
Nieoczekiwanie otrzymałem od mojej córki Małgosi inspirujący pomysł na temat do kolejnego posta. Spróbuję napisać, na co patrzył przez okno Mj tato, a jej Dziadek Zimek, bo tak brzmiało pytanie wnuczki. Wszak są to „Tatulowe opowieści”
Skąd pytanie? Otóż w komentarzach pod ostatnim postem próbowałem objaśnić symbolikę zdjęcia pod nazwą ”Zimowy Rynek w Bogorii”, na którym w planie głównym znajduje się strzelista jodła. Ten obrazek zabrał ze sobą do lepszego świata mój Ojciec – Zimowit. Rosła naprzeciw okna. Chorowała często więc ma bardzo nierównomierny pokrój, ale trwa. Teraz, wkomponowana w zmodernizowany niedawno rynek i jego nowe nasadzenia nie jest już zagrożona.
Zanim odpowiem na postawione pytanie Małgosi pozwolę sobie na parę słów wprowadzenia. Dziadzio urodził się w 1906 roku w małej chałupce, nieco cofniętej względem obecnej pierzei rynku i domu o którym piszę.
Z okien tego domku na pewno nie widział zbyt wiele. Pewnie jakieś drzewka owocowe, może grządki, dom sąsiada czy chlewiki. Mieszkał jednak przy rynku. Swoją rodzinę założył dopiero gdy wydali za mąż młodsze siostry. Miał wtedy 33 lata, co dzisiaj nie razi ale wtedy…
Przez kilka lat budował swój dom, ten w którym go poznałaś. Ja się już w nim urodziłem w 1946 roku. Przypomnę widok tego domu i siebie na rękach mamy. Był rok 1947. Dwa lata po zakończeniu wojny, która ciężko doświadczyła rodzinę, co widać gołym okiem, chociaż do zdjęcia byliśmy wszyscy przygotowani.
Zrealizowane marzenie Taty. Dom w rynku z oknami zajmującymi całą frontową ścianę. W jakich warunkach zamieszkaliśmy w tym domu, to łatwo sobie wyobrazić patrząc na to zdjęcie.
W początkowym okresie gnieździliśmy się w kuchni – to przez te otwarte drzwi od kuchni Rodzice wyszli do zdjęcia. W kuchni toczyło się całe życie. Tam stał też warsztat szewski mojego Taty usytuowany tak, aby pracując można było obserwować świat za oknem. Bezpośrednio pod oknem stała kozetka – miejsce odpoczynku, ale i miejsce dla gości. Siadali na kozetce tyłem do okna, a twarzą do domowników. Rozmawiając z nimi można było utrzymywać kontakt wzrokowy z gościem, a ponad jego głową obserwować to, co za oknem. A co było za oknem?
Tam było życie, bo tam można było obserwować przejeżdżające ukośnie przecinającą rynek szosą samochody, tam kręcili się ludzie załatwiając różne sprawy w sklepach i urzędach rozmieszczonych głownie przy rynku. Nie na darmo, po dzień dzisiejszy radykalnie nastawieni do Żydów Polacy wypominają im ich przedwojenne zawołanie:
Wasze ulice – nasze kamienice.
Oni wiedzieli co to znaczy dobra lokalizacja sklepu i dlatego mieli w posiadaniu niemal wszystkie domy w rynku. Nie tylko w Bogorii zresztą.
Odkąd pamiętam, zawsze przy oknie Tato plotkował – o polityce głównie z kolegami, którzy wpadali często przy okazji pobytu w rynku. W tej samej scenerii uprawiała pogaduszki moja Mama ze swoja siostrą Andzią i bratanicą Taty, ciotką Karoliną, które bywały u nas najczęściej.
Okno w kuchni pamiętam również z innego powodu. Otóż gdy przed samą Wielkanocą rodzice wybrali się do kościoła, aby zanieść specjalnie przygotowywane corocznie ozdoby do Grobu Pańskiego w postaci zielonych kul i krzyża utworzonego ze skiełkowanych na specjalnych stelażach nasion rzeżuchy, my z bratem postanowiliśmy pograć w piłkę. Brat stał na bramce – naprzeciw okna. Ja strzelałem i … strzeliłem gola, tłukąc kawał wielkiej szyby. Jaka była moja rozpacz, nie da się opowiedzieć. Na zewnątrz temperatura była bliska zera i padał deszcz ze śniegiem, a tylko w tym pomieszczeniu (do niedawna) było ciepło. Na szczęście Tato miał gdzieś kawałek szyby i załatał dziurę. Tak przetrwaliśmy święta.
