Wspomniałem już kiedyś o prowadzeniu zajęć poświęconych nauce zasad udzielania pierwszej pomocy przedlekarskiej. Wspominałem również, jakie problemy muszę pokonywać, aby nadrobić zaległości w nauce biologii, potrzebne do objaśnienia zagadnień z zakresu fizjologii poszczególnych organów i układów organizmu ludzkiego.Uważam, że skoro uczymy się ratować życie ludzkie, to musimy rozumieć, dlaczego jest ono zagrożone z chwilą ustania oddechu, czy krążenia, i co w istocie robimy, aby odwrócić zły los. Uczniowie słuchają z uwagą. Nie mam żadnych problemów z utrzymaniem porządku i dyscypliny. Podchodzą kolejno do fantomów i zgodnie z ustalonym algorytmem postępowania w takich razach, odgrywają rolę ratownika odczyniając rytualne zabiegi mające na celu uratowanie życia człowieka. Po wykonaniu ustalonej z góry liczby cykli masażu serca i sztucznego oddychania, z uwzględnieniem prawidłowego tempa i siły oddziaływania, wykonują markowane badanie systemowe dla wykluczenia innych, mniej groźnych urazów. Układają później poszkodowanego w pozycji bezpiecznej, okrywają i rozmawiając z nim oczekują na przyjazd wezwanej poprawnie karetki. I tak, jeden po drugim, przez wiele kolejnych lekcji powtarza się ta sama procedura. Jedni robią to lepiej, inni gorzej. Mieszczą się w wyznaczonych kryteriach poprawności, lub nieznacznie od nich odbiegają. Są na ogół rozluźnieni i sprawni w swoim działaniu mimo, że tylko raz trenowali. Ja siedzę pomiędzy nimi jak sędzia. Wstawiam im punkciki za poszczególne czynności w odpowiednie tabele i obserwuję, słucham, komentuję chwaląc lub zwracając uwagę na jakieś niedociągnięcia.
Dla mnie jest to istotna odmiana warunków, na jakich się dotychczas spotykaliśmy. Zniknęła na ten czas bariera – biurko nauczyciela. Nie przemawiam ex cathedra do uczniów siedzących w ławkach. Jestem pomiędzy nimi. Przyglądamy się sobie. Ja widzę szczegóły ich urody (niemal same dziewczyny) często rozmyślnie eksponowane, i te skrywane starannie pod grubą warstwą pudru, przejściowe defekty dziewczęcej urody. Jedne dziewczyny są wyraźnie skrępowane i gubią się. Dłonie zbyt wcześnie wciśnięte w lateksowe rękawiczki pocą się niemiłosiernie. Inne, pewne swoich atutów swobodnie i prawie po aktorsku odgrywają swoje role. Dostrzegam teraz kto kogo lubi, a kogo fizycznie wręcz nie znosi. Widzę kątem oka, jak jednym się pomaga, przypominając jakimś nieznacznym gestem zapomnianą kolejność czynności ratowniczych i jak milcząco, a nawet z uśmieszkami kwituje się potknięcia tych, których się nie lubi. Te lubiane, dziwnym trafem mają niemal idealny czas wykonywania przewidzianych 2 cykli ratowniczych. Niech tam. Obserwuję relacje pomiędzy uczniami i uczę się dostrzegać przyczyny tych sympatii i antypatii. Udało nam się zakończyć te ćwiczenia przed semestrem, dzięki czemu ocena z RKO – a w przewadze są to piątki, bardzo przydaje się do klasyfikacji semestralnej. Podnosi to znacznie oceny z przedmiotu. Wszyscy są zadowoleni. Ja, bo czegoś wymiernego ich nauczyłem; a oni, bo doświadczyli swoistej przygody. Oswoili lęk i obawy przed wejściem w taką sytuację, gdyby się im przytrafiła w realu – jak to określają. Każdy uczeń był wielokrotnie świadkiem kolejnych występów swoich kolegów i wreszcie sam wykonał cały proceder ratując życie… fantomowi. Czy sprawdzą się, gdy życie postawi ich w prawdziwej już sytuacji? Czy przypomną sobie wtedy, krok po kroku, co trzeba zrobić, aby uratować życie człowieka? Ja wierzę, że tak!!!
