Gdzie Bóg się zrodził?

   Czy czuję się wystarczająco przygotowany do przeżycie po raz kolejny tajemnicy narodzin Jezusa? Czy należytą uwagę przywiązujemy w naszym domu do tej duchowej właśnie strony bardzo lubianych i starannie celebrowanych świąt? Czy jesteśmy w tym świętowaniu bardziej zaangażowani w to, co nazywamy sacrum, czy też może hołdujemy bardziej tradycji z karpiem, pierogami, makowczykiem i prezentami pod choinką w tle?

   Dużo takich pytań stawiam sobie gdy czytam lub słucham tych, którzy mają nas przygotować duchowo do właściwego przeżywania tak wielkich wydarzeń w kościele jak to, na które właśnie czekamy. Uważam, że trzeba stawiać sobie takie pytania, aby nie poddać się silnym już tendencjom i zachować właściwe proporcje pomiędzy tym, co wynika z wiary katolickiej; a tym, co utrwaliła w naszej świadomości i w praktyce tradycja. Nie tylko nasza rodzima i głównie ludowa, ale i tradycja innych narodów Europy. Często kultywowane zwyczaje świąteczne nie mają już niczego wspólnego z istotą świąt.

Mnie w tym roku trafiono w czułe miejsce aforyzmem autorstwa Adama Mickiewicza, jakiego użył w czasie homilii w ostatnią niedzielę Adwentu nasz ks. kanonik Andrzej. Oto on:

Wierzysz, że się Bóg zrodził w betlejemskim żłobie,

lecz biada ci, jeżeli nie zrodził się w tobie.

Po powrocie z kościoła zajrzałem do Internetu, aby upewnić się co do autorstwa tego aforyzmu i znalazłem przy okazji wiele bardzo interesujących informacji poszerzających treść przesłania naszego wieszcza. Wyczytałem, że autorem tych myśli był Angeles Silesius czyli Anioł Ślązak, który za Orygenesem napisał kiedyś: …jaki więc sens miałoby Jego narodzenie, gdyby nie narodził się we mnie, gdyby nie przyszedł do mnie, nie poruszył mnie, nie zachwycił? Gdyby nie pobudził we mnie miłości, dobra, nie zrodził pokoju…? Adam Mickiewicz przetłumaczył tylko te myśli nadając im poetycki wymiar. Przy okazji znalazłem informację o tym, że Mickiewicz przyszedł na świat w podobnych do Jezusa okolicznościach, bo to wydarzenie przytrafiło się jego mamie w folwarku Zaosie, w dzień Wigilii 24 grudnia. Czy ten fakt miał jakiś związek z przyszłym życiem i dorobkiem wieszcza?

   Szperając w przepastnych zasobach Internetu natrafiłem przy okazji na interesujący artykuł z tygodnika Niedziela, w którym wyczytałem bardzo przekonujące objaśnienia dla samej istoty narodzin Syna Bożego. Jak widać miałem spore luki w swojej wiedzy na ten temat. Teraz lepiej rozumiem dlaczego narodził się jako człowiek i do tego w postaci niewinnego Dzieciątka. Lepiej rozumiem dlaczego Jego miejscem narodzin stała się Mizerna, cicha, stajenka licha…, a czas narodzin oznaczał wielkie zagrożenie dla życia Maleństwa i Jego ziemskich rodziców. Okoliczności narodzin najlepiej poznawać na nowo śpiewając w czasie świątecznych, rodzinnych spotkań piękne kolędy. Ja bardzo lubię ten zwyczaj i jak tylko można oddajemy się śpiewaniu w większym gronie podobnie odczuwających taką potrzebę ludzi.

   Kolejny mój etap na drodze duchowego przygotowania się do świąt to spotkania opłatkowe z młodzieżą i innymi nauczycielami w szkołach, gdzie pracuję. Duże wrażenie wywarła na nas wszystkich przedstawiona przez młodzież ekonomika inscenizacja szopki betlejemskiej. Słowno-muzyczny montaż, jaki przygotowali katecheci z naszą bardzo uduchowioną polonistką Anią miał tym razem w sobie pewne novum. Polegało ono na tym, że jakoś specjalnie dobrani młodzi ludzie składali u żłóbka dary w postaci swoich osiągnięć, np. świadectwa ukończenia szkoły, satysfakcji z wygranej z nałogiem walki, zbędnej już kuli, która po wypadku pozwalała uczniowi dojść do pełnej sprawności, czy wreszcie postanowień dotyczących wyboru wartości i postaw życiowych. Ci uczniowie składali w ofierze coś ważnego, do czego doszli własną pracą przy respektowaniu obowiązujących zasad moralnych. Gdy zestawić takie podejście młodych ludzi do Bożego Narodzenia z tradycyjnym już roszczeniowo – życzeniowym podejściem, to dopiero widoczne staje się to, czego nam często brakuje. Życzymy przecież sobie i innym, aby Ktoś odsunął od nas kłopoty, dał zdrowie, zapewnił pomyślność jakichś przedsięwzięć itd. itd., zamiast sami zabrać się za budowanie swojej pomyślności. Życzymy innym i sami przyjmujemy życzenia, które nie mogą się spełnić przez sam fakt, że zostały sformułowane pod naszym adresem, przez dobrze życzących nam ludzi.

   Proponuję więc umiar w składanych życzeniach zaczynających się od: Niech Boża Dziecina…

   Boże Narodzenie to radosne przyjście na świat małego Dzieciątka – owocu miłości i obiektu miłości. To maleństwo trzeba kochać tak, jak kochamy własne dzieci za sam fakt, że są z nami, a nie za to, jakie jest dla nas łaskawe. Nie można Go obarczać życzeniami typu – Niech…

   Nie gniewajcie się na mnie za takie podejście do tematu świąt. To jest tylko moje, bardzo osobiste podejście. Nie zamierzam mącić nikomu jego domowej atmosfery świątecznej, ani zwalczać jakichś zwyczajów czy tradycji. Święta, które są przed nami to doskonała okazja zacieśnienia więzów rodzinnych i podwyższenia temperatury naszych uczuć.

   Świętujmy więc, tak jak lubimy dbając tak o ciało jak i o duszę, nie zapominając o naszych braciach młodszych, zwierzakach domowych, które podobno około północy mogą mieć ochotę na poufną rozmowę z nami. Co nam powiedzą ludzkim głosem? Dbajmy o nastrój i dobry wypoczynek, bo do następnych świąt bardzo daleko.

   Wszystkim zaglądającym tu życzę radosnych świat, pełnych wzruszeń i doznań pozwalających poczuć się choć przez te dni bardziej szczęśliwym, potrzebnym i kochanym.

   K.I. Gałczyński napisał kiedyś takie życzenia:

Aby Święta Bożego Narodzenia były Bliskością i Spokojem, a Nowy Rok – Dobrym Czasem.