Z biegiem lat wykańczaliśmy pomału dom i zmieniały się warunki, w jakich toczyło się życie. Pokój obok kuchni stał się naszą sypialnią, a jeszcze później, po wykończeniu tylnej części domu i piętra, został zamieniony na sklep z pieczywem dla uruchomionej w głębi domu piekarni. Mama, pracując z tatą w piekarni sprzedawała równocześnie pieczywo dzięki czemu miała stały kontakt z ludźmi wchodzącymi do sklepu od strony rynku właśnie lub wypatrywała ich patrząc z okna na rynek. My, rodzeństwo zajęliśmy pokój na piętrze z oknami na całą szerokość domu, z balkonem. Okna były i dla nas ważnym elementem codzienności. Dla coraz starszego Taty, po pracy w piekarni miejsce przy maszynie do szycia, której blat pełnił rolę podręcznego stolika było stałym, uświęconym przez rytuał miejscem. Tu robił swoje drewniane krzyże, jakieś drobne naprawy, a cały czas patrzył w okno. W tle grało nieprzerwanie radio. Najpierw „bojcorz”, czy „kołchoźnik”- jak nazywano głośniki nadające program I PR z dużą dawką propagandy, a później normalne radio z wbudowanym adapterem.
To obserwacyjne miejsce zostało z czasem przedłużone o wykonaną własnoręcznie ławkę, ustawioną przed domem. Całe lato w każdą wolną chwilę siadało się na niej przed domem. Wielu znajomych dosiadało się lub było wprost nagabywane, aby się przysiąść i pogadać również o tym, co działo się aktualnie na rynku. Kto z kim, po co i dlaczego? Odwieczne pytania nadające się do obgadania w kręgu znajomych. Nawet telewizor – atrybut nowoczesności – jaki się pojawił w latach 60, nie odciągał niektórych ludzi od rytualnych zachowań. Pomimo, że było to niekwestionowane okno na świat.
W ostatnich latach życia opisany kontakt ze światem stawał się utrapieniem Ojca. Na ławkę przed domem zaczęli przychodzić „letkiewicze”, jakich nie brakuje we wszystkich podobnych miejscowościach. Tu było im blisko do sklepu, w którym mogli nabyć piwko, czy winko na szklanki. Przed deszczem chronił ich balkon. Zachowywali się w sposób typowy w ich kręgach. Palili, pili, rozmawiali głośno, śmiecili, a co najgorsze – próbowali obsikiwać drzewka, czy też żywopłot posadzony przez Ojca. Protestował, krzyczał, stukał w okno, aż w końcu zlikwidował tę ławkę. Teraz już tylko z domu, przez okno obserwował jak po alejkach zmodernizowanego w międzyczasie rynku, snują się ci sami obywatele poszukując od rana porzuconych przez młodzież nocą butelek na sprzedaż, niedopalonych papierosów i oczekujących stale na kogoś, kto im postawi piwko i da zapalić. To zjawisko bardzo go dręczyło, próbował coś z tym robić, ale na nic się zdały jego starania. Tak jest po dzień dzisiejszy. Tylko On już na to nie patrzy. Przez Jego okno spoglądają teraz na rynek, zajęte swoimi sprawami, pracownice Urzędu Pocztowego.
Jak sądzisz Małgosiu, czy duże znaczenie w życiu Dziadka Zimka zajmowało jego okno? Ja przejąłem – co jest chyba naturalne – jego stosunek do okna, jako formy kontaktu ze światem. Gdzie tylko jestem po raz pierwszy, sprawdzam jaki jest widok z okna. U Ciebie Małgosiu, w domu na Agatytowej też bardzo lubię widok z okna salonu, w którym widok skąpanej w słońcu przestrzeni z lecącymi jak po nitce samolotami w oddali jest czymś, za czym czasem mi się tęskni. Mógłbym wymienić wiele takich miejsc. Jednym z najbardziej pamiętanych z ostatnich lat życia Taty jest jednak taki oto obrazek.