Dla pewności, już po tych zaliczeniach wróciłem do tematu, aby uzupełnić braki wiedzy z fizjologii. Aby wyuczone manualnie czynności ratownicze podbudować o potrzebne wiadomości, objaśniałem w każdej klasie sens i cel każdej czynności, kładąc nacisk na potrzebę zachowania takiej, a nie innej kolejności zabiegów. Przy omawianiu objawów śmierci klinicznej i biologicznej otrzymałem nieoczekiwaną propozycję. Jedna z uczennic ma w swoim telefonie komórkowym film sekcja zwłok po rosyjsku. Mogą mi pokazać – Czy chce pan obejrzeć?- pytają. Początkowo odmówiłem. Widząc jednak, że spora część uczniów widziała ten film poprosiłem o pokazanie. Trwał 3 minuty. Jego treścią jest praca zimnego chirurga, filmowanego ze stałej kamery, podczas patroszenia zwłok mężczyzny. Beznamiętnymi, ale za to wprawnymi ruchami rozcina on klatkę piersiowa i brzuch zmarłego, wyjmuje w całości wszystkie połączone krezką wnętrzności wraz z tchawicą i językiem – niby z patroszonego gdzieś na wsi prosiaka. Później jeszcze skalpuje czaszkę zdejmując skórę głowy wraz z twarzą. To, co pozostaje z człowieka, w ostatniej scenie filmiku widzimy zawinięte w folię jakby przygotowane do przewozu. Całość akcji opatrzona jest podkładem spokojnej muzyczki, o którym któryś z uczniów powiedział: – fajna muzyczka, co?
Dzwonek na przerwę wyprowadził uczniów z klasy. Ja pozostałem w niej jakby zdrętwiały. Czułem, że chyba bardzo podskoczyło mi ciśnienie krwi. Było mi jakoś dziwnie. Nie wiem do dzisiaj, jak się ustosunkować do tego, czego doświadczyłem dzięki moim uczniom. Mój nabożny stosunek do ludzkich zwłok został zachwiany. Czy to, co widziałem zakrawa na profanację zwłok? Wiem przecież, że ludzie zapisują swoje zwłoki – w testamencie niejako – uczelniom medycznym. Uznaję potrzebę udostępnienia studentom medycyny zwłok ludzkich lub preparatów z nich zrobionych, dla ich praktycznej nauki. Dopiero co obchodzono Światowy Dzień Transplantacji, z okazji którego wiele mówiono o problemach z pozyskaniem narządów do przeszczepów i sam upowszechniałem wśród moich uczniów przewodnie hasło akcji: – NIE ZABIERAJCIE SWOICH ORGANÓW DO NIEBA – TAM WIEDZĄ, ŻE ONE SĄ POTRZEBNE NA ZIEMI. Co mnie więc szokuje?
Myślę, że problem tkwi w tym, że tę naukę otrzymałem niespodziewanie od swoich uczniów, którzy tego typu filmiki przesyłają sobie na komórki i przetrzymują je tam obok przeróżnych dzieł – przy których porno jest zupełnie niewinną igraszką – w tym celu, aby to pokazać innym. My, rodzice nastoletnich już dzieci, chcąc oszczędzić im przykrego widoku, i nie stresować ich nadmiernie robimy wszystko, aby np. nie widzieli zmarłego dziadziusia czy innego krewnego w otwartej trumnie. Niech dziecko ma w pamięci żywego przodka – mówimy. A tu masz babo placek!!! Oni nie takie rzeczy znają!!!
W kolejnych klasach, gdzie prowadziłem takie same zajęcia sprawdzałem czy znają ten filmik. Zna go wielu uczniów. Po reakcjach widać, że wielu z nich oglądając go kiedyś doznało podobnie jak ja silnego wstrząsu i wspominają to z obrzydzeniem. Są jednak i tacy, którzy mówią : – fajny! Jest tam fajna muzyczka, co?
Przyznacie, że nauczyciel też wiele może nauczyć się od swoich uczniów, co?