieniłoby się nic.
Mała liczba urodzeń (ostatnio trend spadkowy udało się zatrzymać), to jednak tylko jedna strona medalu. Na drugim biegunie jest pokolenie ludzi trzeciego wieku ,czyli emerytów. Liczba tej grupy społeczeństwa rośnie szybciej niż spadek urodzeń. To, pozytywne zjawisko zawdzięczamy postępowi medycyny, jak i podnoszenia się poziomu wiedzy o zasadach zdrowego stylu życia, racjonalnego odżywiania i profilaktyce zdrowotnej, które wydłużyły przeciętny wiek Polaka o 10 lat. Te dwa czynniki sprawiają coraz szersze rozwieranie się nożyc demograficznych grożących załamaniem się systemu emerytalnego. No bo kto zarobi na utrzymanie rosnącej liczebnie grupy seniorów, skoro już teraz w Polsce na 100 osób w wieku aktywności zawodowej przypada 24 seniorów, a w 2030 r będzie ich już 46? My Polacy kończymy swoją aktywność zawodową znacznie wcześniej niż inne nacje, bo przeciętny Polak odchodzi na emeryturę w wieku 58 – 59 lat, gdy Brytyjczyk ma wtedy 64.2 lata. Jeśli wcześniej odchodzimy i do tego dłużej pobieramy emeryturę to pieniędzy w kasie, czyli w ZUS jest coraz mniej i kiedyś może nam tych wyczekiwanych pieniążków po prostu zabraknąć, prawda?
Słuchając niejako nałogowo programu I Polskiego Radia trafiłem w sobotni wieczór na audycję Wieczór odkrywców, w której bardzo kompetentny pan prowadził mądrą rozmowę z dwoma paniami, profesorami Szkoły Głównej Handlowej specjalizującymi się w badaniach demograficznych. To z tej audycji zaczerpnąłem inspirację i… tytuł dzisiejszej opowieści. Czwarty filar – to ratunek dla naszego systemu emerytalnego i dla ludzi starszego pokolenia, których ten system obsługuje. Czwarty filar – to nasze dzieci i wnuki, które – miejmy nadzieję – zechcą kontynuować tradycje rodziny wielopokoleniowej i zajmą się swoimi rodzicami, czy też dziadkami gdy zajdzie taka potrzeba.
We wspomnianej audycji usłyszałem bulwersującą informację o tym, że jeszcze w latach 50-tych dziadkowie mogli liczyć na pomoc aż 25 zstępnych- czyli dzieci i wnuków, a w prognozie na 2030 rok doczekamy czasów, kiedy liczba tych dobrodziejów spadnie do TRZECH. Czy nasi zstępni za 30 lat będą nadal wykazywać wystarczającą determinację aby zająć się swoimi rodzicami?
Zegar tyka i ten czas nieodwołalnie przyjdzie. Wtedy na własnej skórze przekonamy się o sile więzów rodzinnych z naszymi dziećmi.
Zawsze jest jednak dobry czas na dokonywanie takich obrachunków. Święto Matki, Dzień Ojca czy jutrzejszy Dzień Dziecka może być dobrą okazją
do zacieśniania takich więzi. Świętujmy więc i życzmy naszym dzieciom – tym dużym, czy też malutkim wszystkiego co najlepsze…bo życzymy sobie tego samego.