Tato w kuchni, na swoim krześle przy maszynie i ja obok, już obrobiony w codziennych obowiązkach. Siedzimy obok siebie i patrzymy przez okno na rynek. Rozmawiamy…
Po latach żałuje jednak, że nie zapisywałem Jego opowieści o życiu w Bogorii przed wojną, o radzeniu sobie w czasie wojny i po niej.
Dzisiaj już nawet nie mam kogo o to zapytać
I ja mam swoje okno, ktore wychodzi na Rynek malego miasteczka. Tam -w „pozydowskiej kamienicy” mieszkaly pokolenia Polakow, ktore wybraly sobie to miejsce do zycia. Podcienia, stragany, kupcy nawolujacy przechodniow, wozy i Zydzi- nieodlaczni mieszkancy ( majacy swoj cmentarz, synagoge, kamienice). To w Rynku toczylo sie prawdziwe zycie. Tam w mieszkaniu na pierwszym pietrze moja babcia urodzila wszystkie swoje dzieci. Tam pracowala i przyjmowala mase znajomych i przyjaciol. Kazdy kto szedl na ‚zielony Rynek” zwany tez tergowica- mogl u babci zostawic sobie wage ( na szalki) albo coso ciezkiego, co bylo mu ciezko zabrac do domu. Dom „przechodni” ( bo wciaz bylo duzo ludzi), nakasliki z lustrem, okragly stol, koniecznie kredens, taborety, natazerka z ksiazkami ( czy ktos jeszcze pamieta te wyrazy?) Wewnetrzny balkon, ktory prowadzil do wspolnej dla wszystkich mieszkancow ubikacji. Brak lazienki. A jednak bylo tam wesolo. I tak jak Pan wspomina- wielu miejskich „pijaczkow” chowalo sie w czasie deszczu na podcieniach. W pozniejszych latach byly w Rynku sklepy, postoj taksowek i wszechobecne klomby z rozami. To czas Hortexu i lodow jedzonych potajemnie- w drodze ze szkoly. Z okna widac bylo wszystko. Restauracja, kawiarnia, winiarnia, przelatujace golebie, ludzie idacy do kosciola. Moja babcia mowila, ze mieszkajac w Rynku- latwiej jest chorowac. Czlowiek nie nudzi sie, zawsze zobaczy znajomego, zaprosi na goraca jeszcze szarlotke czy pachnace rogaliki. Mozna tez oblac prze zokno woda zupelnie nieznajomego mezczyzne i rozmyc mu starannie uczesana „zaczeske”- bo gdy „Smingus- Dyngus” to zabawa w Rynku na calego. Byly lata, kiedy z okna wywieszano dywaniki a na nich swiete obrazki- bo wlasnie przechodzila procesja na Boze Cialo. Byly, ze przymuszano do wieszania portretu Stalina. Coz, historia. A potem pojawil sie radiowezel i glosniki pod oknami, z ktorych plynely piesni pierwszomajowe. I trybuna- tuz przed oknem. I ludzie, ktory nagminnie zostawiali w naszej bramie czerwone flagi. Rynek zamarl na wiele lat. Niekt nie chcial remontowac kamienic. Mieszkancy przeniesli sie do betonowych osiedli, zasadzili drzewa i posiali kwiaty. Nasze okno stalo sie obskurnym wspomnieniem dawnych, pieknych dni. Trzy lata temu postawiono na przeszlosc. Miasto wypieknialo. Rynek rozblysl latarniami, kamieniczki przystroily sie w nowe mury. Studnia, kocie lby, fontanna, piekne, wyremontowane budynki, ktore mieszcza kawiarnie, winiarnie, galerie ( sztuki!) a w naszym mieszkaniu- kasyno. Miasto ozylo. Moja akacja rosnie sobie od dziesiatkow lat w tym samym miejscu i jest cichym swiadkiem glosnego zycia naszej kamienicy. W naszej piwnicy jest znana w miescie kawiarnia. Jeszcze tam nie bylam. Jeszcze nie wypilam wina , nie posmakowalam ciasta, ktore tam podaja. Nie zobaczylam starych schodow i balkonu mojego dziecinstwa. Wierze, ze zostalo tam cos z mojej przeszlosci. Okno? Oczywiscie. Zamykam oczy i slysze odglosy dochodzace z kuchni naszej sasiadki. Ktos idzie pozyczyc sol, p. Kopczyk gra „Cisze” na trabce ( ulubiony utwor mojej babci), mama wiesza ( na wewnetrzym balkonie) pranie a ja patrze przez okno- na Rynek, ktorego juz nie ma.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Brzoza.Po prostu cudownie malujesz sceny widziane z okna Twojej Babci. Chylę czoła.
PolubieniePolubienie
Moja babcia mieszkala tam 45 lat. Ja 15. To takze moj dom, do ktorego chetnie kiedys powroce. Tak jak powracaja wspomnienia, ktore spisuje. Od lat. Pozdrawiam akacjowo!
PolubieniePolubienie
Brzozo – akacjo.Wracam do opisu miasteczka aby dopowiedzieć, że wiele elementów tego opisu absolutnie pasuje do moich wspomnień.Nawet akacje rosły przed moim domem zanim urządzono klomby i chodniki zastępując je lipami szerokolistnymi.Wewnątrz kuchni absolutnie koniecznym meblem był kredens z matowymi szybkami i okrągły stół. Etażerka – wykonana własnoręcznie przez mojego Ojca zastawiała skutecznie zamknięte na głucho drzwi na rynek. Na górnej półce stało powojenne już radio z adapterem do odtwarzania płyt długogrających, wśród których królowały płyty z nagraniami Fogga.No i stół był okrągły i również wykonany własnoręcznie przez tatę.Dlatego nie pozwolił go zamienić na inny. W ten sposób ocalał i stanowi pamiatkę tamtycz czasów. Tak jak i toaletka, z lustrem zwanym „tremollo”, która była szykiem mody wśród mebli umieszczonych w pokoju.”Małe miasta, małe miastaw których żaden dom ponad inne nie wyrasta…” Dobrze wspominam słowa tej piosenki?
PolubieniePolubienie
Pamiętam doskonale smak i zapach bułeczek kupowanych u mamy w sklepie.Bardzo smakowały.Na wsi wtedy każdy miał piec chlebowy i co dwa tygodnie piekło się w nim chleb.Powoli to zanikało i coraz częściej kupowało się pieczywo w Bogorii.Lepiej smakowało i było zawsze świeżutkie.Jak szedłem do szkoły mama dawała mi pieniądze,abym kupił chleb i bułki u Zimka.Wszyscy wtedy tak mówili „u Zimka”.Ja aż do wczoraj byłem przekonany że ZIMEK to jest nazwisko i tyle lat tkwiłem w tei niewiedzy.Bardzo dziękuję za ten post. Zimowid piękne polskie imię,spotykane w powieściach historycznych (Ziemowid lub podobne).Już ktoś kiedyś w komentarzu pisał że w pana rodzinie były osoby o pięknych imionach. A swoją drogą te drzewko w rynku ile może mieć lat? Wygląda że niewiele,ale to drzewo po przejściach. Pozdrawiam.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Stanisław.Bardzo miło czytać takie wspomnienia, które są jednocześnie moimi wspomnieniami.Ja, po założeniu rodziny zamieszkałem już pod innym adresem i miałem niestety inne – i mniej ciekawe widoki z okien.Po śmierci Mamy bywałem u Taty kilka razy dziennie i wtedy, już tak po dorosłemu obcowaliśmy ze sobą, rozmawialiśmy o przeszłości Bogorii i naszej rodziny siedząc w kuchni – z widokiem na rynek.To drzewo może mieć około 30 lat i dobrze, że ocalało przy modernizacji rynku.Imię mojego Ojca było i dla mnie niespodzianką. Urodził się w wigilię Bożego Narodzenia i z powodu srogiej zimy ksiądz udzielający chrztu podobno zaproponował imię Zimowit.My byliśmy pewni, że pisownia imienia jest zgodna z kalendarzowym Ziemowit – jak u Piasta.Dopiero w akcie zgonu wpisano poprawne brzmienie i musieliśmy zmieniać zapis w dowodach osobistych.Pozdrawiam
PolubieniePolubienie
Okno z mojego pokoju wychodzi na podwórko. Patrząc widzę stodołę, garaż i fragment ogrodzenia… dla mnie to niezwykły widok. Kiedy jest lato widzę jak wcześnie rano tata wstaje wychodząc na podwórko, kiedy jest zima widzę pięknie zaśnieżony trawnik i dach zabudowań, to jednak nie jest moje ulubione okno w moim domu. Wolę okno, które wychodzi na drogę… Widzę stary bez, niezwykłe z tym wiąże wspomnienia. A późną wiosną kiedy otworzę okno czuję niepowtarzalny zapach bzu, który delikatnie miesza się z zapachem jasminu, który również rośnie nieopodal. Kiedy byłam mała bez był miejscem zabawy ale i ogromnej tajemnicy dla nas. Drzewa były tak duże i było ich tak wiele, że można było chować się wśród nich, urządzać różne spotkania. Teraz tata trochę przeciął te jak to nazwał „krzaki”. Pamiętam, że chowaliśmy tam nasze dziecięce skarby, jakieś butelki po perfumach, które dała nam mama, stare korale babci, wszystko co było dla nas cenne tam znajdowało miejsce. To było dla mnie niezwykłe miejsce… szkoda tylko, że ja trochę urosłam…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
EVE. Dobrze, że urosłaś i nauczyłaś się pisać takie ciepłe komentarze.Zachowaj te wspomnienia a jednocześnie patrz uważnie na świat za oknem, bo to jest podstawą wszelkiej wiedzy. Oczy są podobno oknem duszy, TV i najnowsze media to okno na świat.W tych i wszelkich innych oknach można wiele zobaczyć.Każdy jednakzobaczy to co chce.Pozdrawiam.
PolubieniePolubienie
Często w pracy patrzylam przez to okno bowiem moje biurko bylo usytuowane prawie w oknie i myślalam co by powiedzial Dziadzio Zimowit gdyby żyl ,pewno byloby jak zawsze jego powiedzenie dziecko nie spiesz się siądz ze mną chwlke ,bo zawsze kiedy siedzial na lawczce przed domem a ja przechodzilam tak mówil .Lubil rozmawiac z ludzmi i byl ciekaw co sie dzieje w jego ukochanej Bogorii.Nostalgiczne wspomnienia ,piekne chwile których nie można wymazać z pamięci ,tak jak smaku i zapach chleba z piekarni.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
W.Z Dziękuję za przywołanie własnych wspomnień związanych z domem o którym pisałem i o jego mieszkańcach.Mamy trochę wspólnych wspomnień krążących wokół mojego rodzinnego domu.A co widać z Twojego okna?Pozdrawiam.
PolubieniePolubienie
Widok z okna domu w Bogorii miał dla Taty Ziemowita jak i dla Mamy tak wielkie znaczenie,że bez niego było im ciężko wytrzymać choćby kilka dni.Kiedy choroba dosięgła ich w takim stopniu, że musieli zmienić miejsce zamieszkania wiecie jakie zdanie przewijało się często w ich rozmowie.”Dobrze mi u ciebie, miło mi, ale z twojego okna nie ma takiego widoku jak z naszego w Bogorii”,a chcę Wam powiedzieć że widok z mijego okna też był dość rozległy.Mama tak bardzo tęskniła za tym widokiem Rynku z jej okna,że chciałam choćby na kilka godzin zawieżć ją, by mogła choć trochę jeszcze popatrzeć przez swoje okno. Niestety stan jej zdrowia nie pozwolił nawet na tę krótką podróż.Widok z okna na Rynek i chdzących po nim znajomych mieszkańców już tylko we wspomnieniach zabrała ze sobą
PolubieniePolubione przez 1 osoba
A.M Jakże się cieszę z tej zgodności odczuć i oceny przeszłości naszych Rodziców.Tak było.Nie napisałem co jeszcze z ich okna można było zobaczyć. Te wszystkie pochody 1-Majowe, Procesje Bożego Ciała z Ołtarzem obowiązkowo , bo dopóki żyję…No właśnie, a co jeszcze?
PolubieniePolubienie
Zgodnie z zapytaniem co widać z mojego okna ,spieszę sie z odpowiedzia.Obecnie z okna mojego domu widać nasz Bogoryjski ryneczek,z przeciwleglej strony Twojego rodzinnego domu.Przed oknem mam świerka którego posadzil mój mąż jest już dosyc duzy ,często lubię popatrzec na niego ,pomyślec zadmumać sie że czas szybko biegnie.Jednak okno mojego dzieciństwa nie wiąże sie z rynkiem .Mieszkalam na uboczu z jednego okna widzialam ląkę i maly staw za nim drogę ,którą pamiętam jako piaszczysta ,póżniej na moich oczach robotnicy drogowi mlotami ubijając kamienie zmieniali w brukowaną .Z drugiego okna widzialam pola i tory kolejowe biegnące w stronę Rakowa .Nieopodal stacja kolejowa tetniąca życiem ,zywicielka wielu rodzin w naszej okolicy.Sama tez jestem córka kolejarza .Dziś będąc w domu rodzinnym ,mam te same okna ale niestety z innymi widokami , po torach kolejowych pozastaly tylko torowiska i wspomnienia zas droga brukowana zostala zastąpiona ladnym asfaltem po którym pomykaja coraz to ladniejsze auta .Po tamtych latach pozostaly wspomnienia .
PolubieniePolubione przez 1 osoba
A ja znowu zapracowana spóźniona o kilka notek, ale zawsze z przyjemnością zaglądam na ten blog… Okno na świat. Tak, to wspomnienia i wewnętrzna potrzeba wyrwania się z czterech ścian, to tęsknota za ludźmi i powietrzem. Każdy ma swoje okno na świat. Moje były zawsze szeroko otwarte na szkolne podwórko… Pozdrawiam serdecznie:-)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Piękne opowiadanie z morałem i pointą – jeszcze porozmawiacie. I ja tak traktuję okna, lubię obserwować, jakie okna mają przyjaciele i znajomi, podglądam rozświetlone okna. To piękny prezent na piątą rocznicę macierzyństwa. Dziękuję Tatulu, a opowiesz o Swoich oknach? Tych ulubionych? Piękna będzie seria! Taka wprost do publikacji. Całuję śródnocnie!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Po przeczytaniu wszystkich komentarzy – Cioci, Wiesi, Pana Stasia, Akacji – łza się w oku zakręciła. Tyle najpiękniejszych wspomnień. A ja pamiętam w oknie Dziadzi – fiołki podcinane na kształt palem, gwiazdy betlejemskie przechowywane w kolejny rok, kulki z waty w dubeltowych oknach, własnoręcznie wykonaną klatkę z kanarkiem, którego Tatul zagrzewał do śpiewu, firankę podwiązaną i krzesło z półkolistym oparciem stojące na wprost. I zdjęcie JPII i podobiznę Marszałka. I pigwę i suszone jabłka i orzechy. I dyganie plecami do okna. I to, że Rynku nie widziałam zbyt dobrze, gdyż solidny parapet był dość wysoko… Ten dom miał wiele tajemnic – gotycką w klimacie klatkę schodową, tajemniczy wąski korytarz przy piecu chlebowym, dzwonek nad drzwiami piekarni, gołębnik, winorośl, korytarz z workami mąki. Teraz ma kuszące powrotem piętro z miejscem na malarską pracownię obok sypialni. I widok na fredrowski mur z okien przybudówki.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wybory Prezydenta RP przechodzą do historii.Prawdopodobnie mamy już nowego prezydenta,prawdopodobnie bo jeszcze musi to zatwierdzić komisja wyborcza.Kilka zdań podsumowania.Kompania wyborcza ujawniła jednak to,co tak naprawdę nie powinno się wydarzyć.Zapewnienia sztabów wyborczych zapowiadały spokojną kompanię,a było nie tak różowo..Miało nie być w tle kompanii katastrofy smoleńskiej,podwójnej powodzi i koszmarów z przeszłości.Niestety,wszystko to,w mniej lub bardziej zakamuflowanej formie,działało na podświadomość większości z nas.Stroną etyczną niech się teraz zajmą specjaliści od naszych ciał i dusz.Nie po raz pierwszy wybory pokazały jak jesteśmy nieodporni na socjotechniczne gry polityków,na cyniczne wykorzystywanie ludzkich emocji,na manipulacje speców od PR i różnych spin-doktorów.Co by tu nie powiedzieć w tej kompani pierwszoplanowe role odgrywały pospolite plotki,puszczane w tłum przez cwanych kreatorów opinii publicznej.(np.słowa wykrzyczane przez pilotów chwilę przed katastrofą w/g jakiegoś nieznanego bliżej rosyjskiego generała,jak było naprawdę okazało się po jakimś czasie itd…itd) Plotka,czy się to komu podoba,czy nie zawsze w tak gorącym czasie wyborczym wygra z prawdą..Im bardziej niesamowita,im bardziej oderwana od rzeczywistości,tym bardziej rozpala ludzkie głowy.Po wrzuceniu kartek do urny po jakimś czasie niektórzy z nas stwierdzą że to nie tak miało być,że zostali oszukani.No taki jest urok tych naszych wyborów.Aby do jesieni,będą następne.Tymczasem mamy już nowego prezydenta,wybranego w demokratycznych wyborach.Musimy to uszanować i domagać się realizacji przynajmniej części jego obietnic wyborczych. Pozdrawiam.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Reblogged this on Tatulowe opowieści i skomentował(a):
Jedna z moich czytelniczek skomentowała tekst pt:” Boże Ciało” słowami” Piękne wspomnienia. Prosimy o więcej.
Podziękowałem za zainteresowanie i pomyślałem: Czemu nie?
Przypominam teksty napisane przed 10 lat, a dotyczące mojego dzieciństwa i dorastania. Toż to jest historia naszej małej ojczyzny, a po komentarzach widać, że poruszyła wielu ludzi skłaniając ich do snucia podobnych wspomnień. Zapraszam
PolubieniePolubienie
Także zwracam uwagę na widok z okna i mam przed balkonem 25 letnią choinkę. Obrazy opisane już nie wrócą Tatulu, a nam został Internet jako okna na świat.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
To prawda. Okienko smart-fona, czy monitor komputera wydaje się ciekawszy niż bezpośredni kontakt z drugim człowiekiem
PolubieniePolubienie
Tak to się porobiło, ale może i dobrze, że Seniorzy mają taki wybór.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Niestety większość seniorów nie siedi w elektronicznych okienkach
PolubieniePolubienie
Ale my tak i Internet organizuje nam życie! 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Lubię łączyć te dwa sposoby. Pamiętasz ?…Ławeczka, bajeczka, ploteczka
PolubieniePolubienie
Pamiętam a jakże 🙂
PolubieniePolubienie
Piękny wpis! I ta metafora okna. Gratuluję.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Miło mi. Zapraszam na dlużej
PolubieniePolubienie
Zaglądam, tak często jak mi na to pozwalają codzienne obowiązki. Ostatnio zaczytuję się w powieściach. Wczoraj pochłonęłam ‚drogę’ C. McCarthey’go. Trudno mi było potem zasnąć.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Czytam ze wzruszeniem Twe piękne wspomnienia żaden komputer tego nie zastąpi .Moje okno było za KUCĄ małe z widokiem na sad Grzybowicza ,Nowaka i Ciepieli z zakazanymi owocami.Potem zamieniłem na okno w centrum Bogorii ale mało z niego korzystałem Teraz gdy jestem seniorem mam okno z widokiem na piękny rynek w BOGORII i drugie okno z widokiem na cały ŚWIAT to jest komputer Dziękuję za wspomnienia wzruszenia i powrót do młodości dużo to daję szczęścia i radość
Serdecznie Pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bardzo dziękuję za komentarz. Zawarłeś w nim swój sposób widzenia problemu. Bez względu na czas o jakim piszemy musimy przyznać, że jesteśmy różni i różne są nasze potrzeby kontaktu z innymi ludźmi i światem.
Pozdrawiam
PolubieniePolubienie